niedziela, 25 września 2016

Book Tour z "Łowczyni" startuje

Dawno, dawno temu (minęły już ponad 4 miesiące ;) ) zaczęłam zbierać zgłoszenia chętnych osób do udziału w Book Tour ze wspaniałą książką fantasy Wydawnictwa Jaguar.



Postanowiłam podzielić się z Wami treścią tego dzieła, gdyż mi ogromnie przypadło do gustu. Dla przypomnienia odsyłam Was do linku w którym opisuję swoje wrażenia na temat "Łowczyni",

Oto szczęśliwcy, którzy wezmą udział w Book Tour (blogi, fanpage i kanał są podlinkowane, więc jeśli macie ochotę je odwiedzić zapraszam w dowolnej chwili, choćby teraz):
1) Patrycja G. z bloga Bluszczowe recenzje,
2) Sonia Szymczak prowadząca fanpage My shelf book blog,
3) Luna Shnow - właścicielka kanału Luna Shnow,
4) Julia Wachowiak z bloga Wącham książki,
5) oraz właścicielka bloga Wilcze czytanie.

Przypominam zasady zabawy:
1. Ja wysyłam książkę do pierwszej osoby z listy, a później robią to kolejne uczestniczki, zgodnie z kolejnością wymienioną powyżej (Patrycja G. wysyła książkę Sonii Szymczak, Sonia – Lunnie Shnow itd.). Adresy mailowe do siebie znajdziecie pod linkiem 

2. Recenzję na blogu należy opublikować w ciągu maksymalnie 10 dni od otrzymania książki. W tytule posta powinno się uwzględnić frazę Book Tour, a w poście dotyczącym recenzji zamieścić linki do stron Mamuśkowe Różności oraz fanpage'a Wydawnictwa Jaguardzięki któremu mamy możliwość pochłonięcia tej niesamowitej lektury.
3. Po przeczytaniu "Łowczyni", w ciągu umownych 10 dni, trzeba również skontaktować się z kolejną osobą z listy biorącą udział w zabawie, by otrzymać jej adres i listem poleconym (jest to konieczne ze względu na potwierdzenie nadania) wysłać jej książkę.
4. Linki do recenzji zamieszczamy w komentarzach pod tym postem.
5. Ostatnia osoba przesyła książkę z powrotem do mnie. :) Adres podam, gdy skontaktuje się pod moim adresem e'mail:


Pod ten e'mail możecie również wysyłać swoje pytania i spostrzeżenia dotyczące akcji w tytule maila wpisując frazę "Book Tour z Łowczyni".

Uczestnikom zabawy życzę wspaniałej przygody przeżytej w towarzystwie łowczyni czarownic. Czekam na linki do Waszych recenzji. :))


czwartek, 22 września 2016

Czy książka "Zanim się pojawiłeś" porwała mamuśkę? ;)

O "Zanim się pojawiłeś" Jojo Moyes słyszałam wiele i już od dawna. Mnóstwo pozytywnych opinii zachęcało mnie do sięgnięcia po książkę, jednak natłok tytułów czekających na półce do przeczytania – skutecznie odwlekał moment sięgnięcia po ten tytuł. Gdybym wiedziała, że to taka książka... Jak myślicie? Sięgnęłabym po nią szybciej? A może całkowicie ją sobie odpuściła? Czy "achy" i "ochy" czytelników nad tą pozycją są, według mnie, słuszne?


Co w trawie piszczy, czyli notka z okładki książki

"Co robisz, jeśli chcesz uszczęśliwić osobę, którą kochasz,
ale wiesz, że to złamie twoje serce?

Jest wiele rzeczy, które wie ekscentryczna dwudziestosześciolatka
Lou Clark. Wie, ile kroków dzieli przystanek autobusowy
od jej domu. Wie, że lubi pracować w kawiarni Bułka z Masłem
i że chyba nie kocha swojego chłopaka Patricka.
Lou nie wie, że za chwilę straci pracę i zostanie
opiekunką młodego, bogatego bankiera, którego losy
całkowicie zmieniły się na skutek tragicznego zdarzenia
sprzed dwóch lat.

Will Traynor wie, że wypadek motocyklowy odebrał mu
chęć do życia. Wszystko wydaje mu się teraz błahe i pozbawione
kolorów. Wie też, w jaki sposób to przetrwać. Nie ma jednak
pojęcia, że znajomość z Lou wywróci jego świat do góry nogami
i odmieni ich oboje na zawsze."

Moje wrażenia po przeczytaniu powieści

Ze wszech stron słyszałam, iż "Zanim się pojawiłeś" to romans. Sama autorka uważa ją za historię miłosną. Ja jednak nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Ta publikacja to zdecydowanie coś więcej, niż powieść o miłości. Porusza ona kwestie poszukiwania własnej tożsamości, dążenia do szczęścia, relacji między ludźmi, ale przede wszystkim problemy niepełnosprawności i eutanazji, o których nie miałam jeszcze okazji czytać w poznanych powieściach obyczajowych. Ponad to – opisywana przez autorkę miłość nie jest zwykłym, oklepanym romansem. To bardziej historia osób, które dopiero zaczynają się w sobie zakochiwać, przedstawiona w przepiękny sposób. Zatem... jeśli kogoś z Was zraża do lektury fakt, iż oscyluje wokół uczucia między dwojgiem ludzi – niech nie rezygnuje z czytania, bo nie jest to prawdą, a w ten sposób możecie stracić możliwość przeczytania naprawdę wyjątkowej książki.
Historia napisana jest przystępnym językiem, czyta się ją z lekkością i trudno odłożyć ją na półkę. Podział na kilkustronicowe fragmenty (takie jakby podrozdziały) sprawia, iż pragniemy przeczytać jeszcze jedną część tekstu, i jeszcze jedną... i nawet nie spostrzegamy się, kiedy ze łzami w oczach przewijamy ostatnie strony dzieła.
Mimo poważnego tematu poruszonego przez autorkę książki oraz trudnej historii, jaka spotkała bohaterów – książka przepełniona jest humorem. 

"Nathan przyszedł na popołudniową zmianę o siedemnastej trzydzieści, a kiedy zajmował się Willem, ja poszłam do łazienki, żeby się przygotować. Na początek włożyłam coś, co uważałam za strój artystyczny: zieloną marszczoną suknię z naszytymi wielkimi bursztynowymi paciorkami. Wyobrażałam sobie, że ludzie, którzy chodzą na koncerty, to ekstrawagancka bohema. Kiedy weszłam do pokoju, Will i Nathan wytrzeszczyli oczy.
-Nie – zaprotestował Will kategorycznie.
-To wygląda jak coś, co mogłaby włożyć moja mama – stwierdził Nathan.
-Nigdy mi nie mówiłeś, że twoja mama to Nana Moskouri – powiedział Will.
Wracając do łazienki, słyszałam, jak obaj chichoczą.
Drugi strój to była bardzo prosta czarna sukienka, uszyta ze skosu, z doszytym białym kołnierzem i mankietami. Wydawało mi się, że ma paryski szyk.
-Wyglądasz, jakbyś miała zamiar sprzedawać lody – skomentował Will.
-Stara, wyglądasz jak superpokojówka – dodał z aprobatą Nathan. - Mogłabyś ubierać się tak na co dzień. Naprawdę.
-A potem każesz jej odkurzyć listwę przypodłogową.
-Właściwie to jest trochę brudna.
-Wy dwaj – powiedziałam – jutro będziecie mieli w herbacie płyn do podłóg."

Will (chłopak na wózku) ze swą opiekunką – Clark – znajdują się w filharmonii:

"-Potrzebujesz czegoś? - wyszeptałam.
-Nie – potrząsnął głową. Przełknął. - A właściwie tak. Coś kłuje mnie w szyję.
Pochyliłam się i przesunęłam palcami za jego kołnierzykiem; w środku została nylonowa metka. Pociągnęłam za nią, mając nadzieję, że ją urwę, ale była uparcie oporna.
-Nowa koszula. Bardzo ci przeszkadza?
-Nie. Wspominam o tym tylko dla zabawy.
-Czy mamy w torbie jakieś nożyczki?
-Nie wiem, Clark. Wierz albo nie, ale rzadko sam ją pakuję.
Nożyczek nie było. Zerknęłam do tyłu, gdzie widzowie wciąż sadowili się na swoich miejscach, mrucząc i oglądając programy. Jeśli Will nie będzie mógł się zrelaksować i skupić na muzyce, będzie miał zepsuty cały wieczór. Nie mogłam pozwolić sobie na kolejną porażkę.
-Nie ruszaj się.
-Ale...
Zanim dokończył, pochyliłam się, delikatnie odchyliłam jego kołnierzyk, przysunęłam do niego usta i wzięłam drapiącą metkę w zęby. Odgryzienie jej zajęło mi kilka sekund i musiałam zamykać oczy, starając się ingorować zapach wykąpanego mężczyzny, ciepło jego skóry tuż przy mojej, niedorzeczność tego, co robię. A potem metka wreszcie ustąpiła. Odsunęłam głowę i otworzyłam oczy z odgryzioną metką w zębach.
-Mam ją! - powiedziałam, a wyciągnąwszy ją z zębów, rzuciłam między siedzenia.
Will gapił się na mnie.
-No co?
Obróciłam się na fotelu i zobaczyłam, że widzowie z nagłym zainteresowaniem pochylają się nad swoimi programami. Potem odwróciłam się z powrotem do Willa.
-Daj spokój, tak jakby nigdy nie widzieli dziewczyny, która obgryza facetowi kołnierzyk."

"Zanim się pojawiłeś" wywołało we mnie moc emocji. Uśmiechałam się, a nieraz śmiałam w głos, czułam wzruszenie, nostalgię, smutek, a pod koniec książki z moich oczu poleciało nawet kilka łez.
Ogromnie podobał mi się sposób, w jaki autorka przedstawiła relacje między: głównymi bohaterami, Lou i Patrickiem (jej chłopakiem) oraz opisane relacje rodzinne (zarówno w rodzinie bohaterki, jak i jej podopiecznego).
Szczególnie ujęły mnie zmiany, które zaszły między głównymi bohaterami. Początkowo Will traktował Lou bardzo chłodno, z czasem jednak para nawiązała bliższe kontakty. Spodobał mi się wzajemny wpływ bohaterów na siebie. Okazało się, że nie tylko Lou robiła coś dla Willa, ale i ten 'chłopak na wózku' miał ogromny wpływ na jej życie.
Wśród relacji rodzinnych największe wrażenie wywarły na mnie te, które łączyły Lou i jej siostrę. Kobiety czasem nie rozumiały się, miały do siebie różne pretensje i żale, a w emocjach dawały im ujście, ale kochały się i były dla siebie ogromnym wsparciem w najtrudniejszych życiowo sytuacjach.

Autorka uświadamia czytelnikom problemy na jakie napotykają osoby niepełnosprawne. Każdy ma jakieś kłopoty, mniejsze lub większe troski, jednak większość z nas może chodzić dokąd chce i robić to, czego pragnie. Osoby na wózkach często nie mają takiej możliwości. Nie mogą wyjść spokojnie z domu, ponieważ wciąż napotykają problemy w poruszaniu się na wózkach. Mało jest miejsc, które dostosowane są do potrzeb osób niepełnosprawnych. Miejsc, które dawałyby im choćby możliwość do w miarę swobodnego poruszania się. A co dopiero w sytuacji, kiedy nie mogą nawet samodzielnie podnieść łyżki do ust, by coś zjeść, i cały czas zależne są od innych osób.

"Nikt nie chce wiedzieć, jak to jest mieć świadomość, że czasem, siedząc na tym wózku, czuję taką klaustrofobię, że mam ochotę wrzeszczeć jak wariat na samą myśl o tym, że spędzę w nim kolejny dzień."

"Odkryłam fora dla osób z uszkodzeniami kręgosłupa i stwierdziłam, że są tysiące ludzi takich jak Will – żyjących w ukryciu w Londynie, Sydney, Vancouver, albo tuż obok, na następnej ulicy – wspomaganych przez rodzinę i przyjaciół, a czasem rozdzierająco samotnych."

Dodatkowym problemem dla ludzi sprawnych inaczej jest ludzka ciekawość. My, 'pełnosprawni', często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakim balastem są dla osoby na wózku nasze ukradkowe, ciekawskie, lub choćby nawet współczujące spojrzenia. Często czujemy dyskomfort w towarzystwie osoby niepełnosprawnej, gdyż nie wiemy, jak ją traktować i jak powinniśmy się zachować w jej towarzystwie, a przecież to taki sam człowiek jak my, jedynie możliwość poruszania się ma ograniczoną.
Cieszy mnie fakt, że Jojo Moyes zwróciła w swojej książce tak dużą uwagę na tę kwestię.

Podsumowując. To jedna z najlepszych (jeśli nie najlepsza) książek, jakie w tym roku przeczytałam.


A Wy? Mieliście już okazję pochłonąć tę lekturę? Podzielacie mój entuzjazm? :)


sobota, 17 września 2016

Mój trzeci stosik książkowy w wyzwaniu "Kiedyś przeczytam" :)

Ta daaaam... Wszem i wobec ogłaszam, iż drugi stosik książkowy w wyzwaniu Lustra Rzeczywistości o nazwie "Kiedyś Przeczytam" – ukończyłam. :)


Wprawdzie czeka na Was jeszcze kilka recenzji z ukończonej dwunastki, jednak ja z wielką przyjemnością przechodzę do czytania kolejnego stosu. Jesteście ciekawi co w nim się pojawi? Sami spójrzcie. :)



Oto:
  1. "Historia pszczół" Maji Lunde
  2. "Zanim się pojawiłeś" Jojo Moyes
  3. "Ekspozycja" Remigiusza Mroza
  4. "Większy kawałek nieba" Krystyny Mirek
  5. "Z Twojej winy" Krystyny Śmigielskiej (egzemplarz od autorki)
  6. "Po prostu bądź" Magdaleny Witkiewicz
  7. "Awaria małżeńska" tejże autorki oraz Nataszy Sochy
  8. "Szatan z siódmej klasy" Kornela Makuszyńskiego
  9. "Kochając pana Danielsa" Brittainy C. Cherry
  10. "Porwana pieśniarka" Danielle L. Jensen
  11. "Ukryta łowczyni" – kontynuacja "Porwanej ..."
  12. "Miasto z lodu" Małgorzaty Wardy
Który z tytułów czytaliście i polecilibyście mi pożreć w pierwszej kolejności? Co Wy z tego stosiku chętnie byście pochłonęli? A może któraś z tych pozycji odstrasza Was lub zawiodła szczególnie? Dajcie znać w komentarzach. :)

Cudownego zaczytania!


sobota, 10 września 2016

Weekend z klasyką - "Panie z Cranford" Elizabeth Gaskell

Ostatnio dobierając lektury do przeczytania postanowiłam w końcu sięgnąć po klasykę. Od dłuższego czasu kusiły mnie książki Jane Austin. Pochłonęłam "Dumę i uprzedzenie" i jestem pod wrażeniem. Nie mogę uwierzyć, że dopiero teraz ją przeczytałam. Więcej jednak o tej książce napiszę w jednej z kolejnych recenzji. Tymczasem dziś podzielę się z Wami wrażeniami po zapoznaniu się z książką Elizabeth Gaskell pt. "Panie z Cranford". 


Opis z okładki

"Powieść 'Panie z Cranford' przypomina
zbiór scenek rodzajowych. Urok dawno minionego świata,
niespieszna narracja, świetnie uchwycone charaktery,
snobizmy, śmiesznostki i cnoty bohaterek
wzruszają, denerwują i wywołują niepohamowaną wesołość.

Koniec XIX wieku, Cranford – miasteczko w hrabstwie Cheshire w Anglii.
Mieszkają tu głównie kobiety; przeważnie ekscentryczne bezdzietne wdowy
i stare panny. Ich zachowanie jest podporządkowane temu, co wypada, a czego
nie wypada osobie o danej pozycji w tym małomiasteczkowym środowisku.
Damy skrzętnie ukrywają niedostatki finansowe, nie skarżą się na brak
pieniędzy, to bowiem nie uchodzi, w zaciszu domowym natomiast czynią
drobne oszczędności – na świecach i ulubionych przysmakach.
Należą do klasy średniej, ale za wszelką cenę chcą uchodzić
za przedstawicielki klasy wyższej. Żyją tak, jakby od czasów ich młodości
nic się nie zmieniło, starannie ingorując fakt, iż świat wokół
gwałtownie przyspiesza."

Moja opinia o książce

Cranford to miejscowośc nietypowa, zamieszkana głównie przez panie.

"... kobiety rządzą we wszystkich domach o nieco wyższym czynszu. Jeżeli jakaś małżeńska para przybędzie do miasta na stałe, dżentelmen – w ten czy inny sposób – znika. Albo wypłasza go fakt, że na wieczornych przyjęciach on jeden reprezentuje płeć brzydką, albo tłumaczy jego nieobecność służba w pułku lub na okręcie, czy też zaangażowanie sprawami handlowymi, zmuszające do spędzenia wszystkich dni tygodnia w wielkim handlowym mieście Drumble, położonym przy linii kolejowej i odległym od Cranford zaledwie o dwadzieścia mil. Jednym słowem, cokolwiek dzieje się z panami – tu ich nie ma. Bo i cóż by tu mogli robić, gdyby pozostali? (...) Aby utrzymać strzyżone ogrody, pełne wspaniałych kwiatów, bez jednego chwastu; aby rozstrzygać wszystkie problemy literatury i polityki bez zamęczania się zbędnym rozumowaniem czy argumentacją; aby posiąść dokładną i nieomylną znajomość spraw każdego w naszej parafii; aby utrzymać schludne pokojóweczki w podziwu godnym rygorze; aby okazywać biednym dobroć (nieco po dyktatorksu), a sobie nawzajem świadczyć w złej godzinie rzeczywiste przysługi – na to w Cranford zupełnie wystarczą panie."




Narratorką w "Paniach z Cranford" jest Mary Smith, dawna mieszkanka tego miasteczka, która wciąż odwiedza w nim swe przyjaciółki i opowiada o wydarzeniach, które mają w nim miejsce. Mówi też o zwyczajach i mentalności żyjących tam pań, a owe pozują na majętne kobiety z wyższej sfery, o dużej ogładzie towarzyskiej, oburzając się na niewłaściwe zachowania innych. W rzeczywistości jednak nie posiadają dużych majątków, są ciekawskie (nawet nieco wścibskie) i wciąż poszukują sensacji, na które wraz z przyjaciółkami mogły by się oburzać lub o których mogły by przynajmniej poplotkować. Ale cóż mogą porabiać panie w miasteczku, w którym nie ma prawie żadnych mężczyzn? ;)

"(...) kiedy usłyszałyśmy pukanie do drzwi – pukanie kogoś, kto przychodził w odwiedziny: trzy wyraźne stuknięcia – skoczyłyśmy (prawdę mówiąc, panna Matty nie mogła chodzić bardzo szybko, bo miała trochę reumatyzmu) do swoich pokoi, aby zmienić czepeczki i kołnierzyki, kiedy powstrzymał nas głos idącej już po schodach panny Pole. - Nie odchodźcie... nie mogę czekać... wiem, że nie ma jeszcze dwunastej... proszę się nie kłopotać strojem... musimy porozmawiać. - Starałyśmy się ze wszystkich sił wyglądać tak, jakbyśmy to nie my poderwały się przed chwilą z krzeseł, co usłyszała panna Pole, bo oczywiście po co miałby kto przypuszczać, że donaszamy jakieś stare ubrania w 'zaciszu naszego domu', jak panna Jenkyns kiedyś ładnie nazwała tylny salonik, gdzie zawiązywała słoiki konfitur."

"Tacę naładowano obficie, co spostrzegłam z przyjemnością, bo byłam bardzo głodna, ale bałam się, że panie gotowe uznać te ilości jedzenia za wulgarne. Wiedziałam, co podałyby u siebie. Jednakże wszystko znikło. Widziałam, jak pani Jamieson spożywa ciasto sezamowe, powoli i z powagą, tak jak zwykła robić wszystko, ale zdziwiło mnie to, bo wiedziałam, że na ostatnim przyjęciu u siebie wyjaśniła, iż nigdy go nie podaje, ponieważ za bardzo jej przypomina pachnące mydło. Ale ona pełna była wyrozumienia dla tej nieznajomości zwyczajów wielkiego świata i nie chcąc ranić uczuć pani domu, zjadła trzy wielkie kawałki ciasta, a na twarzy jej malował się wyraz pogodnego zamyślenia – podobnie jak u przeżuwającej krowy."

  
Osobiście mam wrażenie, iż Elizabeth Gaskell ukazała w powieści przywary ludzkie, które nie dotyczą jedynie społeczności małomiasteczkowej i czasów przez nią opisanych, ale również osób o różnym pochodzeniu i są zdecydowanie ponadczasowe. :D

Dzięki Mary Smith poznajemy historię kapitana Browna i jego córek, uczestniczymy w przyjeździe do miasteczka iluzjonisty Signora Brunoni, towarzyszymy w trudnej sytuacji życiowej Matty (przyjaciółki narratorki), zgłębiamy wydarzenia dotyczące biednego Petera (jej brata). I właśnie te ostatnie z całej rzeszy interesujących opowiastek – najbardziej przypadły mi do serca.

"-Biedaczysko ten Peter – westchnęła. - Stale znajdował się w opałach. Był zbyt łatwowierny. Zachęcali go do wybryków, a potem to on ponosił konsekwencje. Ale zbyt lubił psoty. Nie mógł się oprzeć pokusie, gdy był jaki figiel do spłatania. Biedny Peter."

Dużym plusem "Pań z Cranford" jest fakt, iż książka budzi emocje. Gdy czytałam opowiadania dotyczące życia mieszkańców często odczuwałam radość i nieraz śmiałam się z opisanych historii oraz przywar tamtejszej ludności. Jednak równie często lektura wprawiała mnie w smutek i nostalgię.
Bardzo podobały mi się odniesienia do literatury oraz dyskusje na jej temat.
Wśród bohaterów szczególnie upodobałam sobie dwie panny: Matty (u której najczęściej nasza bohaterka przebywała w gościnie) oraz Pole.
Matty to kobieta ciepła, wrażliwa, nostalgiczna, niepewna swej wartości, pragnąca dobra i szczęścia wszystkich wokół.

"Wszyscy kochamy pannę Matty i myślę, że wszyscy stajemy się lepsi, gdy ona jest w pobliżu".

Nic dziwnego zatem, że i ja polubiłam tę bohaterkę. Panna Pole to całkowite jej przeciwieństwo, jednak historie z jej udziałem wprawiały mnie w bardzo dobry humor.

Nie mogłam powstrzymać się, aby do recenzji nie wpleść kilku kadrów z filmu. ;)


A Wy? Czytaliście "Panie z Cranford"? A może polecicie mi jakąś inną, interesującą klasykę?


wtorek, 6 września 2016

Marzysz o wydaniu książki? Zacznij od opowiadania. :)

Wielu (jeśli nie większość ;) ) książkoholików marzy o pisaniu, o tym, by wydać swoją książkę. Przyznam, że sama należę do tej grupy. Duża część z nas jednak nawet nie chwyta pióra (długopisu) w dłoń, by przynajmniej zacząć, a jeszcze mniej jest takich, którzy od początku do końca coś napiszą, choćby opowiadanie. Pomarzyć... dobra rzecz, ale jednak, aby coś stworzyć – pragnienia nie wystarczą. Wydanie książki wymaga wytrwałej pracy. Podobnie jak każda inna pasja, w której pragniemy osiągnąć jakieś znaczące wyniki. Ktoś z Was powie. Ale co mi z tego, że napiszę opowiadanie, jeśli nikt nie zechce tego wydać? I tutaj przychodzę do Was z propozycją pewnej wspaniałej autorki obyczajówek. Jest nią... Magdalena Kordel. Czy ktoś z Was nie słyszał choćby o jednej jej książce? ;)



Otóż... pisarka z pomocą swojego męża wydaje (co jakiś czas) tomik z opowiadaniami. Co więcej! Autorką (autorem) jednego z tych opowiadań może zostać każdy z nas, drodzy czytelnicy.

 
Wystarczy napisać opowiadanie, inspirując się zdjęciami zamieszczonymi na autorskim blogu Magdy. Dzięki tej akcji możecie: napisać opowiadanie, które znajdzie się w tomiku, wygrać dwa darmowe egzemplarze książki (wygrywa aż 5 osób), a także kupić dowolną ilość publikacji (jedynie po kosztach wydruku), które mogą stać się np. doskonałym prezentem dla Waszych bliskich. Opowiadanie należy wysłać do pisarki do końca października 2016 r., więc czasu mamy mnóstwo. Myślę, iż wystarczy poświęcić zagadnieniu 15 minut dziennie, aby stworzyć w tym okresie swoje małe dzieło. Po więcej szczegółów 


To jak? Działamy? W końcu... w ten właśnie sposób spełnia się marzenia!


piątek, 2 września 2016

Chyłka i Oryński przeciw sobie? - Co może z tego wyniknąć?

Od kiedy skończyłam czytać "Kasację", niecierpliwie czekałam na dzień, w którym sięgnę po jej kontynuację. Chyłka (choć to dość nieszablonowa postać, której sposób bycia nieszczególnie przypadł mi do gustu ;) ) i nieco ciapowaty Oryński jako prawniczy zespół zdobyli moje serce, dlatego przy pierwszej nadarzającej się okazji kupiłam "Rewizję". Czy było warto?


A cóż w trawie piszczy? - opis z okładki

"Żona i córka robotnika z Ursynowa giną tragicznie w niewyjaśnionych okolicznościach. Ich polisa na życie jest tak wysoka, że towarzystwo ubezpieczeniowe nie spieszy się z wypłaceniem odszkodowania. Pogrążony w żałobie mężczyzna spodziewa się problemów, ale to, co go spotyka, przechodzi jego najśmielsze obawy...
Ubezpieczyciel odmawia wypłaty, twierdząc, że robotnik zamordował rodzinę. Zaraz potem prokuratura stawia mu zarzuty, a on rozpoczyna walkę o uniewinnienie i własny honor. Pomaga mu prawniczka, która niedawno pogrzebała całą swoją karierę."

Moje wrażenia po przeczytaniu książki

Z wielką radością przystąpiłam do lektury "Rewizji". Czytało mi się ją lekko i przyjemnie. Podobnie jak ostatnio wciągnął mnie świat opisywany przez Remigiusza Mroza. Z łatwością wyobrażałam sobie sale rozpraw, kancelarię Żelaznego & Mc Vaya, jak i nowe miejsce pracy Chyłki. Także przedstawione sytuacje bez problemu pojawiały mi się przed oczami, i choć nowe przygody prawników nie zrobiły na mnie tak wielkiego wrażenia, jak te przedstawione w "Kasacji", czy "Zaginięciu" – książkę czytałam dość szybko, z przyjemnością i zaciekawieniem. 
Ogromnie podobał mi się pomysł Remigiusza Mroza, aby Chyłkę i Oryńskiego, których poznaliśmy w "Kasacji" jako duet, postawić po przeciwnych stronach barykady. Role też uległy odwróceniu. Kordian awansował w Żelaznym & Mc Vay i ma nawet własne biuro. Joanna udziela porad prawnych w centrum handlowym i zarabia marne grosze. Każde z nich w toczącej się sprawie reprezentować ma przeciwne strony. Co więcej. Kobieta jest alkoholiczką i jeśli nie zmieni sposobu życia niebawem osiągnie dno. 


Bardzo lubię postacie stworzone przez Remigiusza Mroza. Często są to pełnokrwiści bohaterowie, posiadający zalety, ale i wady (niektórzy z nich odznaczają się szczególnie tymi drugimi ;) ). Za to autorowi książki należy się wielki plus. Osoby te wciąż ewoluują pod wpływem życiowych doświadczeń (których się nie spodziewaliśmy).
Podobnie jak w poprzedniej części moim bohaterem numer 1 został Kormak. Tego gościa darzę szczególną sympatią i miło by było, gdyby jego wątek w którejś części został rozszerzony. ;) Mam nadzieję, że mimo przeniesienia, także w "Immunitecie" będę mogła się z nim spotkać. Bo jak nie – to foch! :D
Strasznie miło było mi ponownie spotkać Piotra Langera. Poważnie! (Kto czytał "Kasację" zrozumie o co chodzi, kto jeszcze nie czytał – koniecznie musi po nią sięgnąć.) Gdy pojawił się w książce z mego gardła wydobyło się głośne "Wooow. O jaaa...." Kiedy czytam książki autora mam chwilami wrażenie, że cieszą mnie wyjątkowo dziwne momenty. Moje poczucie humoru również staje się jakby bardziej "czarne". ;D
No właśnie! Ponownie, przy recenzji książki Mroza, wspomnieć muszę o wspaniałym poczuciu humoru autora. Publikacje z tej serii to kryminały prawnicze. Jednak czytając je – wielokrotnie się śmiałam. Sami zobaczcie:

"Oryński obrócił się i zobaczył grubawego mężczyznę w średnim wieku. Miał zadatki na łysienie, jego zakola były tak wydatne, że niemal otaczały kępę włosów na środku głowy.
Kordian spojrzał na niego nieufnie. Od kiedy skończył czytać Pod kopułą Kinga, nie miał przesadnego zaufania do sprzedawców samochodów. Po Christine zaś odechciało mu się kupować je bezpośrednio od właścicieli."

Niezłe? To spójrzcie jeszcze na poniższy cytat. Dotyczy fragmentu, gdy Kordian kupuje u dilera samochód:

"Kordian spojrzał w dół, uświadamiając sobie, że drogi garnitur podziałał na tego człowieka jak światło na ćmę w wyjątkowo ciemną noc.
-Niech pana nie zwiedzie mój strój – powiedział wprost – Nie mam dużo kasy.
Nie była to do końca prawda, ale kto powiedział, że prawnik nie może skłamać? Diler z pewnością już wycenił jego możliwości finansowe, a do niego należało, by tę szacunkową wartość jak najbardziej obniżyć.
-Nie ma problemu – zapewnił sprzedawca. - Znajdziemy coś na każdą kieszeń. Jaki mamy budżet?
-Mamy? To wspólnie kupujemy?
-Wie pan, co miałem na...
-Proszę powiedzieć, ile pan dołoży, a ja powiem, ile sam mogę wysupłać."

Wielką radość sprawił mi autor publikacji używając nazw trunków i papierosów, które kojarzą mi się z lat dziecięcych.

"Chyłka wyszła ze sklepu z dwoma lechami i buteleczką wyborowej. Pierwsze piwo otworzyła od razu i szybko opróżniła pół. Potem zapaliła marlboro i szybko poczuła się lepiej."

Hm... nazwy trunków i papierosów, które kojarzą mi się z lat dziecięcych... zabrzmiało to kiepsko? ;) Zatem nie komentuję dalej i polecam Wam sięgnąć po "Rewizję", a sama już nie mogę doczekać się, kiedy dorwę "Immunitet".