sobota, 30 grudnia 2017

Koniec roku za pasem, a ja zapraszam na czytelnicze podsumowanie września

Lada dzień podsumować trzeba będzie grudzień, a ja przybywam do Was z "lekkim" opóźnieniem z moim czytelniczym podsumowaniem września 2017. Ciekawa jestem, czy przeczytaliście już książki, które mi udało się pochłonąć w tym miesiącu? A może macie ich lekturę w planach i z przyjemnością poznacie moje opinie o nich?
Oto stosik który pochłonęłam trzy miesiące temu.


1."Ósmy cud świata" Magdaleny Witkiewicz, 340 str.
2."Apteka marzeń" Nataszy Sochy, 400 str.
3."Metoda na wnuczkę" Marty Obuch, 460 str.
4."Cierpkie winogrona" Bożeny Gałczyńskiej-Szurek, 304 str.
5."Dziedzice ziemi" Ildefonso Falcones, 880 str.

We wrześniu przeczytałam 5 książek, co daje łącznie 2348 stron, czyli około 78 stron dziennie. Jestem ogromnie zadowolona z tego wyniku, ponieważ udało mi się pochłonąć w ciągu miesiąca, oprócz kilku krótkich, przyjemnych w czytaniu lektur (choć jednej trudnej tematycznie), ogrooomniastego buka, jakim są "Dziedzice ziemi".
Wszystkie książki mi się podobały. Wprowadziły do mojego czytelniczego życia moc radości, a czasem smutku. Te poważniejsze zmusiły mnie do poważnych przemyśleń. Na szczególne wyróżnienie w tym miesiącu zasługują jednak



Lekturę których z tych książek również macie za sobą? Czy Wasze opinie o nich zgadzają się z moimi? A może jakieś z nich macie w planach czytelniczych?

piątek, 22 grudnia 2017

"Lilka i spółka" - Magdalena Witkiewicz nie tylko dla kobiet

Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami i literatura świąteczna zdominowała ten czas. Tym razem jednak postanowiłam przeczytać "Lilkę i spółkę", za którą z całego serducha dziękuję Magdalenie Witkiewicz oraz wydawnictwu

.



Krótki opis treści (pochodzący z portalu lubimy czytać)

"Wymarzone plany wakacyjne Lilki i jej rodzeństwa legły w gruzach. Zamiast jechać nad jezioro do ukochanej ciotki Franki, lato spędzą w Jastarni, u Jadźki! A ciotka Jadźka jest straszna. Ma pypeć na nosie i każe pić syrop z cebuli oraz pokrzywy. Bez przerwy sprząta niewidzialne pyłki i pozwala jeść słodycze tylko w sobotę. Jakby tego było mało, ciągle pada deszcz i w tym samym czasie do ciotki przyjeżdża Wojtuś, który we wszystkim jest mistrzem świata. Po prostu koszmar! Lilka, Wiki i Matewka obmyślają więc kolejne plany, jak wyrwać się z Jastarni. Wkrótce jednak okaże się, że pobyt u znienawidzonej ciotki jest ich najmniejszym problemem..."

Moje wrażenia

Początkowo książkę "Lilka i spółka" chciałam czytać wraz z moimi córeczkami i planowałam napisać o niej w momencie, gdy moje dzieci będą mogły coś na jej temat powiedzieć. Nie wytrzymałam! W momencie, gdy dopadłam lektury – ta całkowicie mnie pochłonęła. Stwierdziłam, że Kasi (13 lat) ją podrzucę, gdy sama skończę czytać, a Wiktorii (3 lata) będę czytała po kawałeczku w wolnym czasie. Wiktoria jest dość mała i nie wiem, czy tak "gruba" książka przypadnie jej do gustu. Obecnie jesteśmy na etapie "Świnki Peppy", ale zobaczymy. ;)
Jestem zadziwiona, iż "Lilka ..." wpadła w moje ręce dopiero teraz. Gdybym zwróciła uwagę na to, iż Magdalena Witkiewicz (jedna z moich ulubionych polskich pisarek) napisała książki dla dzieci – sięgnęłabym po nie już dawno. Po lekturze jestem zawiedziona, że wydane zostały tylko dwie części serii i liczę na więcej.
Głównych bohaterów książki (8-letnią Lilkę, 12-letnią Wiki i 5-letniego Matewkę) polubiłam od pierwszych stron. Ogromnie spodobały mi się opisy postaci – nie tylko tych pierwszoplanowych. Także Wojtek (który dołącza do rodzeństwa), ciotka Jadźka, jej sąsiad Anatol, policjant Maksymilian Kozłowski, jak i osoby mniej eksponowane w tej części (mama, tata, ciotka Frania) zostały doskonale wykreowane. Dodatkowo w książce występują zwierzęta, koty i pies, a te kochają przecież wszystkie dzieci.
Pisarka pokusiła się o wciągnięcie dzieci w aferę kryminalną. I doskonale jej się to udało! Historia jest wspaniale przemyślana i opisana, a kolejno odsłaniane fakty składają się w spójną całość.
Ogromnie spodobał mi się zeszyt, w którym dzieci opisywały swoje narady wojenne i wnioski z nich płynące.




To książka pełna poczucia humoru. Wielokrotnie podczas lektury uśmiechałam się i zaśmiewałam w głos.

"Uśmiech numer trzy jest tylko dla sąsiada z góry, pana Anatola. Pan Anatol to chyba naukowiec albo jakiś myśliciel, bo ma wielkie okulary i sprawia wrażenie, że poza książkami i komputerem nic go nie obchodzi. Ciotka Jadźka też go nie obchodzi – i całe szczęście, bo szkoda by było człowieka. Wydaje się nawet fajny."

"(...) Na to ciotka wywlokła z tapczanu trzy poduszki, wyrzuciła je na korytarz i stwierdziła, że będziemy tam siedzieć, na karnych jeżykach. Byliśmy zdziwieni, ale już kiedyś słyszeliśmy, jak ciotka mówi pani Lalutce, że to najlepsza metoda wychowawcza, że ona to wie od Superniani, a Superniania się zna na dzieciach.
Pani Lalutka się zmyła, a my usiedliśmy na tych karnych poduszkach i było to bardzo fajne. Siedzieliśmy i gadaliśmy tak długo, aż ciotka posprzątała pokój po tej śnieżno-mącznej zadymce. Całe szczęście, że my nie musieliśmy tego robić, no ale przecież odbywaliśmy karę, to nie mogliśmy. Nawet koty nam towarzyszyły."

Jak na powieść dziecięcą przystało z książeczki płynie wiele nauk. Znajduje się w niej dużo przysłów i metafor różnorodnie interpretowanych przez naszych bohaterów, np. "wyjść z siebie i stanąć obok", odpowiedź dyplomatyczna", "na piękne oczy", "worek cnót".



To doskonała okazja do tego, aby porozmawiać z dziećmi podczas czytania książeczki na temat ich znaczenia. Czytając opowieść małoletni dowiadują się również, że nie wszystko i nie wszyscy są w rzeczywistości takimi, jakimi mogą wydawać się na pierwszy rzut oka. Początkowo ciotka Jadźka przez dzieci postrzegana jest jako wróg, podobnie wychwalany przez nią Wojtek (wór cnót).

Książka wzbogacona jest w mnóstwo wspaniałych ilustracji, wykonanych przez Joannę Zagner – Kołat, które doskonale dopełniają treści. Mnie one ogromnie ujęły i jestem pewna, że spodobają się również młodszym czytelnikom.




"Lilka" to taki "Mikołajek" w dziewczęcym wydaniu, a ja uwielbiam i Lilkę, i Mikołajka.


Czytaliście już może te książeczki? A może w Wasze ręce wpadły ostatnio inne opowieści dziecięce, które wprawiły Was w dobry humor i uważacie je za świetne opowieści zarówno dla dzieci, jak i dorosłych?  

sobota, 16 grudnia 2017

"Pudełko z marzeniami" Magdaleny Witkiewicz i Alka Rogozińskiego - czekałam na książkę tego duetu

W połowie listopada (tutajpisałam Wam o dwóch cudownych paczuszkach, jakie do mnie przyszły. W jednej z nich znajdowała się książka "Lustereczko, powiedz przecie" (którą właśnie pochłaniam szczerząc się bezustannie) Alka Rogozińskiego. Jeśli zaś chodzi o drugą paczuszkę od razu domyśliłam się jej zawartości.


Książka była tak cudownie zapakowana, iż żal było mi od razu rozrywać opakowanie i postanowiłam otworzyć je, kiedy będę szła do szpitala, bo wiedziałam, że ta pozycja sprawi, iż najtrudniejsze dni staną się radośniejsze i pełne barw. Czy "Pudełko z marzeniami" autorstwa Magdaleny Witkiewicz i wspomnianego już wcześniej Alka Rogozińskiego spełniło pokładane w nim nadzieje?


Opis książki (pochodzący z okładki)

"Zdradzony przez narzeczoną i oszukany przez wspólnika trzydziestoletni Michał marzy o tym, aby zacząć nowe życie. Kiedy dowiaduje się, że podczas drugiej wojny światowej jego rodzina ukryła w małym miasteczku na północy Polski skarb, wyrusza na jego poszukiwanie. Sęk w tym, że w miejscu ukrycia skarbu stoi teraz restauracja prowadzona przez rówieśniczkę Michała, Malwinę. Dziewczyna ma problem ze swoim ukochanym, który 'odszedł w siną dal', i babcią, która po wielu latach wróciła z Francji i koniecznie chciałaby teraz w restauracji wnuczki serwować żabie udka i ślimaki.
Michał postanawia zaprzyjaźnić się z Malwiną i zdobyć jej zaufanie, by później w tajemnicy przed dziewczyną odzyskać swój skarb. Niestety gdy w sprawę wmieszają się dwie wścibskie staruszki, dwójka dzieci i tajemniczy święty Ekspedyt, nic nie pójdzie zgodnie z jego planem."

Moje wrażenia

Od dawna liczyłam na to, że Magda i Alek, dwójka lubianych przeze mnie i sympatyzujących ze sobą autorów wyda wspólną powieść, więc ogromnie się ucieszyłam, gdy ich książka wpadła w moje ręce.
Publikację czytało mi się bardzo przyjemnie, a podczas lektury wielokrotnie śmiałam się w głos. Od pierwszych stron polubiłam głównych bohaterów powieści (Malwinę i Michała), a później kolejne, wyskakujące niczym diabły z pudełka, postaci. Największą sympatią obdarzyłam dwie, wciąż sprzeczające się ze sobą staruszki: panią Wiesię (dodatkowy punkt za naleweczki własnej roboty) i babcię Janinkę oraz dwoje bohaterów młodego pokolenia: Kamila i Kalinkę. Kiedy domyśliłam się, że niektórych z bohaterów będę mogła spotkać we wspomnianej w książce "Pracowni dobrych myśli" ogromnie się ucieszyłam, bo ta pozycja czeka już na mojej półce na przeczytanie. Po lekturze "Pudełka ..." z tym większą ochotą po nią sięgnę. Zastanawiam się, czy Kamil (Milaczek) jest bohaterem innej pozycji Magdaleny Witkiewicz, której też jeszcze nie czytałam, a której lekturę mam plan nadrobić czym prędzej. Rozbawił mnie też fragment książki:

"Idź do domu! - rozkazała – Klucz jest u mnie w książce Róży Krull 'Krwawe zaręczyny'."

Dlaczego akurat ten fragment mnie rozbawił, wie ten, kto zna (choćby pobieżnie) twórczość Alka. Oczywiście wśród książkowych kreacji nie zabrakło postaci do cna nacechowanych negatywnie, co, jak zazwyczaj w takich przypadkach, nadało lekturze ikry i polotu.
Jak przystało Alkowi (choć nie twierdzę, że to jego pomysł) w książce musiała znaleźć się też sprawa kryminalna. Może nie niosła tym razem za sobą gęsto ścielących się (lub choćby kilku) trupów, jednak dała mi możliwość poczucia się niczym Scherlock Holmes na tropie. Wytrwale dociekałam cóż za skarb może znajdować się pod starą kapliczką i kto pomaga świętemu Ekspedytowi rozwiązywać niektóre z problemów mieszkańców Miasteczka.
W książce można znaleźć cudowne myśli (np. "Każde rozczarowanie z czasem staje się tylko kolejną życiową lekcją, a ból wyblakłym wspomnieniem"), z których słynie Magda, a śmiech który wywołuje lektura przyprawia niemal o ból pachwin.

"Moja mama też czasem płacze – westchnęła Kalinka. - Najczęściej wtedy, kiedy myśli, że tego nie widzę i nie słyszę. Czasem wyjmuje stare albumy, gdzie są jej zdjęcia z moim tatą.
-On też poszedł do nieba?
-Nie. - Kalinka pokręciła głową. - Mama mówiła do koleżanek, że uciekł z rudą wydrą."

"Można się było tam dostać jakąś szalenie skomplikowaną drogą, zmieniając co najmniej dwa razy środek lokomocji – z pociągu na PKS, a potem na lokalnego busa. Ten ostatni wyglądał tak, jakby jeździł od czasów I wojny światowej i już wtedy został solidnie ostrzelany przez ciężką artylerię. Nawet prowadzący go od ponad trzydziestu lat kierowca, pan Wiesio, jazdę tym wehikułem uważał za coraz bardziej niebezpieczny wyczyn. Zawsze wieczorem, po powrocie do domu, zmawiał modlitwę dziękczynną za to, że i tym razem bus nie rozpadł się na części, nie stanął w płomieniach i nie wybuchł."

"Rano poczuł, że wybranie jako budzika melodyjki pod niewinną nazwą Dzwoneczki było niewybaczalnym błędem. Każdy z takich dzwoneczków brzmiał teraz w jego biednej, skacowanej głowie, jak dudnienie Zygmunta na Wawelu. Życząc w duchu twórcom melodyjki, żeby wpadli pod pociąg albo spotkała ich jakaś inna straszliwa śmierć, Michał niechętnie zwlókł się z łóżka."

W powieści "Pudełko z marzeniami" trwają przygotowania do Wigilii i dzięki niej można poczuć atmosferę zbliżających się świąt. Jednak czytelnik, który zastanawia się, czy sięgnąć po książkę bo obawia się wyskakujących z każdej strony skrzatów Świętego Mikołaja, choinek, czy różnokolorowych świecidełek nie musi się obawiać i śmiało może zatopić się w lekturze.
Czytając książkę mamy ochotę znaleźć się w Miasteczku, spotkać się i porozmawiać z jego mieszkańcami przy nalewce pani Wiesi i poczuć wyjątkową atmosferę, która przyciąga tu kolejnych mieszkańców.
Pochłaniając książkę tak cudownego duetu pisarskiego nawet podziękowania czytało się kapitalnie!


Czytaliście już "Pudełko z marzeniami"? Jaka książka autorstwa Magdy lub Alka Wam najbardziej się podobała? A może przepadacie za jakąś publikacją innego pisarskiego duetu? Jeśli tak koniecznie mi o niej napiszcie.   

środa, 13 grudnia 2017

Nowa powieść świąteczna - "Światło w Cichą Noc" Krystyny Mirek

Uwielbiam opowieści Krystyny Mirek, więc byłam ogromnie szczęśliwa, gdy okazało się, że dzięki Pani Agacie z wydawnictwa


jej najnowsza powieść "Światło w Cichą Noc" wkrótce do mnie trafi. Wiedziałam, że to będzie doskonała lektura w tym przedświątecznym czasie. Czy rzeczywiście tak się stało?


Opis książki (pochodzący z okładki)

"Trwają przygotowania do świąt. Na osiedlu położonym na obrzeżach Krakowa lśnią tysiące świateł. Tylko dwa domy stoją ciemne – przedwojenna willa i niewielki budynek obok niej.
Antek Milewski po latach wraca do domu. Zostawił za sobą porażkę życiową i chce zacząć wszystko od nowa. Kiedy przekracza próg starej willi, wracają dawne wspomnienia. Zaczyna rozumieć, że nie odnajdzie spokoju, dopóki nie rozwiąże tajemnicy z przeszłości. Dlaczego kochający ojciec nagle porzucił żonę i sześcioletniego syna? Czemu nigdy nie próbował naprawić błędu?
W małym jednorodzinnym domu nie obchodzi się świąt Bożego Narodzenia, bo kojarzą się z tragicznym wypadkiem. Magda Łaniewska i jej dwaj bracia zawsze wtedy wyjeżdżają do ciepłych krajów. Ale tym razem staną przed wielkim wyzwaniem. Będą musieli zorganizować prawdziwą Wigilię.
Nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie każdy człowiek okaże się wart pokładanego w nim zaufania. Jednak w magiczną noc światła zapalą się nie tylko w dwóch uśpionych domach, lecz także w sercach ich mieszkańców."

Moje odczucia po lekturze

Książka pochłonęła mnie od pierwszych stron. Czytało mi się ją doskonale i nie miałam najmniejszej ochoty się od niej odrywać. Ostatecznie pochłonęłam ją w trzy cudowne wieczory.
Od początku byłam niemal pewna, jak będzie wyglądało zakończenie opowieści. Czułam, że historia musi zakończyć się zgodnie z moimi przypuszczeniami i zupełnie mi to nie przeszkadzało. Tak naprawdę byłam ogromnie ciekawa jak rozwinie się treść książki, jakie postaci w niej spotkam (oprócz tych pierwszoplanowych) i co wydarzy się w ich życiu, nim dotrę do przewidywanego przeze mnie zwieńczenia.
Ogromnie polubiłam bohaterów, z których niemal każdy przeżył jakąś smutną, traumatyczną historię. Byłam ciekawa w jakim kierunku potoczy się ich życie i czy poradzą sobie w walce z negatywnymi doświadczeniami. Oto poznajemy rodzeństwo – Magdę, Michała i Konstantego, jako dzieci czekających przy choince na rodziców, którzy wyskoczyli na moment do sklepu po ostatnie sprawunki (prezenty). Oczekiwania się przedłużają, a finalnie w drzwiach pojawia się policjant, który informuje rodzinę o nieszczęśliwym wypadku i śmierci rodziców. Od tego momentu rodzeństwo nie obchodzi świąt, a gdy dorastają, co roku w okresie wigilii, by uniknąć powrotów do trudnych wspomnień wyjeżdżają (a może raczej uciekają) wypocząć w ciepłe miejsca.
Antek zostaje wysłany przez mamę do babci Kaliny, której przekazać ma szczególną przesyłkę – zdjęcia z przeszłości. Dowiadujemy się, iż mężczyzna od lat nie widział się z babcią (mamą swojego ojca) ponieważ po tym, jak tata zostawił mamę i jego (sześcioletniego chłopca) dla swojej nowej rodziny (nowej kobiety i córki) – doszło również do nieporozumień z babcią (która według mamy popierała ojca) i ich kontakty zostały urwane. Chłopiec przez lata nie miał kontaktu z ojcem i nie udało mu się spotkać rodzica przed jego śmiercią. Pozostał mu wyłącznie żal. Ponad to Antek również kryje w sercu sporą, dość świeżą bliznę o której dowiadujemy się w trakcie lektury.
Babcia Kalina przez lata żyła samotnie w wielkim domu. Gdy w młodości jej syn pozostawił swoją rodzinę i odszedł do innej kobiety – starała się odnaleźć złoty środek w trudnej dla wszystkich sytuacji. Ostatecznie jednak została sama.
A to nie koniec historii, które przedstawiła nam pisarka w tej powieści. Jest jeszcze Konstanty Mirski (mężczyzna z którym spotyka się Magda) i jego rodzina. Rodzina z zewnątrz idealna. Tata prowadzący ogromną firmę, oddający się pracy i zarabiający wielkie pieniądze. Mama Konstantego z kolei jest prawdziwą boginią domowego ogniska. Czy jest jednak szczęśliwa? Ogromnie spodobało mi się, iż pisarka wplotła w swoją opowieść również historię wieloletniego, dojrzałego małżeństwa.
Autorka w cudowny sposób opisuje przeżycia wewnętrzne bohaterów. Bardzo dokładnie poznajemy ich przeszłość, myśli i uczucia. Ich radości, ale także troski i obawy stają się dla nas niemal namacalne. Nie ma możliwości, abyśmy podczas lektury nie kibicowali bohaterom w realizacji ich celów, w dążeniu do szczęścia.
Kiedy Krysia Mirek pisze trudno nie wyobrazić sobie kreowanych przez nią obrazów, trudno nie angażować się w przedstawioną treść. Gdy mówi o śnieżnej zimie przypominają mi się zimy mojego dzieciństwa, gdy czytam o piernikach pachnących cynamonem niemal czuję ich zapach, a kiedy poruszana jest kwestia uczuć bohaterów – mam wrażenie, jakbym przeżywała je osobiście.
Jak zawsze pisarka w swojej książce ujęła wiele myśli będących doskonałym odzwierciedleniem naszej rzeczywistości i niejednokrotnie wspaniałą nauką dla nas:

"Statystyki podają, że zdradza spory odsetek małżonków, w tym coraz więcej kobiet. Często to dla nich tylko przygoda, chwila zapomnienia, czysto fizyczny akt bez znaczenia.
Ale czasem zdrada oznacza, że jakiś dom zmiecie nawałnica. W jednej chwili i z taką siłą, że latami nie będzie można go odbudować."

"Czasem lepiej spojrzeć prawdzie w oczy, bo choć na początku boli, to jednak daje szansę na zmianę."

"...trzeba rozprawić się z przeszłością by zbudować dobrą przyszłość."

No i może jeszcze ta... Tak pół żartem, pół serio. ;)

"-Kobiety! - (...) Gdyby nie one, można by uprawiać luz przez całe życie. A tak to człowiek musi się spinać, chodzić do pracy, malować pokoje, sprzątać, pobierać stałą wypłatę."

Co do zakończenia powieści, którego byłam tak pewna, okazało się, że nie przewidziałam wszystkiego. Nie wpadłam na to, iż "Światło w Cichą Noc" może mieć swoją kontynuację. Nie może być inaczej! :D



"Światło w Cichą Noc" to piękna opowieść o świętach (a raczej przygotowaniach do nich), nienachalna (Mikołaje nie wyskakują z kominów na każdym kroku), ale utrzymująca cudowny, niepowtarzalny klimat, tak szczególny dla Bożego Narodzenia. To najlepsza w tym roku opowieść świąteczna, jaką przeczytałam. A jaka jest Waszą ulubioną?  

niedziela, 10 grudnia 2017

Brakuje Wam słońca? ;) Polecam "Cierpkie winogrona" Bożeny Gałczyńskiej - Szurek

Bardzo się ucieszyłam, gdy po lekturze książki "Wieczność bez Ciebie" (moja recenzjaBożeny Gałczyńskiej-Szurek za sprawą autorki i Pana Ireneusza z wydawnictwa


trafiły do mych rąk trzy kolejne pozycje pisarki. Nie mogłam dopaść się do nich od razu, ale w końcu udało mi się znaleźć kapkę czasu. Pierwszą książką z trzech po jaką sięgnęłam były "Cierpkie winogrona". Jeśli jesteście ciekawi moich wrażeń zapraszam do dalszej lektury posta.




Opis książki (pochodzący z jej okładki)

"Po odczytaniu testamentu męża obrazek idyllicznego związku Pauliny rozpada się na drobne kawałki. Kobieta postanawia wyruszyć do Grecji, by znaleźć spadkobiercę należnego jej majątku i zdemaskować oszustwa męża.
Czy uda jej się odkryć tajemnice podwójnego życia Janka? Kim są ludzie ze starych fotografii? A może nic nie jest takie, jak nam się wydaje?
Autorka przeplata malownicze opisy greckich krajobrazów i zwyczajów z barwną historią miłosną. Nieszczęśliwy romans z przystojnym Grekiem utwierdzi Paulinę w przekonaniu, że winogrona nie zawsze mają słodki smak."

Moje wrażenia

Pierwszą rzecz na którą zwróciłam uwagę, poza piękną, przywołującą myśl o wakacjach okładką, był język pisarki. Lekkość pióra autorki znałam z poprzedniej lektury, jednak gdy czytałam "Cierpkie winogrona" chwilami byłam zaskoczona faktem, jak wspaniale i szybko się ją czyta.
Od pierwszych stron polubiłam główną bohaterkę Paulinę i jej przyjaciółkę Ninę. Kolejno obdarzyłam sympatią przyjaciela nieżyjącego Jana (męża Pauliny) i jego niesfornego, dorosłego już syna. Niejednokrotnie sytuacje, w których brali udział wywoływały uśmiech na moich ustach. Dwaj Grecy – Stawros i Gabriel – ogromnie mnie intrygowali.
Zagadka jaką przychodzi nam rozwiązać bardzo mnie zaciekawiła. Tym chętniej poznawałam historię Pauliny i bardziej mnie ona absorbowała. Okazało się, że jedna z postaci, którą poznałam w trakcie lektury, również ma pewną tajemnicę. Odkrywane stopniowo, krok po kroku, fragment po fragmencie, zagadki i sekrety – dodają smaczku całej opowieści.
Dawniej miałam przyjemność znaleźć się w Grecji, na Korfu, za sprawą "Morderstwa na Korfu" Alka Rogozińskiego (moja opinia). Tym razem dzięki pani Bożenie Gałczyńskiej – Szurek miałam możliwość odwiedzenia greckiej wyspy Kokkini i wsi Afionas, co było szczególnie przyjemne, gdy za oknem wieje wiatr i pada deszcz.
Pisarka do swej opowieści włączyła kapkę historii.
"Cierpkie winogrona" to opowieść o tym, co dzieje się, gdy wszystko w co dotychczas wierzyliśmy runie niczym domek z kart. To także romans osadzony na pięknej, greckiej wyspie, powieść o utraconym majątku, w której zagadka goni zagadkę, a ich rozwiązania sprawiają, iż szczęka ze zdumienia niejednokrotnie niemal opada nam do podłogi.


Mieliście przyjemność czytać którąś z opisanych przeze mnie historii? Lubicie takie książki obyczajowe z wątkiem kryminalnym? A może polecicie mi którą powieść pani Bożeny powinnam przeczytać teraz?  

piątek, 8 grudnia 2017

Wspaniała paczuszka :D

Jestem szczęściarą! :D Niedawno (tutajchwaliłam się Wam, iż zostałam wyróżniona książką "Lustereczko powiedz przecie" oraz przepiękną niespodzianką, w której znajdowało się "Pudełko z marzeniami" Magdaleny Witkiewicz i Alka Rogozińskiego (lekturę mam za sobą i wkrótce poznacie moje wrażenia), a tydzień później przyszła do mnie taka oto niesamowita przesyłka.



Tym razem nie domyśliłam się, jakie cuda kryje paczuszka. Doszłam jedynie do wniosku, że przesyłka zawiera dwie książeczki. O czekaniu na jej otwarcie choćby chwili nie było zatem mowy. Natychmiast rozdarłam opakowanie.




Lubię poznawać historie dla dzieci i młodzieży, uwielbiam "Mikołajka", dlatego nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po lektury przesłane mi przez moją kochaną pisarkę Magdę Witkiewicz oraz wydawnictwo

.

Z przyjemnością do wspólnego czytania zaproszę też moje córeczki.

A Wy mieliście już okazję poznać przygody Lilki?  

czwartek, 7 grudnia 2017

"Drzewa szumiące nadzieją" Edyty Świętek - doczekałam się trzeciego tomu sagi :)

Stało się! Po lekturze "Cienia burzowych chmur" (moja opiniai "Łąk kwitnących purpurą" (recenzja) – patronatu, z którego jestem najbardziej dumna i długim oczekiwaniu, za sprawą Pani Ani z wydawnictwa


trafiła w moje ręce kontynuacja cyklu, a mianowicie "Drzewa szumiące nadzieją". Czy trzeci tom cyklu spełnił moje oczekiwania i spodobał mi się równie mocno jak poprzednie?


Opis książki (pochodzący z okładki)

"Drzewa szumiące nadzieją to trzeci już tom nowohuckiej sagi Spacer Aleją Róż. Tym razem autorka zabiera nas do najmłodszej dzielnicy Krakowa u schyłku lat 50., kiedy to doprowadzeni do ostateczności antykościelnymi działaniami władzy robotnicy podejmują desperacką walkę w obronie krzyża będącego symbolem nie tylko wiary, ale także wolności. Coraz częściej buntują się przeciw ograniczeniom narzucanym przez władzę ludową. Wychowani w chrześcijańskich tradycjach, podejmują bezpardonową walkę o zgodę na budowę kościoła. W mieście dochodzi do krwawych starć z jednostkami Milicji Obywatelskiej wspieranymi przez Oddziały ZOMO. Na tle historycznych wydarzeń rodzina Szymczaków powiększa się, przeżywa wzloty i upadki, a za zryw w obronie wiary i samostanowienia będzie musiała zapłacić wysoką cenę."

Moje odczucia

Trzeci tom sagi "Spacer Aleją Róż" czyta się równie doskonale jak poprzednie części. Edyta Świętek odznacza się lekkim piórem, niesamowitą wrażliwością i umiejętnością wprowadzenia czytelnika w opisywaną historię do tego stopnia, iż ten najchętniej pochłonąłby całą książkę przy jednym podejściu, a kiedy przychodzi mu oderwać się od lektury – myślami wciąż pozostaje przy bohaterach powieści i przeżywa historie, jakie ich spotkały. Pisarka nie daje nam możliwości nudzenia się podczas pochłaniania jej dzieł i dostarcza nam mnóstwa emocji. Od ciekawości, poprzez smutek, strach, niepewność o losy bohaterów, zaskoczenie, po drobne chwile wypełnione radością lub śmiechem.
"Drzewa szumiące nadzieją" przedstawiają dalsze losy rodziny Szymczaków (rozgrywające się na tle zmieniającej się historii powojennej Polski i komunizmu) i doskonale ukazują czytelnikowi tamten okres. Sama byłam wówczas dziewczynką i dzięki lekturze serii mogłam wrócić pamięcią do znanych mi rzeczy i niektórych wydarzeń z tamtych czasów. Czytając o pierwszych telewizorach, pralce Frania, samochodach (syrena, żuk), czasopismach ("Miś", "Świerszyk"), słuchowisku "Matysiakowie", wyborach Miss Polonia uśmiechałam się, gdyż kojarzą się one nieodłącznie z moim dzieciństwem. Miałam jednak również możliwość przypomnienia sobie dramatycznych wydarzeń i ważnych postaci z tamtego okresu (Karol Wojtyła, Józef Cyrankiewicz, Stanisław Radkiewicz, czy Władysław Gomułka), o których dowiadywałam się później, będąc już starszą i bardziej świadomą osobą. Jednak saga "Spacer Aleją Róż" to doskonała lekcja historii będąca nie tylko wspomnieniem dla osób, które żyły w tamtych czasach, ale także wartościowa nauka dla młodych pokoleń. Nauka, której podejmujemy się z zaciekawieniem i przyjemnością.
Niecierpliwie wyczekiwałam chwili, w której będę mogła poznać dalsze losy rodziny Szymczaków, a teraz, po ich poznaniu, znów niespokojnie będę wyczekiwała ukazania się "Szarości miejskich mgieł". Podczas lektury pisarka wielokrotnie zaskakiwała mnie biegiem wypadków. Cieszyłam się, gdy członkowie familii odnosili sukcesy, odnajdowali miłość, gdy pojawiali się nowi potomkowie, i cierpiałam, gdy los po raz kolejny boleśnie ich doświadczał. Niektórzy bohaterowie postępowali zgodnie z wpojonymi im zasadami, innym zdarzało się błądzić. W tej części wielokrotnie zaskoczył mnie Andrzej, jego postępowanie niezgodne było z wyznawanymi przeze mnie (i jego rodzinę) zasadami. Krystyna, w dalszym ciągu zazdrosna o sukcesy siostry – również niejednokrotnie ukazuje swoje negatywne oblicze. Podobnie Kazimiera – żona Leszka. Pisarka jednak daje nam możliwość wejrzenia w myśli i uczucia bohaterów, poprzez co znajdujemy czasem usprawiedliwienie dla ich postępowania. Łatwo jest bowiem oceniać kogoś, jeśli nigdy nie było się "w jego skórze" i nie "przeszło w jego butach". Bohaterowie różnią się między sobą, często są niezgodni, gdy jednak kogoś z rodziny spotyka zły los – pozostali wychodzą mu z odsieczą. To jedna z lekcji, którą my, współcześni powinniśmy wyciągnąć z tej historii. Troska o innych i jedność.
Zakończenie – ech... po raz kolejny rozłożyło mnie na łopatki.
Z całego serducha polecam lekturę tej wspaniałej serii.


A Wy? Mieliście przyjemność zapoznać się już z tą historią? A może polecicie mi inne książki autorki, po które koniecznie powinnam sięgnąć w pierwszej kolejności?

sobota, 2 grudnia 2017

"Zdążyć z miłością" Beaty Majewskiej - zwieńczenie trylogii "Konkurs na żonę"

Ogromnie się ucieszyłam gdy za sprawą wydawnictwa


trafiła w moje ręce trzecia część cyklu "Konkurs na żonę" Beaty Majewskiej. O moich odczuciach na temat pierwszej części serii możecie przeczytać tutajnatomiast o drugiej, "Bilet do szczęścia", w tym miejscu.



Choć książka "Zdążyć z miłością" to ostatnia część trylogii Beaty Majewskiej z serii "Konkurs na żonę" tylko częściowo powiązana jest ona z poprzednimi częściami. Opisuje historię osoby, która we wcześniejszych tomach nie należała do głównych bohaterów, choć nieźle namieszała w ich życiu. Pojawiała się we fragmentach powieści i odegrała w niej zdecydowanie negatywną rolę. Dzięki tej części mamy możliwość bliższego poznania Olgi Bauer – jej przeszłości, doświadczeń. Możemy dokładniej zapoznać się z motywami jej dotychczasowego postępowania. Znajomość książki "Zdążyć z miłością" daje nam również szansę poznania dalszych losów Olgi. Ostatnio spotkaliśmy się z nią w szpitalu. Okazało się, iż zachorowała na raka i przeszła ciężką operację, podczas której lekarze musieli usunąć jej macicę. Czy Olga, znana nam jako osoba złośliwa, mściwa i egoistyczna – zmieni swoje postępowanie? Czy znajdzie miłość i zyska upragnione szczęście?
Powieść czyta się z zaciekawieniem, lekko i przyjemnie. Wywołała u mnie uśmiech, salwy śmiechu, ale i łzy... łzy smutku i wzruszenia.
Z przyjemnością czytałam komentarze Fisi i Maksa – dzieci Adama. Niezmiennie wywoływały one uśmiech na moich ustach, a niejednokrotnie i salwy śmiechu. Chwilami, jak dla mnie, powieść stawała się zbyt słodka. Sceny erotyczne również nie wywoływały rumieńców na moich policzkach i nie sprawiały, iż pochłaniałam ją z zapałem, ale to dlatego, iż osobiście nie przepadam za nimi w książkach. Na szczęście pisarka zaserwowała mi moc różnorodnych emocji. Nie szczędziła sytuacji przepełnionych niepewnością, bólem i smutkiem. Autorka niejednokrotnie zaskakiwała mnie przedstawionymi zdarzeniami do tego stopnia, że szczęka niemal opadała mi do ziemi.
"Zdążyć z miłością", podobnie jak "Konkurs na żonę", przedstawia swoisty mezalians. Oto bogata, niezależna, lubiąca podróżować, wyzwolona ateistka poznaje niezamożnego mężczyznę, wdowca, ojca dwójki dzieci, zaangażowanego katolika. Czy tak różne osoby może połączyć uczucie? Czy mają oni szansę stworzyć szczęśliwy związek?
Opowieść zawiera wiele interesujących przemyśleń na temat życia. Porusza tematy miłości, przyjaźni, choroby, śmierci, tęsknoty, samotności, wiary, ludzkich błędów, wybaczenia (nie tylko innym, ale także samemu sobie), a fragment, w którym dorosła córka decyduje się na szczerą rozmowę ze swoją mamą jest jednym z najpiękniejszych, najbardziej poruszających – jakie w tym roku przeczytałam. Z pewnością niejednokrotnie do niego powrócę.
Bardzo się cieszę, że przeczytałam tę historię, bo jest to naprawdę warta poznania, wzbudzająca istotne przemyślenia na temat życia opowieść. "Zdążyć z miłością" śmiało można czytać bez znajomości poprzednich tomów trylogii. Pokusiłabym się o określenie jej jako najlepszej z całej serii, jednak każda część miała w sobie coś szczególnego i cieszę się, że miałam przyjemność poznania ich wszystkich.


A Wy? Znacie tę serię? A może inne powieści pisarki?
Książka "Zdążyć z miłością" to emocjonalna petarda. Mimo, iż jest powieścią obyczajową, pisarka wielokrotnie zaskakiwała mnie nieprzewidywalnymi wydarzeniami, a ja uwielbiam takie pozycje. Może polecicie mi inną, równie nieprzewidywalną, pełną emocji, śmiechu i płaczu powieść obyczajową?