„Maybe Someday”
Colleen Hoover to książka, którą wygrałam w konkursie wydawnictwa
Otwartego i sama ją sobie wybrałam jako nagrodę. Mimo to ponad rok
leżała na mojej półce, a do jej przeczytania zmotywowało mnie
wyzwanie czytelnicze u Eweliny, znanej Wam zapewne jako Ejotek lub
Czytelnicza Dusza.
Klikając tutaj
przejdziecie do wyzwania, a Ewelinie przy tej okazji
bardzo dziękuję za zmotywowanie mnie do sięgnięcia po tę
pozycję.
Opis książki (pochodzący
z okładki)
„On, Ridge, gra na
gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego:
tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do
jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać.
Ona, Sydney, ma poukładane
życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to
rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin.
Wkrótce tych dwoje
odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się
także, jak łatwo złamać czyjeś serce.
Mabybe Someday to opowieść
o ludziach rozdartych między 'może kiedyś' a 'właśnie teraz', o
emocjach ukrytych między słowami i muzyce, którą czuje się całym
ciałem.”
Moje odczucia po lekturze
"Maybe Someday"
to książka łącząca w sobie Young Adult i romans. Zwykle stronię
od takich pozycji, jednak na temat tej powieści słyszałam mnóstwo
pozytywnych opinii, a lektura "Hopeless" Colleen Hoover
(moje wrażenia), choć w swojej recenzji
trochę się jej "czepiałam", dodatkowo zachęciła mnie
do przeczytania "Maybe Someday".
Książka pochłonęła
mnie od pierwszych stron i kiedy musiałam przerywać czytanie z
niechęcią odkładałam ją na półkę. Od początku polubiłam
bohaterów: Sydney, Ridge'a, Warrena i Bridget, a następnie inne,
kolejno wprowadzane do powieści postacie: Maggie i Brennana.
Szczęśliwie wśród bohaterów znalazły się również osoby
nacechowane negatywnie, a i postaciom pierwszoplanowym zdarzało się
popełniać błędy i nie całkiem obce były im nieczyste zagrania.
"Maybe Someday"
to opowieść o miłości dwóch osób, ale nie tylko. To również
piękna historia o niesłyszącym bohaterze oraz dziewczynie, która
zapadła na bardzo poważne schorzenie. O jaką chorobę chodzi nie
będę Wam tu zdradzała. Dowiecie się tego w trakcie lektury. Mnie
jednak ta wiadomość niemal sparaliżowała, gdyż opisane
schorzenie dotyczyło mojego przyjaciela z lat młodzieńczych,
którego dzisiaj nie ma już na tej ziemi.
Dzięki pisarce przenikamy
do świata uczuć i doznań towarzyszących w życiu codziennym
osobie niesłyszącej. Poznajemy sposób odbierania przez nią
świata, co ja odczuwałam niemal namacalnie. Kiedy czytałam
historię opisywaną z punktu widzenia osoby głuchej, nawet wówczas,
gdy sytuacja ta była wypełniona hałasem – bez problemu mogłam
ją sobie wyobrazić, a jednocześnie miałam wrażenie, iż żadne
dźwięki z nią związane do mnie nie docierają.
„Maybe Someday” to
historia miłości, a właściwie trójkąta miłosnego, opisywanego
zamiennie przez 22-letnią kobietę oraz 24-letniego mężczyznę.
Zastosowanie naprzemienności wypowiedzi ogromnie mi się spodobało
i dało możliwość przeniknięcia w myśli i odczucia bohaterów,
których cechowała niesamowita wzajemna szczerość, jakiej nam
dorosłym często brak we wzajemnych relacjach. Ogromnie przypadła
mi do gustu dojrzałość bohaterki, jej podejście do sytuacji, w
której się znalazła. Analizowanie sytuacji, jakie ją spotykają
godne jest osoby prawdziwie rozsądnej i odpowiedzialnej.
Zwykle, gdy czytam o
trójkątach miłosnych – złoszczę się poznając odczucia i
przemyślenia bohaterów. Zbyt łatwo, w chwilach uniesienia,
zapominają oni o swoich stałych partnerach i ulegają namiętności
dopuszczając się zdrady. W „Maybe Someday” bohaterowie nie
zapominają o bliskich, których mogliby skrzywdzić, a ich uczucie
nie sprowadza się wyłącznie do zaspokojenia popędu seksualnego.
Kiedy poznajemy Sydney i
Ridge'a oboje są w stałych związkach. Później sytuacja nieco się
zmienia. Sydney zostaje sama, ale Ridge wciąż ma u boku kochającą,
cudowną dziewczynę. Z tego powodu trudno było mi kibicować tej
dwójce, by stworzyli parę. Jednak z ciekawością i zaangażowaniem
śledziłam ich losy i nurtowało mnie, jakie będzie zakończenie
tej historii. A uwierzcie mi – Colleen Hoover w mistrzowski sposób
żonglowała moimi emocjami w tym zakresie.
Ogromne wrażenie wywarły
na mnie opowieści Ridge'a, dotyczące jego dzieciństwa oraz
zaskakujące informacje na temat innych bohaterów, które
niejednokrotnie wbijały mnie w (przysłowiowy) fotel. Colleen Hoover
w moim odczuciu jest mistrzynią w szokowaniu czytelnika
niespodziewanymi informacjami, czy zwrotami akcji. Mało tego! Nie są
to jakieś banały, czy wprowadzane na siłę wydarzenia, lecz
doskonale współgrają one z opisywanymi historiami i znakomicie je
dopełniają. Jest to jeden z powodów dla jakich naprawdę cenię
książki tej pisarki (mimo, iż przeczytałam dopiero dwie).
Książkę czyta się
niesłychanie szybko. Do lektury zachęca nie tylko lekkie pióro
autorki, ale również to, w jaki sposób powieść została
napisana. Bohaterowie nie zawsze rozmawiają ze sobą w sposób
bezpośredni (twarzą w twarz). Wielokrotnie prowadzą rozmowy
poprzez smsy, czy wiadomości na facebooku. Lektura wywołała we
mnie moc emocji: od radości i śmiechu, poprzez ciekawość, aż po
niepewność, wzruszenie i strach o losy bohaterów.
Dodatkowego uroku dodają
powieści teksty piosenek komponowanych i pisanych przez bohaterów,
zamieszczone na końcu książki. Co więcej! Piosenek tych można
posłuchać w trakcie lektury książki na wskazanej stronie w
internecie.
„Maybe Someday” to
powieść z kategorii Young Adult, za którymi zazwyczaj nie
przepadam. Niektórzy mogliby stwierdzić, iż to tylko romans lub
zwykła powieść obyczajowa, a jednak ja, świeżo po przeczytaniu
tej książki śmiem twierdzić, że jest to jedna z najlepszych
pozycji, po jakie w tym roku sięgnęłam i z pełnym przekonaniem
Wam ją polecam.
A jakie książki Colleen
Hoover Wy czytaliście? Które zrobiły na Was największe wrażenie?
Jaką polecacie mi przeczytać w pierwszej kolejności? A może
jeszcze nie poznaliście żadnej książki tej autorki? Planujecie to
zmienić?