sobota, 27 lutego 2016

"Charlie i fabryka czekolady" - moc słodkości dla każdego (moja recenzja)

Na początek kilka zdjęć przedstawiających pierwsze strony książki. Zwróćcie uwagę na ilustracje, ale także na opisy pod nimi. 





W ten oto sposób zostałam wprowadzona, a teraz i Was wprowadzam do świata Charliego. ;) Jak zauważyliście... rodzina chłopca jest dość liczna: czworo staruszków, mama, tato i nasz bohater, a w tym wszystkim...

"Pan Bucket jako jedyny w rodzinie miał pracę. Pracował w fabryce pasty do zębów, gdzie od rana do wieczora siedział w jednym miejscu i nakładał zakrętki na tubki, które właśnie napełniano pastą. Ale zakręcacze tubek z pastą do zębów nie zarabiają zbyt wiele, więc biedny pan Bucket, choćby nie wiem jak szybko pracował, zarabiał tak mało, że nie stać go było nawet na połowę rzeczy potrzebnych tak dużej rodzinie."

"Posiłki codziennie wyglądały tak samo: na śniadanie chleb z margaryną, na obiad ziemniaki i kapusta, na kolację kapuśniak. (...)
Najciężej odczuwał to mały Charlie. I chociaż tato i mama często obywali się bez swojej porcji obiadu czy kolacji, żeby on mógł się najeść, to i tak było za mało dla rosnącego chłopca. Charlie rozpaczliwie potrzebował zjeść coś bardziej sycącego i pożywnego niż kapusta i kapuśniak. A przysmakiem, za którym tęsknił bardziej niż za czymkolwiek innym, była... CZEKOLADA."

Tego smakołyku jednak mógł nasz bohater posmakować jedynie raz w roku, w dniu swoich urodzin. "Cała rodzina przez okrągły rok oszczędzała na tę okazję..."

Ale nie powiedziałam "wam jeszcze o pewnej strasznej rzeczy, która skazywała małego miłośnika czekolady na straszliwe tortury. Było to coś o wiele gorszego niż widok bloków czekolady w witrynach czy innych dzieci objadających się czekoladowymi pychotami na jego oczach. To było coś tak strasznego, że aż trudno to sobie wyobrazić, a mianowicie:
W tym mieście, i to dosłownie na wprost domku, w którym mieszkał Charlie, znajdowała się OGROMNA FABRYKA CZEKOLADY!
Możecie to sobie wyobrazić?
A nie była to bynajmniej jakaś zwykła wielka fabryka czekolady, tylko największa i najsłynniejsza na całym świecie: FABRYKA WONKI, własność niejakiego pana Willy'ego Wonki, największego w historii wynalazcy i wytwórcy czekolady."

Co ciekawe. Bramy fabryki Wonki cały czas były zamknięte. Nikt do niej nie wchodził i nikt z niej nie wychodził. Od dziesięciu już lat nie było w niej pracowników, za to produkcja czekolady odbywała się "pełną parą". Co więcej, czekoladki i inne słodycze, które produkowała, były jeszcze fantastyczniejsze i pyszniejsze niż wcześniej. Charlie marzył o tym, aby dostać się kiedyś do tej wspaniałej fabryki i pracować w niej. I pewnego radosnego wieczora w wiadomościach pojawiła się informacja, iż pan Willy Wonka postanowił zaprosić do swojej fabryki pięcioro dzieci, które oprowadzi po niej i ujawni im wszystkie tajemnice i całą jej magię. Aby dostać się do fabryki należało znaleźć Złoty Kupon, umieszczony w zaledwie pięciu tabliczkach czekolady. Nie będę zdradzała jednak dalszych losów Charliego. Aby je poznać musicie sięgnąć po tę zabawną lekturę. 



Książkę schrupałam przy jednym podejściu, w zaledwie dwie, może trzy godzinki. Czas spędzony przy niej minął mi bardzo przyjemnie. Poznałam interesujących bohaterów. Szczególną sympatią obdarzyłam dziadka Charliego – Joego, totalnie dziecinnego ponad dziewięćdziesięciolatka ;) (albowiem wiedzieć musicie że obie babcie i obaj dziadkowie Charliego mieli ponad dziewięćdziesiąt lat).
Roald Dahl w swej powieści ukazał przywary współczesnych. Z ogromną dawką humoru przestrzega dzieci i młodzież (bo to głównie dla nich lektura) przed: obżarstwem, zachłannością, nieposłuszeństwem, wścibstwem, i wskazuje na to, jak istotne jest słuchanie dorosłych. Ogromnie spodobały mi się rozdziały mówiące o szkodliwości nadmiernego oglądania telewizji oraz piosenka Umpa – Lumpasów (tak, tak, Umpa – Lumpasów, uwierzcie mi to bardzo ciekawe istoty) na ten temat. Pozwolę sobie przytoczyć fragmenty. ;)

"Gdy chodzi nam o dobro dzieci,
To najważniejsza rzecz na świecie,
Aby pod żadnym ich pozorem
Nie sadzać przed telewizorem,
A raczej z rana i z wieczora
Odganiać od telewizora..."

"O, znam ja, znam ja dobrze dzieci,
Co w ekran gapią się dzień cały,
Aż z twarzy im wyłażą gały -
Raz w jednym domu sam widziałem
Pod stołem dziesięć ocznych gałek...
Gapią się, gapią się i siedzą,
O bożym świecie nic nie wiedzą,
Zupełnie jak zaczarowane
(Czy raczej zaprogramowane
Jak telewizor: na "w spoczynku").
Nie będą chować się w kominku,
Rozbijać szklanek, grać na flecie,
Śpiewać, malować po tapecie,
Gonić się ani bawić w wojnę.
Otumanione, więc spokojne..."
A stwierdzić trzeba to wyraźnie:
TV ZABIJA WYOBRAŹNIĘ!
MYŚLENIE STOPNIOWO WYGASZA!
Z MÓZGU SIĘ ROBI GĘSTA KASZA
ALBO BIAŁEGO KAWAŁ SERA!
TV PO TROCHU GO WYŻERA!
WYMIATA NAWET ŚLAD ROZSĄDKU!
NIE ZGODZĘ SIĘ, ŻE TO W PORZĄDKU,
GDY SIEDZĄ RZĘDEM NA KANAPIE
NIE LUDZIE JUŻ, A TYLKO GAPIE.
'No dobra! - ktoś zaoponuje -
Mnie to zupełnie przekonuje,
Pudło wyjedzie dziś na śmieci,
Ale czym wtedy zajmę dzieci?'
A jak spędzało się dzieciństwo
Nim nas zatruło tele-świństwo?
Co też dzieciarnia porabiała?
Czy ktoś pamięta? Tak! CZY-TA-ŁA!"

A dalej jest jeszcze ciekawiej, bo mowa o książkach właśnie. :))

Roald Dahl znany jest przede wszystkim z książek dla dzieci i młodzieży, chodź pisywał też zabawne opowiadania i powieści dla dorosłych. Po lekturze "Charliego ..." śmiem jednak twierdzić, iż autor z powodzeniem mógłby pisać również horrory. Nie brak mu wyobraźni i pomysłów na drastyczne sceny. Do końca nie byłam pewna, czy pan Willy Wonka nie jest przypadkiem jakimś pokręconym psychopatą. ;D

Ze wszech miar chwaląc książkę nie można pominąć również fantastycznych ilustracji Quentina Blake'a, które się w niej znalazły.

Czasem lubię oderwać się od codzienności i przy jakiejś ciekawej lekturze powrócić do dzieciństwa. Lektura "Charlie i fabryka czekolady" to wspaniały kąsek dla osób pragnących odpocząć nieco od problemów i powagi "należytej dorosłym". ;)
Serdecznie polecam! :))

Książkę czytałam w ramach wyzwania granice.pl oraz



czwartek, 25 lutego 2016

"Kasacja" Remigiusza Mroza - moja ze wszech stron chwalebna recenzja ;)

Od niedawna cieszyłam się lekturą "Królów przeklętych", a w kolejce do przeczytania czekała sobie spokojnie "Kasacja" Remigiusza Mroza. Tymczasem gdzie nie spojrzałam – w oczy rzucały mi się zachwyty na jej temat. W końcu pod naporem kłujących w oczy "ochów" i "achów" nad Mrozem – poddałam się. Zrobiłam krótką przerwę od lektury "Królów..." i sięgnęłam po "Kasację". Minęły trzy dni i już pędzę podzielić się z Wami swoimi wrażeniami na jej temat.

 
Kilka słów na temat fabuły

Do warszawskiej kancelarii prawnej Żelazny & MacWay zgłasza się Kordian Oryński, który dostał się tam na aplikację. Patronem mężczyzny zostaje, sprawiająca wrażenie nieco ekscentrycznej – mecenas Joanna Chyłka.
Pierwsza ich wspólna sprawa dotyczyć ma obrony niejakiego Piotra Langera Juniora, który według wszelkich przypuszczeń dokonał bestialskiego morderstwa wobec dwójki ludzi (mężczyzny i kobiety), a następnie z ich ciałami spędził dziesięć dni zamknięty w swoim mieszkaniu.
Piotr nie przyznaje się do popełnienia morderstwa, jednak również mu nie zaprzecza. Partnerzy zadają sobie pytanie, jak bronić osoby, która sama nie próbuje się bronić?
Stopniowo poznajemy kolejne postacie oraz fakty, które mogą mieć związek ze sprawą, a fabuła okazuje się pełna zaskakujących wydarzeń i gna do przodu niczym włoskie pendolino. ;)

Moje wrażenia z lektury

W świat książkowych kryminałów tak naprawdę dopiero wkraczam, jednak ta prawnicza sensacja prawdziwie mnie zauroczyła. Miałam wrażenie, że ledwie do niej zasiadłam, a już przekroczyłam stronę setną. Im dalej – tym książka stawała się ciekawsza, a akcja nabierała większego tempa. Z każdą kolejną stroną trudniej było mi rozstać się z jej bohaterami choćby na kilka godzin i wykorzystywałam każdą wolną chwilę, aby pochłonąć (bo dosłownie je pochłaniałam) choć kilka stron więcej tej fantastycznej lektury. A kiedy już odkładałam książkę, by wrócić do niej za jakiś czas – moje myśli i tak wciąż krążyły wokół jej fabuły. Z niecierpliwością czekałam, kiedy znów do niej zasiądę, aby dowiedzieć się co wydarzy się dalej, a autor co krok zaskakiwał mnie kolejnymi zwrotami akcji.
"Kasacja" wprowadziła mnie do prawniczego oraz gangsterskiego świata i dała możliwość poznania wielu ciekawych, wyrazistych bohaterów: adwokat Joannę Chyłkę i aplikanta Kordiana Oryńskiego (Zordona), oskarżonego o podwójne morderstwo Piotra Langera Juniora, tajemniczego Siwowłosego brodacza i niejakiego Gorzyma, specjalistę do spraw pozyskiwania informacji Kormaka (który szczególnie mnie zaciekawił), właścicieli kancelarii Artura Żelaznego oraz Harry'ego McVaya, lekarza Macieja Roske. Żadna z tych postaci nie sprawiła wrażenia bezbarwnej i każda miała swoją rolę do odegrania. Co ciekawe. Żadnej z postaci nie możemy być do końca pewni. Czy postępuje ona uczciwie (zgodnie z naszymi oczekiwaniami), czy przeciwnie – stoi po drugiej stronie barykady. Z wielką przyjemnością odkrywamy kolejne odwracane przez autora karty.
Czytając książkę znalazłam się w kancelarii adwokackiej oraz na sali rozpraw. Mogłam się przyjrzeć pracy adwokatów oraz prowadzonej sprawie sądowej. Dowiedziałam się, co oznacza tytułowa kasacja. Szczerze przyznam, iż bardzo mnie to wszystko ciekawiło i niecierpliwie czekam na moment, gdy sięgnę po "Zaginięcie" tego autora.
Książka porusza tematy poważne, trzyma nas w napięciu, a jednocześnie charakteryzuje ją niesamowity humor. Wielokrotnie uśmiechałam się, a nieraz nawet zaśmiałam w głos czytając książkę.
Cóż dodać? Polecam wszystkim. :))


Książkę czytałam w ramach wyzwania portalu granice.pl oraz 


A Wy mieliście przyjemność czytać "Kasację"? A może inne książki autora? Czy zrobiły na Was równie duże wrażenie, jak na mnie "Kasacja"? Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania.


niedziela, 21 lutego 2016

"Podwójne życie Pat" Jo Walton - najpiękniejsza obyczajówka jaką kiedykolwiek czytałam.

Minęło 1,5 miesiąca nowego 2016 roku. Do dziś zdążyłam przeczytać 3 książki. "Szczygieł", z którym rozpoczęłam ten czytelniczy rok zauroczył mnie i porwał swoją historią. Zakochałam się w tej książce, a na koniec ona pozostawiła mnie w stanie ciężkiej beznadziei, bezsilności. Do końca nie wiem, jak to określić, ale to chyba nie był odpowiedni w moim życiu moment na takie zakończenie historii.
Kolejną, wręcz pochłoniętą przeze mnie książką, stało się "Podwójne życie Pat". Już teraz wiem, że ta książka pojawi się w kolejnym roku jako jedna z najcudowniejszych powieści obyczajowych jakie przeczytałam w 2016 r. Jest to chyba najwspanialsza obyczajówka, jaką przeczytałam w całym moim życiu. Ale do rzeczy! ;)


Pat poznajemy jako starszą osobę mieszkającą w domu opieki. Kobieta przechodzi demencję starczą, jest zdezorientowana. Dobrze pamięta swoje dzieciństwo, ale w pewnym momencie dochodzi do rozdwojenia. Pat pamięta siebie w dwóch odrębnych życiach, które toczą się jakby równolegle, i nie wie, które z nich jest tym prawdziwym.

"Urodziła się w roku 1926 – roku strajku generalnego; tego się trzymała. Tu nie było rozdwojenia. Jej wspomnienia z dzieciństwa wydawały się jednolite i ustalone, przejrzyste i niezmienne jak slajdy wyświetlane na ekranie. Rozdwojenie musiało nastąpić potem, cokolwiek je spowodowało. Na Oksfordzie? Później?"

"Nie mogła ufać swojemu mózgowi. Teraz wyobraziła sobie, że żyje w dwóch różnych rzeczywistościach, przenosząc się między nimi, ale to chyba jakaś usterka umysłu, jak wirus komputerowy, który do pewnych plików uniemożliwia dostęp, a w innych nie pozwala pisać. To porównanie Rhodriego. Rhodri jako jeden z nielicznych rozmawiał z nią o demencji, jako problemie z potencjalnymi rozwiązaniami i działaniami zastępczymi. Zbyt długo się z nim nie widziała. Może był zajęty. A może znalazła się w tym drugim świecie – świecie, w którym nie istniał."

W swych wyobrażeniach w jednym życiu Pat jest szczęśliwą, realizującą swoje pasje kobietą, uczy w szkole, pisze poczytne przewodniki po Rzymie, Florencji, Bolonii i Genui, a wraz ze swoją przyjaciółką, Bee, wychowuje troje dzieci. Niestety świat, w którym żyją dotykają ciągłe ataki bombowe.
W drugim swym życiu Pat zostaje żoną Marka. Poznaje go po ostatnich napisanych na Oksfordzie egzaminach. Niestety Mark okazuje się nie najlepszym mężem dla Trici (nazwanej tak przez niego i jego znajomych, gdyż imię Tricia brzmi zdecydowanie lepiej, niż Pat, czy Patricia). Tricia i Mark mają czworo dzieci, którymi zajmuje się kobieta. Tricia udziela się w organizacjach popierających ruch wolnościowy, o czym jej mąż (uważający ją za nie wartą zainteresowania, zajęty własną karierą) nie ma najmniejszego pojęcia.

Czytając książkę Jo Walton mamy możliwość poznania dzieciństwa Pat, okresu jej młodości, a następnie dwóch jej dróg życiowych – dorosłej, a później starszej już: Trici (żony Marka) oraz Pat (partnerki Bee).
Autorka miała wspaniały pomysł przedstawiając naprzemiennie, w kolejnych rozdziałach, te dwie życiowe historie Patrici. Co więcej, każdej z tych historii byłam ogromnie ciekawa, trudno było się od nich oderwać. Ta, pozornie zwykła opowieść przedstawiająca dwie możliwe życiowe drogi jednej zwyczajnej kobiety, wciągała mnie w swój świat z ogromną mocą. Pochłaniałam ją naprawdę z wielkim zainteresowaniem.
Powieść ta to również swego rodzaju podróż przez historię. Czytamy w niej o: wojnie, pierwszych lotach w kosmos oraz o pierwszym postawieniu nogi na księżycu przez człowieka, o śmierci Johna F. Kennedy'ego, sztucznym zapłodnieniu, czy pojawieniu się komputera i internetu.
Przykładowy cytat:

 "Wielką Brytanią stale wstrząsały strajki i represje. Wszędzie dochodziło do przemocy. We Włoszech Czerwone Brygady wysadzały pociągi i porywały polityków, IRA robiło to samo na Wyspach. Europa tymczasem coraz bardziej jednoczyła się politycznie. Portugalia nadal była uwikłana w okrutną wojnę kolonialną z Goą. Amerykanie wciąż walczyli w Wietnamie, a Francuzi w Algierii. Brytyjskie kolonie afrykańskie wrzały. W kosmosie rosyjskie i europejskie stacje oraz bazy księżycowe łypały na siebie ostrzegawczo, a Ameryka z opóźnieniem starała się zbudować własną stację. Rosjanie zdławili bunt w Polsce tak jak wcześniej na Węgrzech i Czechosłowacji."

Książka omawia wątki ponadczasowe, dotykające również nas, żyjących współcześnie. Porusza problemy: homeseksualizmu, terroryzmu, niepełnosprawności, nowotworów, aids. Przedstawia "walkę" o pokój na świecie. Jest to także przepiękna opowieść o miłości partnerskiej, rodzicielskiej, wspaniałej przyjaźni, lecz przede wszystkim o przemijaniu.

" -Wszyscy się rodzą - rzekła do pustego nieba. - Wszyscy umierają."

"Myślałam, że mamy czas na wszystko, co chcemy, ale w ciągu życia można zrobić ograniczoną ilość rzeczy."

Trudno pozostać obojętnym wobec tego, według mnie, najważniejszego przesłania płynącego z kart książki. Możemy odsuwać od siebie myśli dotyczące kresu naszego istnienia, ale przecież nie możemy go uniknąć.

"Lepiej żyć, jak umiemy. Jeść, dopóki mogę. Kochać się, dopóki to nadal sprawia przyjemność. Muzykować. Wspólnie śpiewać po kolacji. Zaszczepić parę roślin i spróbować wyhodować nowe..."


Cóż dodać? Czytaliście już tę książkę? Macie ją w planach? Na mnie ta powieść wywarła ogromne wrażenie. A jaka książka Was tak dogłębnie poruszyła w ostatnim czasie?

 

sobota, 13 lutego 2016

"Rodzinne sekrety" - moja ponowna wizyta u Zagórskich, bohaterów sagi pani Krystyny Mirek

Dopadło mnie niedawno paskudne wprost przeziębienie. Kaszlałam, kichałam, nos zatkany i temperatura podnosić się zaczęła. Na szczęście już jest zdecydowanie lepiej. Znalazłam doskonałe lekarstwo. :))



Nie wiem, czy czytaliście już pierwszą część trylogii "Jabłoniowy sad" Krystyny Mirek. Jeśli nie – zapraszam Was do mojej recenzji
Jeśli zaś tę lekturę macie już za sobą pragnę zapoznać Was z moją opinią na temat "Rodzinnych sekretów", drugiej części tej wspaniałej sagi.

Lektura "Szczęśliwego domu" zakończyła się tym, iż sad Zagórskich został zrujnowany przez ogromną burzę, a życia córek Jana i Heleny zdecydowanie nie można było nazwać ustabilizowanym, co rodzicom dziewcząt wciąż przysparza powodów do trosk.
Marylka (najstarsza z córek), zmuszona do samotnego wychowywania swych dwóch synów wciąż niewłaściwie lokuje swoje uczucia. Anielka, najspokojniejsza z dziewcząt, zamknięta w sobie, która na co dzień mieszka z rodzicami i pomaga ojcu przy pracy w księgarni, nawet nie przedstawiła rodzinie ojca swojej córeczki. Podobnie jak jej siostra pozostaje samotną matką. Gabrysia, starając się o dziecko, dała pochłonąć się temu pragnieniu do tego stopnia, iż nie zauważyła, kiedy zaczęła oddalać się od męża tak bardzo, iż omal go nie utraciła. Julia, lekarz weterynarii, która pozostawała w udanym (przynajmniej pozornie) związku z Ksawerym, planująca już ślub, zaczęła wahać się, czy aby na pewno z tym mężczyzną pragnie spędzić życie.
Oprócz tego Leszek, sąsiad Jana, wciąż ma ogromny żal do dawnego przyjaciela o to, że ten przed laty odbił mu narzeczoną i kontakty ich dalekie są od poprawnych, a tym bardziej takich, jakich Jan by pragnął.
W drugiej części sagi Krystyna Mirek dokłada bohaterom jeszcze jednego poważnego powodu do trosk. Otóż... okazuje się, że do kraju przyjeżdża Alfred, na co dzień mieszkający w USA brat Jana, który żąda spłaty jego części spadku. Aby spłacić brata Jan musi sprzedać znajdujący się przy domu sad, księgarnię – herbaciarnię – należący od lat do rodziny interes lub dom. Jak odniosie się do tego nasz bohater? Co postanowią córki Zagórskich? I w końcu... jaką decyzję podejmie ostatecznie Jan? Czy po burzy w sadzie nadszedł czas na rodzinne burze i nieporozumienia? Aby się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po książkę.
Jednak poruszony przeze mnie problem to nie jedyna kwestia, którą podjęła autorka powieści. Pochłaniając (bo inaczej się po prostu nie da) lekturę śledzimy równocześnie losy pana Jana, córek Zagórskich, sąsiada Leszka oraz cioci Marty. Autorka odkrywa przed nami kolejne karty, zapoznaje nas bliżej z innymi jej postaciami, niż dotychczas.

 
Książkę czyta się lekko i przyjemnie, z ogromnym zaciekawieniem. Trudno się od niej oderwać. To pozycja do pochłonięcia przy jednym, dwóch podejściach. Ja jako mama niespełna dwuletniego, bardzo aktywnego smyka – pochłonęłam ją w kilka dni. I choć powieść pozbawiona jest nagłych zwrotów akcji, za które osobiście uwielbiam prozę pani Krysi – jest naprawdę niesamowita. Wciąż swym klimatem przypomina mi ona serial "M jak miłość", który osobiście bardzo lubię.

Czytając poprzednią część "Jabłoniowego sadu" wytrwale kibicowałam Gabrysi. Tym razem Marylka stała się osobą za którą mocno ściskałam kciuki, zwłaszcza, że odnalazłam u niej pewne własne cechy osobowości. ;)

Zagłębiając się w treść powieści – sami pragniemy znaleźć się przy stole, wśród tak wielkiej, kochającej się rodziny. Dzięki lekturze podjęłam decyzję co do pewnego życiowego kroku, który postawię w najbliższym czasie. Hm... czyżby historia się powtarzała? ;) Z pozoru zwykła, ciepła, ujmująca powieść, a jednak wywiera wpływ na moje życie, decyzje, wybory.
Podobnie jak w poprzedniej części i tym razem wyłowić możemy z książki wiele istotnych kwestii dotyczących prawdziwych wartości życiowych. Ponownie uświadamiamy sobie, co w życiu jest naprawdę ważne.

Zaznaczyć muszę, iż nie trzeba znać poprzedniej części powieści, aby przeczytać obecną. Pisarka przedstawia bohaterów tak dokładnie, że nawet nie znając treści "Szczęśliwego domu" spokojnie można poruszać się w świecie "Rodzinnych sekretów". Tym bardziej, iż każdy z dwóch tomów opowiada inne historie.

Książkę czytałam w ramach wyzwania "Kiedyś przeczytam 2016". 



I tylko jeden problem poważny mam po lekturze. Na kolejną część sagi przyjdzie mi pewnie czekać kolejnych kilka dłuuugich miesięcy.

A Wy? Czytaliście już tę sagę? A może inne książki pani Krysi? Czy lubicie je podobnie jak ja? :)

 

piątek, 5 lutego 2016

"Rodzinne sekrety" są już i u mnie :)

Dziś przybywam do Was ze smaczkiem, który otrzymałam niedawno od jednej z moich ulubionych polskich pisarek – pani Krystyny Mirek. Jest to druga część jej wspaniałej sagi "Jabłoniowy sad". Cieszę się ogromnie z tego prezentu, gdyż lada dzień będę mogła poznać "Rodzinne sekrety" Zagórskich.

 
I to, co kocham najbardziej... dedykacja autorki w książce.

 
Recenzja książki ukaże się już niebawem na blogu, a Was tymczasem zapraszam na moje wrażenia po przeczytaniu pierwszej części sagi