wtorek, 7 marca 2017

"Mąż potrzebny na już" Małgorzaty Falkowskiej w cyklu Polecone przez autorkę

Po książkę (a właściwie PDF) "Mąż potrzebny na już" sięgnęłam po tym, jak jej fantastyczna autorka Małgosia Falkowska odpowiedziała na moje pytania o najlepsze książki i przeprowadziłyśmy krótką rozmowę. Czy lektura mi się podobała? Zapraszam!


Opis (pochodzący ze strony wydawcy)

"Lekka komedia z nutą romantyzmu, opowieść o sześciu przyjaciółkach z dzieciństwa, które mimo różnych zawodów i zainteresowań wspierają się w ważnych momentach życia. 28-letnie singielki, dzielące swoje sekrety od czasów podstawówki, kłócą się o wszystko, ale postanawiają kibicować Bernadecie w realizacji ambitnego planu. Coroczna zabawa w postanowienia noworoczne staje się dla niej początkiem trudnej drogi w poszukiwaniu męża. Jej perypetie ukazują, jak ciężko w XXI wieku znaleźć idealnego kandydata, mimo wielu możliwości, jakie daje nam świat. Bernadeta w każdym napotkanym mężczyźnie widzi przyszłego męża, ale kolejne związki przynoszą rozczarowania."
Moje wrażenia

Jak tylko zajrzałam do wstępu książki – wykazałam zachwyt nad krótkim przedstawieniem bohaterek. W końcu jest to aż sześć dziewczyn i początkowo łatwo byłoby się pogubić o której aktualnie jest mowa. ;)
Dziewczyny poznajemy podczas Sylwestra, którego rokrocznie spędzają razem, bez osób towarzyszących. Upijają się wówczas i podejmują postanowienia, które zamierzają w nowym roku zrealizować. Ta z nich, która wykaże się największą kreatywnością i spełni swoje plany – wygrywa po tysiąc złotych od każdej z koleżanek. Razem 5 tysięcy złotych – niezły zastrzyk gotówki. ;) Jakie były postanowienia dziewczyn na 2015 rok? Otóż... Marietta zapragnęła zostać dyrektorem projektowym, Monika – zapisać się na kurs prawa jazdy, Baśka – wyprowadzić się od rodziców, Zośka – obronić tytuł magistra, a Berka – wyjść za mąż. I tu zaczyna się zabawa, bo to właśnie losy Berki mamy niesamowitą przyjemność śledzić w trakcie lektury książki.
Początkowo trudno było mi polubić bohaterki. W niektórych sytuacjach były tak głupie, że obawiałam się, czy jestem w stanie to znieść. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że mają one po 28 lat i wykazują się aż taką infantylnością. Kiedy jednak przyjęłam, że jest to zabieg zastosowany specjalnie, bo książka to w końcu komedia i główne postacie mogą wykazywać się zupełnym brakiem rozumu, i "wrzuciłam na luz", zaczęłam bawić się dużo lepiej. Co więcej – pod koniec lektury pokochałam te durne babsztyle i nie chciałam się z nimi rozstawać. :D Od początku natomiast całym sercem pokochałam babcię Berki oraz babcię Karola (jej współlokatora).
Wiele radości sprawiły mi poszukiwania męża przez Bernadettę, i choć jej przyszłego małżonka wytypowałam prawidłowo (co okazało się tym łatwiejsze, im więcej treści książki pochłonęłam), doskonale bawiłam się podczas jej kolejnych randek.

"Po wczorajszej randce wiedziałam, że zna się na treningu lepiej niż większość tych nadmuchanych facetów. Kiedy jedliśmy muffiny i piliśmy sok, on z pasją opowiadał o ćwiczeniach, mistrzostwach Polski w kulturystyce, w których brał już udział dwukrotnie. Ja, zafascynowana patrzyłam na niego. Nie rozumiałam połowy rzeczy z tego, co mówił, ale wiedziałam, że się dotrzemy."

Faceci, z którymi przyszło jej się umówić – niejednokrotnie byli przekomiczni. Dodatkowo poznałam wiele miejsc, w których można próbować "wyrwać" towarzysza przyszłego życia. Kibicowanie podczas meczy piłki nożnej, siatkówki, uczęszczanie na siłownię, do szkoły tańca, szybkie randki, swatki – to tylko niektóre ze sposobów na "złapanie" męża, o jakich wspomniano w publikacji.
Podczas lektury myślałam, że kiedy Berka znajdzie swojego życiowego partnera – książka się zakończy. Tymczasem spotkała mnie miła niespodzianka, bo potencjalny mąż znalazł się już w jej połowie, a druga część publikacji okazała się równie przyjemna i zabawna. Podczas czytania uśmiechałam się, niekiedy chichotałam, a innym razem wręcz śmiałam w głos.
Myślałam, że Małgorzata Falkowska nie jest w stanie już niczym mnie zaskoczyć, że lektura do końca pozostanie przyjemnym, radosnym czasoumilaczem. Tymczasem czytając zakończenie książki kilkakrotnie szczerze się wzruszyłam. Do lektury tego dnia zasiadałam w smutnym nastroju. Gdy zakończyłam czytanie byłam rozbawiona, zadowolona i pozytywnie nastawiona do kolejnych życiowych wyzwań. A skoro sprawdziłam działanie "Męża potrzebnego na już" na sobie z całą pewnością mogę stwierdzić, iż książka powinna być przepisywana zamiast farmaceutyków jako kapitalny lek antydepresyjny. :D
Wyznam Wam, że już wzięłam się za lekturę kolejnej części i bawię się przy niej doskonale. Obawiam się tylko momentu, gdy dojdę do zakończenia. Co będzie dalej? Jak żyć bez tej dawki wspaniałego humoru i bez tych szalonych dziewczyn? ;)


Lekturę gorąco polecam! :)

A Wy? Czytaliście już książki tej autorki? Jak Wam się podobały? Napiszcie mi też, jakie publikacje Was wprawiły w dobry nastrój i przepisalibyście w ramach recepty na szarobure dni.

niedziela, 5 marca 2017

Polscy autorzy polecają - część 3

Przyszedł już czas na trzecią odsłonę cyklu „Polscy autorzy polecają”
W pierwszej części mogliście przeczytać wypowiedzi: Liliany Fabisińskiej, Agnieszki Walczak – Chojeckiej, Małgorzaty Kalicińskiej oraz Anety Krasińskiej. Jeśli macie ochotę przeczytać ten wpis zajrzyjcie tutajW drugiej części wypowiedziały się: Magdalena Trubowicz, Ałbena Grabowska, Magdalena Majcher i Magdalena Witkiewicz. Jeśli ciekawi Was jakie książki polecają te autorki zapraszam tu

Przypominam, iż autorzy, którzy są chętni wziąć udział w projekcie mogą zgłosić się pisząc na adres:
lub na fanpage

Warunek jest tylko jeden – przynajmniej dwie wydane książki. 

Dzisiejszy wpis zacznę od odpowiedzi pisarki, której książkę „Jutra może nie być” wprost uwielbiam (recenzja tutaj)a drugą - „W plątaninie uczuć” uznałam za doskonałą lekturę dla młodych kobiet, wkraczających w dorosłe życie (recenzja).

Gabriela Gargaś

Jaką swoją książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Trudno mi polecić jedną z moich książek. Każdej poświęciłam mnóstwo czasu i energii. Każdą starałam się napisać jak umiałam najlepiej. Ile ludzi tyle opinii, gustów czytelniczych. Mam ogromny sentyment do książki „W plątaninie uczuć” i mojej najnowszej: „Taka jak Ty”.

Jaką dowolną inną książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Mam kilka ulubionych książek. Dwie moje ukochane (cóż na jedną trudno mi się zdecydować) „Mały książę” i „Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa.

Jeśli chcecie odwiedzić autorkę możecie zajrzeć tutaj i tu.

Z kolejną autorką poznałam się właśnie dzięki akcji „Polscy autorzy polecają”. Przeczytałam rekomendowaną przez pisarkę książkę „Szept wiatru” i zrecenzowałam ją tutaj.

Sylwia Trojanowska

Jaką swoją książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Uwierzcie mi, mówienie o własnych powieściach wcale nie jest takie łatwe, a co dopiero polecanie ich. Jednak… Najbardziej emocjonalnie związana jestem z „Szeptem wiatru”. To moja najświeższa powieść, którą i stylowo, i tematycznie odbieram jako najbardziej „swoją”. Funduję w niej bohaterom huśtawkę emocjonalną, rzucam im kłody pod nogi, ale jednocześnie poprzez nich pokazuję, że nawet z najtrudniejszych sytuacji można wybrnąć, jeśli się czegoś naprawdę chce. Jest to historia poruszająca ważkie problemy społeczne, napisana w lekkim stylu, nie pozbawionym żartobliwego tonu. „Szept wiatru” mojego autorstwa serdecznie polecam wszystkim Czytelnikom, ceniącym powieści obyczajowe, w których poszukiwanie szczęścia i miłości jest tematem wiodącym i w których nic nie jest pewne aż do samego końca.

Jaką dowolną inną książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Miałam taki okres w swoim życiu, kiedy czytałam tylko biografie, szczególnie te, które dotyczyły silnych kobiet. Z pasją zanurzałam się w opowieściach o Marii Skłodowskiej – Curie, o Wandzie Rutkiewicz. Pewnego dnia w moje ręce wpadła „Maria i Magdalena” Magdaleny Samozwaniec i… przepadłam. Tę dwutomową powieść przeczytałam dwa razy, pasjonując się życiem artystycznej bohemy z pierwszej, jakże burzliwej połowy XX wieku. Magdalena Samozwaniec, posługując się barwnym, żartobliwym, a nawet ciętym językiem zabrała mnie do Kossakówki, pokazała mi zwyczaje swojej jakże ciekawej rodziny oraz nietuzinkowych bywalców ich domu. To powieść, przez którą się płynie, którą się czuje w całym ciele i o której się myśli, kiedy się ją skończy. Serdecznie polecam „Marię i Magdalenę” osobom, które chciałyby bliżej poznać rodzinę Kossaków i cenią powieści obyczajowe, napisane w lekkim, ciekawym i żartobliwym stylu. 

Sylwię Trojanowską odwiedzić możecie: na stronie oficjalnej autorkifacebooku i instagramie.

Recenzję książki kolejnej (ostatniej już dziś) doskonałej autorki również mieliście okazję przeczytać na blogu, a mowa tu o książce "Z twojej winy" (moje wrażenia tutaj).

Krystyna Śmigielska

Jaką swoją książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Powieść jest specyficzną spowiedzią autora, odkrywającą fragmenty duszy, wygrzebującą drzemiące w nas obawy, mroczne, skrzętnie skrywane strony jestestwa. Wybranie ukochanej, tej jedynej, kiedy wszystkie jedenaście dopraszają się uwagi, to wyzwanie ponad siły, tym bardziej, że przecież jest jeszcze ta nieskończona, najmłodsza więc potrzebująca ciągłych pieszczot i pochwał.
Wznosząc się ponad przyziemne, egoistyczne, małostkowe spojrzenie na własną twórczość, z czystym sumieniem mogę polecić czytelnikom lekturę „Kochanka pani Grawerskiej” – powieści sensacyjnej, politycznej, obyczajowej, z dyskretnie nakreślonym wątkiem lirycznym.
To książka „dla niego” i „dla niej”. Współczesna, aktualna do bólu, przepełniona tragiczno-komicznymi postaciami, ukazująca strach i bezsilność w zmaganiu się z rzeczywistością ale dająca również nadzieję na przełamanie fatum, wyzwolenie pozytywnego efektu motyla.

Jaką dowolną inną książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Na bezludną wyspę nie zabrałabym żadnej książki. Nie z głupiej pychy i wiary, że sama potrafię wymyślić niekończącą się opowieść lecz z braku dyscypliny w podejmowaniu decyzji. Nie potrafiłabym wybrać „najpiękniejszej”. Opatrzności dziękuję za hojność i obdarowanie ludzkości wieloma świetnymi, znakomicie napisanymi powieściami. Mogłabym ciurkiem wymieniać tytuły, autorów, tych poznanych przeze mnie niedawno i tych, których nie jestem w stanie zapomnieć pomimo upływu lat. Często myślę o dalszych, nieznanych nam, niezapisanych losach powieściowych bohaterów. Soames Forsyte – bohater „Sagi rodu Forsyte'ów” nadal pozostaje w moim sercu, stanowiąc inspiracje, niedościgniony wzór. Ale nie tylko on i nie tylko Galsworthy…
Obiecałam jednak polecić, więc polecam”.

Specjalnie polecenia Pani Krysi zostawiłam na koniec. Dlaczego? Ponieważ oprócz nich napisała ona słowa, którymi chciałabym podsumować nasze dzisiejsze spotkanie.

Czytajmy, lecz nie na akord, byle więcej, byle szybciej, byle jak... Rozkoszujmy się, przeżywajmy z bohaterami ich traumy i sukcesy a po odłożeniu książki starajmy się przez krótki czas żyć razem z nimi. Czytajmy powieści znakomicie skomponowane, wyróżniające się wspaniałym stylem, literackim kunsztem. Wszystkiego nie zdążymy przeczytać… dlatego dokonujmy trafnych wyborów. Szkoda czasu na źle napisane książki, a tych obecnie jest wiele. I pamiętajmy – nie sama historia jest ważna. Najważniejszy jest sposób jej przedstawienia, obcowanie z niezwykłością postaci, klimat i wywołane w nas emocje. Ćwiczmy własne umysły! Czytajmy, bo dzięki temu staniemy się młodzi, zdrowi i bogaci.”

Panią Krystynę odwiedzić możecie tutaj.

I jak wrażenia po przeczytaniu dzisiejszego wpisu? Znacie książki którejś z pisarek odpowiadających dziś na moje pytania? A może czytaliście jakieś z tych, które zostały nam zarekomendowane? Nie tylko mnie ciekawią dziś Wasze odpowiedzi. ;)

sobota, 4 marca 2017

Blogowe i czytelnicze podsumowanie lutego

Ogromnie się cieszę, gdyż padł mój nowy czytelniczy rekord. Siedem przeczytanych książek w ciągu najkrótszego miesiąca w roku. Pewnie jeszcze więcej tytułów pochłonęłabym, gdyby nie akcja "Polscy autorzy polecają", ale zarówno czytanie, jak i organizacja projektu przyjemnie pochłaniały mój czas – więc radość moja jest tym większa.

A oto mój czytelniczy, lutowy stosik oraz pochłonięte ebooki.




1."Natalii 5" Olgi Rudnickiej – 560 stron (moje wrażenia)
2."Do trzech razy śmierć" Alka Rogozińskiego – 322 str. (moje odczucia)
3."Tajemnica zamku" Krystyny Mirek – 353 str. (recenzja wkrótce)
4."Smażone zielone pomidory" Fannie Flag – 447 str. (moja opinia)
5."Szept wiatru" Sylwii Trojanowskiej – 275 str. (recenzja)
6."Dwór mgieł i furii" Sarah J. Maas – 768 str. (wrażenia niedługo opiszę)
7."Sanatorium pod Zegarem" Liliany Fabisińskiej – 440 str. (moja opinia)

Łącznie przeczytałam w lutym 3165 stron, co daje około 113 stron dziennie.
Oprócz powyższych recenzji opisałam też dla Was w lutym:
1."Ukrytą Łowczyni" Danielle L Jensen (moje wrażenia)
2."Awarię małżeńską", powtałą we współpracy Nataszy Sochy i Magdaleny Witkiewicz (recenzja).

W lutym rozpoczął się na blogu cykl "Polscy autorzy polecają", w którym nasi ukochani Polscy, znani i mniej znani nam, pisarze – polecają książki warte przeczytania.
W pierwszej odsłonie tego cyklu możecie przeczytać wypowiedzi: Liliany Fabisińskiej, Agnieszki Walczak – Chojeckiej, Małgorzaty Kalicińskiej oraz Anety Krasińskiej. Jeśli macie ochotę przeczytać wpis zajrzyjcie tutaj.
W drugiej części możecie zobaczyć, jakie książki polecają: Magdalena Trubowicz, Ałbena Grabowska, Magdalena Majcher i Magdalena Witkiewicz.  Zapraszam tu!
Już niedługo pojawi się 3 część cyklu, a w niej kolejne wspaniałe autorki odpowiedzą na moje pytania. A niebawem przeczytacie również odpowiedzi samego księcia komedii kryminalnej. Wiecie, kto to taki? ;)

W lutym oprócz powyższych, bardzo chętnie czytaliście posty przedstawiające:
1.moje końcoworoczne stosiki (ponownie możecie zobaczyć je tutaj).
2.blogowe i czytelnicze podsumowanie stycznia.
3.oraz mój stosik w wyzwaniu czytelniczym ejotka "Mini czelendż". Trzy książki z pięciu już przeczytałam. Jakie jeszcze zostały możecie zobaczyć tutaj.

Na początku lutego dzięki mojemu kochanemu mężowi pierwszy raz uczestniczyłam w spotkaniu autorskim i choć wpadłam zaledwie na wysłuchanie wywiadu, zrobienie szybkiej fotki i pobiegliśmy na pociąg powrotny – to wrażenia będą na pewno niezapomniane. Jeśli chcecie przeczytać na ten temat więcej koniecznie dajcie znać.


A jak wygląda Wasze podsumowanie miesiąca? Co ciekawego przeczytaliście? Jaka książka najbardziej zapadła Wam w serca i możecie ją polecić? A może ten miesiąc przyniósł Wam inne, fantastyczne wrażenia? Chętnie o nich przeczytam. :)
Zaczytanego marca! :D


piątek, 3 marca 2017

Dla naszych kochanych pisarzy :)




Dziś Międzynarodowy Dzień Pisarzy, 
w związku z czym z całego serducha nieustającej weny twórczej 
i mnóstwa wspaniałych wydanych tytułów 
życzę swoim zaprzyjaźnionym, 
cenionym przeze mnie pisarzom 
oraz tym, z których twórczością 
jeszcze 
się nie zapoznałam. 
Narobię, ile się da.





środa, 1 marca 2017

Z cyklu "Polecone przez autorkę" - "Szept wiatru" Sylwii Trojanowskiej

Za sprawą organizowanej ostatnio akcji poznaję moc cudownych autorek, z których dziełami jeszcze się nie spotkałam. W momencie, gdy poznaję bliżej pisarki – ciągnie mnie niezmiennie do zapoznania się z ich twórczością i tak w moje ręce trafił "Szept wiatru" przesympatycznej Sylwii Trojanowskiej. 


Opis z okładki książki

"Co zrobiłabyś, gdyby przyszło ci walczyć o szczęście i o miłość? Do czego byś się posunęła, aby zatrzymać to, co dla ciebie najcenniejsze? Główna bohaterka Szeptu wiatru szuka swego szczęścia, podejmując nierzadko trudne i kontrowersyjne decyzje. Goni za prawdą, zderza marzenia z rzeczywistością, odważnie poszukuje rozwiązań, by sięgnąć marzeń oraz by zatrzymać miłość, która całkowicie zawładnęła jej życiem.
Szept wiatru to ostatnia, po Szkole latania i Blisko chmur, pełna emocji odsłona historii Katarzyny Laski, młodej kobiety, która na oczach czytelników przeobraziła się z zakompleksionej i zamkniętej w sobie w rozumiejącą siebie i z podniesioną głową patrzącą w przyszłość."

Moje wrażenia po lekturze

"Szept wiatru" to książka głównie dla młodzieży wchodzącej w dorosłość. Ze względu na poruszoną tematykę zaliczyłabym ją do popularnego obecnie nurtu New Adult. Jednak nie dajcie się zwieść – bo nieco starsza mamuśka także znajdzie w niej coś dla siebie. ;) Książkę, mimo zapracowanego okresu, pochłonęłam w ciągu niespełna 3 dni. Pisana jest lekkim, przyjemnym językiem, choć poruszone w niej problemy bywają naprawdę trudne.
To głównie historia miłosna, ale nie jest pozbawiona ona innych wątków, które mnie bardzo zaciekawiły. Jako, iż nie znałam poprzednich części serii – przez cały czas zastanawiałam się, czy nasza bohaterka powinna walczyć o swojego chłopaka Maksa, czy raczej powinna sobie odpuścić, bo on nagle okaże się skończonym dupkiem. Pisarka doskonale wodziła mnie za nos wprowadzając kolejne wątki i sama nie wiedziałam, czy chcę, aby Kasia starała się o chłopaka, czy raczej wysłała go do stu diabłów. Im bliżej jednak poznawałam młodego mężczyznę – tym częściej myślałam o tym, że mogłoby im się udać, a w pewnym momencie doszłam do wniosku, że jakkolwiek autorka nie zakończy tej powieści – to zakończenie będzie mi się podobało. ;)
Jako "mamuśka" 12-latki (ba! prawie 13-latki) podziwiałam mamę głównej bohaterki. Jej ciepło, wsparcie dla córki, umiejętność dotarcia do prawie dorosłej dziewczyny, spokój i bliska więź kobiet – godne są naśladowania. Jednocześnie Sylwia Trojanowska ukazała problemy w relacjach rodzinnych – tata Katarzyny nie jest doskonałym ojcem, a przyjaciółka naszej bohaterki ma szczególnie trudną sytuację rodzinną.
Większość bohaterów polubiłam, ale szczęśliwie i "czarne charaktery" w opowieści się znalazły.
Pisarka przedstawiła zgłębiony portret psychologiczny zakompleksionej niegdyś dziewczyny, wchodzącej w okres dorosłości. Ukazała czytelnikom jej radości, obawy, lęki i nadzieje. Pokazała też, jak Katarzyna walczy o swoje szczęście. Szczęśliwie przy jej boku trwała również wspaniała przyjaciółka.
Ciekawiła mnie też niezmiennie postać tajemniczej Franciszki Księżopolanki i mimo, iż pojawiła się ona w książce zaledwie dwa, czy trzy razy nie mogłam o niej zapomnieć. Bardzo ucieszyłam się, gdy autorka zdradziła nam kim była fascynująca kobieta.
Sama historia miłosna zainteresowała mnie, bo książka naprawdę intryguje, ale wspaniałe wątki poboczne odegrały jeszcze większe znaczenie. Problem w relacjach rodzinnych, kłopoty z otyłością i walka z nadwagą, spotkania w grupie terapeutycznej, wzloty i upadki (z którymi boryka się przecież każdy z nas), istotność podejmowania walki o swoje szczęście (gdy ono jest tego warte) i dążenia do wyznaczonych celów.
Na zakończenie pisarka dała nam pewien wybór, ale żeby wiedzieć o co chodzi, musicie sięgnąć po tę książkę. Mnie koniec ogromnie się spodobał i przy okazji uświadomiłam sobie, że jestem książkową masochistką. ;)

Nie byłabym sobą, gdybym nie zacytowała tu kilku wspaniałych myśli, którymi zresztą sama kieruję się w życiu:

"Sen ci pomoże i czas. Na takie rzeczy nie ma innego sposobu. Jak serce cierpi, niczego nie przyspieszysz. Do tego trzeba czasu."

"... tu nie chodzi o to, czy ważysz pięćdziesiąt, czy dziewięćdziesiąt kilogramów, lecz o to, czy siebie akceptujesz. Jak w końcu zrobisz wszystko, żeby zacząć siebie akceptować, inni również to zrobią."

"Każdy ma jakąś przeszłość. Liczy się tu i teraz, bo przeszłości, nawet jeśli była mroczna, nie da się już rozjaśnić. Można rozjaśnić tylko teraźniejszość."

"Niektórzy nie wierzą, że dadzą radę spełnić swoje marzenia i stają się rolnikami czy wikliniarzami. Takimi bez pasji. Tylko ci, którzy wierzą, są w stanie zdobywać szczyty."


Sylwia Trojanowska wspaniale poradziła sobie z powieścią o dojrzewającej młodzieży. Zaciekawiła mnie opisywana "Szkoła latania" i z nią chętnie bym się zapoznała. Tymczasem jeszcze bardziej chciałabym, aby autorka napisała książkę dla nieco starszych czytelników, gdzie główne wątki krążyłyby wokół odmiennych od romantycznych klimatów. Z przyjemnością bym się z nią zapoznała, gdyż do takich powieści szczególnie ciągnie moje czytelnicze serce a jestem przekonana, że Sylwia napisałaby piękną powieść w takim klimacie.

Czytaliście już tę książkę? A może jakieś inne dzieła autorki? Czy Wy także pochłonęliście je w kilka dni?