Przybywam
dziś do Was z wrażeniami po przeczytaniu książki "Szkoła
żon" Magdaleny Witkiewicz, która za czas jakiś ma mieć swoją
ekranizację. :)
Opis z
okładki
"Julia
jest świeżo po rozwodzie. Bardzo świeżo.
Dokładnie
pięć godzin i dwadzieścia siedem minut.
Właśnie
opija w klubie z przyjaciółkami swój rozwód,
kiedy w
loterii wizytówkowej wygrywa zaproszenie
do
luksusowego SPA o nietuzinkowej nazwie. Tam, w leśnej głuszy
gdzieś na
Mazurach, ona i kilka innych zwyczajnych kobiet
przeżywają
przygodę życia. Zostają tam przez trzy tygodnie,
a po powrocie
nic nie jest już takie samo.
Już nigdy
żaden facet ich nie zostawi."
Moje wrażenia
po przeczytaniu "Szkoły żon".
Szkoła żon
to luksusowe SPA do którego nie ma wstępu nikt poza odbywającymi w
nim szkolenie – kobiet. Panie trafiające do SPA są najpierw
dokładnie sprawdzane przez jego właścicielkę pod względem
wiarygodności, a następnie podpisują umowę, w której zobowiązują
się nie zdradzać żadnych faktów związanych z funkcjonowaniem
szkoły. Kobiety jadąc do hotelu nie zdają sobie sprawy z tego, jak
dokładnie mają wyglądać prowadzone w nim zajęcia i czego tak
naprawdę się tam nauczą. Różne powody kierują kursantki do
odwiedzenia tego miejsca. Pięćdziesięcioletnia nauczycielka
Jadwiga (zwana też Jagodą) jedzie tam, by odzyskać męża, o
którym dowiedziała się, iż zdradza ją z sąsiadką.
Dziewiętnastoletnia Michalina pragnie poznać sztuczki przy pomocy
których będzie mogła w końcu zrobić swojemu Misiowi dobrze, zaś
trzydziestoletnia, dopiero co rozwiedziona Julia trafia tam przez
przypadek – dzięki wygranej w loterii.
Ewelina,
właścicielka szkoły, to seksowna, pięćdziesięcioletnia, pewna
siebie emancypantka, dbająca o to, aby każda niewiasta odwiedzająca
to miejsce opuszczała je "z błyskiem w oku, który czynił ją
pięką". Dzięki niej kursantki podczas trzytygodniowego pobytu
w hotelu odzyskują własną wartość oraz zyskują wartościowe
lekcje, które tak naprawdę istotne stają się również dla
czytelniczek powieści.
"-Radość
z seksu trzeba odkrywać dla siebie – mówiła Joanna, trenerka. -
A nie po to, żeby zadowalać faceta albo żeby mu się przypodobać.
Dziewczyny, tylko wtedy to działa – pomachała wibratorem –
tylko wtedy sprawia przyjemność. I oczywiście do dobrego seksu
potrzebny jest dobry partner, a nie taki bucowaty gnojek, który
jedyne, co potrafi w sypialni, to zmienić kochankę, z którą robi
znowu to samo, czyli... nic."
"To,
czy mamy mężów, partnerów życiowych, kochanków, powinno zależeć
tylko od nas. Od tego, czy my tego chcemy. - Przesunęła dłonią po
dekolcie. To my mamy wybierać mężczyzn, a nie oni nas."
Ogromnie
polubiłam bohaterki książki i wytrwale kibicowałam im w ich
zmaganiach życiowych, trzymałam kciuki, by każda wyszła ze szkoły
żon zadowolona i pewna siebie oraz ze wspomnianym wcześniej
błyskiem w oku. Przystojni mężczyźni, pracujący w hotelu i
spełniający wszystkie zachcianki pań, byli ogromnie nierealnymi,
ale jednocześnie ciekawymi postaciami. ;) Troszkę zawiódł mnie
fakt, iż opisani panowie byli albo bardzo dobrzy, albo kompletnie
beznadziejni. Takich normalnych facetów, z zaletami i wadami w
książce nie uświadczyłam. Być może w kontynuacji powieści –
"Pensjonacie marzeń" okażą się oni bardziej prawdziwi.
;)
Bardzo
spodobała mi się przyjaźń, która nawiązała się między
pięćdziesięcioletnią Jadwigą oraz dziewiętnastoletnią
Michaliną, pozornie dwiema zupełnie odmiennymi postaciami.
Oczywiście
w książce nie mogło obyć się bez intryg. Wśród gości "Szkoły
żon" znajduje się osoba, która może doprowadzić do jej
zamknięcia. Jednak, aby dowiedzieć się, czy tak się stanie –
sami musicie przeczytać tę powieść.
Publikacja
wywołała we mnie wiele różnych emocji: radość, złość,
momentami wzruszenie, a czasem śmiech.
"Beztrosko
zrzuciła sukienkę, stała naga niczym nimfa wodna. Jej długie
jasne włosy sięgały prawie do pośladków. Powiesiła ręcznik i
sukienkę na gałęzi drzewa rosnącego nieopodal, przeciągnęła
się i weszła do sauny.
W saunie już
ktoś był.
Sądząc po
westchnieniach, byli tam ona i on. Siedzieli w wielce niedwuznacznej
pozycji. Ona na nim, a on pod nią. I dokładnie rzecz biorąc,
poruszali się w wiele mówiący sposób. A raczej nie mówiący,
tylko krzyczący i wzdychający, bo para była tak zaabsorbowana
sobą, że nawet nie zauważyła, że do sauny weszła piękna młoda
dziewczyna. Miśka na początku chciała dyskretnie się wycofać,
ale stwierdziła, że nie po to tu weszła, by zaraz wychodzić. Oj
tam, w końcu to tylko seks. Nie będzie przecież przeszkadzać.
Facet niezaspokojony to facet zły. Przeczekała ostatnie jęki, po
czym grzecznie powiedziała:
-Dzień
dobry, a państwo tutaj na wakacjach?"
"Szkoła
żon" to książka o lekkim zabarwieniu erotycznym, chwilami
przypominająca typowy romans, z prawdziwymi kobietami,
przeżywającymi wzloty i upadki oraz nierealnymi mężczyznami,
jednak jest to równocześnie książka, przy lekturze której można
doskonale odmóżdżyć się i miło spędzić czas. Pomysł
wyprodukowania na jej podstawie filmu to naprawdę trafne
przedsięwzięcie.
A Wy?
Czytaliście "Szkołę żon"? A może macie za sobą także
lekturę "Pensjonatu marzeń"? Jeśli tak – podzielcie
się ze mną koniecznie wrażeniami na temat tych pozycji. Napiszcie
również, czy podobnie jak ja nie możecie doczekać się filmowej
adaptacji tych książek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz