"Paryska
nieznajoma" to prezent od mojej córci z okazji Dnia Matki. Sama
nie kupiłabym jej, jednak gdy przeczytałam, iż Santa Montefiore
(jej autorka) napisała już prawie 20 książek, wydanych w 25
językach i sprzedanych na całym świecie w nakładzie ponad 2
milionów egzemplarzy, i jest jedną z dziesięciu najpoczytniejszych
pisarek "Sunday Timesa" oraz przeczytałam polecenia innych
twórców (m.in. Jojo Moyes) i opis "Paryskiej nieznajomej"
– książka bardzo mnie zaciekawiła.
Opis wydawcy
"Za
zamkniętymi drzwiami od lat skrywa się prawda…
Świat
Antoinette rozsypał się na kawałki: jej mąż, mężczyzna,
którego kochała, odkąd sięga pamięcią, zginął tragicznie w
wypadku. Był jej opoką, człowiekiem, do którego zwracała się po
miłość i po wsparcie, człowiekiem, którego znała lepiej niż
samą siebie. Przynajmniej tak jej się zdawało…
Przybywszy bowiem do kamiennego kościoła na pogrzeb George'a, widzi nieznajomą kobietę. I w tej chwili dzień, w którym miała zamknąć drzwi dzielące ją od przeszłości, stał się dniem, gdy jej dotychczasowy świat wali się w gruzy.
Phaedra także kochała George'a i musiała zjawić się na jego pogrzebie. Poznała go niedawno, ale łączyły ją z nim więzy mocniejsze od wszystkich, jakich zaznała wcześniej. Teraz, siedząc przed jego żoną, wie, że to co niebawem ujawni, na zawsze zmieni ich życie…"
Przybywszy bowiem do kamiennego kościoła na pogrzeb George'a, widzi nieznajomą kobietę. I w tej chwili dzień, w którym miała zamknąć drzwi dzielące ją od przeszłości, stał się dniem, gdy jej dotychczasowy świat wali się w gruzy.
Phaedra także kochała George'a i musiała zjawić się na jego pogrzebie. Poznała go niedawno, ale łączyły ją z nim więzy mocniejsze od wszystkich, jakich zaznała wcześniej. Teraz, siedząc przed jego żoną, wie, że to co niebawem ujawni, na zawsze zmieni ich życie…"
Moja
opinia o książce
"Paryska
nieznajoma" to typowy romans, ale również opowieść
poruszająca takie tematy jak: zawiedziona miłość, zdrada, utrata
bliskiej osoby i podnoszenie się po jej stracie. Jeśli macie ochotę
poczytać ciepłą, płynącą w spokojnym rytmie, doskonałą na
"odmóżdżenie", choć dość przewidywalną i niezbyt
wymagającą historię – śmiało możecie sięgnąć po tę prozę.
Opowieść
wprawiała mnie w różne nastroje; od pogody, poprzez nostalgię,
sentymentalizm, ale w końcu i po złość. Podobały mi się zawarte
w niej myśli oraz spostrzeżenia, takie jak:
"Nie
zawsze uzewnętrzniamy swoje uczucia. Osoby, które są 'złe' to
zazwyczaj osoby samotne, czy takie, które bronią się (z różnych
powodów) przed okazaniem swych uczuć, boją się tego".
Wiele
stwierdzeń dotyczy podnoszenia się po stracie ukochanej osoby i
choć brzmią one iście psychologicznie (co mnie denerwowało) –
mogą stanowić cenne wskazówki dla osób, które pragną pomóc
komuś, kto po utracie bliskiej osoby rozpoczyna swoje życie "na
nowo".
Wśród
postaci zaledwie dwie (te negatywne) okazały się pełnokrwistymi
bohaterami: zgorzkniała teściowa Antoinette oraz jej (Antoinette,
nie teściowej) ;) były mąż Georg. Pozostali to bezbarwe postacie,
a Phaedra i Antoinette (wspaniałe do tego stopnia, że czytelnik ma
się ochotę wyżygać; tak, tak, czytający nie chce zwymiotować,
on ma przez ten "cukier" ochotę się pożygać :D )
niejednokrotnie denerwowały mnie niemiłosiernie. Wyobraźcie sobie
kobietę, która całe swoje życie poświęca mężowi i dzieciom
(tak, wiem, takie sytuacje miewają miejsce), ale ciepła, czuła,
życzliwa wszystkim Antoinette poświęciła swe życie mężowi do
tego stopnia, że całkowicie zrezygnowała ze swoich pasji i nie
robiła dla siebie... NIC. Co więcej, mimo, iż pragnęła urządzić
ich dom (w którym jej partner przebywał rzadko) inaczej, nie robiła
tego, gdyż mogło by się to mężowi nie spodobać. O zgrozo! Ona
nawet nie spytała męża o jego zdanie na ten temat. Ale przecież
MOGŁO mu się nie spodobać. :D
"...
dopiero Phaedra powiedziała jej, że nadszedł czas, by zająć się
sobą. Antoinette od tak dawna nie zaprzątała sobie głowy własną
osobą, że nie była pewna, na czym to miałoby polegać".
Piękna,
miła, życzliwa wobec wszystkich Phaedra (bleee, mówiłam, że
strasznie "cukierkowe" te bohaterki ;) ) – dla każdego
ma radę godną psychologa. Czytając jej wypowiedzi miałam
wrażenie, iż czytam podręcznik psychologiczny, nie zaś słowa
płynące z ust normalnej, przeżywającej różne emocje, dobre i
złe chwile, kobiety. Pozytywne jest to, że wypowiedzi te mogłyby
pomóc czytelnikom w różnych trudnych życiowo sytuacjach. Z treści
książki płynie bardzo ważna nauka – by w życiu pamiętać o
sobie, cieszyć się nim i realizować swoje pasje.
Niektóre
opisy (szczególnie te przedstawiające Fairfield) bardzo mi się
podobały. Język jest przystępny i książkę czyta się dość
łatwo, w szybkim tempie, jednak wszechwiedzący narrator –
czytający w myślach niemal wszystkich bohaterów i przedstawiający
nam te myśli – to raczej przesada. ;)
Irytowały
mnie też ciągłe opisy przedstawiające skalę pożądania pomiędzy
Phaedrą i jej domniemanym przyrodnim bratem Davidem, a dwustronicowy
tekst, gdy przygotowywali naleśniki (jeden z wielu zbędnych) –
nie wnosi do treści książki nic oprócz zapełnienia jej kolejnych
stron.
Jeśli
sięgnę po kolejną książkę tej autorki – z pewnością nie
będzie to przypadkowo wybrana historia, ale tytuł polecany przez
wielu czytelników. Będę mogła wówczas ocenić, czy warto czytać
inne książki pisarki. W chwili obecnej jednak nie chwycę po nie z
ochotą.
A
Wy? Czytaliście jakieś książki tej autorki? Co o nich myślicie?
A może macie w planach sięgnąć po jakąś konkretną, poleconą
Wam przez kogoś? Koniecznie dajcie znać w komentarzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz