sobota, 7 października 2017

"Serce z piernika" Magdaleny Kordel - doskonała lektura na przedgrudzień ;)

Dopiero październik. Za oknem szaruga, szalejący wiatr i deszcz przeplata się jeszcze czasem ze słonecznym dniem, a ja przybywam z powieścią zimową, która otuli Was niczym śnieżna kołderka i ogrzeje ciepłem płynących z niej słów. Podczas lektury zapragniecie znaleźć się w pewnej różowej kamienicy, w której dawniej znajdowała się przedwojenna, rodzinna cukiernia prowadzona przez pokolenia i już gdy przekraczało się jej próg czuć było zapach doskonałych wypieków, o których do dziś krążą legendy. Pewnie pomyślicie "Pokręciło kobiecinę. Do Bożego Narodzenia jeszcze 2,5 miesiąca, a ona ze Świętami wyskakuje". Tymczasem... historia którą się dziś z Wami podzielę nie bez powodu opisywana jest przeze mnie dziś. W końcu rozpoczęła się "wiele przedgrudni temu". ;)


Opis książki "Serce z piernika" (pochodzący z jej okładki)

„Klementyna – mistrzyni pachnących pierników – całe życie spędziła na walizkach. W najbardziej niespodziewanych momentach babcia Agata brała ją za rękę i ruszały w nieznane. Dziś w oczach swojej córeczki Dobrochny bohaterka dostrzega własną niepewność i strach na widok babki szykującej się do drogi. Klementyna już wie, że przyszedł czas, by zmienić swoje życie i zacząć spełniać najskrytsze pragnienia. Ale co ma z tym wspólnego lukrowana piętrowa kamieniczka jak ze snu?
Serce z piernika przeniesie cię w świat, w którym najważniejsza jest siła marzeń, a cuda – duże i małe – zdarzają się wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebujesz.”

Moje wrażenia po lekturze

Kiedy dowiedziałam się, iż Magdalena Kordel napisała powieść świąteczną, która wydana będzie 25 października stwierdziłam, iż koniecznie czym prędzej muszę ja przeczytać. Do lektury zabrałam się niemal tego samego dnia, w którym ją otrzymałam i, mimo niewielkiej ilości czasu na czytanie – pochłonęłam w ciągu 3 wieczorów.
Z przyjemnością wkroczyłam do świata Klementyny (Tyśki), choć życie jej nie było szczególnie szczęśliwe i charakteryzowało się głównie mnogością "wybojów". Denerwowałam się czytając, że w momencie, gdy babcia Janina ma swoje dziwne "ataki", pakuje walizkę i wyrusza w podróż – Klementyna nie chcąc podać babci zastrzyku uspokajającego – łapie za rączkę swoją córeczkę Dobrusię i podążą za starszą kobietą w podróż do obcych miejsc, czekając aż jej "napad" minie. Z całego serca pokochałam uczuciową, wrażliwą, nad wyraz gadatliwą i szczerą do bólu dziewczynkę. Prowadzone przez nią rozmowy niejednokrotnie wywoływały u mnie śmiech. Z czasem polubiłam również główną bohaterkę (choć nie do końca rozumiałam jej początkowe zachowanie) oraz starszą panią. Moje pozytywne uczucia wzbudziła też Irmina (przyjaciółka Tyśki) oraz wątek przyjaźni między kobietami. Uważam, że każda kobieta powinna mieć przy sobie taką przyjaciółkę.
Chętnie uczestniczyłam w życiu pewnego małego miasteczka i jego społeczności. Społeczności, w której każdy każdego zna i trudno pozostać anonimowym, a jeśli w czyimś życiu dzieje się coś istotnego to z pewnością osoba ta znajdzie się „na językach”. Szczęśliwie na niezbyt długo. ;) Takie miejsca jak to opisane w książce mają jednak swój ogromny urok, ponieważ ludzie w nich nie mijają się obojętnie i są dla siebie życzliwi. Przypomniało mi się moje dzieciństwo. Mieszkałam na wsi (choć była to duża wieś), w której znali się wszyscy mieszkający w okolicy. Sąsiedzi z przyjemnością sobie pomagali, kiedy zaszła taka potrzeba i zawsze można było liczyć na wsparcie. Obecnie moja rodzinna wieś jest zdecydowanie większa. Tereny polne wykorzystane zostały pod zabudowę, przybyło wielu nowych mieszkańców, wzrosła anonimowość. W zasadzie znam już tylko najbliższych sąsiadów. Ludzie w większości ograniczają się do grzecznościowego „dzień dobry” i zaszywają się w swoich domach. My, współcześni, nie jesteśmy otwarci na innych tak, jak to było za czasów naszych rodziców. Miło jednak było podczas lektury powspominać dzieciństwo, zwłaszcza, że nie tylko ja wróciłam wspomnieniami do czasów młodości. Zdarzało się to również bohaterom książki.
Uśmiech na ustach pojawiał mi się za każdym razem, gdy czytałam o Tyśce wypiekającej i zdobiącej pierniki lub wracającej wspomnieniami do czasów, gdy to jej babcia rządziła w kuchni.

„Pociągnęła nosem i dopiero teraz poczuła, że kuchnię wypełnia aromat świeżo upieczonych ciastek. Wyczuwała lekką nutę wanilii, rozgrzewającą woń cynamonu i szczyptę czegoś nieokreślonego, ale to właśnie tym zawsze pachniał dom, gdy babka piekła. Bez względu na to, czy spod jej rąk wychodziły pulchne baby, rozparte dumnie drożdżówki, wypełniające szczelnie blaszki makowce, skromne makaroniki, czy pachnące Bożym Narodzeniem pierniki, powietrze przesycone było tym czymś, co kojarzyło się z ciepłem, bezpieczeństwem, ogniem płonącym na kominku i światłem w oknie, które zawsze czekało na tego, kto akurat był nieobecny. I zawsze w tym momencie w domu zaczynała się dziać magia.”

Cudowne opisy pewnej szczególnej wystawy sprawiały, iż miałam ochotę znaleźć się w wykreowanej przez pisarkę zimowej scenerii i nie zważając na panujący dookoła ziąb cieszyć oczy tą piękną ekspozycją. Jeśli sięgniecie po książkę – z pewnością podzielicie moje pragnienia.
Nie odkładajcie zakupu powieści na późniejszy okres ze względu na jej wczesną, jak na święta, premierę – 25.10.2017r. Jest to naprawdę doskonały dzień na wydanie tej publikacji, gdyż książka porusza nie tylko temat Świąt Bożego Narodzenia. Nie brakuje w niej również „wizyt” na cmentarzu oraz wspomnień zmarłych bliskich, a jak wiadomo Wszystkich Świętych tuż, tuż.
Czytając tę historię niejednokrotnie poczujecie smutek, bo wybojów na drodze do szczęścia bohaterów będzie sporo, jednak zakończenie z pewnością wywoła w Was uczucie radości, a gdy zamkniecie książkę „Serce z piernika” nabierzecie ochoty, aby upiec te przepyszne ciasteczka.
Najlepszą opowieścią wigilijną w moim odczuciu wciąż pozostaje „Anioł do wynajęcia” (moja recenzjaMagdaleny Kordel, ale jeśli pragniecie odrobinę odpocząć przy ciekawej lekturze lub macie chęć wprowadzić się w przedświąteczny nastrój – ta powieść również będzie do tego idealna.


Za egzemplarz recenzencki z całego swojego serducha dziękuję Pani Katarzynie z wydawnictwa

.


A Wy? Czytaliście już w tym roku jakąś świąteczną historię? Kiedy, według Was, warto sięgać po takie opowieści?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz