piątek, 30 stycznia 2015

Wyzwanie czytelnicze czas zacząć

Odwiedzając różne blogi w nowym roku często czytałam informacje o wyzwaniach czytelniczych, w których biorą udział blogerki i blogerzy. Najwięksi czytelniczy zapaleńcy decydują się przeczytać 52 książki w 2015 r. Wow! Szczerze podziwiam, ale to nie dla mnie. Czytałabym z musu, a gdy wrócę do pracy to już byłby totalny kosmos, a to nie o to przecież chodzi.
Wpadło mi w oko wyzwanie dotyczące przeczytania 12 książek w ciągu roku, spośród tych, które zalegają nam na półce. Ja na swej półce mam książki, które gromadziłam w poprzednim roku (większość wygrałam w konkursach) i przeczytam je z ogromną przyjemnością. Zrobiłam nawet zdjęcie stosiku książek, które wybrałam do czytania na najbliższy rok.


Potem jednak pojawiło się pytanie. A co jeśli zamiast której książki ze stosiku zapragnę przeczytać inną z "zalegających" na półce? W końcu też są niezłe. ;)


Przy okazji poszukiwań u męża również znalazłam kilka perełek, po które chętnie bym sięgnęła. :)


Postanowiłam nie narzucać sobie 12 konkretnych książek do przeczytania, zwłaszcza, że teraz co rusz widzę jakieś przeceny książkowe. ;) Nie wytrzymałam i na stronie wydawnictwa Znak zamówiłam...


W sklepie

wciąż można kupić książki z aż 60-procentowym rabatem.

W Tesco natomiast zdobyłam czytadła i poradniki po 5 oraz 10 zł za sztukę. A oto co upolowałam...




W końcu podjęłam decyzję. Postanowiłam podjąć się przeczytania 12 książek w ciągu roku podejmując wyzwanie na portalu

Będę czytała książki, jakie będę miała w danej chwili chęć czytać, a jeśli przeczytam ich 12 i nabiorę ochoty na więcej – mogę przystąpić do wyzwania z 24, czy 52 książkami. Oprócz tego – może "wbiję się" do jakiegoś wyzwania tematycznego w trakcie roku, choć raczej tego nie planuję. A poza tym dzięki udziale w tym wyzwaniu można wygrać książki. Nie oczekuję wygranej, ale zawsze można spróbować. ;) Może i Wy zechciecie dołączyć? :))
Ja wkrótce opublikuję pierwszą opinię na temat przeczytanej książki, którą jest...


Może czytaliście którąś z przedstawionych tu pozycji? Jak ją wspominacie? A może poradzicie mi od jakich książek zacząć? :)

Tymczasem! :*)


wtorek, 27 stycznia 2015

Ruch to zdrowie - propozycja na miłe spędzenie ferii z dziećmi

Hej Kochani!

W niektórych województwach zaczęły się już ferie zimowe (w zasadzie dobiegają końca ;) ), a w kolejnych wkrótce się zaczną. Wielu rodziców zastanawia się, jak zorganizować atrakcyjnie czas wolny dzieciom. Jak spędzić razem i w interesujący sposób choć jeden dzień, jeden wolny weekend? Postanowiłam przedstawić Wam dziś jedno z interesujących miejsc, w którym wypoczniecie z dziećmi w wieku szkolnym, a jednocześnie zadbacie o swoje oraz ich zdrowie fizyczne. To miejsce, w którym spędziłam ostatnio dzień wraz ze swoją rodzinką (mężem i starszą córeczką). Mama męża zaproponowała że zaopiekuje się szkrabem więc i ja mogłam skorzystać z chwili (ba, niemal całego dnia) wytchnienia. ;)
Mąż postanowił zabrać mnie i Kasię (a raczej Kasię, i przy okazji mnie ;) ) na Polanę Jakuszycką na narty biegowe.
Ja specjalnie nie przepadam za sportem (leniuch jestem przeokropny), dodatkowo ciarki pojawiały mi się na rękach na samą myśl o tym, że mogę zmarznąć na tej polanie. ;D Och! Jakże się myliłam. ;)

Do rzeczy jednak...
My zawitaliśmy na Polanę Jakuszycką w Górach Izerskich w Szklarskiej Porębie, gdzie znajduje się większość jej tras biegowych. Trasy te, o różnym stopniu trudności, obejmują ok. 100 km dłuogści i część z nich (oprócz tych w Szklarskiej Porębie) znajduje się w Świeradowie Zdroju. Panujące tam waruki klimatyczne sprzyjają zaleganiu grubej warstwy śniegu do późnej wiosny. Jakaż ja byłam zaskoczona, pierwszy raz od dawna widząc (ba! czując nawet! ;) ) prawdziwą zimę. :))


Na szczęście, jak orzekł nasz instruktor "na nartach biegowych zmarznąć nie można". I uwierzcie mi – nie trzeba biegać, aby było nam na prawdę ciepło. ;) Dopiero po zakończeniu zabawy zauważamy, iż nasze włosy i ubranie pokrywa biały szron i zaczyna być nieco zimniej. ;) Dobrze mieć wówczas ubrania na przebranie. No, chyba że ktoś ma profesjonalny strój narciarski. My nie mieliśmy. ;)
Wypożyczenie nart na cały dzień (do godz. 16:30) kosztuje 30 zł dla osoby dorosłej i 25 zł dla dziecka.
Naszym instruktorem był sam pan Walter Judka (jak się później okazało), ikona Biegu Piastów (jedyny zawodnik na świecie, który brał udział we wszystkich jego edycjach), prawdziwy pasjonata narciarstwa biegowego. :))
Pan Walter pokazał nam w jaki sposób należy poruszać się na nartach, jak wykorzystywać ślizgi nart i przenosić ciężar ciała podczas jazdy, aby łatwiej było się poruszać, oraz w końcu jak hamować (co idzie mi najgorzej, zwłaszcza, gdy zjeżdżam z górki ;D ). Za ten ponad godzinny instruktaż dla naszej trójki mąż zapłacił 60 zł. 


Instruktor, żegnając się z nami wskazał nam trasę, jaką możemy pokonać, by jeszcze nacieszyć się wspólną zabawą na nartach biegowych. Była to trasa Radiowej Jedynki, wynosząca w sumie ok. 8 km. Oto kilka zdjęć ze wspólnie spędzonego czasu. 




Zabawa była przednia. Może skorzystacie? A może macie już inne pomysły na ferie? Podzielcie się, proszę, ze mną, swoimi planami. Może dzięki Wam i ja poznam jakieś fajne miejsca na miłe spędzenie czasu w ferie z rodzinką? :))


piątek, 23 stycznia 2015

Winter in the City - ShinyBox styczeń 2015 jest już i u mnie

Cześć!

No i... skusiłam się na trzymiesięczny pakiecik ShinyBox. Oznacza to, że możecie spodziewać się w najbliższym czasie opisów tychże na blogu. Planuję dzielić się z Wami również moimi spostrzeżeniami na temat testowanych dzięki Shiny kosmetyków, szczególnie tych, które przypadną mi do serduszka. ;)

Tymczasem bezśnieżna, ale jednak "Winter in the City", więc i zimowe pudełeczko Shiny zawitało w moje progi. Nim otrzymałam pudełeczko, planowałam nie zaglądać na inne blogi, by ujrzeć zawartość dopiero, gdy je sama otworzę. Oczywiście nie wytrzymałam, gdyż mam bardzo słabą silną wolę. ;)

Gdy oglądałam box na innych blogach jego zawartość nie robiła na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia (ani pozytywnego, ani negatywnego), gdy jednak trafiło w me dłonie – skradło również moje serce. A oto moje pudełeczko. :)



Na początku wpadły mi w oko kosmetyki Sylveco, których oczekiwałam, ponieważ tak wynikało z podpowiedzi na fanpage'u ShinyBox. W sumie spodziewałam się jednego kosmetyku tej firmy, a tu niespodzianka. Przemiła, bo od jakiegoś czasu te kosmetyki mnie ciekawiły. 



Wcześniej nieraz zaznaczałam, iż zwykle ze strachem i ogromną niepewnością biorę się za testowanie kosmetyków do twarzy, gdyż moja "face" ;) jest sucha i baaardzo wrażliwa. W tym roku miałam szczególne tego dowody. Kilkakrotnie skończyło się braniem leków alergicznych, by twarz Kwazimodo spowrotem zmieniła się w moją. ;) Bez obaw i wytrwale używam tylko kremu Alantan dermoline do twarzy. Ale kosmetyki Sylveco to kosmetyki naturalne, więc zaryzykowałam.
Peeling przy pierwszym użyciu spisał się rewelacyjnie. Drobinki ścierające są dość ostre, a moja twarz w najmniejszym stopniu nie została podrażniona, nie pojawiły się na niej zaczerwienienia ani inne wykwity, ;) nie czułam swędzenia, pieczenia, a po użyciu skóra twarzy stała się gładziutka, ogromnie przyjemna w dotyku, zdecydowanie odświeżona. Jednak na wyrażenie ostatecznego zdania jeszcze poczekam, bo zdarzało się już tak, że problemy z cerą zaczęłam mieć po drugim lub kolejnym użyciu jakiegoś kosmetyku, a nie od samego początku. Ale mam nadzieję, że sytuacja się nie zmieni i ten peeling będzie moim hitem z tego boksa. 


W moim pudełeczku oprócz peelingu znalazł się odbudowujący szampon pszeniczno – owsiany do włosów. Zamiast tego szamponu można było otrzymać balsam myjący do włosów z betuliną, którego próbka znalazła się w moim pudełku. Cieszę się, że mi przypadł w udziale szampon, gdyż pachnie zdecydowanie lepiej niż wspomniany balsam, a będę go używała przez dłuższy czas. ;)

Na facebooku mogliśmy przeczytać, iż w boksie znajdzie się jakaś nowość kosmetyczna. Okazało się nią innowacyjne serum do twarzy Beautyface. Spośród czterech dostępnych wariantów ja otrzymałam serum wybielające. Wolałabym jakieś inne, ale dobra. ;)
Raz posmarowałam sobie nim twarz przed snem, zamiast smarować ją kremem. Serum bardzo szybko się wchłonęło, ale rano miałam wrażenie, że w szczególnie wrażliwych miejscach skóra mi się wysuszyła. Chyba zaryzykuję ponowne jego użycie, ale przed snem dodatkowo użyję kremu do twarzy. Alantan oczywiście. ;)


Bardzo zaciekawił mnie znajdujący się w pudełeczku rozświetlacz firmy Glazel. Nie znam kosmetyków tej firmy, nigdy wcześniej nie stosowałam rozświetlacza, a ostatnio miałam ochotę sobie jakiś zakupić, więc ogromnie cieszę się, że znalazł się w pudełku. 


I tu planowałam ponarzekać sobie trochę. Naprawdę??? Balsam do ust??? Trzecie pudełko z rzędu z produktem do pielęgnacji ust??? W listopadzie – peeling Mariza (na początku nie zrobił na mnie wrażenia, ale już wkrótce się polubiliśmy), w grudniu – wazelina kosmetyczna (tak, wiem, można ją stosować w inny sposób. Ale można i do ust. ;) ) i teraz – balsam do ust Vedara z 24-karatowym złotem.
Gdy zaczynałam narzekać moja 10-latka stwierdziła:
"Mamusiu. Zostaw go – on ma w sobie złoto, wystawimy na Allegro". ;D
Ale co tam... wypróbowałam... całkiem fajny produkt. Najpierw dokładnie speelingowałam usta, a potem dałam na nie balsam. Usta stały się miękkie, fajnie nawilżone. I o to chodzi. Ale... drogie Shiny... może w lutym darujmy sobie produkty do pielęgnacji ust. No, ewentualnie, może być pomadka. ;D

Pudełko... jak już mówiłam... na duuuży plus. A Wy jak sądzicie?


wtorek, 20 stycznia 2015

Blogosfera, czyli jak testować z Canpol Babies

Witajcie Kochani!

Kilka miesięcy temu na stronie Canpol Babies powstała Blogosfera, dzięki której można otrzymać produkty z Canpola do testowania lub urządzenia konkursu na blogu.
Obecnie przeznaczonych jest aż 20 zestawów "Wesołe zwierzątka" dla testerek oraz po 2 zestawy dla pięciu blogerek w celu przeprowadzenia konkursu.

Zestawy są urocze. 


Moja młodsza córeczka rośnie w oczach,


z przyjemnością poznaje nowe smaki,



śliniaki do nauki samodzielnego jedzenia już zostały zakupione,


i produkty Canpol Babies bardzo sobie chwalimy (co nie raz można było zaobserwować na blogu) – dlatego z przyjemnością spróbujemy swojego szczęścia w konkursie. A nóż się uda. Trzymajcie kciuki! :))

A może ktoś z Was, blogerów, miałby ochotę również wypróbować te produkty, albo zorganizować konkurs, w którym będzie można je wygrać? Jeśli tak 



piątek, 16 stycznia 2015

Testowane w 2014 - część 3

Witajcie! :)

Dziś już ostatnia część testowych opowieści. Zapraszam!

Napiszę Wam o testowaniach z: 

TestMeToo


 

oraz Nestle

Do mojego pierwszego testowania z TestMeToo dostałam się w sierpniu, a do testów otrzymałam słodko – pikantny sos Chili z Tao Tao.
Moją relację ze smakowania sosu Tao Tao możecie zobaczyć tutaj:




 Sos kosztuje ok. 7 zł

Drugie moje testowanie z TestMeToo odbyło się niedawno i dotyczyło płynu do prania Vizir Fresh Flowers.
O moich wrażeniach z testu możecie przeczytać tutaj:



Koszt płynu do prania Vizir to ok. 20 zł

Na wizaz.pl zarejestrowana byłam od ponad roku i wytrwale wypełniałam ankiety – nie bardzo wierząc w to, iż do jakichkolwiek testów się dostanę. A tu niespodzianka. Do dwóch testowań dostałam się niemal jednocześnie. 
 
Pierwsza wiadomość sprawiła mi ogromną frajdę. Okazało się bowiem, iż dostałam się do oceny zestawu Dove Hair Therapy do włosów dojrzałych (z linii Youthful Vitality).
Wcześniej przez długi czas walczyłam z łupieżem i nie stosowałam oddzielnie szamponu i odżywki, a jedynie szampony typu "2 w 1". Długo też po otrzymaniu zestawu Dove miałam problem z wyrażeniem opinii o nim, zwłaszcza, że głowę myję 2 razy w tygodniu, a trudno po krótkim czasie oczekiwać wyraźnych efektów działania produktów. Postanowiłam zatem dać sobie czas na jego wypróbowanie i... zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Stosuję szampon i odżywkę z tej serii, bez kremu BB (wydał mi się on zbędnym kosmetykiem, obciążającym włosy i dogłębniej go nie testowałam – zrobię to w późniejszym czasie). Z dwóch stosowanych kosmetyków (szamponu i odżywki) jestem bardzo zadowolona. Wprawdzie nie uzyskałam efektu włosów o większej objętości, jednak stały się one miękkie i bardziej lśniące. Po użyciu odżywki o wiele łatwiej się je rozczesuje po umyciu. Na razie tyle. Może w późniejszym czasie pokuszę się o zrecenzowanie tych kosmetyków. :)


 Koszt zestawu Dove to ok. 60 zł

Wkrótce otrzymałam drugą paczkę od wizaz.pl. Byłam bardzo zaskoczona, bo nie zdążyłam przeczytać informacji, że dostałam się jeszcze do innych testów. Z zaciekawieniem otwierałam paczuszkę, a odnalazłam w niej... emulsję do kąpieli Emolium dla naszego szkraba. :)
Emulsja nie pieni się, nie myje się nią skóry dziecka, a tylko dodaje do wody, która zyskuje przez to delikatnie biały kolor. Przyzwyczajona do płynu do kąpieli Oillan, który cudownie się pieni i wspaniale czyści skórę dziecka – nie przekonałam się do tego specyfiku, choć nie ujmuje przez to jego właściwościom. Emulsja delikatnie myje skórę dzieciątka, natłuszcza i nie podrażnia jej. 


 Emulsja Emolium (400 ml) kosztuje ok. 40 zł

Oprócz opisanych testowań miałyśmy przyjemność z Wiktorią (naszym maluszkiem) uczestniczyć w testowaniu jogurcików Nestle o smaku gruszki. Co interesujące, produktów nie trzeba przechowywać w lodówce, gdyż przez cały czas zachowują odpowiednią temperaturę do podania dziecku. Nasze maleństwo zajadało się nimi z wielkim smakiem. :))


 4 jogurciki Nestle kosztują ok. 10 zł

Koszt opisanych przeze mnie dziś produktów, które otrzymałam do testów to 137 zł.
Gdy dodamy do tej kwoty 291 zł (cena produktów opisanych przeze mnie w 1 części dotyczącej moich testowań) oraz 321 zł (z drugiego posta na ten temat) otrzymamy niebagatelną kwotę – 749 zł. Większość produktów, tych lub im podobnych, musiałabym kupić i tak.
Każdemu z nas potrzebne są: środki do prania, jedzenie, kosmetyki do ciała, czy włosów. Ja potrzebowałam również w ostatnim okresie wielu produktów przydatnych po urodzeniu dzieciątka i szczęśliwie część z nich zdobyłam na portalach marketingu i rekomendacji.
Co jeszcze? Ogromną frajdę sprawiało mi: testowanie produktów, polecanie ich znajomym (wspaniale było, gdy mogłam podzielić się z nimi próbkami), zdawanie relacji z testów na odpowiednich portalach. Poznałam wiele produktów, których prawdopodobnie nie miałabym okazji wypróbować – gdyby nie ich testowanie.
Przy okazji dziękuję za zaufanie osobom odpowiedzialnym za fakt otrzymywania przeze mnie produktów do wypróbowania i możliwość ich oceny.

No i oczywiście, czekam, Kochani, na komentarze od Was. :*)



poniedziałek, 12 stycznia 2015

Testowane w 2014 - część 2

Drodzy moi!

Nadszedł czas na drugą część moich "testowych opowieści". ;))
Dziś o produktach, z którymi miałam możliwość zapoznać się dzięki:









Zatem do rzeczy. ;)

Najbardziej zaskoczona byłam, gdy udało mi się dostać do testowania z Ofeminin. Wiele osób stara się dostać do testów, a wybranych zostaje 20 – 25 osób. Miałam szczęście. :) Zwłaszcza, że przedmiotem testowań okazała się maskara IsaDora Volume&Curl. Ze względu na cenę, sama bym jej nie kupiła, tym bardziej w ciemno. ;)
Maskara miała pogrubiać i wydłużać rzęsy, nie sklejać ich, za to pięknie rozdzielać, miała się też nie osypywać. I prawie wszystko się zgadza. Rzęsy nią wymalowane wyglądają bardzo ładnie, jednak bardzo naturalnie. Aby uzyskać wyraźniejszy efekt musiałam trzepać szczoteczką po rzęsach kilkanaście (jeśli nie kilkadziesiąt) razy. Fajna, ale nie za tą cenę.



 Koszt maskary to ok. 55 zł

Aby testować na bangla.pl oprócz zgłoszenia, trzeba było wykazać się udziałem w dyskusji na forum. Forum w tym czasie stało się moim drugim, jeśli nie pierwszym, życiem. ;) W ten sposób poznałam fajne babeczki i dostałam się do testowania laktatora elektrycznego Easy Start firmy Canpol Babies oraz wkładek laktacyjnych, albowiem dla mnie nadchodził czas porodu.
Moją opinię na temat laktatora możecie przeczytać 



 Laktator kosztuje ok. 150 zł

Wkładki laktacyjne bardzo dobre. Polecam! :)


Cena wkładek – ok. 12 zł

Po jakimś czasie bangla uczyniła mnie oraz moją malutką córeczkę, testerkami butelek szerokootworowych Canpol Babies Easy Start z serii owoce. Otrzymałyśmy super paczuszkę z 3 butelkami.
Te świetne i co ważne dla obecnych i przyszłych mamusiek – niedrogie – buteleczki towarzyszą nam do dziś, a moją opinię o nich przeczytacie



 Koszt 3 butelek to ok. 50 zł

Wiele radości sprawiło mi testowanie z rekomenduj.to. Dzięki temu portalowi poznałam kosmetyki do pielęgnacji ciała, które stały się jednymi z moich faworytów roku 2014 (oczywiście ulubieńców swych opiszę jeszcze w oddzielnym poście). Chodzi o żele pod prysznic oraz mleczka do ciała Le Petit Marseillais.
Przedstawiony na zdjęciu żel ma wspaniałe właściwości, choć jego zapach nie zauroczył mnie tak, jak inne żele z tej serii. Za to balsam do ciała podbił moje serce. :))


Cena żelu i mleczka to ok. 25 zł

Po dłuższym oczekiwaniu dostałam się do swoich pierwszych testów na portalu Streetcom. A już myślałam, że to nigdy nie nastąpi. ;D
Do testowania otrzymałam wielką pakę kwasu chlebowego w trzech smakach: naturalnym, żurawinowym i śliwkowym, z czego 6 dużych butelek dla mnie oraz 12 buteleczek do rozdania dla znajomych.


O moich wrażeniach przeczytać możecie: 

tutaj

i tu.

Sześć 1,5-litrowych butelek Kwasu Chlebowego to ok. 24 zł

Przed samymi świętami Bożego Narodzenia dostałam się natomiast do kampanii Envelo, podczas której mogłam przez internet wysłać do znajomych jedną kartkę pocztową, wybraną spośród dostępnych lub zaprojektowaną z własnego zdjęcia. Wartość kartki to 4,99 zł. Oczywiście wybrałam opcję zaprojektowania własnej kartki, którą już się chwaliłam, ale pochwalę się ponownie. A co tam. ;)


Wartość kartki w przybliżeniu to 5 zł

Moje wrażenia z kampanii Envelo opisałam


Sporo tego wyszło, a cena otrzymanych produktów przekroczyła tą z ostatniego posta (wyniosła aż 321 zł :O ), więc na dziś kończę i pokuszę się o jeszcze jedną, ostatnią część "testowych opowieści", która na blogu pojawi się już wkrótce. :)
A Wy? Co testowaliście w zeszłorocznych kampaniach? A może znacie produkty testowane przeze mnie?

Pozdrawiam Was serdecznie! :)

piątek, 9 stycznia 2015

Testowane w 2014 - część 1

Witajcie! :)

W poście dotyczącym najważniejszych wydarzeń roku 2014 – chwaliłam się ;D zdobyczami, które otrzymałam do testów oraz zdobytymi w internecie nagrodami. Mimo, iż miałam takie plany – nie udało mi się pochwalić wszystkimi zdobyczami na bieżąco, w ciągu roku, a ponad to styczeń staje się na wielu blogach (tak i na moim) miesiącem podsumowań – więc postanowiłam zrobić takie podsumowanie dotyczące testowanych produktów. I oto ono, a właściwie jego pierwsza część. :))

Na portalach marketingu i rekomendacji zaczęłam rejestrować się i aktywnie na nich działać pod koniec roku 2013, około września i października. Pierwsze produkty do testów otrzymałam jednak dopiero w styczniu 2014, a z czasem pojawiało się więcej propozycji.
Poniżej prezentuję spis produktów, jakie miałam możliwość testować w tym roku, ich przybliżone ceny (aby podsumować ich wartość) oraz kilka słów na temat tego jak te artykuły się sprawdziły u mnie i czy nadal ich używam.

W roku 2014 miałam przyjemność bycia ambasadorką


 
Ponad to testowałam ciekawe produkty dzięki portalom internetowym:











Testowałam również z: 






ale o tych testowaniach napiszę w kolejnym poście.

A teraz porcja fotek i przegląd pierwszej części testowanych produktów.

Paczuszka od Oillan prezentowała się następująco:


"Płyn do mycia i kąpieli 2 w 1" z serii Oillan Baby okazał się moim hitem 2014 (wkrótce oddzielny post na ten temat) w pielęgnacji niemowlęcia. Używamy go do tej pory, a maleństwo ma już 8 miesięcy. :))


Koszt płynu to ok. 25 zł

Pisałam o nim

"Multi – lipidowy krem do twarzy" Oillan Balance uratował moją twarz przed "totalną destrukcją" ;) w sezonie wiosenno – letnim, za co wielkie dla niego ukłony. :)) Sprzyjał mi aż do okresu jesiennego, kiedy jednak okazało się, iż muszę go zmienić, bo nie służył mi w tym czasie. Moja cera po prostu potrzebowała wówczas innego, "cięższego", bardziej tłustego kremu. Krem ten jednak wciąż uważam za doskonały kosmetyk, w końcu uratował moją suchą, wrażliwą skórę, w momencie, gdy żadne inne kosmetyki nie dawały rady.


Cena kremu – ok. 16 zł
Przeczytasz o nim

Sample City jako pierwsze uczyniło mnie szczęśliwą testerką. Do testów otrzymałam wody toaletowe Bi es (aż 3 zapachy): Experience, Moi i Miss Belle. Nie padłam z zachwytu z powodu żadnego z tych pachnideł, ale czasem używam Miss Belle, a mamie męża bardzo spodobała się woda Moi. Większość testerek chwaliła Experience. Mnie jednak nie "powaliły". ;)
Niestety nie mam już swoich zdjęć tych wód toaletowych – mieliśmy problemy ze sprzętem i "poleciały w kosmos", ;) a na stronie Sample City widnieje jedno zdjęcie, które umieszczam poniżej.


Trzy wody toaletowe kosztują ok. 60 zł

Również dzięki temu portalowi moja córeczka przetestowała plasterek (tak! jeden plasterek!) na odciski. Jednak odcisk był tak duży, że jeden plasterek nie pomógł. Szok! ;D


Cena plasterka to koszt ok. 3 zł, ale sprzedają je chyba tylko w pakietach ;)

Trnd uczyniło mnie szczęśliwą testerką kapsułek piorących Vizir. Kapsułek używam nadal, zamiennie z innymi środkami piorącymi. Kolejnym razem planuję wypróbować jednak kapsułki Ariel. :) Własnych zdjęć kapsułek już niestety nie posiadam.


Kapsułki kosztują ok. 20 zł

Z Trnd testowałam też podpaski Always, a o moich testowaniach możecie przeczytać



Dla siebie otrzymałam podpaski na kwotę ok. 10 zł
    plus podpaski do rozdania dla znajomych :)
Z Talk Marketing przeżyłam wspaniałe chwile Tescowania ;) – czyli testowania produktów marki własnej Tesco. Wspomnienia fantastyczne – świetnie było biegać między półkami sklepu wyszukując artykuły, które mieliśmy otrzymać do testowania, a potem je wypróbować. Szkoda tylko, że nie wszystkie produtky były dostępne.
Obecnie produkty Tesco niejednokrotnie można ujrzeć wśród kupowanych przeze mnie artykułów, zwłaszcza, iż od niedawna mamy szczęście mieszkać przy Tesco. ;)
A oto jakie cudeńka znalazły się w naszym "testowym koszyku".


Udało mi się zdobyć produkty na kwotę ok. 60 zł

Wpisy dotyczące tescowania przeczytacie:




Za zaangażowanie w tą kampanię zostałam wyróżniona przez Talk Marketing i Tesco bonem zakupowym. Nagroda ta bardzo mnie ucieszyła i szybko ją zrealizowałam.

Jak widać na zdjęciu wartość nagrody (bonu do Tesco) to 100 zł

Produkty, które otrzymałam do testowania opiewają na kwotę ok. 291 zł. Większość z nich i tak musiałabym kupić (jak nie tych, to innych firm) – dlatego udział w testach, poza ogromną przyjemnością i radosną zabawą, przyniósł mi też sporą oszczędność. A do tej kwoty dodamy jeszcze produkty z drugiego posta, który pojawi się wkrótce. Zaglądajcie tutaj w najbliższym czasie, jeśli macie ochotę przeczytać o nich lub o innych ważnych wydarzeniach w moim życiu z 2014 roku. :))

Buziaki :**