niedziela, 22 kwietnia 2018

"GPS Szczęścia..." i już! Skarbnica wiedzy człowieka szczęśliwego Magdaleny Witkiewicz, Marzeny Grochowskiej i Joanny Zagner-Kołat

Pewnego wieczora, po dniu pełnym nieprzyjemnych zdarzeń, zajrzałam do skrzynki pocztowej i wyjęłam z niej czarną kopertę. Na kopercie pięknie, odręcznie napisano "Od Ciebie tylko zależy, którą stronę życia będziesz oglądać". Z ogromną ciekawością rozdarłam to cudo. W środku ujrzałam karteczkę przedstawiającą motyle w kręgu, a wewnątrz tego kręgu napis "Czekaj na więcej...". Liścik sprawił, iż pomyślałam "Może rzeczywiście to wszystko zależy ode mnie?". Szybko jednak zaczęłam główkować, kto w czasie, kiedy potrzebowałam wsparcia mógł zrobić mi taką niespodziankę i nagle przyszło olśnienie – "Magda! To na pewno robota Magdaleny Witkiewicz i jakiegoś cudownego wydawnictwa!". Szybko wpadłam na lubimy czytać i tam odkryłam, iż lada dzień zostanie wydana książka napisana przez Magdę we współpracy z Marzeną Grochowską "GPS Szczęścia czyli jak wydostać się z Czarnej D.". Kilka dni później, kiedy akurat byłam w Czarnej D. trafiła do mnie cudownie zapakowana książka. To był idealny czas! :D

Magduś! Drogie wydawnictwo 

 
.
 
Pięknie dziękuję za pamięć o mnie i cudowny prezent.  

 
 

 
Opis książki (pochodzący z okładki)

 "Magdalena Witkiewicz (specjalistka od szczęśliwych zakończeń) i Marzena Grochowska (coach i trener biznesu, specjalistka od wychodzenia z Czarnej D.) połączyły siły i napisały bardzo nietypowy poradnik, a Joanna Zagner-Kołat pięknie go zilustrowała.
TRZYMASZ GO W RĘKACH!"
 
Moje wrażenia po lekturze
 
"Czarna Dupa to jest zupełnie niemalownicza miejscowość, szara i ponura, położona zupełnie niedaleko Końca Świata. Otoczona mokrym i wilgotnym lasem od strony północnej, bagnistymi, torfowymi łąkami od strony południowej. Na zachodzie rozciąga się Ogromna Depresja i Wielki Dół, a na wschodzie rozlewa się Morze Łez."

Powyższy cytat to zaledwie początek niesamowitej podróży po krainie zwanej Czarną Dupą (nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu ;) ). Niczym "Mały Książe" zwiedzający kolejne planety i poznający ich mieszkańców z zaciekawieniem wędrujemy po pozornie nieciekawej Czarnej krainie. Dlaczego pozornie nieciekawej? Ponieważ spotykamy w niej mnóstwo wzbudzających zainteresowanie ludzi (tych, którzy wpadli tam na chwilę, ale i zasiedziałych zdecydowanie dłużej niż powinni) i poznajemy ich historie. Są to: Maurycy Bylejaki, brat Aleksander, burmistrz Mieczysław Foch i jego syn Karolek, Aneta Stracholleńska i wielu innych. Czarna D. jako miejscowość również budzi nasze zaciekawienie. Podziwiam autorkę opowiadań (myślę, że była to Magda, choć nie wiem tego na pewno) za niebywałą wyobraźnię i tak wspaniałe zobrazowanie wielu trudnych, spotykających nas w życiu sytuacji. Poczucie humoru płynące z większości stron jest wprost kapitalne.

"Katarzyna Nonajron nie miała co zrobić z dziećmi. Gdy wróciła z pracy, męża jeszcze nie było. Jak zawsze zarabiał pieniądze na czarną godzinę, a ona dostała wezwanie do przychodni do doktora Ledwożywa.
Co robić? - myślała.
Często wraz z nią w Czarnej Dupie bywała też jej mama, która opiekowała się wtedy dziećmi. Mama jednak z powodu miłego pana poznanego w ośrodku wypoczynkowym w Swornych Gaciach coraz rzadziej wpadała do Czarnej Dupy."
 
"Romuald Gnilny był najlepszym szambiarzem w okolicy. Miał najlepszy z najlepszych sprzęt asenizacyjny z nowymi szambiarkami w kolorze jakże wymownego ciepłego pomarańczu. Mieszkał w małym miasteczku Zgnilizna Moralna na granicy Czarnej Dupy.
Lubił swoją pracę. Czasem tylko rozmyślał filozoficznie, że jego zajęcie jest chyba jedynym na świecie, gdzie od przybytku głowa boli.
Temat, którym zajmował się Romuald, był śmierdzący i drażliwy. Ludzie bardzo niechętnie poruszali go w rozmowach."

Podobnie jak w "Małym Księciu" opisanymi w książce postaciami jesteśmy my, ludzie, w trudniejszych chwilach swojego życia. Możemy porównać swoje doświadczenia do tych, które zostały opisane w książce i wprowadzić do swej codzienności pewne zmiany. Zauważyć rzeczy, których nie dostrzegamy na co dzień. O których niby wiemy, a w życiu codziennym jednak o nich zapominamy.
"GPS Szczęścia ..." to skarbnica wiedzy o tym, jak osiągnąć radość i satysfakcję życiową. W maleńkiej, poręcznej książeczce dostajemy kompendium wiedzy, która nie tylko pomoże nam wydostać się z Czarnej D., ale przypomni również, jak należy traktować codzienność, aby osiągnąć szczęście. Wystarczy w dowolnej chwili przeczytać jej fragment, aby dzień nabrał zupełnie innego wymiaru. Niesamowite opowiadania, doprawione masą doskonałego humoru, krótkie, treściwe, trafiające do czytelnika wskazówki od coacha, ubarwione (niemal na każdej stronie) wspaniałymi, wymownymi ilustracjami – ogromnie mogą wpłynąć na jakość naszego życia. Tak naprawdę to od nas zależy – ile z tej wiedzy wykorzystamy. To niepozorne cudeńko, które naprawdę może stać się dla nas doskonałym GPS-em szczęścia.
Podkreśliłam mnóstwo cytatów w książce, ale przyznać muszę, że o wiele więcej zawartych w niej myśli zasługuje na uwagę, dlatego wciąż będę do niej wracać. Oto maleńka próbka doskonałych cytatów:
 
"Życie to karuzela emocji. Nie można tylko ciągle śmiać się lub nieustannie płakać, nawet gdybyśmy nie wiem jak bardzo się starali, po prostu się nie da. Każdemu się zdarza wpaść w dołek, mieć kryzys, nawet najlepszym.
Czasem wpadam do Czarnej Dupy ja, czasem Ty. I to jest zupełnie normalne. Różnica polega na tym, jak długo tam zostaniemy i czy przypadkiem nie kupujemy sobie mebli, aby zostać tam na stałe."
 
"Musimy dbać o siebie (...)
Dbanie o siebie to taki wewnętrzny barometr, który pokazuje, na ile umiesz na siebie patrzeć sercem, nie tylko oczami. Traktuj siebie jak świątynię, a nie jak śmietnik i nieważne, czy tyczy się to jedzenia, czy myśli. Stajesz się tym, czym się karmisz. Bycie ze sobą w zgodzie daje niesamowity komfort życia."
 
Na koniec muszę pokazać Wam choć kilka z mnóstwa naprawdę cudownych ilustracji.


 
Od dnia dzisiejszego książka ta będzie leżała na moim stole, bym w dowolnej chwili mogła po nią sięgnąć i by po raz kolejny, i kolejny, czytać o przygodach mieszkańców Czarnej D., przypominać sobie o tym co w życiu istotne, cieszyć oczy ilustracjami i czerpać z zawartych w niej mądrości pełnymi garściami. Koniecznie muszę kupić kilka tych książkowych GPS-ów dla swoich bliskich znajomych, by obdarować ich, gdy zdarzy się im wpaść do Czarnej krainy. Choć przyznać muszę, i napisano o tym również w tomiku, iż czasem wyprawa do Czarnej Dupy służy naprawdę wspaniałym celom. Daje nam możliwość zastanowienia się nad naszym dotychczasowym życiem, nabrania dystansu, zauważenia rzeczy, których wcześniej nie spostrzegaliśmy i wprowadzenia pozytywnych zmian w swoim jestestwie. Pamiętajcie! Jeśli coś się kończy, coś runęło, to po to, żebyśmy mogli przeżyć coś lepszego. Sama teraz jestem w takim okresie swojego życia i pewnie sporo czasu upłynie nim skończy się to, co zostało mi dane, ale jestem dobrej myśli. W końcu Czarna Dupa to stan umysłu i właśnie my, nikt inny, jesteśmy jego właścicielami i od nas zależy, kiedy zdecydujemy się przytłaczającą nas Czarną D. opuścić. 
 

A Wy? Czytaliście już tę pozycję? Jesteście jej ciekawi? Lubicie tego typu poradniki, które mają dawać kopa do poprawy swojego życia? Macie jakąś taką swoją skarbnicę, wskazującą jak żyć szczęśliwie?  

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

"Dziewczyna we mgle" Donato Carrisi - niebawem w kinach, a już dziś u mamuśki :)


Kiedy otrzymałam propozycje nowości możliwych do zrecenzowania w kwietniu od pani Kasi z wydawnictwa


od razu w oczy rzucił mi się kryminał, który niebawem (bo jeszcze w tym miesiącu) doczekać ma się kinowej ekranizacji. Byłam ogromnie ciekawa, jakie wrażenie zrobi na mnie książka "Dziewczyna we mgle" Donato Carrisi, która sprzedana została na świecie w ilości ponad 3 milionów egzemplarzy i stała się książką miesiąca tygodnika "Sunday Times". Zastanawiałam się, czy warto wybrać się do kina, by zobaczyć ekranizację tego dzieła. Już dziś, w tym właśnie poście odpowiem na pytania, które sobie wówczas postawiłam.



Opis książki (umieszczony na okładce)

„W odizolowanym od świata górskim miasteczku zaginęła szesnastoletnia dziewczyna. Rodzice są zrozpaczeni, a mieszkańcy – zszokowani. Nie potrafią przyjąć do wiadomości, że porywaczem może być ktoś z nich.
Przybyły na miejsce agent specjalny Vogel nie ma wątpliwości, że tropi mordercę. I że jest to ktoś z miejscowych.
Nie interesują go badania kryminalistyczne, odciski palców i ślady DNA. Vogel wykorzystuje media. Bo ludzie nie potrzebują sprawiedliwości – potrzebują spektaklu. A on zapewni im widowiskowe polowanie na potwora.
To ryzykowna gra, w której już raz przegrał. Mimo to Vogel typuje podejrzanego i chociaż ma tylko poszlaki, wydaje wyrok i dąży do zniszczenia mu życia. Tak jak robił to już setki razy.
Morderca jednak tylko czeka, aż światła reflektorów zostaną skierowane na niego.
A Vogel w pewien wieczór opowie swoją historię tylko jednej osobie.”

Moje wrażenia po lekturze

Styl pisania autora od razu przypadł mi do gustu. Książkę czyta się lekko, przyjemnie, z niegasnącym ani na moment zaciekawieniem, a nieraz wręcz z otwartą szeroko ze zdumienia gębą. Rozdziały książki są dość krótkie, a pisarz niezmiennie intryguje nas kolejno wprowadzanymi do powieści postaciami, ciekawymi dialogami, świetnie skrojoną fabułą. Co rusz odkrywa nowe fakty. Bawi się z nami w kotka i myszkę kierując podejrzenia na któregoś z bohaterów, następnie oczyszcza go w naszych oczach z zarzutów, by ponownie zasiać niepewność co do jego intencji i roli, jaką odegrał w zaginięciu nastolatki. Osobiście podczas lektury powtarzałam sobie „jeszcze tylko jeden krótki rozdział”, „jeszcze tylko jedna strona” i w ten sposób ukończyłam czytanie w ciągu zaledwie dwóch podejść do lektury. To drugie było nieco dłuższe, gdyż przerywane czynnościami wymuszonymi na mnie poprzez bieg dnia. Mimo to nic nie przeszkodziło mi w lekturze. Robiłam to co musiałam niemal cały czas gapiąc się w książkę. ;)
Ogromnie spodobała mi się kreacja postaci. Byłam zachwycona, poznając agenta specjalnego Vogla, który poprzez swój dziwaczny sposób bycia natychmiast wydał mi się podobny do Scherlocka Holmesa, oraz dziennikarki Stelli Honer. Ucieszyłam się, gdy okazało się, że będę śledziła poczynania psychiatry, wezwanego w środku nocy na komisariat policji, by porozmawiać z pewnym tajemniczym osobnikiem, który uległ wypadkowi. Kreacja policjanta Borghi i nauczyciela Lorisa Martini również zasługują na docenienie, podobnie zresztą jak postacie drugoplanowe: zaginiona dziewczyna i jej rodzice, czy partnerki śledczych. Żadna z tych postaci nie jest od początku do końca dobra lub zła, żadna nie jest kryształowa, a o rysach pojawiających się na ich wizerunkach dowiadujemy się tym więcej, im bardziej zagłębiamy się w lekturze. W końcu sami głupiejemy który z bohaterów jest godny zaufania, a na którym powinniśmy postawić krzyżyk.
W książce zostały zastosowane przeskoki czasowe i fabularne. Dowiadujemy się co działo się na kilka, kilkanaście, czy kilkadziesiąt dni po oraz przed zaginięciem rudowłosej nastolatki. Historię poznajemy z perspektywy kilku różnych osób. Zabiegi te dodają książce tajemniczości, wzmagają napięcie i ciekawość czytelnika co do profilu porywacza/mordercy i dalszego rozwoju fabuły.
„Dziewczyna we mgle” to nie tylko ciekawa intryga kryminalna, przy której można spędzić miło czas. Niesie ona również ze sobą pewne dodatkowe, ważne przesłanie. Opowiada o tym, jak telewizja potrafi kierować oceną sytuacji przez widzów i ich odczuciami. Jak łatwo można manipulować publiką. Ukazuje ciemną stronę ludzkości – naszą chęć zaistnienia, znalezienia się choć przez chwilę „na piedestale”, „w blasku fleszy”, braku prawdziwego, szczerego współczucia wobec czyjejś tragedii (kiedy kogoś w naszym środowisku dotykają poważne problemy po pierwszym okazaniu zainteresowania, współczucia, zwykle uciekamy od takich osób gdzie pieprz rośnie, ciesząc się że nas osobiście ich niedola nie spotkała). Mnóstwo prawdziwych tragedii można by porównać do tych opisanych w książce. Równie wiele z nich ukazuje przedstawione w powieści cechy ludzkie – chęć zaistnienia za wszelką cenę, pychę i egoizm. Podczas lektury książki niezmiennie zadajemy sobie pytania: „Który z bohaterów jest porywaczem, a być może nawet mordercą”, „Czy osoba, którą pisarz wziął właśnie na celownik nie chce ugrać czegoś dla siebie?”, „Który z bohaterów ma naprawdę szczere intencje?”. Po zakończeniu książki zadajemy sobie te same pytania w odniesieniu do współczesnego świata i do samych siebie.
Jestem ogromnie ciekawa, w jaki sposób opisana historia zostanie przedstawiona za pomocą filmu, dodatkowo obsada aktorska bardzo kusi, dlatego z przyjemnością wybiorę się do kina by obejrzeć ekranizację „Dziewczyny we mgle”.


A Wy? Czytaliście już tę książkę? Macie ją w planach? A może wybieracie się do kina na film?
Znacie jakieś inne książki Donato Carrisi? Których lekturę polecacie najbardziej?

wtorek, 3 kwietnia 2018

"Spacer Aleją Róż" Edyty Świętek najlepszą sagą obyczajowo-historyczną? Czy "Szarość miejskich mgieł" dorównała poprzednim częściom?


Z wielką przyjemnością pragnę dziś przedstawić Wam swoje wrażenia po przeczytaniu najnowszej części cyklu Edyty Świętek pt. „Spacer Aleją Róż”. Z zapartym tchem śledziłam losy bohaterów od pierwszej części. Jeśli jesteście ciekawi moich wrażeń po lekturze każdej z nich zapraszam na moje wpisy o książkach: „Cień burzowych chmur”, Łąki kwitnące purpurą” oraz „Drzewa szumiące nadzieją”.
Za „Szarość miejskich mgieł” ślicznie dziękuję pani Ani z wydawnictwa

.


Opis (pochodzący z okładki książki)

„Czwarty tom sagi Spacer Aleją Róż przenosi czytelników do przełomu lat 60. i 70. Tym razem do głosu dochodzi młode pokolenie. Zbuntowana młodzież kontynuuje walkę rozpoczętą przez rodziców. W atmosferze ciągłych niepokojów wychodzą na jaw niektóre z mrocznych sekretów rodzinnych. Kłamstwa z przeszłości pociągają za sobą lawinę niespodziewanych zdarzeń. Mimo to Szymczakowie oraz Pawłowscy z uporem podążają naprzód, nie poddając się przeciwnościom losu.”

Moja opinia

Trudno wyrazić mi z jak ogromną przyjemnością przystąpiłam do lektury "Szarości miejskich mgieł", zwłaszcza, iż zakończenie trzeciej części cyklu rozłożyło mnie na łopatki. Opisane tam wydarzenia sprawiły, że szeroko otworzyłam usta i długo nie mogłam dojść do siebie. Przez kilka miesięcy głowiłam się, co spotkało Bronka? Czy pisarka tym razem nie zada jednemu z moich ulubionych bohaterów ostatecznego ciosu? Z rosnącym zaciekawieniem oczekiwałam też na wieści dotyczące pozostałych krewnych.
Podobnie jak przy poprzednich częściach, ogromnie ujęło mnie wydanie książki: przepiękna okładka, tłoczone litery, brzeg powieści – różowy tym razem, umieszczone w środku drzewo genealogiczne rodziny (ukazujące coraz większą liczbę jej członków), wspaniałe zdobienia przy numeracji stron i początkach każdego rozdziału. Jednak ta wspaniała saga zdecydowanie zasługuje na tak cudowną oprawę.




Pochłanianie tej historii to wspaniała, czytelnicza uczta, która jednocześnie wywołuje w nas ogromny dylemat. Z jednej strony chcemy jak najszybciej poznać koleje losu rodziny Szymczaków i Pawłowskich, a z drugiej pragniemy jak najdłużej cieszyć się lekturą. Styl pisania Edyty Świętek jest lekki i przyjemny w odbiorze. Pisarka przelewa swoje myśli na papier, a my chłoniemy słowa, widzimy obrazy i niemal na własnej skórze odczuwamy losy bohaterów, wśród których jednych darzymy większą, innych mniejszą sympatią, a niektórych wręcz trudno nam znieść. Ich charaktery są bardzo różne, jednak trudno odmówić tym postaciom prawdziwości. To ludzie z krwi i kości. Wszyscy dążą do szczęścia (choć nieraz odmiennymi metodami), kierują się różnymi zasadami, mają inne doświadczenia, odnoszą sukcesy i popełniają błędy. Ich wzajemne relacje niejednokrotnie są dość trudne. Lubią się, kochają, czują do siebie niechęć, a czasem nie znoszą. Dokładnie tak samo jest z nami, współczesnymi, dlatego bez trudu bohaterowie powieści stają się nam bliscy, a im więcej tomów serii przeczytamy tym bardziej się z nimi zżywamy i bardziej kibicujemy im w ich zmaganiach. Już w tej chwili nie mogę doczekać się kolejnej części sagi, a z drugiej strony ciężko mi ze świadomością, iż po jej lekturze będę musiała na zawsze rozstać się z bohaterami książki.
Saga „Spacer Aleją Róż” to nie tylko wspaniała powieść. To jednocześnie doskonała lekcja historii. Czwarta część cyklu ukazuje nam przełom lat 60- i 70-tych. Autorka ponownie przeprowadziła doskonały research pisząc tę część. Kiedy mówi o wydarzeniach historycznych i zachodzących w kraju przemianach politycznych, cytuje artykuły z PRL-owskich gazet lub słowa zasłyszane w tamtym czasie w radio. Tym razem uczestniczymy w protestach studentów, rozsierdzonych sytuacją w kraju, walczących o wolność wypowiedzi i poszanowanie swobód obywatelskich oraz o dalszych poczynaniach SB. Dochodzi do starć pomiędzy młodymi studentami, a klasą robotniczą. Społeczeństwo wciąż pragnie budowy kościoła, lecz władze to utrudniają. Ludność ma problem z zakupem podstawowych artykułów żywnościowych, a ich ceny w dalszym ciągu są podnoszone. Jednocześnie spotykamy się z postaciami budzącymi w moim sercu pozytywne uczucia, tj.: Niemen, Czerwone Gitary, Wojciech Młynarski, czy Witold Pyrkosz. W opisywanych przez Edytę Świętek czasach byłam dzieckiem, ale z rozrzewnieniem wspominałam wspomniane przez pisarkę: syrenkę (nasze pierwsze auto), lecących w radio „Matysiaków” (których lubiła słuchać moja mama), magazyn „Przyjaciółka” (również kolekcjonowany przez mamę), „Czterech pancernych i psa”, grę w klasy i zabawy na trzepaku (zabawy mojego dzieciństwa), a także takie drobiazgi jak krem Nivea, czy noszone przez nas wstążki we włosach. Osobiście jako dzieciak uwielbiałam również „Pochody pierwszomajowe”, w których uczestniczyliśmy całą rodziną. 
Edyta Świętek nie boi się podejmować tematów trudnych. Kiedy pisze o seksie, prostytucji, nie używa wyszukanych zwrotów wyrwanych z erotyków, temat ujmuje prawdziwie, interesująco, a w odpowiednich momentach potrafi pobudzić zmysły jak mało która pisarka.
W „Szarości miejskich mgieł” do głosu dochodzi młode pokolenie. Szczególnie zaciekawiły mnie wydarzenia w których uczestniczył, wchodzący w dorosłe życie Karol, oraz jego znajomi. Ci młodzi ludzie rozpoczynają naukę w szkołach średnich i na studiach, mają własne idee, o które walczą, zakochują się, zakładają rodziny, pozbawieni dotychczasowej kurateli rodzicielskiej podejmują samodzielne decyzje, przeżywają wzloty i upadki. Tym razem niejeden z młodego pokolenia otrzymuje ciosy milicyjną pałką, a nam brakuje tchu. Obok życia młodych dane nam jest również śledzenie losów starszego (znanego nam już) pokolenia. Wraz z dorosłymi Szymczakami i Pawłowskimi przeżywamy historie dzieci oraz ich własne. W tej części niestety po raz kolejny przychodzi nam się z kimś rozstać. Autorka niejednokrotnie pozostawia nas z niedowierzaniem i głośnym przekleństwem lub wydobywającymi się z ust słowami „nie, nie, nie”, „to nieprawdopodobne”, „niemożliwe”. I taki również będzie koniec tej części.
W "Szarości miejskich mgieł" na jaw wychodzi rodzinna tajemnica. Czy dorosłe już pokolenie, które poznaliśmy w pierwszej części sagi, podjęło właściwą decyzję, ukrywając przed dorastającymi dziećmi pewne trudne fakty z ich przeszłości? Czy owe sekrety mogą odbić się na losach młodego pokolenia? W jaki sposób tajemnice mogą wpłynąć na rodzinne relacje? Tego, i wielu innych, zaskakujących faktów, dowiecie się czytając tę niesamowitą sagę.
Jeszcze nie poznałam ostatniej części serii „Spacer Aleją Róż”, ale już teraz z całą pewnością ogłaszam ją najlepszą przeczytaną przeze mnie sagą. To kawał dobrej literatury obyczajowo – historycznej, niesamowicie zaskakującej i doskonale napisanej. Tego cyklu się nie czyta – nim się żyje.


Pochłonęliście już tę serię? Pokochaliście ją równie mocno jak ja? A może polecicie mi jakąś sagę z historią w tle, która skradła Wasze serca?

niedziela, 1 kwietnia 2018

Przed Wami "Pragnienia Elżbiety" Anety Krasińskiej - MÓJ PATRONAT :D


Gdzieś tam jest pewna wspaniała pisarka. Hm... nie tylko pisarka. Także cudowna kobieta, którą poznałam dzięki lekturze jej książek. Każdy patronat nad książką Anety Krasińskiej cieszy mnie niezmiennie. Tym razem mam szczęście patronować drugiej części cyklu "Małe tęsknoty", które wychynęły na świat spod opiekuńczych skrzydeł wydawnictwa

.

Zakończenie pierwszej części serii – "Marzenia Kaliny" (moja opinia) wbiło mnie w przysłowiowy fotel i długo nie mogłam się z niego podnieść. Co zaserwowała nam pisarka w "Pragnieniach Elżbiety"?


Opis książki (pochodzący z okładki)

"W drugiej części trylogii Małe tęsknoty spotykamy znajome już bohaterki: Kalinę, Elżbietę i Lenę. Pewnego dnia przewrotny los wywrócił ich życie do góry nogami. Każda na własną rękę usiłuje się pozbierać i rozliczyć z demonami przeszłości.
Elżbieta po wypadku zapada w śpiączkę i choć nie ma z nią kontaktu, ona sama odbywa podróż w przeszłość, do wydarzeń z młodości, które położyły się cieniem na całym jej życiu.
Kalina traci dziecko i dręczona wyrzutami sumienia nie jest w stanie wrócić do pracy, która do tej pory dawała jej mnóstwo satysfakcji. Dodatkowo żyje w ciągłym lęku, że trafi do więzienia za spowodowanie wypadku.
Lena, najmłodsza z bohaterek, wciąż ma problemy z budowaniem relacji. Kiedy zyskuje zainteresowanie starszego od siebie Adama, przez chwilę wierzy, że teraz wszystko w jej życiu się zmieni. Niestety, ten związek zwiastuje wyłącznie kłopoty...
Czy kobiety będą umiały stawić czoło przeciwnościom i pierwszy raz w życiu powiedzieć, że są szczęśliwe?"

Moje wrażenia

Do lektury książki przystąpiłam nie czytając opisu z okładki. Kiedy zaczęłam ją pochłaniać nie mogłam uwierzyć w to, co autorka zrobiła Elżbiecie. Ja przecież wymyśliłam sobie całkiem inną wersję wydarzeń. Kobiety miały spotkać się w szpitalu, zapoznać się i zaprzyjaźnić, a tu taki cios - śpiączka. Ale na tym nie koniec, bo i tym razem Aneta Krasińska zafundowała nam taki zwrot akcji, że zostałam z szeroko otwartą gębą, a potem już tylko usta poruszały mi się w niemym "nie, nie, nie". Do końca łudziłam się, że te negatywne wydarzenia okażą się nieprawdą, snem, ułudą, ale ostateczny cios został zadany. I teraz już nie wiem, czy lubię Anetę. ;) Na pewno jednak sięgnę po trzecią, niestety ostatnią, część tej historii.
Ogromnie polubiłam bohaterki opowieści: Elżbietę, Kalinę i Lenę. Wnikając w wydarzenia, które stały się ich udziałem, poznając ich problemy, na pewno każda kobieta odnajdzie w nich cząsteczkę siebie, kawałek swojej własnej historii. Mimo, iż wiekiem i zainteresowaniami bliższa mi osobiście jest Kalina, której historia bardzo mnie ciekawiła, najbardziej porwały mnie losy Leny. W książce doskonale zostały ukazane przeżycia samotnej, zagubionej nastolatki, w której życie wplątał się starszy od niej mężczyzna. Podczas lektury zżywamy się z bohaterkami, wytrwale kibicujemy im w ich zmaganiach i jesteśmy niezmiennie zaintrygowani, jakie będzie zakończenie przedstawionych opowieści, a dzięki temu co serwuje nam pisarka, pewności co do ich przebiegu nie mamy żadnej.
Nie mogłabym pominąć faktu, iż bardzo lubię styl pisania Anety Krasińskiej. Jej książki czyta się lekko i przyjemnie. Strona za stroną, rozdział za rozdziałem, pędzimy przez wydarzenia, i w niedługim czasie okazuje się, iż dotarliśmy do końca opowieści. A później? Zostaje nam już tylko czekanie na kolejną część historii, czy kolejną nową książkę pisarki.


Jako patron medialny już niebawem będę miała dla Was 3 konkursy, w których do wygrania będą "Pragnienia Elżbiety". A tymczasem Wy napiszcie, czy poznaliście już książki Anety Krasińskiej i jakie są Wasze wrażenia po ich lekturze. Jestem ogromnie ciekawa Waszych odpowiedzi.