sobota, 28 października 2017

"Hobbit, czyli tam i z powrotem" J.R.R. Tolkiena - ponowne spotkanie z pisarzem po latach

Przed laty, na przełomie szkoły średniej i studiów, po obejrzeniu w kinie filmu "Władca pierścieni" postanowiłam kupić cały ten książkowy cykl i spędzić miłe godziny przy lekturze. Okazało się jednak, że z Tolkienem nie było mi po drodze. Wielokrotnie sięgałam po "Władcę pierścieni", pierwszą część trylogii, ale nigdy nie przeczytałam więcej niż 20–30 stron. Wciąż odkładałam ją na półkę nieprzeczytaną, a w końcu sprzedałam. Tak się złożyło, iż kilka miesięcy temu w moje ręce trafiła inna powieść pisarza, a mianowicie "Hobbit, czyli tam i z powrotem". Stwierdziłam, że może po jej przeczytaniu sięgnę po tak wychwalaną trylogię "Władcy...". Czy tak się stanie?



Opis książki (pochodzący z portalu lubimy czytać)

"Arcydzieło literatury fantasy (w Iskrach wydane po raz pierwszy w 1952 roku). Baśniowy, przemyślany w najdrobniejszych szczegółach fantastyczny świat oraz barwne postaci i ich wspaniałe przygody. Bohaterem jest tytułowy hobbit, 'istota większa od liliputa, mniejsza jednak od krasnala' pełen życzliwości dla świata, dobroci, nieskory do męstwa, a przecież odważny, poczciwy, a przecież sprytny. Autor szuka w swej powieści odpowiedzi na podstawowe pytania o źródła dobra i zła. To także wstęp i zaproszenie do najgłośniejszego dzieła Tolkiena 'Władcy Pierścieni'. Lektura szkolna."

Moje wrażenia

"Hobbit, czyli tam i z powrotem" to bardzo interesująca powieść. Tolkien stworzył niesamowity, pełen niebezpieczeństw świat. Do opowiadanej historii wprowadził mnóstwo ciekawych postaci: hobbitów, krasnoludy, elfy, gobliny, kamienne olbrzymy, gollumy, a wszystkie z nich zostały doskonale wykreowane. Oto niektóre informacje na temat postaci przedstawionych w książce:

"Elfy wiedzą bardzo wiele i skrzętnie zbierają wszelkie nowiny. Wieści o tym, co dzieje się pośród innych ludów, docierają do ich uszu tak szybko, jak bystra rwąca rzeka, albo jeszcze szybciej."

Gobliny to istoty przywykłe do życia w sercu góry, potrafią przeniknąć ciemność wzrokiem. Żywią szczególną urazę wobec ludu Thorna i stosują wyjątkowo wymyślne narzędzia tortur.

"Gobliny (...) jadają konie, kuce i osły (oraz inne znacznie gorsze rzeczy) i stale są głodne."

Trolle to straszne głodomory, nagminnie pijące piwo i ucztujące na całego.

"wielgachne, grubo ciosane twarze, potężne sylwetki i nogi, nie mówiąc już o języku, który trudno byłoby nazwać salonowym."

Ciekawymi postaciami byli również Czarodziej Gandalf, czy Beorn – ni to człowiek, ni niedźwiedź, który dowolnie może się przemieniać. Beorn mieszka w drewnianym domu w dębowym zagajniku. Hoduje zwierzęta, z którymi rozmawia (nie jada ich) i które mu służą. Żywi się zaś miodem i śmietaną. Inną postacią, która mnie zaintrygowała, był gollum.

"Czarny jak ciemność gollum z długimi, płaskimi stopami, oślizgły, mieszkał nad ciemnymi wodami, głęboko w sercu góry, zjada czasem gobliny, ale atakuje je od tyłu, i dusi, więc nikt nie wie, kim i czym jest."

Brzmi bardzo ciekawie, prawda? A to zaledwie garstka spośród mnóstwa bohaterów i wiadomości o nich.

"Hobbit, czyli tam i z powrotem" to wspaniała opowieść, pełna przygód, magii, niespodziewanych wydarzeń i zwrotów akcji. Dodatkowo książka, która znalazła się w moich rękach została wzbogacona w wiele interesujących, kolorowych i czarno – białych ilustracji, wykonanych przez Alana Lee.
Ogromnie zaciekawiła mnie przygoda Bilbo przedstawiająca jego spotkanie w jaskini z gollumem. Życie bohatera zależało od tego, czy znajdzie odpowiedzi na zagadki zadawane przez to paskudne stworzenie. Podobało mi się, iż zagadki golluma i niektóre inne teksty były pisane wierszem. Myślę, że każdy kto przeczyta tę historię znajdzie w niej przygodę, która ujmie go szczególnie.
W książce znajdowała się mapa przedstawiająca opisany przez Tolkiena świat, jednak nie potrafiłam doszukać się w niej podobieństwa do drogi, którą kroczył Bilbo ze współtowarzyszami, poza tym, iż nazwy odwiedzanych przez nich miejsc zgadzały się z tymi zamieszczonymi na mapie.
Lektura książki wymagała ode mnie głębokiego skupienia. Znajduje się w niej moc opisów podczas czytania których musiałam mocno koncentrować uwagę, by wyobrazić sobie opisane miejsca i sytuacje. Sama historia jest ciekawa, bohaterowie interesujący, przygody ekscytujące, jednak dla mnie osobiście pióro autora jest trudne do zrozumienia i wymaga czasem kilkukrotnego czytania tego samego tekstu, by dobrze go zrozumieć. Póki co po kolejne pozycje autora nie sięgnę, ale z przyjemnością obejrzę ekranizacje jego dzieł.


A jak wyglądały Wasze spotkania z powieściami Tolkiena? Pokochaliście je od początku, po jakimś czasie, a może podobnie jak mnie, dość ciężko czyta Wam się historie wychodzące spod jego pióra? 

środa, 25 października 2017

Czytelnicze podsumowanie sierpnia 2017

Czas pędzi nieubłaganie, a ja nie zdążyłam się jeszcze podzielić z Wami swoim czytelniczym podsumowaniem sierpnia i września. Zastanawiałam się, czy warto to robić pod koniec października, ale uznałam, iż dobrymi lekturami warto dzielić się zawsze. Ciekawa jestem czy Wam w ciągu ostatnich miesięcy udało się sięgnąć po czytane przeze mnie książki i czy Wasze spostrzeżenia na ich temat są zbieżne z moimi.
Zapraszam zatem na mój sierpniowy stosik.


1.”We wspólnym rytmie” Jojo Moyes, 528 str.
2.”Dziewczyna z Brooklynu” Guillaume Musso, 400 str.
3.”To się da”, 2 część z cyklu „Złodziejka marzeń” Anny Sakowicz, 304 str.
4.”W sieci uczuć” Anety Krasińskiej, 240 str.
5.”Poszukiwani, poszukiwany” Małgorzaty Falkowskiej, 304 str.
6.”Za zakrętem” Anny Kasiuk, 450 str.
7.”Roland”, 1 część z cyklu „Mroczna wieża” Stephena Kinga, 320 str.

Klikając w tytuł wybranej książki możecie poznać moje zdanie na jej temat.
W sumie 7 przeczytanych przeze mnie pozycji złożyło się na 2546 stron, co daje około 82 strony pochłonięte w sierpniu każdego dnia. Całkiem solidny wynik!

Najbardziej spośród nich przypadły mi do gustu



 .

Do śmiechu zaś z pełnym przekonaniem polecam

 .

Czytaliście któreś z tych książek? Zgadzacie się z moimi ocenami? Jeśli nie pochłonęliście tych tytułów koniecznie podzielcie się tytułami cudeniek, które ostatnio wpadły w Wasze ręce. 

poniedziałek, 23 października 2017

PRZEDPREMIEROWO "Dwanaście niedokończonych snów" Nataszy Sochy - troszkę zaduszkowo, troszkę świątecznie, refleksyjnie, ale i do śmiechu.

"Serce z piernika" Magdaleny Kordel (moja recenzja) otworzyło moją tegoroczną listę lektur przedświątecznych, których mnóstwo pojawi się w październiku oraz 8.11.2017r. Wszystkich pojawiających się książek o tematyce świątecznej nie zdołam pochłonąć, ale gdy dowiedziałam się, iż jedną z autorek, która podjęła się napisania powieści świątecznej jest Natasza Socha – wiedziałam, że wcześniej czy później ją pochłonę. Na szczęście "Dwanaście niedokończonych snów" udało mi się dorwać jeszcze przed premierą jako egzemplarz recenzencki (póki co w wersji elektronicznej) za co pięknie dziękuję pisarce oraz wydawnictwu

.



Opis książki (pochodzący ze strony wydawnictwa)

"Zimowy wieczór jest senny, magiczny i pełen cudów. Jak życie…
Momo ma dwadzieścia osiem lat i żyje w gorsecie własnych ograniczeń. Nie pije kawy, nie patrzy ludziom w oczy, nie kupuje kolorowych ubrań, boi się podróżować. Ma za sobą nieudane małżeństwo i skomplikowane relacje z ojcem. Jej światem jest sztuka – Momo projektuje biżuterię i meble z recyklingu.
I wtedy pojawiają się sny. Są jak pomost łączący noc z dniem. Próbują jej coś powiedzieć, kłują palcem, puszczają oko. Stają się pośrednikiem między Momo a prawdziwym światem, który ją otacza. Wyznaczają jej kolejne zadania, które musi wypełniać, żeby pójść dalej. Czas kończy się wkrótce...
Kim jest osoba, na którą podświadomie czeka?"

Moje wrażenia po lekturze

Jeszcze żadna książka Nataszy Sochy nie zawiodła mnie. Lubię lekkie pióro pisarki i opisywane przez nią historie. Jak zazwyczaj, spodziewałam się interesującej, przyjemnej w odbiorze historii. Ciekawiło mnie jednak, jak autorka odnalazła się w stworzeniu opowieści wigilijnej. Czy czytając ją będę miała przyjemność poczuć zimowy klimat i wprowadzona zostanę w wyjątkową przedświąteczną atmosferę? Czy Natasza poruszy w swej powieści również temat odchodzenia naszych bliskich? W końcu książka wydana ma być 25 października, jeszcze przed świętem Wszystkich Świętych. Postanowiłam sprawdzić, kiedy najlepiej sięgnąć po ten tytuł. W dniu premiery, po Wszystkich Świętych, a może w okolicy Świąt Bożego Narodzenia?
"Dwanaście niedokończonych snów" to historia trzech kobiet. 28-letniej Momo wytwarzającej biżuterię oraz meble z recyklingu, której życie, w przeciwieństwie do pasji tworzenia, toczy się niezmiennie, jednakowo każdego dnia, w kolorach czerni i bieli. Mamy Moniki, opuszczonej przez ojca z niewiadomych powodów, gdy Momo miała 15 lat, zajmującej się tanatokosmetyką (sztuką makijażu pośmiertnego) oraz ciotki Rebeki, klnącej niemiłosiernie nauczycielki historii, ogromnie barwnej postaci, wnoszącej do powieści mnóstwo radości i wywołującej u czytelnika moc szczerego, niezmiennego rechotu. Poczucie humoru, które zapewnia nam pisarka dzięki obecności w powieści ciotki Rebeki – to zdecydowany atut opowieści.

Rebeka nie klęła podczas lekcji, ale kiedy ostatni dzwonek zwalniał ją z etatu nauczycielki, wypowiadała donośne 'Kurwa'. I z uśmiechem na ustach opuszczała szkolny budynek. Jesienią waliła kamieniami w gałęzie kasztanowca, by w ten sposób nazbierać kasztanów, które rozsypywała potem na stole i patrzyła, jak szybko matowieją.
-Starzeją się równie szybko jak moja dupa. Wczoraj jędrna, jak ze stali, dzisiaj pomarszczona.”

"Rebeka pasowała do wigilijnej otoczki jak tiulowa sukienka do dupy hipopotama.”

Jak wspomniałam, mama Momo zajmuje się sztuką makijażu pośmiertnego. Za sprawą tej postaci w powieści wielokrotnie stykamy się ze śmiercią. Na uwagę zasługuje szacunek, z jakim Patrycja odnosi się do zmarłych. Dzięki niej staramy się odpowiedzieć na pytania, co dzieje się z człowiekiem, kiedy opuszcza ten świat.
Zniknięcie Perkoza – partnera Pati i taty Moniki – stanowi zagadkę, której rozwiązania jesteśmy niezmiennie ciekawi. W pewnym sensie wątek ten wprowadza nas również do tematu oswajania się z odejściem bliskiej osoby, ze śmiercią. Razem z kobietami przeżywamy rozterki, które dotykają je po niespodziewanym zniknięciu ukochanego partnera i ojca.
Temat główny powieści stanowią sny Moniki, które w przeciwieństwie do jej poukładanego, jednostajnego życia – pełne są chaosu, wydarzeń i barw. W pewnym momencie Momo dochodzi do wniosku, iż sny mają doprowadzić ją do zrozumienia siebie oraz odnalezienia miłości, ku której ją prowadzą. W interpretacji sennych iluzji pomaga jej Mila – kobieta z niewielkiej piekarni do której pewnego dnia Monika spontanicznie zachodzi na kawę.
Książka zawiera moc pięknych myśli dotyczących marzeń sennych.

Sny to przypowieści. Zamknięte w metaforach, które każdy musi odczytać sam. To wędrowanie między światami, emocjami, między tym, co przeżywamy a podszeptami podświadomości. To pomost pomiędzy istnieniem a myśleniem. Sny nie są tylko nic nieznaczącym obrazem, absurdalnym i pełnym nieścisłości. Po prostu trzeba chcieć je zrozumieć.”

Dwanaście niedokończonych snów” to powieść o świętach, które nie pachną piernikami i smażonym karpiem, nie smakują zupą grzybową, kutią i kompotem z suszu, a jednak wprowadzają w życie czytelnika te szczególne uczucia i wartości, które właśnie w okresie świątecznym cenimy najbardziej. To doskonała lektura do pochłonięcia zarówno przed Świętem Wszystkich Świętych, przed Wigilią, a także już w okresie Bożego Narodzenia. Podczas jej czytania poznajemy ciekawych bohaterów i z zainteresowaniem śledzimy ich historie. Kibicujemy im w dążeniu do wyznaczonych celów, niezmiennie ciekawi zakończenia opowieści. Poznajemy mnóstwo wspaniałych przemyśleń na temat: świąt, miłości, snów i ich interpretacji, upływu czasu, odchodzenia bliskich oraz akceptacji nieuniknionego, a zakończenie powoduje, iż szczęka opada nam w dół, a łezka wzruszenia kręci się w oku. To kolejna doskonała powieść Nataszy Sochy. Nie mogę się doczekać, kiedy w moich rękach znajdzie się to cudeńko w wersji drukowanej i z przyjemnością niejednokrotnie powrócę do lektury tej powieści. Mało tego! Jeszcze bardziej niż dotąd odczuwam chęć przeczytania „Biura przesyłek niedoręczonych”.


Ciekawa jestem jakie powieści poruszające temat wigilii Wy polecacie szczególnie i którą książkę Nataszy lubicie najbardziej? A może macie za sobą lekturę „Biura przesyłek niedoręczonych”? 

czwartek, 19 października 2017

U mamuśki młodzieżowo - "Buntowniczka z pustyni" Alwyn Hamilton

W sieci, szczególnie wśród vlogerów książkowych, często widywałam ostatnio książkę "Buntowniczka z pustyni" oraz jej kontynuację "Zdrajca tronu". Początkowo słyszałam moc zachwytów dotyczących tej serii, później gdzieniegdzie pojawiały się drobne uwagi na temat ich treści. Mimo wszystko byłam ogromnie ciekawa dzieł Alwyn Hamilton - autorki nagrodzonej Goodreads Books Awards 2016, dlatego niesamowicie ucieszyłam się, gdy książka trafiła do mnie za sprawą Pani Mileny z wydawnictwa


Jeśli chcecie dowiedzieć się, czy prawie czterdziestoletniej mamuśce "Buntowniczka z pustyni" przypadła do serca zapraszam do dalszej lektury posta. ;)


Opis książki (pochodzący z okładki)

"Bezkresne piaski pustyni przemierzają tajemnicze bestie, w których żyłach płynie czysty ogień. Krążą pogłoski, że istnieją jeszcze takie miejsca, gdzie Dżiny wciąż parają się czarami. Każda noc pośród wydm pełna jest niebezpieczeństw i magii. Jednak osada Dustwalk to zabita deskami dziura, którą nastoletnia Amani pragnie opuścić przy najbliższej okazji.
Buntowniczka wierzy, że dzięki talentowi w posługiwaniu się bronią, uda jej się uciec spod opieki despotycznego wuja. Podczas zawodów strzeleckich poznaje Jina – tajemniczego i przystojnego cudzoziemca, który może jej pomóc w realizacji planów. Amani nie przypuszcza jednak, że jedna ryzykowna decyzja zmusi ją do ucieczki przed armią Sułtana, ramię w ramię ze zbiegiem oskarżonym o zdradę stanu."

Moje wrażenia

"Buntowniczka z pustyni" od pierwszych stron wciągnęła mnie w świat przygód nastoletniej Amani, która postanowiła uciec z domu swojego wuja Asida i ciotki Farrah, aby uniknąć ślubu z wybranym dla niej mężczyzną. Dziewczyna pragnęła wyrwać się z kraju, w którym przez całe życie będzie musiała podporządkowywać się panom. Chciała trafić do Izmanu – miasta o którym opowiadała jej mama i w którym miała wreszcie zaznać spokoju. Aby dowiedzieć się, czy uda jej się trafić w upragnionie miejsce musicie sami przeczytać książkę. Ja natomiast gwarantuję Wam moc przygód, wrażeń i zaskoczeń podczas jej lektury. Sama doskonale bawiłam się czytając tę książkę. Dawno nie miałam w rękach tak ciekawej historii, a odskocznia od najczęściej czytanych przeze mnie książek obyczajowych wprowadziła świeży powiew do mojej czytelniczej przygody.
W moim odczuciu "Buntowniczka z pustyni" stanowi połączenie powieści dotyczącej krajów arabskich, książki przygodowej, fantastycznej i westernu. Pisarka doskonale spisała się łącząc w sobie te wszystkie gatunki. Stworzyła doskonały, nieznany mi dotąd, świat. Wszystkie jednostki: główni bohaterowie książki, armie Sułtana i Gallanów, osobnicy z klanu Kolan Wielbłąda oraz wspomniane postacie magiczne, tj. Dżiny, Półdżiny, Pierwsze Stworzenia, buraqi oraz złe duchy np. Skórozmienni, czy Koszmary – zostały przez pisarkę doskonale wykreowane. Z łatwością jesteśmy w stanie wyobrazić sobie te stworzenia oraz ich cechy charakterystyczne i umiejętności. Tym samym mamy wrażenie jakbyśmy osobiście wkroczyli do iście baśniowego, magicznego świata Amani.
W trakcie lektury poznajemy moc pobocznych opowieści, które ostatecznie wspaniale się ze sobą łączą i doskonale dopełniają historię bohaterki.
Wykreowani przez pisarkę bohaterowie w większości są postaciami dość charakterystycznymi. Niewielu z nich kieruje się w życiu ideami takimi jak cnota, dobro, przyjaźń i miłość wobec innych. Większość prezentuje raczej surowe usposobienia. Nie stanowi to jednak zaskoczenia, gdyż zachowania takie wymusił na nich kraj, czas i sytuacje, w jakie zostają uwikłani. Dzięki temu jednak większość opisanych w powieści postaci intryguje czytelnika. Przygody spotykające bohaterów nieustannie zaciekawiają, a reakcje głównych postaci na stworzone przez pisarkę sytuacje są dla nas dodatkową niespodzianką. Akcja nie zwalnia tempa ani na chwilę przez co trudno oderwać się od powieści. Przez całą lekturę kibicujemy Amani w jej zmaganiach i ciekawi jesteśmy zakończenia historii.
Ogromne zaskoczenie wzbudziły we mnie fakty dotyczące samej Amani. Nie przypuszczałabym, że bohaterka uzyska na własny temat tak nieoczekiwane informacje.
Zakończenie bardzo mi się spodobało. Wspaniale zamyka ono opisaną historię, dowiadujemy się wszystkich istotnych faktów, a jednocześnie mamy przemożną chęć natychmiast chwycić po kolejną część. Na szczęście "Zdrajca tronu" jest już u mnie i nie będę musiała czekać zbyt długo by chwycić po kontynuację tej świetnej serii. Jeśli natomiast Was ciekawi ten cykl – zalecam od razu zaopatrzyć się w obie części.



A Wy? Czytaliście już te publikacje? Lubicie takie historie? Jaką książkę z zakresu fantastyki młodzieżowej ostatnio pochłonęliście? A lekturę której szczególnie byście polecili innym?  

poniedziałek, 16 października 2017

Cuda dla Was od wydawnictw Replika i Szara Godzina

Wydarzenie (link), które zorganizowałyśmy dla Was wraz z Marysią z bloga mamo poczytaj sobie przekroczyło półmetek. Macie jeszcze niewiele ponad dwa tygodnie, aby zgłosić w nim swój udział i dołączać zdjęcia czytanych przez Was w październiku publikacji. Na zwycięzców czekają cudowne zestawy książek ufundowanych przez wydawnictwa:


(klikając w link możecie zobaczyć zawartość paczuchy od Znaku)


(tu znajdują się książki z paki od Czwartej Strony).

Dziś postanowiłam pokazać Wam ostatnie cuda, które mogą do Was trafić, a ufundowały je wydawnictwa


i

.

Niesamowita Pani Ania z Repliki podarowała dla Was następujące pozycje:


"Wszystkie moje zmartwychwstania" Iwony Żytkowiak


"Śniadanie na skale" Iwony Walczak


oraz pierwszą część cyklu "Spacer Aleją Róż" pt. "Cień burzowych chmur".

Pan Ireneusz z wydawnictwa Szara Godzina zgodził się natomiast, abym przeznaczyła na nagrody dla Was w tej zabawie książki, które otrzymałam od niego jakiś czas temu. Większość z nich pozostawię na organizację konkursów w momencie, gdy sama przeczytam poszczególne tytuły. Tymczasem do obecnego wydarzenia dorzucam książki, których mam podwójne egzemplarze, a mianowicie:


"Klasztor zapomnienia"


i "Kręta droga do nieba" Bożeny Gałczyńskiej – Szurek.

Książki które znajdują się w tych postach łączone będą w zestawy, dlatego zwycięzcy będą mogli cieszyć się pakiecikami świetnych książek, a oprócz tego Marysia zdobyła dla Was moc wspaniałych nagród. Jeśli jeszcze nie zgłosiliście swego udziału w wydarzeniu i nie dodaliście zdjęć w konkursie koniecznie zróbcie to teraz. Zapraszamy tutaj!

piątek, 13 października 2017

"Zanim wstanie dla nas słońce" Gabrieli Gargaś - doskonała lektura na jesień

Kiedy dowiedziałam się, iż Gabriela Gargaś wydaje nową książkę – niemal natychmiast zgłosiłam się do wydawnictwa


z prośbą o jej egzemplarz. Dzięki niezawodnej Pani Katarzynie książka dość szybko trafiła w moje ręce. :))


O treści książki (opis pochodzący z okładki)

"Stefania jest zakochaną w swojej pracy położną. Zawodowe zajęcia angażują ją na tyle mocno, że nie zauważa, kiedy mąż i córka się od niej oddalają. Ona sama z kolei coraz bardziej zbliża się do doktora Wojdara. Romans z lekarzem wywołuje lawinę nieszczęść. Gdy córka Stefanii, Liwia, dowiaduje się o kochanku matki, wpada we wściekłość i wyjeżdża na wieś. Tam spotyka Filipa, z którym zachodzi w ciążę. Życie Liwii diametralnie się zmienia, ale w trudnych chwilach matka stara się ją wspierać. Asystuje przy porodzie córki, popełnia jednak kardynalny błąd, który zaważy na życiu wielu osób...
Niekiedy miłość opowiada nam swoją własną, smutną historię, a płomienny romans, który miał przynieść odmianę, okazuje się iluzją. Jednak za popełnione błędy trzeba zapłacić i choc czasu nie można cofnąć, to przy odrobinie dobrej woli losowi można nadać nowy bieg.
Bo przecież na szczęście nigdy nie jest za późno."

Moje odczucia po lekturze książki

"Ile zdarza się smutku w uśmiechu, radości w miłości, 
zapomnienia w namiętności...
Jak wiele padnie czasem niepotrzebnych słów...
A niekiedy ktoś zamilknie, chociaż ty masz nadzieję na 
to jedno słowo..."

Te słowa wypowiedziane przez Gabrielę Gargaś we wstępie książki wystarczyły, abym przepadła w jej kolejnej cudownej powieści.
To już druga poznana przeze mnie historia pisarki, w której jednym z głównych wątków jest romans (pierwszą była "Jutra może nie być" - moja recenzja). Druga powieść, która w tak doskonały sposób opisuje losy kobiety i mężczyzny zaplątanych w pozamałżeński układ miłosny, ukazująca jego blaski i cienie, choć jak to zazwyczaj bywa w podsumowaniu sukcesów i strat te drugie w ostateczności przeważają szalę.

"A jednak... Któregoś dnia przyjechał tramwaj zwany pożądaniem. A ona do niego wsiadła. Właściwie to nawet się nie zastanowiła, że ten tramwaj nie jedzie w jej stronę. Wysiadła kiedyś z niego, ale zanim drzwi się zamknęły, szybko do niego wróciła. Bo ta jazda ją kręciła, przyprawiała o nowe doznania i kolejne emocje. Nowa okolica... Tak, zawsze piękniejsza. Inna. Nieznana."

Trudno zaprzeczyć temu, że z nami, ludźmi, tak już jest. Kiedy jesteśmy młodzi poszukujemy miłości na całe życie, pragniemy poczucia stabilności i bezpieczeństwa, naszym marzeniem jest założenie rodziny i dzielenie życia wyłącznie z tą wybraną, jedną i jedyną dla nas osobą. Z upływem lat ta stabilizacja zaczyna nam się nudzić. Pragniemy przeżyć coś nowego, nuży nas codzienna stagnacja, chcemy zaznać chwil szalonej, pozbawionej zdroworozsądkowego myślenia spontaniczności, poczuć dreszczyk emocji, którego w naszym związku brakuje. Gdy w takiej chwili pojawi się w naszym życiu ktoś, na kogo widok serce zabije nam szybciej, ktoś kto wzbudzi w nas ciekawość swoją osobą, wykaże nami zainteresowanie i zauważy w nas rzeczy, których partner zdaje się nie dostrzegać już od dawna – znajdujemy się o krok od zagubienia w romantycznej plątaninie uczuć. Właśnie taka sytuacja przydarzyła się naszej bohaterce.
Oprócz historii Stefanii poznajemy również dzieje jej siedemnastoletniej córki Liwii, która przeżywa swoją pierwszą miłość. Z przyjemnością wróciłam do czasów młodości. Przypomniałam sobie swoje pierwsze miłosne uniesienia, pierwsze randki i uczucia towarzyszące tym czasom. Niestety związek Liwii nie kończy się szczęśliwie. Żeby jednak poznać jej historię i jeszcze jedno ze zdarzeń, które odgrywa znaczącą rolę w tym utworze – koniecznie sami musicie po niego sięgnąć.
"Zanim wstanie dla nas słońce" to również powieść o trudnych relacjach między rodzicami a dorastającymi dziećmi, problemach psychicznych jednej z bohaterek, śmierci bliskiej osoby i okresie żałoby. Te wątki również ogromnie mi się spodobały.
Nie wszystkich bohaterów powieści obdarzyłam sympatią od pierwszych stron. Niejednokrotnie postępowali oni niezgodnie z moimi przekonaniami i trudno było mi zrozumieć ich postępowanie. Córka Stefanii przez dużą część książki była ogromną egoistką. Podobnie zdarzało się postępować jej mamie. Dzięki temu jednak odnosiłam wrażenie, iż mam do czynienia z prawdziwymi ludźmi, rzeczywistymi, a nie wyidealizowanymi na potrzeby książki postaciami. W końcu każdy z nas nosi w sobie jakąś historię, rzadko kiedy nieskazitelną i pozbawioną błędów. Dzięki temu bohaterowie stają się nam bliżsi.
Przyjemnie było czytać o babci Liwii, mamie Stefanii, która zawsze witała swoją wnuczkę ciepłym obiadem i ciastem. Wnuczka zawsze mogła liczyć na jej dobre słowo, cierpliwość i przede wszystkim ogromną miłość. Przypomniała mi się moja kochana babcia.
Znając prozę Gabrieli Gargaś niektóre wydarzenia opisane w powieści byłam w stanie przewidzieć, mimo to jednak były w niej też takie momenty, gdy pisarka niesamowicie zaskakiwała mnie sytuacjami "serwowanymi" bohaterom.
W moim przekonaniu książki Gabrysi charakteryzują cudowne cytaty płynące niemal z każdej ich strony. Podczas lektury jej publikacji zawsze wytrwale korzystam z zakładek indeksujących, by zaznaczać najciekawsze spostrzeżenia. Tym razem każdy rozdział powieści poprzedzają także wspaniałe myśli znanych osobistości, odpowiednio dopasowane do treści płynącej z kolejnych jej fragmentów. Są to cytaty popularnych filozofów, pisarzy i poetów, które niejednokrotnie wywołały u mnie głębsze przemyślenia na temat życia, miłości oraz ich blasków i cieni.
Na zakończenie jeden z zaznaczonych przeze mnie cytatów:

"Nieważne jak ciemna jest noc, zawsze w końcu nastaje po niej dzień. A kolejny dzień to nowa historia, którą sami spisujemy. W życiu każdego człowieka zdarzają się mniejsze i większe nieszczęścia, ale życie toczy się dalej, czy tego chcemy, czy nie. W chwili największego smutku spójrz na barwne skrzydła motyla, na wschodzące słońce, na szumiące morze. Weź głęboki oddech. Opatrz rany i ruszaj przed siebie... Zawsze przed siebie."



Czytaliście już tę powieść? A może inne książki Gabrieli Gargaś? Czy Wy również odnajdujecie w nich moc niesamowitych myśli? A może dla Was jakiś inny autor jest takim mistrzem cytatów? Któż to taki?  

środa, 11 października 2017

"Dziedzice ziemi" Ildefonso Falcones - kolejne dzieło mistrza?

"Dziedzice ziemi" to pierwsza książka Ildefonso Falconesa, która trafiła w moje ręce, a stało się to dzięki niezastąpionej pani Katarzynie z wydawnictwa

.

Miałam ogromne oczekiwania wobec tej powieści. Czy zostały spełnione?


Opis książki (pochodzący z okładki)

„Ildefonso Falcones wraca do świata, który zachwycił miliony czytelników: średniowiecznej Barcelony. Hrabiowskiego Miasta, w którym z powodu walki o tron i schizmy w Kościele ścierają się wrogie stronnictwa, inkwizycja zbiera żniwo, żydzi stawiani są przed wyborem: chrzest albo śmierć, bogaci mieszczanie pomnażają swój majątek, a biedota jest złakniona rozrywki, im krwawszej, tym lepszej.
Rok 1387. Dwunastoletni Hugo Llor jest świadkiem bezprawnej egzekucji swojego mentora Arnaua Estanyola. Człowieka, który nauczył go tego, by przed nikim nie zginać karku. Co nie jest proste w świecie, w którym biedacy są skazani na łaskę i niełaskę możnych. Hugo szybko się przekonuje, że za każdą próbę walki o godność drogo się płaci i zyskuje równie potężnych, co okrutnych wrogów. Mimo to nie chce się przed nimi ukorzyć.
Chłopiec noszący w stoczni żelazną kulę za genueńskim niewolnikiem, dzierżawca winnicy, właściciel barcelońskiej karczmy, królewski dostawca win... Dużo jak na jednego człowieka... Krótkie wzloty i bolesne upadki, po których, wydawać by się mogło, nie sposób się podnieść. A jednak Hugo Llor za każdym razem wstaje i nie rezygnuje z walki o swoich najbliższych, z marzeń o własnej winnicy i z miłości.”

Moje wrażenia

W ciągu swojego życia słyszałam wiele informacji z zakresu historii średniowiecznej, ale żadna z przeczytanych książek, czy odbytych lekcji nie dostarczyła mi tak wielu istotnych wiadomości na temat tego okresu, jak powieść "Dziedzice ziemi".
Publikacja przedstawia dzieje Hugona – chłopca, którego ojciec ginie na morzu, wskutek czego jego rodzina popada w nędzę i zmuszona jest opuścić dotychczas zajmowane lokum. Matka otrzymuje pracę w zamian za utrzymanie, siostra Arsenda trafia do klasztoru jako służąca jednej z zakonnic, a Hugo zostaje uczniem Arnaua Estanyola. Mistrz Arnau stara się jak najlepiej wprowadzić w życie swojego podopiecznego i darzony jest przez ucznia ogromnym szacunkiem oraz oddaniem. Nieszczęśliwie Arnau zostaje skazany na śmierć i chwilę później powieszony. W ten sposób jesteśmy brutalnie wprowadzeni do świata średniowiecznej Barcelony. Czytając powieść zyskujemy wiedzę na temat kolejno zasiadających na tronie królów, toczących się wojen, schizmy kościelnej i walczących o władzę nad kościołem papieży. Dowiadujemy się, jak w średniowieczu wyglądało życie niewolników, poznajemy praktyki akuszerek, które pomagają kobietom pozbyć się niechcianych ciąż, a małżeństwom – powić potomka. Praktyki te niejednokrotnie mogą wprawić czytelnika w zdumienie, szczególnie gdy ten zda sobie sprawę z faktu, iż taka była wówczas rzeczywistość. Ogromne zaskoczenie może wzbudzić również fakt, w jaki sposób w średniowieczu wykorzystywany był mocz, jakie tortury stosowano wobec więźniów, by ci przyznali się do zarzucanych im czynów i w jakie gusła wierzyli żyjący w tamtych czasach ludzie. Niby zdajemy sobie z tego sprawę. Ucząc się historii słyszeliśmy o wielu faktach dotyczących czasów średniowiecza – lecz lektura "Dziedziców ziemi" uświadamia nam to w sposób szczególny. Za sprawą Ildefonso Falconesa trafiamy do Barcelony, w której panuje bezprawie, z chwili na chwilę, z pana i bogacza można stać się bankrutem i wygnańcem, któremu grozi śmierć. Niby zdajemy sobie sprawę z okrucieństwa, bezprawia i zaściankowości panujących w tamtych czasach, jednak lektura tego dzieła uzmysławia nam to wyjątkowo bezpośrednio, szczegółowo i dobitnie.
Falcones nie obawiał się poruszyć w książce tematu średniowiecznych praktyk seksualnych. Pokazuje nam rzeczywistość lunaparów (domów schadzek), seksu pozamałżeńskiego, rozbojów i gwałtów oraz praktyk średniowiecznych akuszerek. Dowiadujemy się w jaki sposób usiłowano, aby stary król Marcin pozbawił dziewictwa swoją młodą małżonkę. To jeden z faktów, przy których szeroko otworzycie usta ze zdumienia. A może wybuchniecie śmiechem? Z pewnością jednak wiedza ta wprawi Was w osłupienie.
Książka "Dziedzice ziemi" opisuje XIV-wieczną Barcelonę w taki sposób, iż mamy wrażenie, jak byśmy spacerowali jej ulicami. Zachwyca nas także ukazane przez pisarza piękno architektury, m.in. opisy obiektów sakralnych.
Hugonowi towarzyszymy niemal przez całe jego życie. Poznajemy go jako dwunastolatka, towarzyszymy w okresie dojrzewania, młodości, później dorosłości, aż osiąga wiek ponad pięćdziesięciu wiosen. Jako nastolatek pracuje w stoczni nosząc żelazną kulę za genueńskim niewolnikiem, następnie staje się dzierżawcą winnicy, królewskim dostawcą win, właścicielem karczmy. Zyskujemy moc informacji na temat pracy w stoczni, winnicy, wiadomości dotyczących produkcji wina i gorzałki. Momentami śmiałam się, iż po lekturze "Dziedziców ziemi" mogłabym zarządzać pracą winnicy. Z ciekawością śledzimy też losy jego matki oraz siostry, co niezmiennie budzi w nas szereg emocji. Opowieści o życiu innych osób również zaciekawiają ogromnie, np. historia niewolnicy Barchy, czy dorosłej już córki Hugona.
Bardzo interesujące jest to, że tak naprawdę do końca nie wiemy, co spotka naszego bohatera, czy osiągnie w końcu upragnione szczęście. Kiedy zaczynamy wierzyć, iż wszystko idzie w dobrym kierunku i sytuacja Hugona poprawi się, nagle zdarza się coś zupełnie nieprzewidywalnego i świat bohatera zostaje przewrócony do góry nogami. Średniowiecze to były czasy, gdy z ważnej osobistości, wydawałoby się podziwianej i szanowanej, nagle można było zostać nikim, gdy na przykład umierał popierany przez nas władca, czy osoba od której byliśmy zależni odmówiła swych koneksji. Nie możemy też być do końca pewni tego, czy postacie pojawiające się w powieści są sprzymierzeńcami Hugo, czy jego przeciwnikami. Nagle może okazać się, że osoba, którą uważaliśmy za wroga głównej postaci – okaże zrozumienie, a ktoś, kto wydawał się bliski – zdradzi. Dzięki temu cały czas kibicujemy bohaterowi w jego dążeniu do spełnienia, przeżywamy jego porażki i cieszymy się sukcesami, co jakiś czas zastanawiając się, jak zakończy się ta historia. Czy Matka Boska Morska z kościelnego obrazu uśmiechnie się w końcu do Hugona?
Historia Hugo niezmiennie zaciekawia, często fascynuje lub zaskakuje swą treścią, a niejednokrotnie przeraża. To książka przez której lekturę nie można przebrnąć obojętnie. Są momenty, gdy akcja toczy się wolno, zapoznajemy się ze szczegółowymi opisami pracy w winnicy, czy życia kupca, ale są takie momenty, w których historia nabiera tempa i trudno oderwać się od czytania. Dzieło to wzbudza w czytelniku moc wrażeń. Do dzisiaj nie mogę zapomnieć momentu kiedy Kastylijczycy najechali na dzielnicę żydowską. To naprawdę przerażająca opowieść, a gdy pomyślimy o tym, że tak było rzeczywiście – cierpnie nam skóra na rękach. W tej publikacji zostało przedstawionych mnóstwo nieprawdopodobnych, a jednak prawdziwych zdarzeń.
Ogromnie spodobał mi się styl pisania autora. Książkę czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem i dość lekko, choć objętościowo jest sporym grubasem i podejmuje wiele trudnych tematów. Język autora nie jest wyszukany, naciągany na siłę, a jednak mamy świadomość, iż nie czytamy byle jakiej, prostej książki, a naprawdę wspaniałe dzieło.
Przy tym buku nie mogłabym nie wspomnieć o jego doskonałym wydaniu. Wystarczy spojrzeć na okładkę, aby się zachwycić. Porządna, twarda oprawa zabezpiecza publikację przed zniszczeniem, a po wewnętrznej stronie okładki znajdują się kolorowe obrazki przedstawiające Barcelonę. Ja jestem zachwycona książką i ogromnie polecam ją Waszej lekturze.



Mieliście już przyjemność czytać książki Falconesa? Jeśli tak – koniecznie napiszcie, jakie dzieło wpadło w Wasze ręce i jak Wam się podobało? Kiedy ostatnio czytaliście tak ogromnego buka? Co to było i jakie wrażenia macie po jego lekturze?
  

poniedziałek, 9 października 2017

Paka od Czwartej Strony dla Was i jedno cudeńko dla mnie ;)

Niedawno pokazałam Wam paczuchę, którą otrzymałam od wydawnictwa Znak (tutaj możecie ją zobaczyć) w ramach nagród dla Was w wielkim jesiennym konkursie. Dziś przybywam ze smaczkami, które znalazły się w paczce od niesamowitej Pani Mileny z wydawnictwa

.

Przybyły do nas (do mnie, Marysi z bloga mamo poczytaj sobie i do Was):

"Mów mi Katastrofa" Magdaleny Wala

"Przypadki pewnej desperatki" Magdaleny Wala

"Kropla zazdrości, morze miłości" Natalii Sońskiej

"Wędrowne ptaki" Karoliny Wilczyńskiej, pierwsza część cyklu "Rok na Kwiatowej"

oraz absolutny hit – "Bądź przy mnie zawsze" Agaty Przybyłek, która premierę będzie miała 11.10.2017r.

W paczce znalazł się również egzemplarz recenzencki pyszności dla mnie. Czytam i jestem zachwycona. 


Sama najchętniej pożarłabym wszystkie. A Wy? Którą z nich najchętniej byście zdobyli. Jeśli macie chęć powalczyć o te wspaniałe książki zapraszam Was na stronę wydarzenia tutaj.

sobota, 7 października 2017

"Serce z piernika" Magdaleny Kordel - doskonała lektura na przedgrudzień ;)

Dopiero październik. Za oknem szaruga, szalejący wiatr i deszcz przeplata się jeszcze czasem ze słonecznym dniem, a ja przybywam z powieścią zimową, która otuli Was niczym śnieżna kołderka i ogrzeje ciepłem płynących z niej słów. Podczas lektury zapragniecie znaleźć się w pewnej różowej kamienicy, w której dawniej znajdowała się przedwojenna, rodzinna cukiernia prowadzona przez pokolenia i już gdy przekraczało się jej próg czuć było zapach doskonałych wypieków, o których do dziś krążą legendy. Pewnie pomyślicie "Pokręciło kobiecinę. Do Bożego Narodzenia jeszcze 2,5 miesiąca, a ona ze Świętami wyskakuje". Tymczasem... historia którą się dziś z Wami podzielę nie bez powodu opisywana jest przeze mnie dziś. W końcu rozpoczęła się "wiele przedgrudni temu". ;)


Opis książki "Serce z piernika" (pochodzący z jej okładki)

„Klementyna – mistrzyni pachnących pierników – całe życie spędziła na walizkach. W najbardziej niespodziewanych momentach babcia Agata brała ją za rękę i ruszały w nieznane. Dziś w oczach swojej córeczki Dobrochny bohaterka dostrzega własną niepewność i strach na widok babki szykującej się do drogi. Klementyna już wie, że przyszedł czas, by zmienić swoje życie i zacząć spełniać najskrytsze pragnienia. Ale co ma z tym wspólnego lukrowana piętrowa kamieniczka jak ze snu?
Serce z piernika przeniesie cię w świat, w którym najważniejsza jest siła marzeń, a cuda – duże i małe – zdarzają się wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebujesz.”

Moje wrażenia po lekturze

Kiedy dowiedziałam się, iż Magdalena Kordel napisała powieść świąteczną, która wydana będzie 25 października stwierdziłam, iż koniecznie czym prędzej muszę ja przeczytać. Do lektury zabrałam się niemal tego samego dnia, w którym ją otrzymałam i, mimo niewielkiej ilości czasu na czytanie – pochłonęłam w ciągu 3 wieczorów.
Z przyjemnością wkroczyłam do świata Klementyny (Tyśki), choć życie jej nie było szczególnie szczęśliwe i charakteryzowało się głównie mnogością "wybojów". Denerwowałam się czytając, że w momencie, gdy babcia Janina ma swoje dziwne "ataki", pakuje walizkę i wyrusza w podróż – Klementyna nie chcąc podać babci zastrzyku uspokajającego – łapie za rączkę swoją córeczkę Dobrusię i podążą za starszą kobietą w podróż do obcych miejsc, czekając aż jej "napad" minie. Z całego serca pokochałam uczuciową, wrażliwą, nad wyraz gadatliwą i szczerą do bólu dziewczynkę. Prowadzone przez nią rozmowy niejednokrotnie wywoływały u mnie śmiech. Z czasem polubiłam również główną bohaterkę (choć nie do końca rozumiałam jej początkowe zachowanie) oraz starszą panią. Moje pozytywne uczucia wzbudziła też Irmina (przyjaciółka Tyśki) oraz wątek przyjaźni między kobietami. Uważam, że każda kobieta powinna mieć przy sobie taką przyjaciółkę.
Chętnie uczestniczyłam w życiu pewnego małego miasteczka i jego społeczności. Społeczności, w której każdy każdego zna i trudno pozostać anonimowym, a jeśli w czyimś życiu dzieje się coś istotnego to z pewnością osoba ta znajdzie się „na językach”. Szczęśliwie na niezbyt długo. ;) Takie miejsca jak to opisane w książce mają jednak swój ogromny urok, ponieważ ludzie w nich nie mijają się obojętnie i są dla siebie życzliwi. Przypomniało mi się moje dzieciństwo. Mieszkałam na wsi (choć była to duża wieś), w której znali się wszyscy mieszkający w okolicy. Sąsiedzi z przyjemnością sobie pomagali, kiedy zaszła taka potrzeba i zawsze można było liczyć na wsparcie. Obecnie moja rodzinna wieś jest zdecydowanie większa. Tereny polne wykorzystane zostały pod zabudowę, przybyło wielu nowych mieszkańców, wzrosła anonimowość. W zasadzie znam już tylko najbliższych sąsiadów. Ludzie w większości ograniczają się do grzecznościowego „dzień dobry” i zaszywają się w swoich domach. My, współcześni, nie jesteśmy otwarci na innych tak, jak to było za czasów naszych rodziców. Miło jednak było podczas lektury powspominać dzieciństwo, zwłaszcza, że nie tylko ja wróciłam wspomnieniami do czasów młodości. Zdarzało się to również bohaterom książki.
Uśmiech na ustach pojawiał mi się za każdym razem, gdy czytałam o Tyśce wypiekającej i zdobiącej pierniki lub wracającej wspomnieniami do czasów, gdy to jej babcia rządziła w kuchni.

„Pociągnęła nosem i dopiero teraz poczuła, że kuchnię wypełnia aromat świeżo upieczonych ciastek. Wyczuwała lekką nutę wanilii, rozgrzewającą woń cynamonu i szczyptę czegoś nieokreślonego, ale to właśnie tym zawsze pachniał dom, gdy babka piekła. Bez względu na to, czy spod jej rąk wychodziły pulchne baby, rozparte dumnie drożdżówki, wypełniające szczelnie blaszki makowce, skromne makaroniki, czy pachnące Bożym Narodzeniem pierniki, powietrze przesycone było tym czymś, co kojarzyło się z ciepłem, bezpieczeństwem, ogniem płonącym na kominku i światłem w oknie, które zawsze czekało na tego, kto akurat był nieobecny. I zawsze w tym momencie w domu zaczynała się dziać magia.”

Cudowne opisy pewnej szczególnej wystawy sprawiały, iż miałam ochotę znaleźć się w wykreowanej przez pisarkę zimowej scenerii i nie zważając na panujący dookoła ziąb cieszyć oczy tą piękną ekspozycją. Jeśli sięgniecie po książkę – z pewnością podzielicie moje pragnienia.
Nie odkładajcie zakupu powieści na późniejszy okres ze względu na jej wczesną, jak na święta, premierę – 25.10.2017r. Jest to naprawdę doskonały dzień na wydanie tej publikacji, gdyż książka porusza nie tylko temat Świąt Bożego Narodzenia. Nie brakuje w niej również „wizyt” na cmentarzu oraz wspomnień zmarłych bliskich, a jak wiadomo Wszystkich Świętych tuż, tuż.
Czytając tę historię niejednokrotnie poczujecie smutek, bo wybojów na drodze do szczęścia bohaterów będzie sporo, jednak zakończenie z pewnością wywoła w Was uczucie radości, a gdy zamkniecie książkę „Serce z piernika” nabierzecie ochoty, aby upiec te przepyszne ciasteczka.
Najlepszą opowieścią wigilijną w moim odczuciu wciąż pozostaje „Anioł do wynajęcia” (moja recenzjaMagdaleny Kordel, ale jeśli pragniecie odrobinę odpocząć przy ciekawej lekturze lub macie chęć wprowadzić się w przedświąteczny nastrój – ta powieść również będzie do tego idealna.


Za egzemplarz recenzencki z całego swojego serducha dziękuję Pani Katarzynie z wydawnictwa

.


A Wy? Czytaliście już w tym roku jakąś świąteczną historię? Kiedy, według Was, warto sięgać po takie opowieści?