niedziela, 29 maja 2016

"Szukając szczęścia" - mój kolejny udany Book Tour

Dzięki Literackiemu Światowi Cyrysi oraz Anecie Krasińskiej, autorce książki "Szukając szczęścia" – miałam wielką przyjemność wzięcia udziału w Book Tour z tą właśnie pozycją.



To już mój trzeci Book Tour i ponownie jestem ogromnie zadowolona z przeczytanej lektury.

 
Kto szuka szczęścia, czyli o treści książki słów kilka

Na początku powieści poznajemy młode małżeństwo – Malwinę i Artura Zarzyckich, którzy spodziewają się narodzin swojego pierwszego dziecka. Niestety, kiedy córeczka przychodzi na świat okazuje się, że jest chora. Lekarze stwierdzają u niej zespół Pierre'a Robina. Początkowo zauważają rozszczep podniebienia i warg u maleństwa. Kolejno odkrywają jednak inne wady współtowarzyszące: wadę serca, słuchu, wzroku, obniżoną odporność organizmu.
Od dnia narodzin Malwina wytrwale czuwa w kolejnych szpitalach przy łóżku Daguni, natomiast jej mąż zmuszony jest do wytrwałej pracy, aby zapewnić swojej rodzinie jako taki byt. Praca w policji staje się dla niego również swego rodzaju ucieczką od niepełnosprawności córeczki. Małżonkowie spędzają ze sobą coraz mniej czasu, nie mogą poradzić sobie w sytuacji, która ich spotkała, przestają się wzajemnie rozumieć – a w konsekwencji prowadzi to do rozbicia małżeństwa.
Malwina zaczyna samotną walkę o szczęście... szczęście córeczki. Może przy okazji uda jej się zawalczyć o siebie? Tego nie zdradzę. Aby dowiedzieć się, jak potoczy się sytuacja – musicie sięgnąć po tę pozycję. Zdradzę Wam tylko tyle, iż od tego momentu Malwinę i Dagunię odwiedzamy raz do roku, w dniu urodzin dziewczynki, i to właśnie te szczególne dni ukazują bieżącą sytuację rodziny.
A co mi tam. Zdradzę Wam jeszcze jedno. ;) Otóż... naprawdę warto sięgnąć po tę pozycję.  


Moja ocena

"Szukając szczęścia" to wzruszająca opowieść o mamie, dzień po dniu zmagającej się z niepełnosprawnością swojego dziecka. To książka o jej rozterkach i radościach, chwilach wiary i wątpliwości, ale przede wszystkim o ogromnej sile w walce z trudną rzeczywistością. Bohaterka książki nie użala się nad swoim losem, nie dramatyzuje (choć oczywiście przeżywa rozterki), ale mimo ciężkiej sytuacji walczy o każdy lepszy dzień dla swojego maleństwa.
Zagłębiając się w treść książki poznajemy również innych członków rodziny i ich sposoby radzenia sobie z bolesną sytuacją. W dziele tym, jak w życiu, jedne osoby trwają przy dziecku starając się mu pomóc w każdy możliwy sposób, inne zaś, które nie radzą sobie z sytuacją – uciekają. Jednym razem jest to ucieczka w pracę, innym razem – wyjazd. Czytając książkę zastanawiałam się nad tym, iż często w przypadku gdy dziecko rodzi się niepełnosprawne – do końca pozostaje przy nim tylko mama (choć bywa też odwrotnie). Bardzo często (jak w przypadku opisanym w "Szukając szczęścia") małżonkowie oddalają się od siebie, zbyt pochłonięci chorobą dziecka, pracą, codzienną walką o byt. Ludzie ci mają coraz mniej czasu dla siebie, przestają się rozumieć, co niestety niejednokrotnie kończy się samotną walką jednego z nich o chorego potomka.
Niepełnosprawne dziecko w rodzinie to również egzamin dla jej pozostałych członków. Bohaterka książki ogromne wsparcie otrzymywała od swojego taty (cudowna postać), jednak jeśli chodzi o mamę – mogła liczyć wyłącznie na jej pomoc finansową.
Autorka w powieści pokazała różne typy osobowości, ukazała jak odmiennymi wartościami kierujemy się w życiu. Przypomniała o tym, że każdy z nas jest inny. Przedstawiła problem trudnych relacji w rodzinie, wzajemnego braku zrozumienia, nie tylko pomiędzy małżonkami, ale również między matką i dorosłą już córką. Mnie w ten sposób przypomniała, że tak naprawdę w życiu ważna jest rodzina, nasi bliscy, wzajemna miłość i wspieranie się w trudnych chwilach. Bo cóż zostanie po nas tak naprawdę, gdy życie nasze dobiegnie końca? Cieszyć należy się każdym dniem, każdą chwilą z naszymi bliskimi, gdyż jak słusznie wspomina pisarka:
"... szczęście nie jest nikomu dane na zawsze."
Książkę pochłonęłam w dwa wieczory. Łatwo wciągnęłam się w jej treść i ciężko było oderwać mi się od lektury, gdy musiałam ją odłożyć. Ciekawa byłam ogromnie jak potoczy się życie Malwiny i wytrwale dopingowałam jej oraz małej Dagusi.
Zawiodła mnie jedynie końcówka książki (kto czytał ten wie ;) ). Kibicowałam innemu zakończeniu i wiadomość o poczynaniach taty Michasia, w odniesieniu do tego, jakim poznaliśmy go w powieści, wydaje mi się nieprawdopodobna i naciągana. Jakoś trudno przyjęłam takie zakończenie do wiadomości. ;) Jednocześnie ten zaskakujący koniec był bardzo ciekawy.
Już przejrzałam internet w poszukiwaniu innych pozycji autorki i z pewnością zapoluję na jej "Finezję uczuć".
Podsumowując... książka "Szukając szczęścia" to wspaniała, poruszająca powieść, pełna ciekawych bohaterów, która otwiera oczy na to, co w życiu naprawdę jest ważne.


A Wy? Mieliście przyjemność poznać już jakąś książkę tej autorki? Oceniacie ją równie wysoko, jak ja "Szukając szczęścia"? A może polecicie mi inną poruszającą powieść o niepełnosprawności, chorobie dziecka, trudnych relacjach w rodzinie, którą warto pochłonąć?

 

sobota, 14 maja 2016

Wspólna zabawa z memory"Cuda Świata" Beaty Pawlikowskiej

Jakiś czas temu na fanpage'u Mamuśkowe czytanie chwaliłam się Wam memory oraz puzzlami otrzymanymi od Edipresse Książki. Ogromnie sympatyczna pani Joanna, reprezentująca firmę – dała mi możliwość wyboru gier, które chciałabym przetestować. :) Jako, iż jestem mamą 12-latki i pracuję z dziećmi, które mają problemy w nauce – postawiłam na zabawę połączoną z edukacją. Wybrałam puzzle i memory znanej każdemu pisarki, dziennikarki i podróżniczki – Beaty Pawlikowskiej oraz memory artysty, fotografa, podróżnika, dziennikarza i producenta telewizyjnego – Jacka Boneckiego.

Dziś opiszę Wam memory "Cuda świata" z kolekcji autorskiej Beaty Pawlikowskiej.


 
Zainteresowani mogą nabyć również memory przedstawiające inne zagadnienia, a mianowicie: owoce świata, smaki świata oraz język angielski.

Większość osób wie na czym polega gra memory. Jednak przypomnę jej zasady.

Wszystkie karty (w tej konkretnej wersji 48) obracamy na stoliku zdjęciami do dołu. Pierwsza osoba odsłania dwa dowolne obrazki. Jeśli wyciągnie dwa identyczne – bierze je dla siebie. Jeśli są one różne – obraca je z powrotem ilustracją do dołu. Kolejny gracz obraca dwa dowolne obrazki. Gdy uda mu się znaleźć jednakowe ilustracje – zabiera karty, jeśli nie "upoluje" takich samych zdjęć obraca je ponownie i ruch wykonuje kolejna osoba.


Celem graczy jest zdobycie jak największej liczby jednakowych par. Kto zdobędzie ich najwięcej – wygrywa partię.

Dzięki autorce gry ćwiczymy pamięć i spostrzegawczość. Możemy poznać sfotografowane przez nią Cuda Świata (m.in. Klasztory buddyjskie w Tybecie, Tadż Mahal, indyjskie miasto Machu Picchu, Wyspę Wielkanocną, Białowieski Park Narodowy i wiele innych). Już samo oglądanie fotografii umieszczonych na poszczególnych kartach zwiększa naszą (i naszych pociech) wiedzę o świecie, a wspólne wyszukiwanie w różnych źródłach informacji na temat przedstawionych na obrazkach cudów – może dodatkowo ją pogłębić. Ponad to powszechnie wiadomo, iż żadnych informacji nie przyswajamy tak dobrze, jak tych, zdobytych podczas zabawy, a przy wspólnej grze w memo tejże jest bez liku. ;)


Memory Beaty Pawlikowskiej doskonale sprawdza się w roli rodzinnej i pouczającej rozrywki, jako forma atrakcji na dzień spędzony wśród rówieśników, a także jako cenne źródło wiedzy dla niezbyt chętnych do jej przyswajania uczniów. :) Jednego tylko nie rozumiem. Dlaczego moja 12-letnia córka wciąż ze mną w tę grę wygrywa? ;)

Po pobraniu i uruchomieniu dodatkowej aplikacji TAP2C i zeskanowaniu wieczka pudełka można zobaczyć więcej zdjęć Beaty Pawlikowskiej, przedstawiających egzotyczne zakątki świata. Mamy wówczas również dostęp do funkcji interaktywnego druku, m.in. galerii fotografii i filmów, czy kuponów rabatowych. Niestety nie miałam jeszcze okazji korzystać z tych funkcji, ale wkrótce zamierzam to zmienić. :)

Memory "Cuda Świata" Beaty Pawlikowskiej polecam wszystkim rodzicom, ich dzieciom w wieku od przedszkolnego do każdego wyższego, ;) pedagogom, osobom zainteresowanym podróżami, geografią i fotografią. Każdemu, kto pragnie się rozwijać.
A Wy? Mieliście okazję cieszyć się już tą grą lub memo z innej serii? Co o niej myślicie?


niedziela, 8 maja 2016

"Bezdomna" Katarzyny Michalak - mój wielki czytelniczy zawód

Książka Katarzyny Michalak pt. "Nie oddam dzieci" (link do recenzji) zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Płakałam podczas jej czytania rzewnymi łzami, wzruszałam się i kibicowałam głównemu bohaterowi w jego zmaganiach dotyczących poukładania życia na nowo. Książki z serii owocowej "W imię miłości" (moja opinia) i "Dla Ciebie wszystko" (link) okazały się bardzo przyjemnymi czytadełkami, choć w pewnych momentach odrobinkę przesłodzonymi. ;) Ostatecznie jednak spodobały mi się. Do tej pory jedynie "Sklepik z niespodzianką. Adela" (tu poznasz moją opinię) jakoś do mnie nie przemówił.
Po "Bezdomnej" oczekiwałam podobnych wrażeń do tej lekturki, która najbardziej utkwiła mi w pamięci i którą szczerze pokochałam, a mianowicie "Nie oddam dzieci". W końcu obie te książki należą do "serii z czarnym kotem". I nie będę owijała w bawełnę – zawiodłam się ogrooomnie. Okładka książki jest przepiękna, ale sama lektura jest zła i nie radzę Wam po nią sięgać.


Co nieco o fabule

W wieczór Wigilii Bożego Narodzenia bezdomna Kinga postanawia skończyć ze swoim żałosnym życiem. Połyka psychotropy, którymi "Doktorki z psychiatryka hojnie faszerowały pacjentów" i planuje zapić je flaszką wódki. Nieszczęśliwie do omdlewającej Kingi łasi się bezdomny kot, którym po jakimś czasie czuje się ona w obowiązku zaopiekować. W związku z tym wkłada sobie palec (serio! "palec"!) do gardła i wymiotuje wszystkim, co miała w żołądku. (Wam też to brzmi niedorzecnie? :D ). Kingę i kota znajduje na śmietniku Aśka Reszka, dziennikarka i freelancerka, która zaprasza dziewczynę wraz z jej podopiecznym do siebie na wigilię. Kinga od razu poznaje swoją "wybawicielkę" – jest to kochanka jej byłego męża. Początkowo nic nie mówi, dopiero po jakimś czasie wyznaje Aśce prawdę. Dziennikarka zaczyna pomagać dziewczynie (której niegdyś wyrządziła ogromną krzywdę) w powrocie do normalnego życia. Jednocześnie jednak planuje wydobyć od Kingi informacje dotyczące nieszczęścia, jakie spodowowało jej tułaczkę i napisać artykuł, który w końcu wyniesie ją na szczyty sławy. Czy możliwa jest przyjaźń między kobietami? Jaką tajemnicę skrywa Kinga? Jak zakończy się jej historia? O tym opowiada książka. Mam nadzieję, iż w ten sposób nie zachęciłam Was do sięgnięcia po tę "lekturę". Jeśli jesteście bardzo ciekawi co wydarzy się dalej poszukajcie jakiegoś streszczenia historii. ;)

Dlaczego nie polecam tego czytadła?

Pani Katarzyna chciała pokazać nam tragedię osoby, która z dnia na dzień stała się bezdomna. Chciała byśmy nieco inaczej spojrzeli na problem bezdomności. Żebyśmy zauważyli we włóczęgach ludzi, którzy nie zawsze zasłużyli sobie na los, który ich spotkał. Pragnęła pokazać nam dwie historie: żony i kochanki tego samego człowieka. Mieliśmy zrozumieć, iż kochanka to osoba, która podobnie jak połowica, nie koniecznie jest osobą złą i do końca spaczoną, która wkracza w życie małżonków i bez skrupułów rozbija ich związek. Poruszyła również problem choroby psychicznej i szpitali psychiatrycznych (mając chyba jednak niewielką wiedzę na ich temat). Zamysły były dobre. Skutki – katastrofalne.

Jak wiecie stosuję zakładki, aby zaznaczać interesujące mnie zdania w buku, który aktualnie czytam. Tym razem, z przykrością przyznaję, iż zakładki, które przykleiłam przekierowują wyłącznie do kolejnych żenujących cytatów. Zobaczcie jak wiele ich umieściłam w książce, a to nie wszystkie płytkie teksty, jakie w niej odnalazłam. :((


Na początku poznajemy dwie bohaterki. Obie źle o sobie mówią. Mam wrażenie, iż autorka chciała, by czytelnik, mimo popełnionych przez kobiety błędów – polubił je. Trudno jednak darzyć je sympatią, gdy czytamy wypowiedzi tych "dam". Jedna z nich jest straszliwie rozżalona, że gdy zaszła w ciążę z niejakim Krzysztofem – jego rodzice
"... dostali szału. Na dobry początek od jego ojca usłyszałam, że jestem zdzirą, co złapała ich synusia na dziecko, a może – znając moją reputację – to nie jego dziecko? Że takie jak ja powinno się kastrować. Albo palić na stosie. Albo jedno i drugie – kolejność dowolna. Że gdzie synuś miał oczy, by związać się z dziwką, co przed każdym nogi rozkłada – to musiałam wtrącić: 'Przed panem nie rozłożyłam, może w tym tkwi problem?', i mało nie oberwałam od teścia po twarzy – i tak dalej, i tak dalej."

Tylko współczuć teściów. Jednakże kilka zdań wcześniej czytamy:

"Krzyś Król z kolei był typowym outsiderem. Cichy, mrukliwy, niezauważany przez grupę, gdy myślał, że nie widzę, wpatrywał się we mnie cielęcym wzrokiem i szybko odwracał spojrzenie, gdy go przyłapywałam na gapieniu się. Był totalnym przeciwieństwem kogoś, kogo kiedyś... Kto był... Nieważne. Ważne, że zaczęłam ostentacyjnie uwodzić Krzysztofa Króla, a jak się w tym uwodzeniu rozpędziłam, to nie mogłam przestać. Bo w jednym Krzysio-Pysio był naprawdę świetny, jeśli nie wybitny: w seksie – to była jego mocna strona. Mógł zawsze i wszędzie. Od wieczora do rana. Był niezmordowany i baaardzo pomysłowy. Potrafił od przodu, od tyłu, z boku, z dołu i do góry nogami. A jeśli zamiast niego wyobrażałaś sobie, że robisz to z Tamtym... Odlot na Alfa Centauri i z powrotem murowany."

Bohaterka ma żal do swoich teściów o to, że wyzywali ją od dziwek i twierdzili, że to nie ich syn jest ojcem jej nienarodzonego dziecka. Problem w tym, że kilka chwil później dowiadujemy się, iż dziewczyna biorąc ślub z Krzyśkiem rzeczywiście nie z nim była w ciąży.
Doprawdy! Ci teściowie. Porażka totalna! A ona niemal święta! Bidulka. I żeby nie było, że Krzysio został wykorzystany.

"Skoro... skoro nie było już dziecka, a ty Krzysztofa nie kochałaś... może powinnaś się była rozwieść?
Kinga posłała jej długie spojrzenie.
-A kto ci powiedział, że go nie kochałam?"

Chwilę później czytamy zaś:

"Ciąża... ślub z Królem... to miało zranić jego – głos kobiety łamał się, w oczach błyszczały łzy. - Krzysztof był tylko narzędziem zemsty."

Ale jak to? Pytam. To kochała go, czy nie? ;)

Wypowiedzi drugiej z pań są jeszcze bardziej żenujące. Może przytoczę kilka:

"Wiesz co, Kinga? Gdy tak na ciebie patrzę, teraz w tej kiecce i fryzurze nadawałabyś się na pierwsze strony gazet. Nie myślałaś o aktorstwie? Jesteś naprawdę śliczna, jak się postarasz. Mogłabyś być kolejną gwiazdką M jak miłość. Albo dupcią jakiegoś bogatego starucha, który ustawiłby cię na resztę życia."

"W windzie na początku był tłok. Królik – tak do niego potem mówiłam – stanął tuż za mną, czułam jego udo na moim udzie i... masz rację, że był dobry w te klocki, i musiał wydzielać jakieś feromony, wabiące samice, bo nagle poczułam, jak robi mi się ciepło między nogami. I jak w udo wbija mi się fiut tego faceta. Powinnam była się odsunąć, kurwa, normalnie tak bym zrobiła! Może jeszcze syknęłabym jakieś 'spierdalaj, koleś', ale ja... przesunęłam się odrobinę i naparłam na niego tak, że twardą wypukłość miałam dokładnie między nogami. Kinga... sorry, nie powinnam ci tego opowiadać... gdy wysiadł ostatni gość – a musisz wiedzieć, że winda była przeszklona i wystarczyło, żeby ktoś w budynku zadarł głowę i nas dwoje zobaczył – Krzysiek zatrzymał ją między piętrami, rozpiął rozporek, wyjął fiuta i zerżnął mnie tak, jak jeszcze nikt przed nim i nikt po nim. Musiał zatkać mi usta ręką, bo darłam się jak opętana, przeżywając orgazm stulecia.
Trwało to ze dwie minuty."

Zgłupiałam, chodzi o tego samego mruka, z jakim związała się Kinga? A tekst "Musiał zatkać mi usta ręką, bo darłam się jak opętana, przeżywając orgazm stulecia." Po co zagłuszać krzyk miłosnych uniesień, gdy "winda była przeszklona i wystarczyło, żeby ktoś w budynku zadarł głowę" i zobaczył całe "przedstawienie". A orgazm stulecia po dwóch minutach? Rzeczywiście! Wyczyn nielada! :D

"Jego głos poznałam następnego dnia, gdy zadzwonił, mówiąc, że jest właśnie w mojej okolicy. 'Wpuścisz mnie na parę minut?'
Wpuściłam.
I tak jak poprzednio trwało to parę minut. Za to dochodziłam do siebie parę dni, tak mnie wyobracał... A wiesz, jak się czułam? Jak narkoman na głodzie."

Hm... wyobracał ją w ciągu kilku minut. Niezłe! Natomiast że czuła się jak narkoman na głodzie po tym czasie w ogóle się nie dziwię. ;)

Tak idiotycznych, bezsensownych, niespójnych ze sobą zdań jest w książce naprawdę mnóstwo.

Czytając ten tomik zastanawiałam się, który z bohaterów jest bardziej popieprzony: Kinga, Aśka, Czarek (ojciec dwójki dzieci, które zrobił Kindze i zostawiał ją, gdy dowiedział się, że ta jest w ciąży), czy Krzysio-Pysio, którego autorka stara się przedstawić jako rżnącego na lewo i prawo babki, używającego przemocy skurwiela, a jednocześnie maminsynka, jaki ożenił się z babką będącą w ciąży z innym facetem, i co więcej, zdecydował się wychowywać nie swoje dziecko, z jej drugiej ciąży. Rzeczywiście... cham jakich mało (gdybyście nie zauważyli z mojej strony to sarkazm).
Przez większość książki nie dowierzałam w to, co czytam. Jedne zdania zaprzeczały kolejnym. Brakowało w niej spójności. Bohaterowie to banda idiotów, choć Kingę, jako jedyną, w końcu nawet trochę polubiłam.

Mam wrażenie, iż pani Katarzyna podczas pisania swoich książek, popada w przesadę. Gdy pisze sceny słodkie – są one tak przesłodzone, że aż mdli, gdy opisuje bandziorów – to totalnych zwyrodnialców. Jeśli bohaterów spotykają przykrości – jest ich tak wiele, że trudno uwierzyć, iż człowiek byłby w stanie tyle znieść. Jej książki czyta się emocjami, jednak "Bezdomną" trudno odbierać w ten sposób. Przykro mi o tym mówić, ale to jedna z najgorszych książek, jakie przeczytałam w całym swoim życiu.

Denerwowało mnie, iż autorka w stosunku do choroby głównej bohaterki zamiennie stosuje określenia: depresja poporodowa, psychoza poporodowa i schizofrenia maniakalno – depresyjna. Przecież to trzy różne problemy i nie wiem, czy któryś z nich faktycznie dotyczy przypadku opisanego przez panią Katarzynę. Autorka również tego nie wie, bo nawet laik wywnioskować może, iż nie zgłębiła tematu. Rozumiem pomysł, chęć zwrócenia uwagi czytelnika na problemy psychiczne, jakie mogą wystąpić u kobiety po porodzie. Szkoda tylko, że pisarka nie zaznajomiła się z tematem, wymyśliła historię, jaka mogła spotkać świeżo upieczoną mamę i bezmyślnie rzucała nazwami schorzeń. A opisane metody leczenia stosowane (niby w naszych czasach) przez szpital psychiatryczny, w którym przebywała Kinga – są wręcz śmieszne.

Muszę jeszcze podzielić się z Wami najgłupszym cytatem z tej książki. Oto on:

"Ta cała opowieść po prostu do ciebie nie pasuje! Masz w oczach inteligencję, nie debilizm!"

Sama historia Kingi i zakończenie książki – podobały mi się. Nawet przez chwilę udało się autorce mnie wzruszyć, jak niegdyś przy "Nie oddam dzieci". Biorąc jednak pod uwagę całość... szczerze nie polecam.
Udało mi się zniechęcić Was do przeczytania tego gniota, czy tym chętniej po niego sięgniecie? ;)
A może napiszecie o książce, która Was szczególnie zawiodła?



środa, 27 kwietnia 2016

Book Tour z książką "Bez słów" Mii Sheridan

Powieść Mii Sheridan pt. "Bez słów" zaciekawiła mnie od kiedy pierwszy raz o niej usłyszałam, dlatego chętnie zgłosiłam się do Book Tour z jej udziałem i ogromnie ucieszyłam, gdy okazało się, iż dzięki Wydawnictwu Otwartemu oraz właścicielce bloga Tysiąc żyć czytelnika będę mogła ją przeczytać.


Książka opowiada o Bree Prescot, która przyjeżdża do małego miasteczka Pelion i wynajmuje domek, by zamieszkać w nim przez jakiś czas. Już na początku dowiadujemy się, iż Bree przeżyła jakąś tragedię. Jej tata został zastrzelony, a ją oprócz tego spotkały kolejne nieszczęścia, w następstwie których postanowiła w końcu "uciec", wyjechać z Connecticut. 
Bree podczas pobytu w miasteczku poznaje kolejnych jego mieszkańców. Któregoś razu, gdy wychodzi ze sklepu i stara się uporządkować zrobione zakupy cienka zrywka pęka, a jej sprawunki rozsypują się po betonie. Jakiś młody, długowłosy i brodaty mężczyzna pomaga jej pozbierać zakupy. Nim jednak zdąży go zagadnąć – ten znika. W ten sposób dziewczyna poznaje Archera, tajemniczego niemowę odludka. Archer Hale, podobnie jak nasza bohaterka, przeżył jakąś traumę. Nie od razu jednak dowiadujemy się, co za nieszczęście go spotkało.
Oprócz Archera Bree poznaje też pewnego siebie, nieziemsko przystojnego policjanta Travisa Hale – kuzyna mężczyzny. Trav od razu okazuje dziewczynie zainteresowanie i próbuje się z nią umówić.
Jaka tragedia spotkała Bree a jaka Archera? Który z mężczyzn okaże się dla dziewczyny bardziej interesujący? Jak potoczy się historia bohaterów? O tym dowiecie się czytając książkę. Ja zaś przejdę do opisania swoich wrażeń po przeczytaniu tego tomiku. 

Książka wciągnęła mnie niemal od pierwszych stron. Byłam ogromnie ciekawa wielkich dramatów, jakie spotkały Bree oraz Archera, i podobało mi się, w jaki sposób autorka książki odkrywa przed czytelnikiem kolejne karty. Jak stopniowo raczy go fragmentami z życia bohaterów. Według mnie – jest to największy atut powieści.
Ogromnie spodobała mi się również historia Bree i Archera. Trudności, jakie spotykały ich na wspólnej drodze i ta ciągła niepewność, jak historia się zakończy. Do końca nie potrafiłam wydedukować czy bohaterowie, których upatrzyłam sobie jako parę – będą razem, czy nie. A może w końcu Bree wybierze Travisa? Jaką rolę odegra on ostatecznie w opowieści? Opisane powyżej wątki, według mnie, zostały poprowadzone wręcz kapitalnie.
Nie spodobały mi się natomiast opisane sceny erotyczne. Nie odbierałam ich jakoś szczególnie negatywnie, ale też kompletnie mnie nie zaciekawiły. Może wynika to z faktu, że nie czytam zbyt wielu erotyków i nie pociągają mnie one specjalnie. Z drugiej strony – trafiałam już kiedyś na pozycje, w których opisane sceny łóżkowe zainteresowały mnie, a może nawet wywołały iż na mym licu pojawił się rumieniec? ;) W przypadku czytadełka "Bez słów" nie poniosły mnie te sceny, a nawet miałam ich przesyt. Ze względu na tematykę książki były oczywiście jak najbardziej pożądane, mnie jednak nie przekonały.

Kolejnym atutem książki jest poruszona w niej tematyka niepełnosprawności i odrzucenia. Być może czytające ją osoby zastanowią się, czy ktoś w ich otoczeniu nie czuje się (lub może jest) odosobniony i przydałoby mu się towarzystwo? Być może ktoś dzięki tej lekturze sprawi, iż taka osoba przestanie być samotna? Przecież tak naprawdę nikt nie chce być sam i aby kogoś poznać jemu i sobie należy dać na to szansę.
Styl pisania autorki niejednokrotnie kojarzył mi się ze stylem Nicholasa Sparksa, szczególnie, gdy przedstawiane były kolejne dni z życia bohaterów. Chwile, kiedy się poznawali, jak spędzali ze sobą czas, czy ich przemyślenia.


Cytatami z książki najchętniej wytapetowałabym sobie pokój, bo sami powiedzcie, jak nie zauroczyć się słowami:

"Byłem za głupi, żeby cię wyśnić, Bree, a jednak się pojawiłaś. Jakim cudem? Kto wyczytał w moich myślach, czego pragnę, gdy nawet ja sam nie zdawałem sobie z tego sprawy?"

"Kiedyś, powiedziałem, kiedy będziemy starzy i siwi, popatrzę, jak leżysz obok mnie, tak jak teraz, popatrzę ci w oczy i będę wiedział, że zawsze liczyłaś się tylko ty. I to właśnie będzie największa radość mojego życia..."

"Przyniosłeś ciszę,
najpiękniejszy dźwięk, jaki słyszałam,
bo cisza była tam, gdzie byłeś ty.
A teraz zabrałeś ją ze sobą.
I wszystkie hałasy, wszystkie dźwięki świata
nie są na tyle głośne, żeby przebić się przez
ból złamanego serca."

Jak wiele mądrości płynie z tekstów:

"-Oni cię nie znają, Archer – powiedział – Nie mają pojęcia, kim jesteś. Zresztą, nie zasługują na to, by cię poznać. Nie pozwól, żeby ich słowa sprawiały ci ból."

"Nieważne, kim jesteśmy, musimy radzić sobie z tym, co przyniesie los, nawet jeśli okaże się gówniany, i robić, co w naszej mocy, żeby mimo to się rozwijać, kochać, mieć nadzieję... i wiarę w to, że droga, którą podążamy, wiedzie do jakiegoś celu. A poza tym musimy pamiętać, że im bardziej życie daje nam w kość, tym jesteśmy mądrzejsi."


A Wy mieliście przyjemność przeczytać tę książkę? Jak ją oceniacie? A może macie jakieś inne lektury, z których tekstami chętnie wytapetowalibyście sobie ściany? Jestem bardzo ciekawa ich tytułów. A może przytoczycie jakiś konkretny cytat? :))

czwartek, 21 kwietnia 2016

Book Tour ze świetną, nieco kryminalną komedią "i że ci nie odpuszczę". ;)

Dzisiaj pragnę podzielić się z Wami moimi wrażeniami na temat książki "i że ci nie odpuszczę" Joanny Szarańskiej, przeczytanej w ramach mojego pierwszego Book Tour. Za umożliwienie mi udziału w zabawie dziękuję jego organizatorce, autorce bloga Przegląd Czytelniczy. Bawiłam się pierwszorzędnie. :)

Co nieco na temat fabuły


Kalina jest szczęśliwą narzeczoną Patryka. W dniu ślubu jej świat zostaje jednak przewrócony do góry nogami. Nim zdążyła złożyć przysięgę małżeńską przed księdzem i zebranymi gośćmi, czekającymi na uroczystą chwilę, jedna z jej przyjaciółek, Jolka, wyznaje, iż jest w ciąży z Patrykiem, jej przyszłym mężem. Niedoszła panna młoda z całej mocy ciska bukietem pod stopy zaskoczonego proboszcza i opuszcza kościół. Załamana i zrozpaczona, zdradzona przez narzeczonego i swoją przyjaciółkę, zaszywa się w domu. Mama i dwie pozostałe powierniczki starają się wspierać dziewczynę, ona zaś zagłębia się w swoim smutku. Pewnego dnia jednak otrzymuje awizo. Okazuje się, iż ciotka Patryka wykupiła w prezencie ślubnym dla młodych pobyt w spa. Za namową przyjaciółek Kalina postanawia wyjechać do rzeczonego spa, aby odpocząć. Ten prezent przecież w pełni jej się należy, choćby jako zadośćuczynienie za doznane od ekspartnera krzywdy.
By dowiedzieć się, jakie przygody spotkają Kalinę po przyjeździe do spa – musicie przeczytać książkę. Zdradzę Wam jednak, iż dziewczyna pozna grono ciekawych osób, spa okaże się dość nietypowym miejscem, w buku nie zabraknie romansu i nawet afera kryminalna rozkręci się w najlepsze. A to wszystko okraszone zostanie ogromną dawką fantastycznego humoru.

Moja ocena powieści

Książka "i że ci nie odpuszczę" to arcyzabawna powieść obyczajowo – kryminalna.
Publikacja od pierwszych stron wprawiła mnie w doskonały humor. Śmiem twierdzić, iż powinna być ona przepisywana zamiast leków antydepresyjnych i na smutki wszelakie. Bez względu na to w jaki dzień (słoneczny, deszczowy, ciepły, czy mroźny), o jakiej porze (rano, w południe, a może nocą) i w jakim stanie emocjonalnym (radosnym, smutnym, czy melancholijnym) będzie pochłaniana – ostatecznie na pewno wprawi czytelnika w doskonały nastrój.
Bez wahania porównałabym tę książkę do uwielbianego przez wielu, a co więcej, czytanego także przez bohaterkę naszej powieści – "Dziennika Bridget Jones". Jeśli uwielbiacie Bridget – koniecznie musicie poznać Kalinę.
Opisywane w książce spa oraz jego okolice zauroczyły mnie. Jednak szczególnie do serca przypadły mi przedstawione postacie: Kalina, prowadzące spa bohaterki: pani Eliza, kucharka Nadzieja oraz Szparka (zwana tak z oczywistych powodów, ;) którą polubiłam najbardziej), a także panowie, szczególnie: malarz Marek, policjant Karol oraz Patryk. Nie mogłabym pominąć uroczych kuracjuszy z Warszawy. Wszyscy oni to bardzo ciekawie wykreowani bohaterowie. Wielu z nich stało mi się podczas czytania lektury dość bliskimi. Wiele razy czułam się, jakbym sama przebywała w tym ciekawym miejscu i towarzystwie.
Wątek kryminalny w dużej części udało mi się przewidzieć. Moje podejrzenia co do: złodzieja walizki należącej do Kaliny oraz roli Marka i Patryka w całym zamieszaniu – sprawdziły się. Jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało w cieszeniu się lekturą. Z ciekawością chłonęłam kolejne strony książki, by przekonać się co do słuszności swoich podejrzeń dotyczących rozwiązywanej zagadki, ale i z nie mniejszym zainteresowaniem śledziłam wątek obyczajowy.


Book Tour z książką "i że ci nie odpuszczę" to pierwsze takie wydarzenie, w jakim uczestniczyłam. Jestem z niego ogromnie zadowolona. Żałuję tylko, że książka tak szybko się skończyła.

Pani Joanno!
Doskonały debiut. Czekam na więcej. :)

A Wy? Mieliście przyjemność już czytać tę komedię? Napiszcie mi też, czy kiedyś braliście udział w Book Tour i jak Wam się podobała ta akcja? :)