czwartek, 24 listopada 2016

Historia pewnego opowiadania - moja wielka wygrana :)

Dziś przybywam do Was, by powiedzieć o radości, która spotkała mnie wczoraj. :)
Pamiętacie dzień, gdy poinformowałam Was o swym cichym marzeniu dotyczącym wydania książki oraz o pomyśle Magdaleny Kordel (jednej z moich ulubionych pisarek) na wydanie tomiku z opowiadaniami osób, które zechcą je napisać? Nie jest to pierwszy tomik, który Magda wyda we współpracy ze swoim mężem. :) Gdy dzieliłam się z Wami tą wiadomością – sama postanowiłam wziąć udział w akcji.


Dodatkowa atrakcja związana z tomikiem jest taka, iż 5 osób (dwie których opowiadania miały zostać wybrane głosami czytelników i 3 wyselekcjonowane przez jury) otrzymają po 2 egzemplarze książki w nagrodę. Oprócz tego dowolną ilość czytadełek można sobie zakupić jedynie po kosztach ich wydruku. :D
W szanownej komisji zasiedli: Krystyna Mirek (kolejna autorka, której książki uwielbiam), Anna Sakowicz i Piotr Milewski – bardzo zacne osoby. I... tak szacowne jury pośród 3 nagród głównych wybrało właśnie moją pracę (przyznano też wyróżnienia). Z wrażenia zabrakło mi słów. :D
Wczorajszy dzień zapisze się w moim życiu jako: Mikołajki, Boże Narodzenie i Dzień Dziecka w jednym. ;)

Szkoda, że tytuł książki czytelnicy wybierali dopiero, gdy moje opowiadanie było już napisane i jako nazwę tomiku wybrano "Duchy przeszłości", co nijak ma się do mojej historii. Nie zrażam się jednak. ;) Mam nadzieję, iż okładka wpisze się przynajmniej w moje klimaty. ;) Jeśli możecie pomóc – głosujcie. Mi najbardziej podobają się: 7 i 15 (ta jest najwspanialsza), ewentualnie 13 i 16 (choć nie zauważam różnicy między nimi).
To jak? Zagłosujecie?


Gdy tomik zostanie już wydany – moje opowiadanie pojawi się na blogu. Tymczasem jeśli macie ochotę przeczytać je ("Droga do domu", opowiadanie 20 z kolei) lub moc innych wspaniałych dzieł inspirowanych zdjęciami, m.in. starą, rozpadającą się chatynką – zapraszam na blog Magdy <3 ).


Bo kochani... żeby spełniały się marzenia nie można siedzieć bezczynnie. :) 
A może podzielicie się ze mną swoją historią dotyczącą spełnionego pragnienia? :)



niedziela, 20 listopada 2016

"Jesienne ciary" - po lekturze "Bestii" Magdy Omilianowicz

Gdy ukazała się książka Magdy Omilianowicz pt. "Bestia. Studium zła." jak przez mgłę przypominałam sobie, że kiedy byłam jeszcze dzieckiem (może nastolatką), a moi rodzice oglądali program "997" mówiono o mężczyźnie, który zabijał i gwałcił kobiety. Już wówczas nazywano go "wampirem z Bytowa". Nie ciągnęło mnie do tego typu programów, ale gdzieś tam zawsze dało się co nieco usłyszeć i jak widać jakieś strzępki informacji zostały w głowie do czasów obecnych. Dawno nie czytałam reportaży i tym bardziej książka mnie zaciekawiła.

 
Opis z okładki

"Bestia. Studium zła to historia Leszka Pękalskiego – zabójcy, który
przyznał się do 67 makabrycznych morderstw. Finalnie skazano
go za jedno. Jest największą tajemnicą powojennej kryminalistyki.
Nikt nie wie, ile ofiar tak naprawdę ma na swoim koncie. Autorka,
Magda Omilianowicz, była pierwszą dziennikarką, która przepro-
wadziła wywiad ze słynnym 'wampirem z Bytowa'. Zapoznała się
z 72 tomami akt, rozmawiała m.in. z jego bliskimi, z kobietą, która
jako jedyna przeżyła atak 'wampira', z rodzinami ofiar, z proku-
ratorem, z psychologami. Specjaliści zgodnie twierdzą, że będzie
zabijał dalej. Pękalski wychodzi na wolność w 2019 roku..."

Nie mogłabym nie zacytować przytoczonych na okładce książki słów Michała Fajbusiewicza, prowadzącego lata temu wspomniany przeze mnie program "997".

"Media nazywały go 'wampirem z Bytowa'. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku był najmroczniejszym zbrodniarzem w Polsce. Podejrzewany o kilkadziesiąt zabójstw stałby się największym seryjnym mordercą w historii polskiej kryminalistyki. Niestety, fatalna praca śledczych zakończyła się ich kompromitacją w sądzie. Badałem tę sprawę przy okazji realizowania filmu dla TVP1. Wówczas też poznałem Magdę Omilianowicz, która nie mogąc pogodzić się z katastrofalną porażką wymiaru sprawiedliwości, zaczęła własne śledztwo. Na ten temat Magda napisała już książkę, ale ta przynosi dużo nowych informacji opartych na żmudnej wieloletniej pracy. Czytając Bestię, wkraczamy w mroczny świat zbrodniarza, który wkrótce może wyjść na wolność..."

Moje wrażenia po przeczytaniu książki

Na początek pragnę podzielić się z Wami cytatem, który rzucił mi się w oczy jako pierwszy, kiedy jeszcze pobieżnie przeglądałam książkę "Bestia" i zdarza się, iż do dnia dzisiejszego dźwięczy mi w głowie.

"Jest! W końcu wyszła, ale nie sama. Jakiś chłopak z nią idzie.
Leszek podniósł się wściekły i już miał ruszyć w stronę dworca, ale obejrzał się przez ramię, uśmiechnął się i zawrócił. Chłopak został przy furtce, pomachał kobiecie ręką i wszedł do domu. Leszek przyspieszył kroku i już po chwili był przy Danucie. Złapał ją za rękę i zapytał:
-Dasz mi dupy?
-Coś ty powiedział?
-Dasz mi dupy?
-Żartów ci się zachciało, gówniarzu jeden?
Danka wyszarpnęła rękę, ale on wciąż szedł tuż przy niej, prawie ocierał się o nią. Czuła jego przyspieszony oddech i ten paskudny zapach.
Pomyślał, że tylko kilkanaście metrów dzieliło ją od domu. Potem może nie zdążyć. Ktoś mógłby ich zobaczyć.
Nie zastanawiał się dłużej. Złapał ją mocno za włosy i podniesionym wcześniej kamieniem uderzył ją w głowę. Raz, drugi, trzeci. Zawlókł bezwładną kobietę na budowę i zadowolony usiadł tuż przy niej. Zmęczył się, musi chwilę odpocząć, ale warto było czekać! Naprawdę warto. Poszczęściło mu się, ładna się trafiła. Nawet w ciemności widać, że chociaż nie najmłodsza, to ładna jest. Kobieta poruszyła się i jęknęła. Wystraszył się. Tylko tego mu brakowało, żeby zaczęła krzyczeć. Kilka razy uderzył jej głową o posadzkę i zacisnął ręce na gardle. Zacharczała, ale już więcej się nie poruszyła. Mógł zacząć zabawę. Mieli dużo czasu. Bardzo dużo czasu."


Reportaż Magdy Omilianowicz oprócz przedstawionych faktów, dotyczących życia oraz zbrodni dokonanych przez Pękalskiego, akt sprawy i wywiadów z osobami znającymi zbrodniarza oraz biorącymi udział w śledztwie – zawiera też szereg krótkich opowiadań (takich, jak to powyżej), które przedstawiają prawdopodobny przebieg wydarzeń podczas dokonywanych przez niego morderstw. Zdajemy sobie sprawę z faktu, że nie opowiada o nich Pękalski i wymyślone zostały przez autorkę książki, jednak w pewien sposób przybliżają nam one sylwetkę zbrodniarza. Z pozoru biednego, skrzywdzonego przez życie człowieka, któremu nie dane było zaznać w życiu miłości, który przeżył dzieciństwo w domu dziecka, bitego i pogardzanego, niepozornego osobnika, w rzeczywistości jednak cwaniaczka, bezwzględnego mordercy i gwałciciela.
Pękalski wielokrotnie podczas przesłuchań twierdził, że jest skrzywdzony przez los, chory psychicznie i dopytywał się, czy tak chorego człowieka będzie można wsadzić do więzienia, jeśli opowie prawdę o swoich czynach. Pozował na niepozorną sierotę i tak wyglądał – dlatego przez wiele lat nikt nie pomyślał, że to on mógł dokonać zbrodni, o których potem opowiadał.

"Leszek Pękalski – 'bestia', 'potwór', 'hurtownik zbrodni', 'rzeźnik', jak nazywano go w mediach – na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie sieroty. Za duża czapa i zbyt wielka kurtka. Wszystko niechlujne i zaniedbane. Powyciągane kieszenie i brak guzików. Spodnie całe w plamach, aż błyszczą od brudu. Okrągła buzia, ziemista, łojotokowa cera, przetłuszczone, krótkie, ciemne włosy. Ślina w kącikach ust. W chłodnych, brązowych oczach lekki zez. Przygarbiona postawa, długie ręce i lekko przygięte nogi ze stopami skierowanymi ku sobie sprawiają, że wygląda jak jedno wielkie nieszczęście."

Leszek pozował na sierotę, a jednocześnie podróżował z miasta do miasta i doskonale znał topografię wielu z nich. Aresztowany został ze względu na jedno zabójstwo, jednak w trakcie postępowania zaczął chwalić się przed śledczymi swymi innymi czynami. W wypowiedziach na temat dokonanych zabójstw podawał mnóstwo informacji dotyczących miejsc, osób, elementów spraw, których policji nie udało się rozwiązać:

"Leszek znał takie szczegóły, o których mógł wiedzieć tylko morderca, jak choćby to, że kobieta była ugryziona w pierś, że miała na sobie różową bieliznę, że zwłoki leżały na boku, a na ścianie nad nimi wisiały święte obrazki.
Kiedy wieźli go na wizje lokalne, opowiadał, że pokój, w którym zabił, zmienił się, że wcześniej był pomalowany na żółto w szlaczki, a teraz jest niebieski. Opisywał dokładne ułożenie ciał i miejsca, gdzie pozostawił zwłoki. Pamiętał, że denat miał przecięty nożem pasek w spodniach.
(...) Policjantów zaskakiwała jego pamięć, kiedy dokładnie opisywał miejsce zbrodni, wygląd i ubranie ofiary sprzed lat czy samochód, który przejeżdżał niedaleko, gdy uciekał. Bywało i tak, że nie poznawał go świadek, którego Leszek doskonale pamiętał."


Ostatecznie Pękalski zaczął wycofywać się ze swoich zeznań i osądzony został tylko za jedno z dokonanych zabójstw. W 2019 r. ma opuścić zakład karny. Co stanie się wówczas?

"-A gdyby pan dzisiaj wyszedł na wolność i spotkał w tym lesie jakąś kobietę, to czy coś mogłoby się jej stać? Tak jak Sylwii...
Pękalski zastanawia się, po dłuższym namyśle pada odpowiedź:
-No nie wiem, to trudno powiedzieć, czy doszłoby do jakiegoś zdarzenia... Bo ze mną jest tak, że nie wiadomo. Niepewny siebie jestem. Z tym moim seksem tak jest. Pilnowałbym się teraz, żeby tego nie zrobić, bo wiem, że wyrok by mi groził za to, ale nie do końca wierzę w siebie, że mogę nie zagrażać."

Dzięki lekturze "Bestii" dowiedziałam się także ciekawych rzeczy dotyczących życia za kratami. Życia, którego niejeden prawy obywatel mógłby skazanemu pozazdrościć. Ponad to okazuje się, że więzień po opuszczeniu kryminału otrzymuje wyprawkę w postaci ubrań, a także zgromadzonych przez lata odsiadki pieniędzy.
Książka wzbudziła we mnie wiele emocji. Nic dziwnego, albowiem "wampir z Bytowa" nie jest wymysłem dziennikarki, ale rzeczywistą postacią, która do niedawna chodziła pomiędzy innymi ludźmi po ulicach i co więcej, lada dzień może na te ulice wrócić.

Istotna jest jeszcze jedna rzecz.

"Sprawa wampira z Bytowa to także znak zapytania o to, co robić z takimi jak on osobnikami, którzy na wolności zawsze będą stanowić zagrożenie. Przywrócić karę śmierci? Na takie rozwiązanie jako społeczeństwo jesteśmy zbyt humanitarni. Na nasz koszt dożywotnio izolować w więzieniach? Internować do końca życia w zamkniętych zakładach psychiatrycznych? Żaden z moich rozmówców, żaden ze specjalistów nie znalazł odpowiedzi na to pytanie."

Czy powinnam coś jeszcze dodać? Książkę szczerze polecam Waszej uwadze.


A Wy? Czytaliście ten reportaż? Co o nim sądzicie? A może polecicie mi jakąś inną wartą uwagi literaturę faktu?

  

wtorek, 15 listopada 2016

Czy "Większy kawałek nieba" Krysi Mirek wzniósł mnie wśród obłoki? ;)

Pewnego dnia moja kochana przyjaciółka Magda zapytała, co chciałabym dostać w prezencie imieninowym. Rzeczą oczywistą było, że chodzi o książkę. ;) Szczerze muszę przyznać, iż obecnie jestem w takiej sytuacji, że lubię otrzymywać tytuły "wyselekcjonowane" przeze mnie. Na półkach w kolejce do przeczytania mam około 150 pozycji i jeśli pojawia się na nich coś nowego – chcę, aby to był tomik, który mnie zainteresuje. Nie mogło się obyć jednak bez niespodzianki. Zapisałam koleżance 10 interesujących mnie tytułów, spośród których miała wybrać jeden. I tak otrzymałam aż dwie wspaniałe nowe książki (Magduś! Jesteś kochana). A były to: "Uprowadzona pieśniarka" Danielle L. Jensen oraz "Większy kawałek nieba" Krystyny Mirek. O tej drugiej książce dziś właśnie postanowiłam Wam napisać. :)


Jak zwykle od opisu z okładki zacznijmy.

"Chwytaj promyki szczęścia
i nie bój się kochać!

Iga i Wiktor żyją w zupełnie odmiennych światach.

Ona dobrze rozumie, co to znaczy nie mieć wsparcia rodziny ani
pieniędzy. Życie mocno ją doświadczyło. Na przekór wszystkiemu
potrafi jednak cieszyć się nawet z najmniejszych okruchów dobra.
Ma odwagę marzyć i snuć plany na przyszłość.

On jest zamożnym właścicielem restauracji, który po stracie
ukochanej żony nie chce sobie przyznać prawa do szczęścia.
Trochę wbrew temu postanawia otworzyć nowy rozdział w życiu
ożenić się i stworzyć prawdziwy dom dla dorastającego syna.

Czy tak różni ludzie mogą mieć ze sobą coś wspólnego?

Kiedy los przypadkowo ich zetknie, wszystko nagle zacznie się
zmieniać. To spotkanie pozwoli im zrozumieć, że mieć marzenia
to jak zobaczyć większy kawałek słonecznego nieba."

Moje wrażenia po przeczytaniu powieści.

Przede wszystkim moc 'ochów' i 'achów' wyrwała się z moich ust, gdy zobaczyłam przepiękną okładkę "Większego kawałka nieba". Uwielbiam niebieski i błękitny kolor. Do tego serce z czerwonych róż, motyle na okładce (piszę w liczbie mnogiej bo znajdują się one nie tylko na przodzie, ale także na boku i z tyłu oprawy), do tego niektóre motylki, tytuł i obiecujące wiele nazwisko Krystyna Mirek – tłoczone na stronie. Coś wspaniałego! :) Żałuję tylko ogromnie, że moje nazwisko nie znalazło się pośród polecających publikacje Krysi Mirek czytelników. Ech...
ale nie wszystko stracone. W końcu od czego są marzenia. ;)


Szczerze powiem Wam, że choć chwaliłam poprzednie dwie książeczki autorki – ostatecznie czegoś mi w nich zabrakło. Nie było się do czego przyczepić, bo "Szczęśliwy dom" i "Rodzinne sekrety" to naprawdę udane pozycje. Pełne są ciepła, przedstawiają losy wspaniałej rodziny, czytając opisy ma się ochotę znaleźć wśród przedstawionych w nich postaci i krajobrazów. Jednak zabrakło mi takiej drobnej iskierki, która (jak po przeczytaniu poprzednich tytułów autorki) sprawiłaby, że po kolejną część powieści ma się ochotę chwycić od razu, a myśl o tym, że nie posiada się jej pod ręką nie daje człowiekowi spać.
W przypadku "Większego kawałka nieba" zaiskrzyło całkowicie. Jestem zauroczona tą książką i nie wytrzymam długo bez zakupu kolejnego tomu historii. Nie mogę się doczekać, kiedy poznam dalsze losy jej bohaterów i cieszę się, że "Wszystkie kolory nieba" są już dostępne w sprzedaży. To trzecia książka przeczytana przeze mnie, którą szczerze i z całego serducha będę polecała jako jedną z najlepszych pochłoniętych przeze mnie w tym roku książek. Tematyka jej nie jest szczególnie trudna i wymagająca, opowiada o życiu codziennym kilku osób uwikłanych w mniej lub bardziej poważne kłopoty, czyta się ją lekko i szybko, jednak naprawdę jest ona warta poznania. Warto po nią sięgnąć bez względu na to, czy będziecie czytali ją w sprzyjającym dla siebie okresie, czy w trudniejszych chwilach, ponieważ ta powieść ogrzeje Was w zimne dnie i noce oraz da ukojenie w obliczu trawiących problemów.
Ogromnie polubiłam jej bohaterów, nawet Natalię, która może wydawać się dość kontrowersyjną postacią. Denerwował mnie tata Igi, ale żeby dowiedzieć się dlaczego tak się działo – musicie sięgnąć po tę pozycję. ;) Dużo ciepłych uczuć wzbudził we mnie Oliwier, nie wiem dlaczego zwany również Olkiem (to w końcu dwa różne imiona) – nastolatek w okresie buntu. Jego historia niesamowicie wciągnęła mnie i ciekawiła. Moje ciepłe uczucia budzili też: Wiktor i jego rodzice, Iga i jej przyjaciółka Majka, pani Wanda oraz Marysia i Andrzej.
Zakończenia historii od razu można było się domyślić, niemniej nie odebrało mi to przyjemności z lektury. Czytając książkę nie miałam ochoty jej odkładać choćby na moment, choć jako mama 2,5-latki byłam do tego zmuszona. Kiedy jednak dziś usiadłam do książki pochłonęłam jej 150 stron. Tym razem musiałam ją odłożyć, gdyż nawet nie spostrzegłam się, gdy z wielkim uśmiechem na ustach obróciłam jej ostatnią kartkę.

 
Podczas lektury powieści towarzyła mi moc przeróżnych emocji. Na przemian na "mym licu" ;) ujrzeć można było radość, smutek i nostalgię, a w dwóch lub trzech momentach wzruszenie wręcz ścisnęło mnie za gardło, a w oczach pojawiły się łzy.
To co? Kilka cytatów z lektury na zakończenie moich rozważań? ;)

"To też jest wychowywanie dzieci – pomyślała. – Nie tylko piękne przeżycia, przytulanie i wspólne rozmowy, ale i krzyki, kiedy się jest znużonym obowiązkami, bieganie, gdy boli głowa. I ten ciągły stan czujności, brak wolnych dni, mozolna praca."

"Spojrzała na swój dom. Choć przypadkowy przechodzień pewnie nisko oceniłby jego wartość, szacując stare okna, dach pilnie wymagający wymiany i niewielki metraż, dla niej był wyjątkowy. Tu ją wychowali kochający rodzice, tu dorastała i przyprowadziła swojego męża. Wychowała syna. Spędziła dobre, piękne chwile. I choć to miejsce mogłoby się wydawać nieatrakcyjne, wiedziała, że w sprzyjających okolicznościach może stać się dla kogoś pięknym wspomnieniem, dodającym sił przez całe życie".

"Żaden kamień szlachetny, nawet najdroższy, nie świeci własnym światłem. Lśni tylko wtedy, kiedy pada na niego promień słońca. W życiu też tak jest, trzeba samemu sprawić, by zaświeciło (...)"

"-Nauczyłem się, iż jedyną nieodwracalną rzeczą jest śmierć. Tu naprawdę nie podyskutujesz. W każdym innym przypadku zawsze jest szansa."

Jestem bardzo zadowolona z tej publikacji i serdecznie ją Wam polecam. :)


A jaka jest Wasza historia związana z powieściami Krystyny Mirek? Znacie ją i lubicie, podobnie jak ja? A może lektura książek tej pisarki jest dopiero przed Wami?


środa, 9 listopada 2016

"Behawiorysta" Remigiusza Mroza - na szczęście moim dylematem była tylko ocena tej książki ;)

Kiedy dowiedziałam się, że Remigiusz Mróz napisał kolejną książkę i opowiada ona o zamachowcu, który zajmuje przedszkole grożąc, że zabije znajdujące się w nim dzieci i wychowawców – stwierdziłam, iż koniecznie czym prędzej muszę ją nabyć i przeczytać. Gdy przyszła do mnie przesyłka odłożyłam na bok "Immunitet" (książkę Mroza z serii, którą najbardziej lubię) i od razu (w Halloween) zaczęłam czytać "Behawiorystę". Obawiałam się, czy będzie ona ciekawą lekturą, zważywszy na fakt, iż książki Remigiusza wyrastają niczym grzyby po deszczu. Jak myślicie? Czy w moim odczuciu autor stanął na wysokości zadania pisząc kolejną, świetną historię, czy jednak duża ilość pojawiających się na rynku jego tytułów spowodowała, że Mróz obniżył loty?


Jak zwykle na początek...

opis z okładki...

"Zamachowiec zajmuje przedszkole, grożąc że zabije
wychowawców i dzieci. Policja jest bezsilna, a mężczyzna
nie przedstawia żadnych żądań. Nikt nie wie, dlaczego wziął
zakładników, ani co zamierza osiągnąć. Sytuację komplikuje
fakt, że transmisja na żywo z przedszkola
pojawia się w internecie.

Służby w akcie desperacji proszą o pomoc Gerarda Edlinga,
byłego prokuratora, który został dyscyplinarnie wydalony
ze służby. Edling jest specjalistą od kinezyki, działu nauki
zajmującego się badaniem komunikacji niewerbalnej. Znany jest
nie tylko z ekscentryzmu, ale także z tego, że potrafi rozwiązać
każdą sprawę. A przynajmniej dotychczas tak było...

Rozpoczyna się gra między ścigającym a ściganym,
w której tak naprawdę nie wiadomo, kto jest kim."

Moje wrażenia po lekturze "Behawiorysty"

Zacznę może od okładki. Nie zawiera ona wielu elementów, jednak niektóre z nich (imię i nazwisko autora, tytuł książki i krwawa ósemka) zostały na niej wytłoczone, co osobiście bardzo lubię. Jednak ważniejsze jest to, że ta nieskomplikowana obwoluta – doskonale oddaje treść dzieła. Nie wyobrażam sobie bardziej trafnie zaprojektowanej oprawy do "Behawiorysty". 
A teraz do rzeczy... ;)
Książka od początku do końca trzyma czytelnika w ogromnym napięciu, trudno ją odłożyć choć na chwilę. Z wielką niecierpliwością oczekujemy kolejnych wydarzeń. Ciekawi nas, jak zostanie zakończony każdy pojedynczy wątek opowieści, a w końcu cała historia. Mimo wartkiej akcji i niesłychanego zaciekawienia, co wydarzy się dalej – ja musiałam odkładać książkę przynajmniej na krótkie momenty. Musiałam ochłonąć nieco po tym, jakimi "smaczkami" raczył mnie autor. Moc zaskoczeń, serwowanych przez pisarza – sprawiała, iż z moich ust, co rusz wyrywało się westchnienie, słowa bardziej lub mniej cenzuralne. ;) Zwykle nie czytam tak mocnych tytułów. Przerażają mnie thrillery i horrory. Niemal osobiście odbieram ból cierpiących bohaterów, a psychopaci śnią mi się po nocach. "Behawiorysta" wręcz ocieka krwią, mimo to uważam go za naprawdę udany tytuł. Momentami myślałam, że autora zanadto ponosi wyobraźnia, że serwowanie czytelnikowi takich drastycznych kawałków – zakrawa na chorobę. ;) Z drugiej jednak strony skoro Remigiusz zdecydował się na taki właśnie temat – powinien on ociekać krwią właśnie w takim stopniu, jak zaserwował nam to autor.
Bohaterowie stworzeni przez Mroza to, jak zwykle, postacie interesujące i wielowymiarowe. Ogromnie podobają mi się portrety psychologiczne tworzonych przez Remigiusza bohaterów oraz moc doświadczeń i wydarzeń życiowych, jakie ich spotykają.
Podobało mi się, że pisarz przedstawiał nam historię kompozytora (piszę z małej litery, gdyż w moim odczuciu postać ta nie zasługuje na pisanie jej pseudonimu z wielkiej; to taki mój wewnętrzny bunt ;) ) z punktu widzenia trójki śledczych oraz fakt, iż w trakcie lektury nie możemy być pewni, czy bohater, którego polubiliśmy – razem z nami dotrwa do ostatnich stron powieści.
Zakończenie książki, a właściwie wątek dotyczący jednej z postaci (nie powiem której) zaskoczył mnie, a nawet wydał się nieco naciągany. Nadał on jednak dodatkowego "smaczku" książce. ;)


Bardzo podobały mi się wątki dotyczące delikatnej sfery, jaką jest ludzka psychika. Czy możliwe jest identyfikowanie się ze sprawcą swego cierpienia? Stanięcie w pewnym momencie życia po jego stronie, gdy przez lata nas krzywdził? Czy człowiek, który sprawił wiele bólu ludzkim istotom – może przez innych być uważany za osobę sprzyjającą im?

"Przez cały ten czas zatarły się jego uczynki, od których wszystko się zaczęło. Ludzie nie pamiętają już tego, co zrobił tamtym ukraińskim dziewczynkom. Mają w świadomości jedynie to, że od siedmiu lat jest dla nich mieczem Damoklesa."

Czy kompozytor, jak twierdzi, rzeczywiście tkwi w każdym z nas?

"Od tysięcy lat ludzie lgnęli do nieszczęść jak ćmy do światła. W starożytności uczęszczali na krwawe gladiatorskie starcia na arenach. W średniowieczu masowo udawali się na publiczne egzekucje. W nowożytnym świecie ukrywano to pod płaszczykiem cywilizacji – zamiast walk gladiatorów były sporty walki, zamiast brutalnych procesów publiczne rozprawy sądowe."

Zazwyczaj uważamy się za osoby moralne, kierujące się w życiu określonymi wartościami i zasadami, których nigdy byśmy nie złamali. Jak jednak zareagowalibyśmy rzeczywiście w niecodziennych sytuacjach, w ekstremalnych warunkach? Co tak naprawdę w nas tkwi? Jaka jest ludzka natura? Problem uświadamia nam autor książki tworząc postać dyrygenta, który stawia przed swoimi odbiorcami różnorodne okrutne dylematy (wywodzące się z dylematu wagonika, o jakim możecie przeczytać w książce). Stawiane przez kompozytora podczas kolejnych "koncertów krwi" drastyczne wybory wywołują w czytelniku moc emocji, a po zakończeniu książki wręcz zmuszają do ważnych przemyśleń. Wątpię, iż jakikolwiek odbiorca może pozostać wobec nich obojętny. Po przeczytaniu książki nie można o niej szybko zapomnieć. We mnie na pewno pozostanie na długo.

A Wy? Przeżyliście już czytelniczy koncert krwi?

 
Czy, podobnie jak ja, zostaliście już zMrożeni lekturą książek Remigiusza, a może jesteście odporni na tę temperaturę? ;) Czekam na Wasze opinie. :)


piątek, 4 listopada 2016

"Szkoła żon" - czy ta książka to dobra lektura dla mężatek? ;)

Przybywam dziś do Was z wrażeniami po przeczytaniu książki "Szkoła żon" Magdaleny Witkiewicz, która za czas jakiś ma mieć swoją ekranizację. :)


Opis z okładki

"Julia jest świeżo po rozwodzie. Bardzo świeżo.
Dokładnie pięć godzin i dwadzieścia siedem minut.
Właśnie opija w klubie z przyjaciółkami swój rozwód,
kiedy w loterii wizytówkowej wygrywa zaproszenie
do luksusowego SPA o nietuzinkowej nazwie. Tam, w leśnej głuszy
gdzieś na Mazurach, ona i kilka innych zwyczajnych kobiet
przeżywają przygodę życia. Zostają tam przez trzy tygodnie,
a po powrocie nic nie jest już takie samo.
Już nigdy żaden facet ich nie zostawi."

Moje wrażenia po przeczytaniu "Szkoły żon".

Szkoła żon to luksusowe SPA do którego nie ma wstępu nikt poza odbywającymi w nim szkolenie – kobiet. Panie trafiające do SPA są najpierw dokładnie sprawdzane przez jego właścicielkę pod względem wiarygodności, a następnie podpisują umowę, w której zobowiązują się nie zdradzać żadnych faktów związanych z funkcjonowaniem szkoły. Kobiety jadąc do hotelu nie zdają sobie sprawy z tego, jak dokładnie mają wyglądać prowadzone w nim zajęcia i czego tak naprawdę się tam nauczą. Różne powody kierują kursantki do odwiedzenia tego miejsca. Pięćdziesięcioletnia nauczycielka Jadwiga (zwana też Jagodą) jedzie tam, by odzyskać męża, o którym dowiedziała się, iż zdradza ją z sąsiadką. Dziewiętnastoletnia Michalina pragnie poznać sztuczki przy pomocy których będzie mogła w końcu zrobić swojemu Misiowi dobrze, zaś trzydziestoletnia, dopiero co rozwiedziona Julia trafia tam przez przypadek – dzięki wygranej w loterii.
Ewelina, właścicielka szkoły, to seksowna, pięćdziesięcioletnia, pewna siebie emancypantka, dbająca o to, aby każda niewiasta odwiedzająca to miejsce opuszczała je "z błyskiem w oku, który czynił ją pięką". Dzięki niej kursantki podczas trzytygodniowego pobytu w hotelu odzyskują własną wartość oraz zyskują wartościowe lekcje, które tak naprawdę istotne stają się również dla czytelniczek powieści.

"-Radość z seksu trzeba odkrywać dla siebie – mówiła Joanna, trenerka. - A nie po to, żeby zadowalać faceta albo żeby mu się przypodobać. Dziewczyny, tylko wtedy to działa – pomachała wibratorem – tylko wtedy sprawia przyjemność. I oczywiście do dobrego seksu potrzebny jest dobry partner, a nie taki bucowaty gnojek, który jedyne, co potrafi w sypialni, to zmienić kochankę, z którą robi znowu to samo, czyli... nic."

"To, czy mamy mężów, partnerów życiowych, kochanków, powinno zależeć tylko od nas. Od tego, czy my tego chcemy. - Przesunęła dłonią po dekolcie. To my mamy wybierać mężczyzn, a nie oni nas."

Ogromnie polubiłam bohaterki książki i wytrwale kibicowałam im w ich zmaganiach życiowych, trzymałam kciuki, by każda wyszła ze szkoły żon zadowolona i pewna siebie oraz ze wspomnianym wcześniej błyskiem w oku. Przystojni mężczyźni, pracujący w hotelu i spełniający wszystkie zachcianki pań, byli ogromnie nierealnymi, ale jednocześnie ciekawymi postaciami. ;) Troszkę zawiódł mnie fakt, iż opisani panowie byli albo bardzo dobrzy, albo kompletnie beznadziejni. Takich normalnych facetów, z zaletami i wadami w książce nie uświadczyłam. Być może w kontynuacji powieści – "Pensjonacie marzeń" okażą się oni bardziej prawdziwi. ;)
Bardzo spodobała mi się przyjaźń, która nawiązała się między pięćdziesięcioletnią Jadwigą oraz dziewiętnastoletnią Michaliną, pozornie dwiema zupełnie odmiennymi postaciami.
Oczywiście w książce nie mogło obyć się bez intryg. Wśród gości "Szkoły żon" znajduje się osoba, która może doprowadzić do jej zamknięcia. Jednak, aby dowiedzieć się, czy tak się stanie – sami musicie przeczytać tę powieść.


Publikacja wywołała we mnie wiele różnych emocji: radość, złość, momentami wzruszenie, a czasem śmiech.

"Beztrosko zrzuciła sukienkę, stała naga niczym nimfa wodna. Jej długie jasne włosy sięgały prawie do pośladków. Powiesiła ręcznik i sukienkę na gałęzi drzewa rosnącego nieopodal, przeciągnęła się i weszła do sauny.
W saunie już ktoś był.
Sądząc po westchnieniach, byli tam ona i on. Siedzieli w wielce niedwuznacznej pozycji. Ona na nim, a on pod nią. I dokładnie rzecz biorąc, poruszali się w wiele mówiący sposób. A raczej nie mówiący, tylko krzyczący i wzdychający, bo para była tak zaabsorbowana sobą, że nawet nie zauważyła, że do sauny weszła piękna młoda dziewczyna. Miśka na początku chciała dyskretnie się wycofać, ale stwierdziła, że nie po to tu weszła, by zaraz wychodzić. Oj tam, w końcu to tylko seks. Nie będzie przecież przeszkadzać. Facet niezaspokojony to facet zły. Przeczekała ostatnie jęki, po czym grzecznie powiedziała:
-Dzień dobry, a państwo tutaj na wakacjach?"

"Szkoła żon" to książka o lekkim zabarwieniu erotycznym, chwilami przypominająca typowy romans, z prawdziwymi kobietami, przeżywającymi wzloty i upadki oraz nierealnymi mężczyznami, jednak jest to równocześnie książka, przy lekturze której można doskonale odmóżdżyć się i miło spędzić czas. Pomysł wyprodukowania na jej podstawie filmu to naprawdę trafne przedsięwzięcie.

 
A Wy? Czytaliście "Szkołę żon"? A może macie za sobą także lekturę "Pensjonatu marzeń"? Jeśli tak – podzielcie się ze mną koniecznie wrażeniami na temat tych pozycji. Napiszcie również, czy podobnie jak ja nie możecie doczekać się filmowej adaptacji tych książek?