poniedziałek, 27 lutego 2017

"Polscy autorzy polecają" - część 2

W pierwszej części cyklu "Polscy autorzy polecają" dowiedzieliście się, do lektury jakich książek szczególnie zachęcają Was: Liliana Fabisińska, Agnieszka Walczak – Chojecka, Małgorzata Kalicińska oraz Aneta Krasińska. Jeśli jeszcze nie czytaliście tego wpisu lub gdybyście mieli ochotę przeczytać go ponownie – zapraszam tutaj.

Jednocześnie przypominam, że autorzy chętni wziąć udział w projekcie mogą napisać do mnie na adres:
lub na fanpage'u

Fakt, iż nie zaprosiłam Państwa do udziału w projekcie może być związany z tym, że jeszcze z Państwa książkami się nie zapoznałam i mogłam przeoczyć lub facebook walcząc ze mną – ukrył gdzieś wiadomości (niestety zdarzyło się kilka takich przypadków). :( W końcu akcja służyć ma możliwości poznania naszych rodzimych, wspaniałych twórców. :) Warunek jest tylko jeden – przynajmniej dwie wydane książki. :)

A kto dziś odpowie na moje pytania?
3...2...1... Startujemy... :D

Przesympatyczna autorka trzech książek: "Brygida Star Show", "Kod przeznaczenia" i "Drugie życie Matyldy", z którym planuję się niedługo zapoznać, i które już wkrótce ma się cieszyć kontynuacją.

Magdalena Trubowicz

Jaką swoją książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

W swoim dorobku pisarskim mam trzy książki. Najchętniej poleciłabym wszystkie, bo każda jest inna, a biorąc pod uwagę, że ludzie mają różne gusta, to każdy znajdzie coś dla siebie. Jeżeli jednak koniecznie mam wybrać jedną, poleciłabym tę ostatnią "Drugie życie Matyldy". Dlaczego? Jest najdojrzalsza jeśli chodzi o tematykę oraz mój styl pisarski. Jestem pewna, że bez względu na moje dalsze pisarskie losy, właśnie ta książka, będzie tą najważniejszą, przełomową. Po pierwsze dlatego, że tematy w niej poruszane nie są w stu procentach fikcyjne. Jest to pewnego rodzaju rozliczenie z życiem. Nie jest to w żaden sposób biografia ani autobiografia, tylko fikcja przepleciona wątkami zaczerpniętymi z życia. Miejscami trochę na wyrost przekoloryzowana, ale w słusznym celu. Ta książka ma nawoływać czytelnika do identyfikacji swoich rzeczywistych potrzeb, do analizy priorytetów życiowych, w końcu do realizacji celów i marzeń, wedle przyświecającej reguły: „Życie masz tylko jedno. Żyj – nie egzystuj!”. Po drugie po raz pierwszy miałam okazję współpracować z wydawnictwem z prawdziwego zdarzenia. Poznać dokładnie cały proces wydawniczy, uczestniczyć w każdym jego etapie. To bardzo ciekawe i budujące doświadczenie, które bardzo mnie otworzyło i na pewno pozytywnie wpłynie na mój dalszy rozwój.

Jaką dowolną inną książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Pierwsza myśl: „ale jak to, tylko jedną?”. Bardzo lubię czytać i pochłaniam niezliczone ilości książek. Naprawdę wybranie tej jednej, wyjątkowej, graniczy z cudem. Mogłabym klasyfikować na polskie, zagraniczne, obyczajowe, kryminalne, romanse.. Dżem mydło i powidło. W związku z tym, patriotycznie i solidarnie postanowiłam zawęzić wybór do literatury polskiej i polecić coś, co dobrze mi się czytało ostatnimi czasy, bez dorabiania jakiejś specjalnej ideologii. Wybrałam dwie książki. Jedna to: Agnieszka Olejnik „Nieobecna” – historia, można by rzec wręcz absurdalna, a opisana w tak doskonały sposób, że czytelnik kompletnie nie skupia się na tej nierealności.. brnie kartka po kartce, zapominając choćby o oddechu. Wspaniały literacki język, dopracowane szczegóły, finisz wbijający w fotel. Naprawdę ogromny ukłon dla autorki. I druga, z półki: literatura faktu, którą bardzo lubię - „Mężczyzna w białych butach” – Michał Larek, Waldemar Ciszak. Wstrząsająca, mrożąca krew w żyłach historia seryjnego mordercy młodych chłopców. Pisana specyficznym językiem, w formie jakby luźnych fragmentów wyjętych z akt sprawy. O takich książkach nie mówi się „fajna”, chociaż tkwi w nich jakiś fenomen. „Mężczyzna w białych butach” działał na początku lat 90tych. Ja miałam wówczas około 8 lat, czyli tyle ile jego ofiary. To jest naprawdę wstrząsające. Ponieważ sama jestem matką, ta książka na długo zapadnie w mojej głowie. 
 
Panią Magdę możecie odwiedzać tutaj.

Jeśli nie czytaliście jeszcze "Stulecia winnych" (podobnie jak ja) nie uwierzę, że przynajmniej nie słyszeliście o tej trylogii. Tak... Kolejną pisarką, którą mam przyjemność dziś tutaj gościć jest sama Ałbena Grabowska.

Ałbena Grabowska

Jaką swoją książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Z moich książek poleciłabym sagę Stulecie Winnych, bo to wielopokoleniowa historia o silnych kobietach.

Jaką dowolną inną książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Z innych, to już trudniej, bo ciężko wybrać jedną. Nie wiem jaką literaturę preferują czytelniczki pani bloga. Może Tulipanowa gorączka Deborah Moggah? To jedna z moich ulubionych pisarek i ulubionych książek. Niedługo będzie także ekranizacja tej książki.

Panią Ałbenę odnajdziecie tutaj.

Kolejna autorka znana jest Wam na pewno z bloga Przegląd czytelniczy. Jej debiutancką książkę wygrałam w konkursie i wkrótce pochłonę. Jeszcze szybciej jednak sięgnę po "Stan nie!błogosławiony", drugą jej powieść – o której nawet jednej negatywnej opinii nie słyszałam i która ogromnie mnie ciekawi.

Magdalena Majcher

Jaką swoją książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Mam wskazać moją najlepszą książkę? Wolne żarty! :) Uważam, że dla własnego zdrowia psychicznego nie powinno się czytać swoich książek. Jestem jednak szczęśliwa, że się rozwijam: recenzenci zgodnie twierdzą, że moja druga książka jest zdecydowanie lepsza niż pierwsza, więc nie pozostaje mi nic innego, niż im zaufać i wskazać "Stan nie!błogosławiony". Ale i tak najlepsza jest ta, która się jeszcze nie ukazała.

Jaką dowolną inną książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Myślę, że jest kilka takich powieści, przede wszystkim obyczajowych, takich jak "W słusznej sprawie" czy "To, co zostało", ale jednak wskażę serię powieści o Harry'm Potterze. Dlaczego? Bo dzięki tym książkom połknęłam bakcyla i czytam, czytam, czytam do dziś...

Pisarkę spotkacie na facebooku tutaj i tu.

I na zakończenie znana większości z Was i powszechnie darzona sympatią, autorka trzech opisywanych tu przeze mnie tytułów: "Szkoły żon""Po prostu bądź" oraz współtworzonej z Nataszą Sochą "Awarii małżeńskiej" (gdy klikniecie na tytuły książek przejdziecie do moich recenzji).

Magdalena Witkiewicz

Jaką swoją książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Z moją książką jest trudno. To zależy, czy ktoś lubi się śmiać, czy woli trochę popłakać ze wzruszenia. Jedno jest pewne: Wszystkie moje książki się dobrze kończą! Niezależnie jak wyboiste jest życie bohaterów po drodze, zawsze koniec będzie szczęśliwy. Do pośmiania się proponuję "Moralność pani Piontek", a do popłakania "Po prostu bądź".

Jaką dowolną inną książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Ostatnio po głowie chodzi mi książka Hilary Norman "Zamek Ella". Muszę do niej wrócić, jak na razie kupiłam używaną dwóm koleżankom. Niestety nie ma wznowienia i ebooków. Pamiętam, że tam był taki bardzo zły bohater! A zawsze polecam mojego ukochanego Musso. 

Panią Magdę znajdziecie tutaj i tu.

I jak kochani? Znacie te pisarki? Czytaliście któreś z poleconych przez nie książek, albo inne ich tytuły? Co o tych publikacjach sądzicie? A może dopiero teraz, po przeczytaniu tego posta, planujecie po jakieś sięgnąć? Po które konkretnie?

Zaczytanego tygodnia! :))

sobota, 25 lutego 2017

Z cyklu "Polecone przez autorkę" - moje wrażenia po lekturze "Sanatorium pod Zegarem"

Dzięki rozmowie z panią Lilianą Fabisińską – wpadłam na pomysł przeprowadzenia na blogu cyklu "Polscy autorzy polecają". Pani Liliana stała się w ten sposób pierwszą osobą, której zadałam pytania o książki, do jakich przeczytania najbardziej zachęca czytelników. Wśród własnych powieści pisarka wymieniła "Sanatorium pod Zegarem", więc właśnie od tej książki postanowiłam rozpocząć swoją przygodę. Czy było to owocne spotkanie? Zapraszam...
 
 
Opis z okładki

"Nina i Natalia nie znoszą się od pierwszego wejrzenia. Gdyby mogły, nie spotkałyby się nigdy więcej. Ale nie mają wyjścia... Los (oraz siostra przełożona, z którą się nie dysutuje) sprawia bowiem, że trafiają do tego samego ciasnego pokoiku w Sanatorium w Ciechocinku. Najbardziej niedopasowana para, jaką można sobie wyobrazić, skazana na siebie przez cztery długie tygodnie.
Gorzej być nie może, prawda?
Ale może! Ukochany Niny wyjeżdża samotnie w podróż, która miała być ich poślubną, po czym dziwnym trafem przestaje odbierać telefon i odpisywać na maile, a firma pod jej nieobecność zaczyna dryfować ku przepaści. Z kolei Natalia musi w tajemnicy przed siostrą przełożoną zniknąć z Ciechocinka na 24 godziny, by wykonać najważniejsze zdjęcie w swoim życiu.
W dodatku w sanatoryjnym basenie pływa nieboszczyk, którego nazwiska nie zna nawet wszystkowiedząca siostra przełożona.
Wszystko wskazuje na to, że zabić go mogły tylko Nina i Natalia. Czy przełamią niechęć i odeprą zarzuty, wspólnie rozwiązując tę zagadkę?
Ta powieść zadaje kłam stereotypom i przełamuje niejedno tabu. Ani pogodna staruszka, ani zimna bizneswoman nie są takie, jak się wszystkim wydaje.
A ich relacja zmienia się jak w kalejdoskopie."

Moje wrażenia po lekturze

"Sanatorium pod Zegarem" napisane jest przyjemnym, lekkim językiem. Wciąga swoją treścią, zaciekawia i wielokrotnie rozbawia. Z zainteresowaniem śledzimy przygody bohaterek i obracając kolejne strony książki nie zauważamy, kiedy dobiegamy do jej końca.
Wyrazistych bohaterów trudno nie obdarzyć szczerą sympatią. Ciężko też nie kibicować: w pomyślnym rozwiązaniu przez dziewczyny zagadki kryminalnej, w ich dążeniu do celów i wszelkich innych przygodach. 
Natalia i Nina – starsza kobieta, przepadająca za ziołami i pewną pelargonią oraz młoda bizneswoman, która starość odpycha od siebie jak może. Czy mogą porzucić niechęć i dogadać się, przynajmniej w takim stopniu, by każda mogła zrealizować swój cel? Czy wpadną na rozwiązanie zagadki dotyczącej zwłok znalezionych w basenie i dowiedzą się, kim jest tajemniczy nieboszczyk, o którego śmierć mogą zostać oskarżone?
Podczas lektury spotykamy również innych, interesujących bohaterów: siostry Niny, pana Stefana, podkomisarza Baltazara Szprota, nad wyraz przejętą swą rolą siostrę przełożoną oraz kilka innych, barwnych drugoplanowych postaci. No, nie można też zapomnieć o Maksie. I nie mówię tu o osobniku ludzkim. ;)
Jeśli zajrzycie do "Sanatorium pod Zegarem" będziecie mieli okazję nie tylko odwiedzić wspomniane w tytule sanatorium w Ciechocinku, ale również obejrzeć ołtarz Wita Stwosza w Kościele Mariackim w Krakowie z dość nietypowego punktu widzenia, zgłębić swą wiedzę z zakresu botaniki, a wielu z Was, podobnie jak mnie, zauroczy też pewien pomarańczowy fiacik. ;)
Ogromnie mi się spodobało, że wszystkie rozpoczęte w powieści wątki zostały wyjaśnione i podomykane na jej końcu, choć o niektórych z nich nawet nie pomyślałabym, że wymagały wyjaśnienia. Zagadki kryminalne zostały rozwiązane, Natalia i Nina wróciły do swych domów, a my kończąc lekturę od razu mamy ochotę dowiedzieć się, jakie przygody spotkają bohaterki w kolejnej część powieści, zatytułowanej "Weranda na Czarcim Cyplu".
Autorka przeprowadziła doskonały research do książki i choć prawda miesza się w niej z fikcją literacką – dzięki przeczytaniu "podziękowań" dowiadujemy się, co jest faktem, a co wymysłem w książce. Sama lektura podziękowań jest w dodatku równie przyjemna, jak lektura książki.
To może na koniec jeszcze kilka cytatów?

"Siedziałam na tej ławeczce, wciśnięta plecami w ścianę, i cała się trzęsłam.
Mój wzrok co chwilę biegł w stronę basenu. Tak, jakbym nieustannie musiała się upewniać, czy trup wciąż tam jest.
Był. Z tej odległości mogłam stwierdzić tylko, że jest nagi. Z wody wystawały białe pośladki. Męskie czy damskie? Stare czy młode? Nie byłam pewna. Dupa jak dupa. Duża, jasna, chyba nieowłosiona. Mogła należeć do kogokolwiek."

"... z pierwszą miłością jest jak z pierwszym naleśnikiem. Niemal nigdy się nie udaje."

"Zawsze będzie coś, czego nie zrobiliśmy, jakaś zła decyzja, przegapiona chwila. Nie cofniesz czasu. Ale masz do dyspozycji cały ten czas, który jest teraz. Tę chwilę, ten dzień. Jeśli spędzisz go na myśleniu o tym, czego nie zrobiłeś wczoraj, też go stracisz. A przecież masz nad nim władzę. Jest cały twój."


A Wy czytaliście już jakąś książkę Liliany Fabisińskiej? Zachęcicie mnie do lektury jakiejś konkretnej? A może macie w planach sięgnięcie po powieści tej autorki?

czwartek, 23 lutego 2017

Projekt "Polscy autorzy polecają" rusza. :)

Moi kochani!

Serdecznie zapraszam Was na projekt, któremu poświęciłam ostatnio sporo czasu (nadal poświęcam, bo jeszcze nie koniec mojej pracy, ale już z górki). Był to jednak czas, który dodał mi skrzydeł. A wszystko za sprawą naszych wspaniałych pisarzy (głównie pisarek, bo jakoś tak wyszło, że przede wszystkim panie prosiłam o udział ;) ). Niektórzy z nich udzielili mi odpowiedzi na pytania i zamieniłam z nimi parę słów, a inni okazali się tak cudownymi ludźmi, że w kontakcie z nimi zostanę jeszcze dłuuugo. Wszystkim pisarkom i pisarzom, którzy zgodzili się wziąć udział w zabawie – z całego serducha dziękuję. :D
Moim celem było zapoznanie Was z książkami naszych cudownych twórców oraz najbardziej polecanymi przez nich tytułami. Dzięki temu możemy dowiedzieć się, które książki polskich pisarek i pisarzy mają dla nich największe znaczenie i które one/oni polecają, zarówno swojego autorstwa i dowolne inne, ale te, które uważają za szczególne. Możemy poznać upodobania znanych i kochanych przez nas autorów oraz twórczość tych, jeszcze przez nas nie odkrytych. Może te wpisy zachęcą Was, by sięgnąć po twórczość autorki/autora, której/którego jeszcze nie znacie? W zależności od długości odpowiedzi – w jednym poście będziemy mieli przyjemność spotkać się z czterema – pięcioma pisarkami/pisarzami, a kolejne wpisy będę wstawiała co 2-3 dni.

Jeśli czytają to autorzy – z przynajmniej dwiema wydanymi książkami – i mieliby chęć wziąć udział w zabawie – serdecznie zapraszam do kontaktu

przez pocztę elektroniczną: edytastefan@poczta.onet.pl

lub przez mój fanpage na fb.

To co? Zaczynamy? :)

Mój pomysł zrodził się podczas rozmowy z Panią Lilianą Fabisińską, w czasie gdy pochłaniałam jej "Sanatorium pod Zegarem" (wkrótce pojawi się tu recenzja książki), więc od Pani Liliany zaczynamy.


Jaką swoją książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

To zależy... Są chyba dwie frakcje, jedna woli te weselsze książki, czyli 'Sanatorium' i jego ciąg dalszy ('Weranda na Czarcim Cyplu'), oraz jeszcze chyba lżejszą 'Z jednej gliny'... druga frakcja woli 'Córeczkę' i 'Śnieżynki', czyli książki cięższe, poważniejsze trochę... Ja najwięcej serca zostawiłam chyba w 'Córeczce', wciąż nie do końca ją z siebie strząsnęłam...

Jaką dowolną inną książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Z tych "na świecie" to jednak John Irving to moja największa miłość, i jego 'Jednoroczną wdowę' mogę czytać przynajmniej raz w roku...

A jeśli macie ochotę dowiedzieć się więcej na temat Pani Liliany, śledzić, co u niej słychać wpadajcie tutaj.

Wczoraj premierę miała książka "Nie czas na zapomnienie" Pani Agnieszki Walczak – Chojeckiej. Ciekawi jesteście jakie lektury poleca autorka? Oto jej odpowiedzi.

 
Jaką swoją książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Z moich książek poleciłabym najbardziej oba wydane dotąd tomy Sagi Bałkańskiej czyli "Nie czas na miłość" i "Nie czas na zapomnienie".

Jaką dowolną inną książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Z innych polecam sagę "Stulecie Winnych" Ałbeny Grabowskiej i "Czarne skrzydła" Sue Monk Kidd.

A żebyście mogli śledzić, co u autorki słychać zapraszam tu i tutaj.

Kolejna pisarka to autorka cyklu "Rozlewisko", "Lilki", "Ireny" i 17 innych tytułów. Mowa oczywiście o Małgorzacie Kalicińskiej.


Jaką swoją książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Moją? To zależy od potrzeby czytelniczej. Ale skoro jedną, to może moją rozmowę z dorosłą córką? Tyle się słyszy o niesnaskach między pokoleniami, a kobiety powinny się wspierać, lubić, więc ta nasza z Basią rozmowa "Kochana Moja Rozmowa przez ocean" jest książką o tym jak rozmawia mama z córką zwłaszcza gdy są w znacznym oddaleniu. Ja – mama wiele się z niej dowiedziałam o moim własnym dziecku. Jaką się stała kobietą, co myśli, jak sobie ułożyła życie i co wyniosła z rodzinnego domu. Podobno (tak mówią czytelniczki) wzruszająca i fajna lektura.

Jaką dowolną inną książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

To chyba jednak rzecz trudna i wyjątkowa. Książka o Afryce Marcina Kydryńskiego "BIEL". Gdy się wczytać to okaże się że nikt i nigdy tak Afryki współczesnej nie przedstawił. Język Marcina – bogaty, piękny i poetycki (dla niektórych nad miarę) jest odpowiedni do tego by ten ląd opisywać a paradoksem jest to, że przy pomocy tego bogatego i pięknego języka, Kydryński opisuje brzydotę, ból, dno człowieczeństwa i dramat tego lądu. Choć oczywiście w kontrze do niezwykłego piękna natury, która gra tu drugie skrzypce. To niemal filozoficzne dzieło napisane językiem poetyckim – niezwykłe zjawisko. 

Panią Małgorzatę znajdziecie tutaj.

I na koniec autorka, której dwie książki miałam już przyjemność czytać i recenzować. Mowa tu o "Szukając szczęścia" (moja opinia) oraz o "Finezji uczuć" (wrażenia tutaj) Anety Krasińskiej.


Jaką swoją książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

W swoich powieściach poruszam tematy trudne czy kontrowersyjne. Tak też było w przypadku „Odroczonych nadziei”, książki dotykającej problemu przewlekłej choroby, na którą dotychczas nie wynaleziono lekarstwa, a każdy dzień pogrąża chorego i jego najbliższych w otchłani niepewności. Na tle codziennych wyzwań związanych z opieką nad chorą matką Aldona popada w rutynę, która odbija się na jej życiu osobistym, pozbawiając ją chęci walki o prawo do własnego szczęścia. Zwątpienie przeplata się z bólem istnienia, a brak wiary w lepszą przyszłość skutecznie ograniczą ją, sprawiając, że zaczyna się chować we własnym pancerzu.
Odroczone nadzieje” to powieść, w której poszukuję odpowiedzi na pytanie, jaką wartość dla człowieka ma nadzieja i jak wiele jest w stanie dać z siebie, nie bacząc na poniesione straty…

Jaką dowolną inną książkę najbardziej poleciłaby Pani czytelnikom?

Za wyjątkową i godna polecenia uważam powieść pt.: „Inny chłopiec” Willy’ego Rassella, która stała się dla mnie inspiracją do wnikliwego szukania przyczyn ludzkiego działania oraz do tego, by nie oceniać drugiego człowieka zbyt pochopnie. Jest to rewelacyjna powieść pokazująca, jak mało potrzeba do tego, aby zniszczyć ludzkie życie. Choć zazwyczaj nie wracam do książek, które już przeczytałam, to w przypadku tej powieści zrobiłam wyjątek i szczerze przyznam, że za drugim razem zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie, a tytułowy chłopiec, który przez wszystkich uważany jest za tępego, dla mnie jest kimś wyjątkowy, kto nie boi się wyrażać własnych myśli, pragnień i dążeń.

Jeśli macie chęć zajrzeć do autorki możecie wpaść na jej bloga tutaj oraz na profil facebookowy.

I jak Wam się podoba takie polecanie lektur przez autorów? Ja już sięgnęłam po książki kilku autorek, których twórczości nie miałam możliwości wcześniej poznać i powiem Wam, że jest to wspaniała przygoda.
Które z przedstawionych autorek znacie? Lubicie ich prozę? Jakie książki tych pisarek możecie polecić innym? A może jakieś nie przypadły Wam do gustu?
No i... czyich odpowiedzi jesteście ciekawi teraz najbardziej (tu przypominam spis autorów, którzy pojawią się w postach).
Lista kolejnych pisarzy również pojawi się wkrótce. Czyją odpowiedź chcielibyście ujrzeć najbardziej? :)

poniedziałek, 20 lutego 2017

"Smażone zielone pomidory" Fannie Flag to...

I w końcu przeczytałam książkę do której od dawna już się przymierzałam, a mianowicie "Smażone, zielone pomidory". Do rzeczy zatem...


Nie zgadniecie od czego zacznę...
Tak, oto... opis z okładki książki :D

"Evelyn przechodzi ciężkie chwile – twierdzi, że jest za młoda, żeby być starą, i za stara, żeby być młodą. Gdy odwiedza teściową w domu spokojnej starości, poznaje wiekową panią Threadgowe. Kobieta zaczyna opowiadać Evelyn historię swojego życia...
We wspomnieniach wraca do lat 30. XX wieku i do kawiarni w Whistle Stop Cafe, prowadzonej przez dwie przyjaciółki. Jest ona ulubionym miejscem spotkań mieszkańców małego miasteczka w Alabamie. Tu każdy gość może liczyć na pyszną pieczeń, aromatyczną kawę i kawałek ciasta z kremem kokosowym. Za smakowitym menu kryje się jednak o wiele więcej: namiętności, dramaty, śmiech, a nawet.. zbrodnia.
Poznając losy przyjaciółek Evelyn uświadamia sobie, że najwyższy czas dokonać w swoim życiu kilku istotnych zmian."

Moja opinia o książce

"Smażone zielone pomidory" to przepiękna powieść, którą rozumie się tak naprawdę, gdy doczyta się ją do końca.
Gdyby zerknąć na to pobieżnie można by rzec, że książka opowiada dwie historie – Evelyn – znudzonej życiem, nie zauważanej przez męża kobiety, odwiedzającej teściową w domu starców oraz pani Threadgoode – staruszki, pensjonariuszki tego miejsca, która pewnego dnia dosiada się do Evelyn i zaczyna opowiadać o swoim życiu w miasteczku Whistle Stop w Alabamie. Jeśli jednak dojdziemy do końca historii – pamiętamy obrazy wielu pobocznych historii. Pobocznych, a jakże każda z nich staje się wówczas istotna.
To historia niejednostajna: w dużej części smutna, czasem radosna, wprawiająca w melancholię i zadumę, ostatecznie jednak optymistyczna. Niby bez problemu można ją odłożyć na jakiś czas na półkę, ale kiedy wraca się do tego świata – zatapia się w nim. Przeżywa się losy bohaterów – nie tylko tych pierwszoplanowych, ale wszystkich bez wyjątku. Autorka nie sprawia, że w momencie kiedy ktoś umiera – ronimy łzy, czytając długie opisy, ale mimo, że bohatera znaliśmy przez chwilę a Fannie Flag poświęciła jego historii zaledwie kilka stron – czujemy smutek i żal. Początkowo możemy mieć problem z nadążeniem za przeskokami między poszczególnymi postaciami oraz przejściami czasowymi zastosowanymi w powieści. Gdy jednak skończymy czytanie opowieść składa się w całość, a bohaterowie nieodmiennie pozostają w naszych sercach i umysłach. Ilekroć później patrzymy na okładkę książki – wspominamy poznane osoby i ich historie, jak byśmy sami żyli w tym małym miasteczku.
Dotąd długo się zastanawiałam, gdy ktoś zapytał mnie, jakie miejsce związane z bohaterami książkowymi chciałabym odwiedzić najbardziej. Dziś bez wahania mówię – byłyby to miejsca, które opisała Fannie Flag w swoich "Smażonych zielonych pomidorach".

"To dziwne, że taka dziura potrafiła tak zbliżyć do siebie ludzi".

Podczas lektury książki towarzyszy nam wiele różnorodnych emocji, naprzemiennie czujemy radość i smutek, śmiech i ból, zdenerwowanie, niepewność, spokój, czy melancholię. Nic dziwnego, bo wiele tematów porusza w niej autorka. Czytamy o miłości i samotności, przyjaźni i nienawiści, życiu i śmierci, przemocy, zbrodni, rasizmie, seksie i prostytucji – żadnej z tych kwestii Fannie Flag nie pominęła w swoim dziele.
Większość bohaterów niemal od początku z całego serducha pokochałam. Jedynie Evelyn, zupełnie zrezygnowana kobieta, była postacią nijaką:

"Kiedyś była dziewicą, by jej nie wyzywano od puszczalskich i dziwek; wyszła za mąż, by jej nie wyzywano od starych panien; udawała orgazm, by jej nie wyzywano od oziębłych; urodziła dzieci, by jej nie wyzywano od bezpłodnych; nie została feministką, by jej nie wyzywano od dziwaczek nienawidzących mężczyzn; nigdy nie narzekała i nie podnosiła głosu, by jej nie wyzywano od zrzęd..."

I to przemiana Evelyn jest kolejnym punktem, za który należy się autorce książki wielki szacunek. Tu nie ma prostej drogi, w rodzaju "była oziębła, zrezygnowana, nijaka, a po spotkaniu z panią Threadgoode nagle stała się otwartą, pełną życia i radosną kobietą". O nie! Ta przemiana, jej następujące po sobie etapy, opis uczuć towarzyszących Evelyn przy każdym kolejno podejmowanym kroku... - mistrzostwo!


Nie obyło się też bez śmiechu:

"-No, kochana, Veście Adcock kompletnie odbiło. Dziś o czwartej po południu weszła do naszego pokoju, złapała basenik z mlecznego szkła, w którym pani Otis trzyma szpilki do włosów, i rzekła: 'Nasz Pan powiedział, że jeżeli twoje oko jest grzeszne, wydłub je', i wyrzuciła basenik ze szpilkami i resztą przez okno, po czym wyszła. Po jakimś czasie przychodzi ta mała kolorowa pielęgniarka Geneene z basenem pani Otis, który znalazła na podwórku, i mówi, żeby się nie denerwować, bo pani Adcock przez cały dzień wyrzuca różne rzeczy z pokojów innych..."

Albo sytuacja na parkingu przed sklepem, gdy Evelyn próbowała zaparkować samochód (akurat przyjechała na zakupy dużym autem męża, więc było jej ciężko stanąć) na wolnym miejscu i wcisnęła jej się tam samochodem jakaś młoda dziewczyna, która przyjechała z koleżanką.

"Evelyn otworzyła okno i powiedziała (...)
-Przepraszam, ale czekałam na to miejsce, a wy je zajęłyście przede mną.
Dziewczyna spojrzała na nią z głupim uśmiechem i odparła;
-Spójrzmy prawdzie w oczy, jestem młodsza i szybsza niż pani. - Po czym obie poczłapały do sklepu w swych butach na gumowe paski.
Evelyn popatrzyła na volkswagena z naklejonym napisem Z DROGI CHAMY.
Dwadzieścia minut później dziewczyna i jej koleżanka wyszły ze sklepu w sam raz na czas, by zobaczyć, jak ich wszystkie cztery felgi fruwają po parkingu, kiedy Evelyn gruchnęła w volkswagena, cofnęła się i walnęła weń raz jeszcze. Zanim rozhisteryzowane dziewczyny dobiegły do samochodu, Evelyn zdążyła go prawie zupełnie zmiażdżyć.
Ta wysoka wpadła w szał, zaczęła się drzeć i szarpać za włosy.
-Jezu! Pani zobaczy, co pani zrobiła! Zwariowała pani!?
Evelyn wychyliła się z okna i powiedziała spokojnie:
-Spójrzmy prawdzie w oczy, złotko, jestem starsza i mam większe ubezpieczenie. - Po czym odjechała."

Do tego masa przepięknych sentencji:

"...serce może pęknąć, ale i tak bije dalej."

"Ci, którzy cierpią, mówią najmniej."

"...Bóg nigdy nie zamyka jednych drzwi, jeżeli nie chce otworzyć drugich."

Myślę, że dojrzałe osoby zrozumieją treść, przekazy płynące z tej książki, a opisana historia na zakończenie ułoży się w cudowną całość. Jeśli jednak ktoś pogubi się w kolejno następujących zdarzeniach – polecam obejrzenie filmu, który jest wspaniałym dopełnieniem lektury.
Mogłabym jeszcze pisać wiele, o bohaterach, opisanych wydarzeniach i samym miasteczku, tylko co to Wam da. Wy musicie sięgnąć po tę powieść i poczuć to, co ja czuję teraz. 


"Teraz Artis jest małym chłopcem, a jego mama gotuje w kuchni na zapleczu kawiarni... Och, nie plącz się mamie pod nogami, dostaniesz ścierką po głowie... Jest i Ptaszyca, i Willie Boy... i słodki Jasper... jest i babcia Sipsey, która macza chleb z mąki kukurydzianej w miodzie... panna Idgie i panna Ruth... traktują cię jak białego... i Kikutek... i Smokey Samotnik..."

I co Wy na to, Kochani?

niedziela, 19 lutego 2017

Zapraaaaszaaaaam!!! :D

Witajcie!

Znowu się chwalę, ale nie mogę się powstrzymać. Jestem ogromnie podekscytowana, gdyż lada dzień gościła będę na blogu same cudowne postacie, a mianowicie...


Lilianę Fabisińską



Agnieszkę Walczak – Chojecką



Małgorzatę Kalicińską



Anetę Krasińską



Magdalenę Trubowicz



Ałbenę Grabowską



Magdalenę Majcher



Krystynę Śmigielską



Magdalenę Witkiewicz



Gabrielę Gargaś



Sylwię Trojanowską



Olgę Rudnicką



i naszego (jak na razie rodzynka) Alka Rogozińskiego.

Jak Wam się podoba skład autorski? Bo mi szalenie! A to jeszcze nie wszyscy! :D
Ciekawi co dla Was szykuję? Musicie być tu razem z nami ;)

czwartek, 16 lutego 2017

"Natalii 5" Olgi Rudnickiej - kryminalna przygoda pięciu szalonych sióstr ;)

Dotąd przeczytałam dwie książki Olgi Rudnickiej i choć "Zacisze 13" (tu są moje odczucia odnośnie lektury) nie wywarło na mnie takiego wrażenia jak "Fartowny pech" (tutaj recenzja) to ta ostatnia tak mi się spodobała, że z pewnością niejedną książkę pisarki jeszcze przeczytam. Gdy wyjątkowo tanio dorwałam na grupach sprzedaży książek na facebooku serię o Nataliach – z przyjemnością ją kupiłam, a w ostatnich dniach – pochłonęłam.


Co nieco o treści książki – opis z okładki

"Policja otrzymuje zgłoszenie o samobójstwie. Zamknięty od środka pokój. Martwy mężczyzna. Broń, na której znajdują się wyłącznie odciski jego palców. Jednak zdaniem przybyłego na miejsce komisarza Potockiego nie mogło to być samobójstwo. Ślady wykluczają również morderstwo. Zagadkowa śmierć jest dopiero początkiem zdarzeń, które skomplikują spadkobierczynie denata. W gabinecie notariusza pojawia się pięć kobiet. Każda z nich rości sobie prawo do spadku. Każda z nich miała powód, by zabić. Każda z nich będzie kłamać i oszukiwać, by odzyskać zaginiony spadek.

Moje małe sprostowanie co do ostatnich zdań

Pięć kobiet – Natalii zresztą ;) - o których mowa powyżej należy się spadek po tatusiu i wcale nie będą musiały kłamać i oszukiwać, by go odzyskać. Każda z nich coś otrzyma. Natomiast będą kłamały i oszukiwały próbując odnaleźć coś, czego przez lata poszukiwał ich "tatuś".
Pięć pań o zupełnie różnych charakterach, historiach, wartościach zamieszkuje pod jednym dachem próbując rozwikłać zagadkę zaginionego "skarbu" – i tu zaczyna się zabawa. :D

Wrażenia po lekturze książki

"O kimś, kto umarł, mówi się, że odszedł. Ale w tym przypadku
z jednym odejściem jest związane tyle nadejść, że głowa boli".

"Natalii 5" czytałam z ogromną przyjemnością, czas przy niej mijał mi lekko i szybko – 550 stron pochłonęłam w kilka dni. Krótkie rozdziały, dość duży, wyraźny druk i ciekawa, zabawna fabuła sprawiły, że kartkując książkę, stronę za stroną – zdumiałam się, jak niepostrzeżenie dotarłam do jej końca. Już nie mogę doczekać się, kiedy w me łapki dorwę "Drugi przekręt Natalii" – jej kolejną część.
Bardzo podobało mi się, że sprawa poszukiwania "skarbu" przypadła w udziale nie doświadczonym detektywom, ale pięciu szalonym, zwyczajnym/niezwyczajnym kobietom, z których każda odznacza się niepowtarzalną osobowością. Nic dziwnego, że niemal od razu szczerym, gorącym uczuciem obdarzyłam bohaterki powieści: Natalię, Annę, Natę, Magdę, Natkę (wielki szacunek dla autorki, że nie pogubiła się pisząc o nich wszystkich, szczególnie gdy zamieszkały pod wspólnym dachem i znajdowały się w jednym pomieszczeniu :D ), ale także komisarzy – Adriana Potockiego, Marcina Kurka, a nawet komisarz Wolińską (która w książce nie odegrała znaczącej roli, a jednak wpadła do worka z moimi ulubieńcami ;) ).
Cały czas ciekawiło mnie, jakiego skarbu poszukiwał ojciec kobiet przed śmiercią i wytrwale towarzyszyłam im w opukiwaniu podłóg i ścian, kuciu dziury w podłodze, a nawet w wyprawie na cmentarz i łażeniu po tunelach podziemnych, aby odkrywać kolejne części zagadki i dążyć do jej rozwiązania. Książka niejednokrotnie mnie zaskakiwała – bohaterki nieźle musiały napocić się, aby rozszyfrować zagadkę "skarbu", a także śmierci własnego ojca. Jednocześnie poznajemy codzienne życie Natalii, ich osobiste historie, obserwujemy przebieg kolejnych dni ich wspólnego życia.
Okładka książki doskonale oddaje jej treść. Patrząc na nią – oczyma wyobraźni widziałam rozgrywające się w tym domu sytuacje.
Olga Rudnicka bawi i zaciekawia czytelnika do tego stopnia, że trudno oderwać się od książki. 

"-Chwila, chwila, nasz ojciec nie żyje, więc powinien pan nam udzielić informacji dotyczących jego śmierci! - zdenerwowała się Nata. - To świństwo, co pan robi!
Pozostałe dołączyły do niej, przekrzykując się z oburzeniem. Anna tylko wzniosła teatralnie oczy do góry. W zasadzie zgadzała się z oburzonymi siostrami, ale poczucie godności nie pozwalało jej zachować się równie niestosownie.
-Cisza! Cisza! - wrzasnął Potocki – Do jasnej cholery! Nie dziwię się, że wasz ojciec strzelił sobie w łeb! Przecież wy wszystkie razem potraficie doprowadzić człowieka do obłędu!"


Mieliście już przyjemność czytać tę książkę? Albo inne pozycje Olgi Rudnickiej? Które polecacie, a jakie nie przypadły Wam do gustu? Koniecznie podzielcie się ze mną swoimi spostrzeżeniami w komentarzach.
 

wtorek, 14 lutego 2017

"Awaria małżeńska" Nataszy Sochy i Magdaleny Witkiewicz

Dziś przybywam do Was z "Awarią małżeńską", która powstała we współpracy Nataszy Sochy i Magdaleny Witkiewicz.


O czym przeczytamy w książce? - opis z okładki

"Jak wygląda dom bez żon?
Pewnego dnia Mateusz i Sebastian, dwaj obcy
sobie faceci, stają się bliźniakami syjamskimi
złączonymi wspólnym losem
tymczasowych samotnych ojców.

Tylko czy dadzą radę sprostać wyzwaniom?"

I kilka słów ode mnie

Ewelina i Justyna, jadąc autobusem 122 uległy wypadkowi. Kierowca starał się uratować życie pewnego rudego kocura. Nie udało mu się to, natomiast nasze bohaterki znalazły się w szpitalu – jedna z poważnymi uszkodzeniami ręki, druga – nogi. Jak można się domyślić opieka nad dziećmi przypadła mężom poszkodowanych. Sebastian Wiśniewski, mieszkający w pracy, od kiedy żona wyrzuciła go z domu, musiał do niego wrócić i zająć się córką Emilką i synem Brunonem (pierwszoklasistami), Mateusz zaś stał się pełnoetatowym tatą 5-letniego Kacpra (uczulonego na gluten przedszkolaka) i 11-letniej Olgi. 

Moja wrażenia

Co tu dużo mówić – książka ogromnie mi się spodobała, stała się doskonałą odskocznią od czytanych w styczniu, poważniejszych, innych tematycznie i smutniejszych lektur. Pochłonęłam ją podczas kilku krótkich podejść – i to jest jej największa wada. ;)
Książka kojarzyła mi się z programem telewizyjnym "Tata sam w domu", który lubiłam nieraz sobie pooglądać.
Lektura "Awarii małżeńskiej" wywołała we mnie przede wszystkim moc radości – podczas czytania uśmiechałam się pod nosem, śmiałam, a nieraz wręcz głośno rechotałam. Na szczęście domownicy przyzwyczajeni są do takich nietypowych zachowań w moim wykonaniu podczas czytania książek. ;)
Nasi tatusiowie nie zostali oszczędzeni przez autorki. Sebastian i Mateusz musieli poradzić sobie z codzienną opieką nad dziećmi, przygotowaniem i odprawieniem ich do szkół, lekcjami, dietami, obowiązkami domowymi, a oprócz tego: wszami, szczepieniem i nie zawsze upragnioną pomocą teściowej (która, aby pomóc wprowadza się nawet na jakiś czas do wnuków i zięcia).
Bardzo polubiłam bohaterów książki: Ewelinę i Justynę, początkowo nieokrzesanych ojców, wszystkie dzieciaki oraz Dżesikę – o której więcej dowiecie się, czytając to przezabawne dzieło. ;)
Ogromnie podobały mi się fragmenty, w których nasi męscy bohaterowie uświadamiali sobie, jak piękne chwile z życia ich dzieci przelatywały im gdzieś obok, a oni sami tak wiele tracili nie biorąc w nich udziału. Dlatego uważam, iż taka szkoła powinna spotkać każdego tatę (może nie koniecznie z połamaną małżonką) – żeby ten i ów mógł uświadomić sobie, jak wiele traci – nie zajmując się swoimi dziećmi i nie interesując się ich sprawami na co dzień. Tyle, że z kolei każda z nas powinna pozwolić tatusiowi na zajęcie się dziećmi. Chyba zbyt często uważamy, że my zrobimy coś lepiej i nie dopuszczamy naszych mężów do zadań, z którymi oni wcale nie gorzej by sobie poradzili (bo my zrobimy to szybciej, lepiej), a później mamy pretensje, że panowie "umywają ręce od obowiązków". Dlatego z drugiej strony czasem i mamuśki ktoś powinien złapać "za łby", zatkać usta – i dać panom możliwość wykazania się. ;)
Książka uświadamia nam jak łatwo, żyjąc ze sobą na co dzień, zapominamy o tym, za co pokochaliśmy naszego partnera, jak z dnia na dzień przestajemy spędzać razem czas, doceniać wzajemne starania i wpadając w tok codziennych obowiązków, coraz bardziej odsuwamy się od siebie. Bo przecież o związek trzeba dbać cały czas, szczególnie, gdy trwa on dłużej, a w pakiecie mamy jeszcze dzieci, którym trzeba poświęcać szczególnie dużo uwagi.


To może na koniec kilka cytatów? :)

"Przed pójściem do szkoły wszedł do apteki.
Cholera, co za upokorzenie. Do tej pory kupował tu tylko prezerwatywy oraz ewentualnie lekarstwa dla dzieci.
Tysiąc razy wolałby teraz kupować prezerwatywy, nawet o smaku żurawiny, niż preparat antywszowy.
Czuł się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy miał szesnaście lat i owinięty szalikiem, w kapturze naciągniętym głęboko na twarz, oczywiście w celach kamuflażu, kupował swoje pierwsze w życiu gumki. Założył się wtedy z kolegą. Zakład wprawdzie wygrał, ale co się napocił i nawstydził – to jego.
Teraz jednak chciałby znowu być szesnastolatkiem, który nie ma pojęcia, że w aptece kupuje się znacznie gorsze rzeczy niż paczka prezerwatyw. Płyn na wszy... Znaczy przeciw wszom. Już nawet zakup sprzętu do lewatywy wydawał mu się mniej upokarzający."

"Wieczorem Mateusz wszedł pod prysznic, ale zanim odkręcił wodę, runął jak długi, boleśnie się przy tym obijając. Wstał, ostrożnie macając kolejne kości, bo jeszcze tylko tego brakowało, żeby dołączył do Justyny. Na szczęście był cały, choć w pewnych okolicach ciała zaczęły pojawiać się spore siniaki.
-Ostrożnie z prysznicem. Jest zabezpieczony preparatem nabłyszczającym – dobiegł go nagle głos teściowej, a Mateusz dałby sobie głowę uciąć, że słyszał w nim nuty szyderstwa.
-To sobie właśnie nabłyszczyłem dupę – szepnął tylko, po czym wziął głęboki oddech i głośno podziękował za ostrzeżenie."

"-Wyczytałem kiedyś, że kobieta jest jak otwarta książka. Wprawdzie o fizyce kwantowej i po chińsku, ale otwarta..."

"-Znalazłem go... - Głos Mateusza był jakiś dziwny. Lekko przyduszony, ale wyraźnie wściekły.
-Kogo, przepraszam, znalazłeś? - spytała Justyna. Swoją drogą, już dawno nie słyszała tak podminowanego męża.
-Nie kogo, a co. Twój tajny miecz laserowy. Szkoda tylko, że nie świeci!
Justyna przez chwilę miała wrażenie, że Mateusz albo pomylił osobę, do której chciał zadzwonić, albo się upił, albo po prostu zwariował.
-Nie zamierzasz mi tego w żaden sposób wyjaśnić? - Był naprawdę wściekły.
-Mógłbyś wyrażać się jaśniej? Powiedz od razu, kogo lub co znalazłeś, bo kompletnie nie rozumiem, dlaczego mnie atakujesz? I przypominam ci, że to kobiety są mistrzyniami w zawiłym przekazywaniu informacji, więc nie próbuj mnie nieudolnie naśladować.
-Chcesz jaśniej? Proszę bardzo! Znalazłem twój wibrator!..."

"Awaria małżeńska" to książka którą przytulam do serca, kładę na półce i za nic w świecie nie oddam. Zasili ona grono moich ulubionych książek i będzie pocieszała w trudniejszych chwilach mnie oraz moich znajomych. 


A Wy? Czytaliście już "Awarię małżeńską"? Jak Wam się podobała? A może macie ją w planach?