Publikacje
Gabrieli Gargaś kusiły mnie już od dłuższego czasu, a jako że w
nagrodę za pracowity rok postanowiłam sobie kupić kilka książek,
tytuł "Jutra może nie być" otrzymał właśnie nową,
cudną oprawę i zaciekawił mnie tematyką – właśnie tę pozycję
wybrałam.
Opis wydawcy
"Czy
miłość może być zła?
Czy niektórzy
ludzie spotykają się za późno,
a inni za
wcześnie?
Czy możliwe
jest, by prawdziwe uczucie trwało
wbrew
wszystkiemu?
Czy wybaczy
ono każde potknięcie?
To historia o
wielkiej miłości odnalezionej po latach,
o wielkich
namiętnościach i wielkich oczekiwaniach.
O stracie,
cierpieniu
i
poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi.
Jutra może
nie być to opowieść o sile
współczesnych kobiet
i
odwadze w dążeniu do realizacji pragnień."
Od
siebie dodam... ;)
"Jutra
może nie być" to opowieść o Kindze, która wikła się w
romans z żonatym mężczyzną. Poznajemy życie, radości i troski
kochanki. Towarzyszymy jej w wielkim oczekiwaniu na wspólną,
radosną przyszłość z M., który obiecuje rozstać się z żoną,
gdy tylko ją do tego przygotuje, gdy pojawi się stosowna okazja i
gotowi będą (on i żona) się rozwieść.
Gdzieś
obok poznajemy historie innych osób. Osób, które bohaterka spotyka
na swojej drodze.
To
też powieść o poronieniu, utracie małej istotki, która rozwijała
się w ciele mamy.
"W
Polsce co roku zdarza się czterdzieści tysięcy poronień. Te
liczby mnie przerażają. Czterdzieści tysięcy cierpiących matek.
Czterdzieści tysięcy sytuacji, gdzie kobieta wyje z bólu.
Czterdzieści tysięcy tragedii. Czterdzieści tysięcy złamanych
serc i nadziei."
Jednak
jest to także historia o budowaniu swojego życia po tak przykrych
doświadczeniach na nowo.
Jak
oceniam tę książkę?
Nie
będę ściemniała. Historia ogrooomnie mi się spodobała. Zostawię
ją na swojej półce i jestem przekonana, iż wielokrotnie będę do
niej powracała, każdorazowo odkrywając w niej nowe, istotne dla
siebie treści. Dlaczego? Dlatego, iż jest to książka o kobietach
i myślę, iż każda z nas znajdzie w niej przynajmniej cząstkę
siebie. Odkryje ważne dla siebie wartości. Wartości te są zmienne
w zależoności od etapu na którym się obecnie w życiu znajdujemy,
jednak nie mam najmniejszej wątpliwości, że kiedykolwiek sięgnę
po tę pozycję – odkryję w niej coś, co poruszy moje serce.
Autorka
zawarła w tym tomiku moc pięknych i znaczących przemyśleń.
Strasznie trudno było mi ograniczyć ilość cytatów, które godne
są podkreślenia i mimo ich okrojenia ilość użytych zakładek –
i tak jest zatrważająca. Dodatkowo jestem przekonana, że ilekroć
sięgnę po tę książkę – liczba zaznaczeń ponownie się
zwiększy. ;)
Oto
niektóre przemyślenia godne uwagi:
"Jak
miał mnie kochać, skoro ja siebie nie kochałam? (...) Darkowi po
prostu się nie chciało o mnie zabiegać. A najgorsze, że mi po
pewnym czasie też się odechciało. Jak się chce chociaż
troszeczkę, ociupinkę, wtedy jest jeszcze nadzieja. Ale gdy umiera
chęć, rodzi się obojętność. A obojętnotność w związku jest
największą zbrodnią, bo kiedy pojawia się złość, gniew czy
nawet nienawiść, to ten związek jeszcze dycha. Natomiast z
obojętnością nadchodzi koniec. Ze wszystkich uczuć to właśnie
obojętność zabija najbardziej."
"Nasz
związek zalewała nuda. On przestał się starać, od kiedy uznał,
że jestem jego i nie odejdę. Ja przestałam zabiegać o jego
względy, bo byłam rozgoryczona jego brakiem starań. A trzeba było
wyjść z domu i nie wrócić na noc albo wyjechać z koleżankami na
tydzień i dobrze się bawić. Wzbudzać jego zazdrość, prowadzić
swoje życie. Najgorsze, co kobieta może zrobić, to uwiesić się
męskiej nogawki i trwać, uczepiona tego kawałka szmaty, czekając
na cud. Cudów nie ma."
"-A
wiesz, że kochać można na wiele sposobów? - zaczął po chwili
milczenia – Kochać można namiętnie bądź samolubnie. Można
kogoś pokochać bezinteresownie lub bezgranicznie głupio, dojrzale,
prawdziwie. Ale kochać kogoś na zawsze to dopiero sztuka."
"Jak
prosto jest się zakochać, zauroczyć, zadurzyć. Gorzej wytrwać w
tej miłości, kiedy dopada szara rzeczywistość, piętrzą się
rachunki, trzeba wziąć kredyt na mieszkanie, spłacić samochód,
odmówić sobie czegoś na koszt tej cholernej raty. Być z sobą na
dobre i na złe, mimo wszystko. Wtedy gdy jest dobrze i też wtedy
gdy jest cholernie źle. W zdrowiu i chorobie."
"Żyjemy,
nie doceniając cudu życia. Zamartwiamy się głupotami, tym, że
nie stać nas na wymarzone wakacje albo że nie mieścimy się w
zeszłoroczną sukienkę. Nie doceniamy tego, co mamy: zdrowia,
drobnych radości dnia codziennego i wspaniałych ludzi, którzy są
przy nas. A życie dzień w dzień ociera sie o ostrze kruchych
chwil."
"Nasze
życie jest jak pory roku. Rodzimy się wiosną. Wszystko w nas
rozkwita, budzi się do życia. Latem, jak to latem, jest gorąco i
jakże pięknie. Jesienią dojrzewają jabłka, a zimą ogrzewamy się
w cieple kominka. Wszystko ma swój urok."
Z
niektórymi sentencjami nie zgadzałam się i dyskutowałabym z ich
prawdziwością, inne były mi obojętne, jednak jako przemyślenia
bohaterów – także one miały swój sens i właściwe miejsce w
książce. Ja jednak szczególnie zwracałam uwagę na te, które
według mnie, wnoszą do życia prawdziwą wartość.
Pisarka
posiada lekkie pióro. Trudno było oderwać mi się od książki i
mimo nawału obowiązków – przeczytałam ją w zaledwie trzy
wieczory. Chociaż nie popieram romansów z żonatymi facetami i już
na wstępie uważam je za przegrane – byłam ciekawa przeżyć
wewnętrznych bohaterki i współczułam jej sytuacji, w którą się
uwikłała. Wytrwale śledziłam losy Kingi i kibicowałam jej w jej
życiowych zmaganiach. Bez problemu potrafiłam wyobrazić sobie
przedstawione sytuacje, miejsca. Do tego (jak już wspomniałam)
ujęła mnie moc wspaniałych sentencji. Jeśli taki jest styl
pisania autorki – to najpewniej zyskała sobie ona kolejną wierną
czytelniczkę.
Gabriela
Gargaś w swojej książce opisuje piękne miejsca. Kupiła mnie
pisząc o wycieczce Kingi i M. do Paryża. ;)
"Podziwiamy
secesyjne bramy przy wejściach do peryferyjnych stacji metra, kute w
stylizowane pnącza i wielkie kielichy kwiatów. Oglądamy uliczne,
pokryte rdzą hydranty z końca zeszłego stulecia, okrągłe słupy
ogłoszeniowe z mnóstwem pstrokatych plakatów, naklejonych jeden
na drugi, pośród nich anonsy Madame Buterfly, Casino de
Paris i Coppele albo
zapowiedź nowych występów Mireille Mathieu.
Jestem
tak niecierpliwa, że chciałabym zobaczyć wszystko już pierwszego
dnia. Ten dzień mógłby się dla mnie nie kończyć. Więcej i
więcej, wciąż nienasycona zaczarowana, w transie.
Pędzimy
metrem do dzielnicy artystycznej bohemy Montmartre. Trzymając się
za ręce, wspinamy się na szczyt wzgórza, gdzie stoi bazylika Sacre
Coeur. Jej biała bryła odcina się imponująco na błękicie nieba.
Słońce odbija się od bazyliki, nadając kopule kolor rdzawego
złota. Siadamy na soczystej, zielonej trawie i spoglądamy na
roztaczający się przed nami widok, co raz skubiąc chrupiącą
bagietkę."
Wraz
z główną bohaterką zwiedzamy Czechy i Prowansję.
Dzięki
pani Gabrieli poznajemy ciekawostki dotyczące sławnych postaci
(pisarzy, malarzy).
Bardzo
podobał mi się pomysł, by każdy rozdział rozpocząć piękną
sentencją.
Wraz
z bohaterką powieści przeżywałam wiele emocji: radości,
uniesień, wzruszeń, a nieraz złości, pustki, beznadziei. Kinga
czasem drażniła mnie (co ty, głupia, robisz – myślałam), kiedy
indziej sprawiała, że się uśmiechałam, współczułam jej
głupiej miłości do M., żal było mi też jego żony, choć jej
bliżej nie poznałam. Jednak przez całą książkę wytrwale
kibicowałam dziewczynie, by jej się powiodło.
Ogromnie
polubiłam Lenę i Piotrka, zaś M. - kochanka Kingi - nie znosiłam
od samego początku. Pisał piękne listy (to fakt), ale w moim
odczuciu na tym jego zalety się kończyły. ;)
Gabriela
Gargaś pisze o tym, co w życiu jest ważne: miłość, przyjaźń,
realizacja marzeń, dbanie o siebie (nie zatracanie się dla innych)
i radowanie się każdą chwilą życia. Z wielką przyjemnością i
ciekawością sięgnę po inne jej tytuły oraz będę polecała jej
książki znajomym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz