Kiedy
dowiedziałam się, że Remigiusz Mróz napisał kolejną książkę
i opowiada ona o zamachowcu, który zajmuje przedszkole grożąc, że
zabije znajdujące się w nim dzieci i wychowawców –
stwierdziłam, iż koniecznie czym prędzej muszę ją nabyć i
przeczytać. Gdy przyszła do mnie przesyłka odłożyłam na bok
"Immunitet" (książkę Mroza z serii, którą najbardziej
lubię) i od razu (w Halloween) zaczęłam czytać "Behawiorystę".
Obawiałam się, czy będzie ona ciekawą lekturą, zważywszy na
fakt, iż książki Remigiusza wyrastają niczym grzyby po deszczu.
Jak myślicie? Czy w moim odczuciu autor stanął na wysokości
zadania pisząc kolejną, świetną historię, czy jednak duża ilość
pojawiających się na rynku jego tytułów spowodowała, że Mróz
obniżył loty?
Jak zwykle na
początek...
opis z
okładki...
"Zamachowiec
zajmuje przedszkole, grożąc że zabije
wychowawców
i dzieci. Policja jest bezsilna, a mężczyzna
nie
przedstawia żadnych żądań. Nikt nie wie, dlaczego wziął
zakładników,
ani co zamierza osiągnąć. Sytuację komplikuje
fakt, że
transmisja na żywo z przedszkola
pojawia się
w internecie.
Służby w
akcie desperacji proszą o pomoc Gerarda Edlinga,
byłego
prokuratora, który został dyscyplinarnie wydalony
ze służby.
Edling jest specjalistą od kinezyki, działu nauki
zajmującego
się badaniem komunikacji niewerbalnej. Znany jest
nie tylko z
ekscentryzmu, ale także z tego, że potrafi rozwiązać
każdą
sprawę. A przynajmniej dotychczas tak było...
Rozpoczyna
się gra między ścigającym a ściganym,
w której tak
naprawdę nie wiadomo, kto jest kim."
Moje wrażenia
po lekturze "Behawiorysty"
Zacznę może
od okładki. Nie zawiera ona wielu elementów, jednak niektóre z
nich (imię i nazwisko autora, tytuł książki i krwawa ósemka)
zostały na niej wytłoczone, co osobiście bardzo lubię. Jednak
ważniejsze jest to, że ta nieskomplikowana obwoluta –
doskonale oddaje treść dzieła. Nie wyobrażam sobie bardziej trafnie
zaprojektowanej oprawy do "Behawiorysty".
A teraz do
rzeczy... ;)
Książka od
początku do końca trzyma czytelnika w ogromnym napięciu, trudno ją
odłożyć choć na chwilę. Z wielką niecierpliwością oczekujemy
kolejnych wydarzeń. Ciekawi
nas, jak zostanie zakończony każdy pojedynczy wątek opowieści, a
w końcu cała historia. Mimo wartkiej akcji i niesłychanego
zaciekawienia, co wydarzy się dalej – ja musiałam odkładać
książkę przynajmniej na krótkie momenty. Musiałam ochłonąć
nieco po tym, jakimi "smaczkami" raczył mnie autor. Moc
zaskoczeń, serwowanych przez pisarza – sprawiała, iż z moich ust, co
rusz wyrywało się westchnienie, słowa bardziej lub mniej
cenzuralne. ;) Zwykle nie czytam tak mocnych tytułów. Przerażają
mnie thrillery i horrory. Niemal osobiście odbieram ból cierpiących
bohaterów, a psychopaci śnią mi się po nocach. "Behawiorysta"
wręcz ocieka krwią, mimo to uważam go za naprawdę udany tytuł.
Momentami myślałam, że autora zanadto ponosi wyobraźnia, że
serwowanie czytelnikowi takich drastycznych kawałków – zakrawa na
chorobę. ;) Z drugiej jednak strony skoro Remigiusz zdecydował się
na taki właśnie temat – powinien on ociekać krwią właśnie w
takim stopniu, jak zaserwował nam to autor.
Bohaterowie
stworzeni przez Mroza to, jak zwykle, postacie interesujące i
wielowymiarowe. Ogromnie podobają mi się portrety psychologiczne
tworzonych przez Remigiusza bohaterów oraz moc doświadczeń i
wydarzeń życiowych, jakie ich spotykają.
Podobało mi
się, że pisarz przedstawiał nam historię kompozytora (piszę z
małej litery, gdyż w moim odczuciu postać ta nie zasługuje na
pisanie jej pseudonimu z wielkiej; to taki mój wewnętrzny bunt ;) )
z punktu widzenia trójki śledczych oraz fakt, iż w trakcie lektury
nie możemy być pewni, czy bohater, którego polubiliśmy – razem
z nami dotrwa do ostatnich stron powieści.
Zakończenie
książki, a właściwie wątek dotyczący jednej z postaci (nie
powiem której) zaskoczył mnie, a nawet wydał się nieco naciągany.
Nadał on jednak dodatkowego "smaczku" książce. ;)
Bardzo
podobały mi się wątki dotyczące delikatnej sfery, jaką jest
ludzka psychika. Czy możliwe jest identyfikowanie się ze sprawcą
swego cierpienia? Stanięcie w pewnym momencie życia po jego
stronie, gdy przez lata nas krzywdził? Czy człowiek, który sprawił
wiele bólu ludzkim istotom – może przez innych być uważany za
osobę sprzyjającą im?
"Przez
cały ten czas zatarły się jego uczynki, od których wszystko się
zaczęło. Ludzie nie pamiętają już tego, co zrobił tamtym
ukraińskim dziewczynkom. Mają w świadomości jedynie to, że od
siedmiu lat jest dla nich mieczem Damoklesa."
Czy
kompozytor, jak twierdzi, rzeczywiście tkwi w każdym z nas?
"Od
tysięcy lat ludzie lgnęli do nieszczęść jak ćmy do światła. W
starożytności uczęszczali na krwawe gladiatorskie starcia na
arenach. W średniowieczu masowo udawali się na publiczne egzekucje.
W nowożytnym świecie ukrywano to pod płaszczykiem cywilizacji –
zamiast walk gladiatorów były sporty walki, zamiast brutalnych
procesów publiczne rozprawy sądowe."
Zazwyczaj
uważamy się za osoby moralne, kierujące się w życiu określonymi
wartościami i zasadami, których nigdy byśmy nie złamali. Jak
jednak zareagowalibyśmy rzeczywiście w niecodziennych sytuacjach, w
ekstremalnych warunkach? Co tak naprawdę w nas tkwi? Jaka jest
ludzka natura? Problem uświadamia nam autor książki tworząc
postać dyrygenta, który stawia przed swoimi odbiorcami różnorodne
okrutne dylematy (wywodzące się z dylematu wagonika, o jakim
możecie przeczytać w książce). Stawiane przez kompozytora podczas
kolejnych "koncertów krwi" drastyczne wybory wywołują w
czytelniku moc emocji, a po zakończeniu książki wręcz zmuszają
do ważnych przemyśleń. Wątpię, iż jakikolwiek odbiorca może
pozostać wobec nich obojętny. Po przeczytaniu książki nie można
o niej szybko zapomnieć. We mnie na pewno pozostanie na długo.
A Wy? Przeżyliście już czytelniczy koncert krwi?
Czy,
podobnie jak ja, zostaliście już zMrożeni lekturą książek
Remigiusza, a może jesteście odporni na tę temperaturę? ;) Czekam
na Wasze opinie. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz