Zapewne pamiętacie moją radość, gdy
informowałam Was, iż objęłam swoim patronatem książkę "Łąki
kwitnące purpurą", kontynuację "Cienia burzowych chmur"
Edyty Świętek, należącą do serii "Spacer Aleją Róż". Pierwsza część powieści zachwyciła mnie (tutaj recenzja), więc możliwość patronowania
kolejnemu tomowi przyniosła mi ogrom szczęścia. Czas oczekiwania
na książkę był dla mnie prawdziwą torturą, ale dzięki
wspaniałej Pani Ani z wydawnictwa
na początku czerwca doszła do mnie
wyczekiwana w takim napięciu lektura. :D Cierpienia moje przedłużyły
się nieco, gdyż najpierw musiałam pożreć recenzenckie
książeczki, które przyszły do mnie nieco wcześniej, ale w końcu
nadszedł ten wspaniały dzień, w którym zaczęłam cieszyć się
kolejnym spacerem Aleją Róż. Ciekawi jesteście moich wrażeń?
Zapraszam!
Opis
pochodzący z okładki książki
"Dynamicznie
wzrastająca najmłodsza dzielnica Krakowa ciągle jeszcze przypomina
miasto rodem z dzikiego zachodu. Pomiędzy nowymi domami,
przeludnionymi barakami i terenami budowlanymi kwitnie hazard, a
sprawiedliwość bywa wymierzana na własną rękę. Za dnia
wznoszone są domy, kina, szpital oraz szkoły, natomiast nocami w
mrocznych zaułkach czają się przestępcy oraz prostytutki. Nad
głowami mieszkańców, niczym mityczny miecz Damoklesa, wisi groźba
wybuchu kolejnej wojny. Oto Nowa Huta lat 50. – siedlisko
socrealistycznego absurdu, w którym rozrastająca się rodzina
Szymczaków poszukuje swojego miejsca w świecie.”
Moje wrażenia po
lekturze „Łąk kwitnących purpurą”
Nie oszukujmy się.
Pierwsze co rzuca się w oczy, gdy spoglądamy na książkę „Łąki
kwitnące purpurą” to jej przepiękna okładka oraz wspaniałe
wydanie. Duży, czytelny druk znacznie ułatwia chłonięcie
opowieści, a drobne ozdobniki znajdujące się u dołu każdej
strony oraz rozpoczynające rozdziały – jeszcze intensywniej
zachęcają do lektury. Większość rozdziałów jest dość krótka
i kończy się w takich momentach, iż musimy przeczytać jeszcze
jeden fragment historii, a potem jeszcze jeden, i kolejny, by
później... – po dwóch, trzech podejściach (w tym mile spędzonej
niedzieli) odłożyć książkę na półkę z żalem, że to już
koniec kolejnej części sagi.
Na początku
powieści znajduje się drzewo genealogiczne rodzin Pawłowskich,
Szymczaków i Kurbieli oraz streszczenie „Cienia burzowych chmur”.
Dla osób, które czytały pierwszą część książki – jest ono
bardzo przydatne i stanowi ciekawe wspomnienie, jednak tym, którzy
lekturę poprzedniego tomu mają przed sobą – niestety da
niewiele. Tak dużo wydarzeń spotkało bohaterów w poprzedniej
części, iż trudno byłoby na kilku stronach zrozumiale opowiedzieć
je osobie, która nie przeżyła ich wcześniej podczas wspaniałej
czytelniczej przygody. Nie wiem, czy książka będzie zrozumiała
dla osób, które nie poznały poprzedniego tomu. Być może tak.
Jednak jest to pierwsza publikacja, której czytanie ja osobiście
będę polecała od samego początku. I to nie dlatego, że coś
mogłoby być niezrozumiałe dla poznającego dopiero rodzinę
Szymczaków, ale dlatego, iż jest to piękna powieść, a lektura
„Cienia burzowych chmur” (na początek) pozwala poznać od
podszewki tę interesującą rodzinę i zagłębić się w koleje ich
losu. Cała historia zaś opisana jest tak wspaniale, że grzechem i
stratą byłoby nie przeczytać jej w całości.
Jeśli obawiacie
się, iż lektura dwóch tomów będzie wymagała od Was długiego
czasu, który wykorzystalibyście na pożarcie innych tytułów –
nie musicie się przejmować. Te książki się wręcz pochłania, a
po ich przeczytaniu będziecie zawiedzeni nie z tego względu, iż
poświęciliście im zbyt dużo czasu, lecz dlatego, że nie możecie
natychmiast poznać kontynuacji powieści.
Po lekturze „Łąk
kwitnących purpurą” do rodziny Szymczaków zapałałam jeszcze
większą sympatią, niż wcześniej. O ile w „Cieniu burzowych
chmur” nie wszystkich z rodziny polubiłam (ze względu na moje
niezrozumienie dla postępowania niektórych z nich) o tyle teraz, po
bliższym ich poznaniu, potrafiłam w większym stopniu wczuć się w
ich sytuację i zrozumieć targające nimi uczucia (choć wciąż nie
zawsze postępują oni zgodnie z moimi pragnieniami). Pokochałam
Szymczaków jako rodzinę, nie zawsze zgodną, ale kochającą się i
wspierającą mimo odmiennych wartości oraz przeciwności losu.
Myślę, iż niektórzy z nich niejednokrotnie jeszcze zaskoczą mnie
zachowaniem jakiego nie popieram – mam jednak poczucie, iż
sympatia, którą obecnie czuję do większości z nich przetrwa
niejedną zawieruchę.
Można by pomyśleć,
iż po trudnych przejściach, jakie pisarka zgotowała bohaterom w
poprzednim tomie powieści – tym razem im odpuści. Nic jednak
bardziej mylnego. To nie opowiastka, która ma przynieść nam wyłącznie radość i spokój. Tutaj poznajemy rodzinę, której przyszło żyć w
bardzo ciężkich czasach. Czasach budowania w Polsce socjalizmu. W
świecie, w którym strach było powiedzieć coś nieprzychylnego
władzy, nawet w gronie osób, wśród których przebywało się na
co dzień. W najlepszym wypadku takie „przeciwstawianie się”
władzy skończyć mogło się kilkoma „cięgami”. Zwykle było
gorzej.
Tym razem wraz z
rodziną Szymczaków wkraczamy w rok 1951 i towarzyszymy im do 1956
r. Edyta Świętek po raz kolejny przedstawia nam kawałek historii
naszego kraju. Ponownie wkraczamy do świata, w którym dominują:
kartki na żywność, papierosy Sport i Popularne, „Trybuna Ludu”,
„Polskie Radio” i „Polska Kronika Filmowa”. W opisanym czasie
miejsce mają: reglamentacja towarów, śmierć Stalina, zatrzymanie
kardynała Wyszyńskiego, strajk generalny w Zakładach Metalowych.
Poznajemy postacie historyczne, m.in.: Bolesława Bieruta, Józefa
Cyrankiewicza, Władysława Gomułkę. Fakty te poparte są nawet
doniesieniami prasowymi z cytatami o bieżącej sytuacji w kraju
„wyłuskanymi” z konkretnych gazet, ukazujących się w tamtych
latach. A całą tą wiedzę historyczną nabywamy jakby „przy
okazji”, bez większych problemów, gdyż w ten trudny okres
pisarka doskonale wkomponowała opowieść o rodzinie Szymczaków.
Rodzinie, która mimo życia w trudnej rzeczywistości dąży do
odnalezienia swojego miejsca na ziemi. Klanu, który (tak, jak w
każdych innych czasach) pragnie żyć godnie, kochać, spełniać
marzenia i cieszyć się życiem. Rodu, który marzy o lepszej
przyszłości dla siebie i swoich bliskich.
Pisarka ponownie
dostarczyła mi podczas lektury wielu emocji i wrażeń. Z
ciekawością śledziłam losy bohaterów (dowiedziałam się w
końcu, kto zabił i byłam bardzo zaskoczona), niejednokrotnie
popadałam w zadumę i melancholię, smuciłam się, szeroko
otwierałam buzię z zaskoczenia, ale zdarzały się i takie chwile,
kiedy uśmiechałam się, czy nawet zaśmiałam w głos. Przez cały
czas jednak wytrwale kibicowałam Bronkowi i jego bliskim, by ich
sytuacja uległa poprawie.
I co więcej. Ech...
dowiedziałam się, co oznacza książkowy kac. ;)
Jestem bardzo dumna
z tego patronatu, bo to naprawdę wartościowa i piękna lektura.
Gdybym mogła... zaklepałabym sobie wszystkie patronaty książek
Edyty Świętek, jakie jeszcze kiedykolwiek się ukażą. Jestem
przekonana, iż każda jej kolejna książka będzie równie cudowna.
A Wy mieliście już
przyjemność czytać książki z tej serii? Planujecie po nie
sięgnąć? A może znacie inne publikacje autorki, które
szczególnie polecilibyście lekturze?