piątek, 30 grudnia 2016

"Anioł do wynajęcia" Magdaleny Kordel - najwspanialsza współczesna opowieść wigilijna

W poprzednim poście nie bez powodu pisałam, że "Anioł do wynajęcia" to najwspanialsza opowieść świąteczna, jaką przeczytałam w tym roku i z całą pewnością zasługuje na miano najpiękniejszej współczesnej opowieści wigilijnej.



Co nieco na temat treści książki – opis z okładki

"Uwierz w cuda i rozejrzyj się dookoła -
może i ty zostaniesz czyimś aniołem?

Gdybyś całkiem przypadkiem, tam u siebie na górze,
miał jakiegoś bezrobotnego anioła, anioła do wynajęcia,
to pamiętaj o mnie. Bardzo proszę.
A, i gdybyś mógł mi pomóc w tym, żebym tak do końca
nie zapomniała, czym jest miłość i radość...

Michalina ma kłopoty. Została sama, bez środków do życia
i bez dachu nad głową. Cały świat wydaje się być przeciwko niej.
Kiedy jest już tak źle, że zaczyna tracić nadzieję, ktoś
niespodziewanie zaprasza ją na kubek herbaty z cynamonem.
Ktoś wysłucha z uwagą, przygarnie do serca, da nadzieję.
Czy jednak tam w górze ktoś nad nią czuwa? Dobry duch,
zaginiony Anioł Stróż?

Anioł do wynajęcia to niezwykła historia. Otula jak ciepły koc,
rozgrzewa jak filiżanka cynamonowej herbaty,
a przede wszystkim przywraca wiarę w ludzi i daje nadzieję.
Daj się porwać niezwykłej magii tej opowieści."

Moja opinia :)

"Anioł do wynajęcia" to pełna ciepła i wzruszeń opowieść, bywa smutna, ale też wielokrotnie mnie rozbawiła (w niektórych momentach wręcz wybuchałam głośnym śmiechem).
Magdalena Kordel wykreowała bardzo ciekawych bohaterów. Szczególnie upodobałam sobie panią Nelę – zgryźliwą i zasadniczą starszą kobietę, która nie lubi sprzeciwu, a w rzeczywistości okazuje się jedną z najbardziej anielskich postaci w powieści. Mimo, iż nie przepadam za książkami przedstawiającymi przystojnych, mądrych, uczynnych, wręcz idealnych mężczyzn, w tej powieści ogromnie polubiłam Kostka (Konstantego). Inne ważne postacie także wzbudziły moje ciepłe uczucia.
Lektura "Anioła do wynajęcia" pobudza w czytelniku chęć, by choć przez chwilę tu na ziemi spełnić nawet niewielką rolę anioła wobec drugiego człowieka. Albowiem nie trzeba zbawiać całego świata, wystarczy że jednej osobie okażemy życzliwość i wsparcie, a ona okaże ciepło innej osobie – aby poczuć oddziaływanie aniołów na ziemi.
Ta piękna powieść niesie też ze sobą naukę, że najbardziej nieprzyjemne wobec innych osoby – w rzeczywistości mogą nie być złe (tak, jak je zazwyczaj postrzegamy), ale jedynie smutne i samotne. Za skorupą niechęci i złośliwości starają się uchronić przed kolejnymi ciosami od losu i od innych ludzi.
Historia Michaliny bardzo mi się spodobała. Z ogromną przyjemnością śledziłam losy bohaterów książki i wytrwale im kibicowałam.
Opowieść może być czytana zarówno w okresie przedświątecznym, jak i w same Święta. Wspaniale bowiem wprowadza czytelnika w ten okres i wskazuje wartości, które powinny być w tym czasie (i nie tylko w tym) najważniejsze dla każdego człowieka.
Na końcu książki znajdują się przepisy na sernik staropolski oraz inne potrawy świąteczne. Podczas czytania jej miałam ogromną ochotę zaszyć się w kuchni (choć nie przepadam za gotowaniem ;) ) i przygotować ciasto na piernik staropolski, co w kolejnym roku z pewnością uczynię. 


"Anioł do wynajęcia" to lektura do której z przyjemnością będę wracała co roku. Może nawet nie koniecznie w okresie świątecznym, albowiem wartości przekazane w niej powinny być nam bliskie nie tylko w Święta, ale także każdego innego dnia roku.

Książkę serdecznie Wam polecam!

czwartek, 29 grudnia 2016

Współczesna opowieść wigilijna :)

W okresie przedświątecznym przeczytałam 4 książki, które miały wprowadzić mnie w ten szczególny okres. Były to: "Cicha 5" (zbiór opowiadań polskich autorów z roku 2014), "Księgarenka przy ulicy Wiśniowej" (tegoroczny zbiór opowiadań polskich twórców), "Anioł do wynajęcia" Magdaleny Kordel oraz "Opowieść wigilijna" Charlesa Dickensa.

Każda z tych książek ma coś w sobie. "Cicha 5" niektórymi opowiadaniami ujęła mnie, inne podobały mi się nieco mniej. Jedne z nich nawiązywały do okresu Świąt w większym, inne w mniejszym stopniu. Szczegółowo swoje wrażenia po przeczytaniu poszczególnych historii opisywałam Wam na blogu w grudniu.

 
"Księgarenka przy ulicy Wiśniowej" ujęła mnie bardziej niż "Cicha 5". Wszystkie historie w niej zawarte nawiązywały do pana Antoniego, który po latach działalności postanowił zamknąć na stałe swoją księgarnię i wyjechać do córki. Każdemu ze swoich stałych bywalców postanowił wręczyć na pamiątkę książkę. By poznać tytuły promowane w niej przez poszczególnych autorów opowiadań oraz historie bohaterów – koniecznie musicie przeczytać tę pozycję.

 
Czy o klasyku jakim jest "Opowieść wigilijna" powinnam pisać coś więcej? Autor wspaniale przedstawił historię przemiany Ezebenera Scroodge'a – nadzwyczaj oszczędnego (właściwie skąpiradła), niemiłego dla innych (odrzucającego ich) mężczyzny, którego kolejno odwiedzają 3 duchy: przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. To wspaniała opowieść, którą przed okresem wigilijnym przeczytać powinien każdy. Po jej pochłonięciu z przyjemnością obejrzę film na jej podstawie.


W moim odczuciu, spośród przedstawionych tutaj pozycji, na miano współczesnej opowieści wigilijnej najbardziej zasługuje "Anioł do wynajęcia" – dzieło jednej z moich ulubionych autorek - Magdaleny Kordel, o którym przeczytać więcej będziecie mogli na blogu w najbliższych dniach. Do lektury tej książki planuję wracać co roku w okresie przedświątecznym. :) To naprawdę piękna opowieść wigilijna, oddająca doskonale klimat świąteczny oraz mówiąca o tym, co tak naprawdę dla nas ludzi w te szczególne święta (i nie tylko) powinno być najważniejsze. :)



środa, 28 grudnia 2016

Magdalena i Kuba Kordel - dziękuję.

Niedługo przybędę do Was z książkowymi niespodziewankami (i jedną spodziewanką ;) ), jakie znalazłam pod choinką. Dziś natomiast przychodzę podzielić się swoją radością z powodu prezentu, który przyszedł do mnie 23.12.2016 r., za sprawą cudownej, jedynej i niepowtarzalnej Magdaleny Kordel oraz jej małżonka. A mowa tu o wyczekiwanych tomikach z moim (między innymi moim) opowiadaniem. :)

Oto moja paczucha :D




Tomik jest przepięknie wydany.




 
Jedyną wadą jest fakt, że aby czytać opowiadania będę musiała zaginać strony i później te zagięcia pozostaną widoczne (także na okładce).

Jednak Magdalena Kordel (pisarka za której książkami przepadam) spełniła moją prośbę i nic, co znajduje się w tomiku przy moim opowiadaniu nie jest bez znaczenia. Rodzinne zdjęcie i dedykacja wiele dla mnie znaczą. Magduś! Jeszcze raz ogrooomnie dziękuję Tobie i Twojemu wybrankowi za spełnienie jednego z moich marzeń. Jesteście wspaniali. <3


Przy okazji Was, kochani moi, zachęcam do wzięcia udziału przy tworzeniu kolejnego tomiku z opowiadaniami czytelników bloga MagdyW najbliższych dniach zapraszam tutaj na recenzję świątecznej książki pisarki pt. "Anioł do wynajęcia", a także moje opowiadanie z "Duchów przeszłości". Jesteście ciekawi? ;)

wtorek, 20 grudnia 2016

Ostatnia wizyta na "Cichej 5" - opowiadanie Magdaleny Witkiewicz

Swoją przygodę z książkami Magdaleny Witkiewicz rozpoczęłam od "Szkoły żon" (moja opinia tutaj)Ostatnio przeczytałam "Po prostu bądź", a w kolejce na półce czeka już "Awaria małżeńska". Przygoda z "Cichą 5" umożliwiła mi  ponowne, krótkie spotkanie z pisarką.



"-Co roku Mikołaj dostaje ponad pół miliona listów.
Najwięcej wysyłają Włosi, Brytyjczycy, a potem Polacy
z 55 tysiącami listów..."

Jak łatwo się jednak domyślić – wiele z tych listów nie trafia do odbiorcy. Prawdopodobnie składowane są gdzieś, gdzie wraz z innymi listami posiadającymi błędne adresy – po "odleżeniu" swojego czasu – zostają zniszczone.
Opowiadanie Magdaleny Witkiewicz pt. "List do Mikołaja" to historia mieszkającej w kamienicy przy ulicy Cichej 5 Maryli, którą poznajemy w wieku lat siedemdziesięciu i która postanawia spełniać co roku choć kilka życzeń przekazywanych Mikołajowi przez dzieci zamieszkujące na jej osiedlu. Dzieci, zwykle smutnych, które w świecie dorosłych nie otrzymują wsparcia, a Święta nie są dla nich czasem radości i zabawy, lecz raczej obaw i trosk, jak zazwyczaj bywa w ich życiu. W czynieniu dobra pomaga jej przyjaciel Janusz – tamtejszy listonosz.
Maryla od wielu lat mieszka sama, ale kto wie, może w nadchodzące Święta sytuacja się zmieni?
W opowiadaniu śledzimy kilka historii. Poznajemy nie tylko losy młodej Maryli i jej nieszczęśliwej miłości oraz przyjaźni z panią Gertrudą, ale także historię Marcina, od którego tak naprawdę wszystko się zaczęło. 


Powieść "List do Mikołaja" to przyjemna w lekturze, świąteczna historia. Mówi o przyjaźni, miłości, małych i większych cudach, które mogą nam się przydarzyć oraz w których możemy dopomóc. Pojawia się tu także wątek śmierci. W końcu to dodatkowe nakrycie i miejsce przy stole dostawiane przez nas do niego każdego roku służyć ma nie tylko przyjęciu w dniu Wigilii samotnego wędrowcy, lecz ma rónież przypominać nam o tych, których wciąż kochamy, a których już z nami nie ma.
Opowiadanie Magdaleny Witkiewicz nie jest może najlepszym z tomiku, ale zdecydowanie warte jest poznania. Miło spędziłam czas czytając je i przypomniało mi ono o tym co w świętach najważniejsze.

sobota, 17 grudnia 2016

Dzień szósty przy ulicy "Cichej 5" - opowiadanie Małgorzaty Wardy

Małgorzata Warda to jedna z autorek, których książki interesują mnie i dotąd przeczytałam jedną z nich. "Miasto z lodu" to pozycja, która kompletnie mnie zauroczyła. Dotyka bardzo ważnych tematów, pełna jest smutku i tajemniczości, niejednoznaczna i dająca do myślenia – ale o tym napiszę wkrótce, w którejś z zimowych recenzji. Tymczasem pragnę się z Wami podzielić wrażeniami po przeczytaniu opowiadania autorki, zamieszczonego w tomiku "Cicha 5".



Pewnego dnia, kilka tygodni przed Świętami, Janek (głowa 3-osobowej rodziny) wychodzi z domu do kolegi. Planuje do swych kobiet (żony i córeczki) wrócić za godzinę. Niestety ulega wypadkowi drogowemu. Gdy Pola (jego żona) przybywa do szpitala widzi męża leżącego na szpitalnym łóżku, podłączonego do kardiomonitora. Okazuje się, że mózg mężczyzny już nie pracuje. Janek zmarł, ale jego serce można jeszcze przeszczepić innemu człowiekowi – ratując jego życie. Czasu na decyzję jest niewiele.
Co postanowi kobieta? Czy wyrazi zgodę na przeszczep? Jak poradzi sobie sama z Emilką? Stanie na nogi po śmierci męża i zaopiekuje się córeczką najlepiej, jak potrafi, czy podda depresji?
Jednak podpowiem Wam co nieco. Otóż... Pola wyrazi zgodę na przeszczep. Ale aby uzyskać odpowiedzi na pozostałe pytania i poznać wzruszającą historię przeszczepionego serca – sami musicie przeczytać tę opowieść.


Po lekturach Małgorzaty Wardy, jakie wpadły w moje ręce (a dotąd było ich niewiele) mam wrażenie, że autorka pisze piękne, podejmujące trudne tematy i przejmujące historie. Czytając "Serce" na pewno się wzruszycie. Zastanowicie się nad przemijalnością życia, zechcecie spędzić trochę czasu z najbliższymi, a może nawet przemyślicie sprawę przeszczepu organów i podejmiecie ważne decyzje dotyczące Waszego życia?
Dzięki tej opowieści poznacie dwie historie, które połączy jedno serce. Znajdzie się w niej tajemnicza dziewczynka, która odwiedzi jednego z bohaterów w snach. I będą też Święta. Wprawdzie nie pełne radości, lecz nieco smutne i melancholijne, ale za to budzące nadzieję. :)

Polecam!


wtorek, 13 grudnia 2016

"Cicha 5" z opowiadaniem Nataszy Sochy - dzień 5


Jakiś czas temu za sprawą facebookowych grup czytelniczych odkryłam nową autorkę. Czytałam jej "Rosół z kury domowej", który bardzo mi się spodobał, a przed sobą mam "Awarię małżeńską", napisaną przez tę autorkę we współpracy z Magdaleną Witkiewicz. Mam wielką chęć, by później sięgnąć po jej kolejne dzieła. Mowa tu oczywiście o Nataszy Socha. Szczęśliwie w tomiku "Cicha 5" natrafiłam także na jej opowiadanie. :)



Natasza Socha napisała do świątecznego tomiku opowiadanie pt. "Niebieski język" i z całą pewnością po jego lekturze jak najprędzej sięgnę po kolejne książki autorki.
"Niebieski język" opowiada historię 72-letniej kobiety, której mąż zmarł. Agnieszka mieszka sama, jednak często kontaktuje się ze swym synem, synową, i przede wszystkim, wnukiem Kolą – homoseksualistą, którego kobieta kocha ponad wszystko. Nic dziwnego zresztą, bo 22-latek jest fantastycznym chłopakiem. Sama babcia zresztą jest równie wspaniała.

"Mam siedemdziesiąt osiem lat. Problem polega na tym, że nie czuję się na tyle. To tak, jakby ktoś wcisnął mnie w kombinezon z pomarszczonej skóry i kazał udawać babcię. Moje ciało jest pofałdowane. To, co w środku – zupełnie przeciwnie. Mój umysł nie pozwala mi się mentalnie zmarszczyć, co często wywołuje dysonans między tym, jak wyglądam, a tym, co mówię. Czy wiecie, jak wygląda jabłko, które przeleżało kilka lat w ocieplanym pomieszczeniu? To właśnie moja twarz. Ale tylko wtedy, gdy patrzę w lustro."

Niedługo po tym, jak poznajemy bohaterkę – doktor Wiertło wykrywa guza na jej lewym płucu. W tym momencie moglibyśmy nastawić się na smutną historię. Tymczasem opowieść, mimo poważnego tematu pełna jest dowcipu. Czytając ją wielokrotnie śmiałam się w głos.

"Jadę autobusem. Zaletą bycia pomarszczoną jest niewątpliwy zaszczyt otrzymywania miejsc siedzących. To nieprawda, że młodzież nie ustępuje nam miejsca. Młodzież ustępuje, gorzej z czterdziestoletnimi facetami z brzuchem i teczką. Kiedy taki już siądzie, odsapnie i ulokuje na swoich kolanach teczkę, jest głęboko nieszczęśliwy, gdy okazuje się, że musi jednak wstać. Wyjścia są dwa – albo zaczyna intensywnie szukać czegoś w kieszeniach, nie podnosząc głowy i nie rozglądając się na boki, albo wpatruje się przez okno z taką mocą, że zabija przelatujące gołębie. My, babcie, też mamy dwa wyjścia. Albo napieramy kolanami, torebką lub parasolem tak silnie, że facet musi w końcu na nas spojrzeć, albo chrząkamy i wzdychamy, sugerując tym samym, że za chwilę umrzemy i zaczniemy brzydko pachnieć. To również nie jest złośliwość. To walka o przetrwanie."

Humor dopisuje nam za sprawą szalonej babci i jej wnuka, którzy podejmują decyzję by nie poddać się chorobie i pokazać rakowi oraz światu język. 78-latka postanawia dbać o siebie i realizować swoje pragnienia, cieszyć się każdym dniem oraz robić drobne głupoty.
Nie wiem, jak Wy, ale ja często odnoszę wrażenie, że starszych ludzi traktuje się tak, jakby nie przysługiwało im prawo do radości, zabawy i śmiechu. Czy wiek i pomarszczone ciało ograniczają chęć dążenia do szczęścia? Czy starsi ludzie powinni chodzić wyłącznie na spacery do parku i do kościoła oraz trwać w ciągłej powadze? Zbyt często zapominamy o tym, iż młodzi zawsze nie będziemy, a czas pędzi nieubłaganie i przyjdzie moment, gdy nasza skóra przestanie być jędrna, a ciało zacznie odmawiać posłuszeństwa.
W opowiadaniu znajdują się wspaniałe myśli dotyczące podnoszenia się po śmierci bliskich osób. Nie jest ich wiele, a jednak utkwiły w mojej głowie, jako bardzo wartościowe. Nie będę ich cytowała, bo moja recenzja stanie się zbyt długa, ale uwierzcie mi... musicie przeczytać tę historię. Pośmiejecie się, wzruszycie i nieprędko o nim zapomnicie. Może bardziej docenicie dany nam dar – jakim jest życie? Może postanowicie w końcu korzystać z danych Wam chwil?
"Niebieski język" ledwie dotyka tematu Świąt, jednak Boże Narodzenie to doskonała okazja, by je poznać, bo przekazane w nim wartości – na pewno okażą się istotne. Opowiadanie to będzie wartościową lekturą w każdy inny dzień roku, dla osób w każdym wieku i obojętnie w jakim nastroju – radosnych utrzyma w tym stanie, smutnych pocieszy i rozweseli. To wspaniała historia!

niedziela, 11 grudnia 2016

Czwarte spotkanie na Cichej 5 - z panią Krystyną Mirek


Czwarta historia w tomiku "Cicha 5" wyszła spod pióra ogromnie lubianej przeze mnie autorki – Krystyny Mirek.


Opowiadanie "Wigilijna rzeźba" przedstawia historię samotnego rzeźbiarza, który mieszka przy ulicy Cichej i pod wpływem artystycznego natchnienia zakłóca sąsiadom hałasem nie tylko dnie, ale także ciszę nocną. Z tego powodu często odwiedzają go stróże prawa.
Jakub dwa lata wcześniej rozstał się z żoną Jagodą, z którą ma dwóch synków. Mężczyzna wciąż kocha swoją rodzinę, jednak ma sądowy zakaz zbliżania się do nich. Dzieci wraz z mamą wyjechały do Anglii, gdzie Jagoda zaczyna układać sobie życie z innym mężczyzną.
W pewną Wigilię przed drzwiami rzeźbiarza pojawia się pewna niespodziewana osoba. Kto to jest? Co takiego zrobił Jakub, że nie może zbliżać się do bliskich? Czy uda mu się odkupić błędy przeszłości? Odpowiedzi na te pytania poznacie, gdy sięgniecie po "Wigilijną rzeźbę".


Opowiadanie Krysi Mirek opisuje jeden dzień z życia Jakuba. W historii nie znajdziemy niespodziewanych zwrotów akcji, nie spowoduje ona nagłych wybuchów śmiechu, jednak miłość mężczyzny do rodziny (którą ten uświadomił sobie niestety zbyt późno) na pewno wzruszy niejednego czytelnika i niejednej osobie uświadomi, co jest w życiu naprawdę ważne.
Mnie zabrakło czegoś w zakończeniu. Czegoś, czego oczekiwałam od początku. Jednak z drugiej strony cieszę się, że autorka w ten sposób pokierowała akcją. Dzięki temu opowiadanie uświadamia czytelnikowi, że w życiu nic nie przychodzi łatwo, a naprawienie krzywd nie zawsze jest proste. Zgodnie jednak z duchem Świąt Bożego Narodzenia – opowiadanie to niesie nadzieję. Nadzieję na lepsze jutro, na wybaczenie.

Czytaliście już tę historię? Jak Wam się podobała? A może przeczytaliście inną opowieść wigilijną, którą możecie mi polecić? :)


piątek, 9 grudnia 2016

Trzeci świąteczny dzień na "Cichej 5", opowiadanie Katarzyny Michalak


Kolejne opowiadanie w tomiku "Cicha 5" napisane zostało przez Katarzynę Michalak.


Szczerze mówiąc po lekturze "Ogrodu Kamili" i zasięgnięciu informacji na temat dalszych losów bohaterek tej trylogii – postanowiłam przeczytać 25-stronicowe opowiadanie jak najszybciej, by mieć je po prosu "z głowy". I co się wydarzyło?

 
"Powrót na Cichą" opowiada o panu Rajmundzie, którego żona Basia zmarła, gdy ten miał zaledwie 33 lata. Osierociła trzy córki, a ich tata życie poświęcił pracy w korporacji.

"Ale Rajmund inaczej nie potrafił.
Pracą zabijał wyrzuty sumienia, które czuł ciągle, na okrągło, świątek, piątek i niedziela, poczucie winy za śmierć Basi, bo może gdyby był uważniejszy i mniej pracował, wcześniej zauważyłby, że... umiera.
Prezentami opłacał samotne, sieroce dzieciństwo córek, bo może gdyby nie przypominały tak bardzo zmarłej żony złotymi loczkami, oczami niczym skrawki nieba i czarnymi, długimi rzęsami, dodającymi uroku już i tak pięknym twarzyczkom, mógłby patrzeć na nie bez żalu szarpiącego serce..."

Swój czas poświęcała im wyłącznie pani Zenia, ich opiekunka. Nic dziwnego, że po latach dziewczęta poszły każda w swoją stronę, zapominając o zapracowanym ojcu.

Rajmund mieszka samotnie. "(...) ostatnio przeprowadził się ze snobistycznego Mokotowa na coraz modniejsze Powiśle do nowoczesnego 'czegoś' – nie był to ani blok, ani kamienica, ani apartamentowiec, tylko zadziwiające 'coś' stworzone z kawałka fabryki, obudowanego przez szalonych architektów szkłem, metalem i betonem – dlatego tylko, że był to hit sezonu, że jemu, dyrektorowi finansowemu wielkiego międzynarodowego koncernu, wypada żyć na odpowiednim poziomie, i dlatego... że właścicielem owej brzydkiej jak noc październikowa hybrydy był ów koncern."
Mężczyzna wciąż jednak nie sprzedał mieszkania przy ulicy Cichej 5, w którym przeżył wspaniałe chwile ze swoją żoną i w którym wychowały się jego córki. W dzień Wigilii nasz bohater postanawia zmienić swoje życie, skontaktować się z córkami i nawiązać z nimi na nowo pozytywne, ciepłe relacje. Opuszcza zimne mieszkanie na Powiślu i z zaledwie dwiema walizkami powraca na Cichą 5.
Czy spełnią się marzenia mężczyzny? Czy uda mu się nawiązać ciepłe relacje z córkami? Czy kobiety dadzą mu na to szansę? A może zaraz po świętach wróci do swojego życia bogatego samotnika i niczego w nim nie zmieni? Tego Wam nie powiem, sami musicie przeczytać "Powrót na Cichą".

Historia napisana przez Katarzynę Michalak, w moim odczuciu, okazała się najlepszą opowieścią świąteczną zamieszczoną w tomiku.
Opowieść ta, choć krótka, pobudziła we mnie moc energii. Podczas czytania towarzyszyły mi: ciekawość, smutek, radość i wzruszenie. W niektórych momentach trudno było mi powstrzymać łzy. Gdyby nie fakt, iż makijaż spłynąłby mi natychmiast z twarzy, a parę minut po lekturze musiałam iść do pracy – pewnie rozpłakałabym się na dobre.
Od pierwszych stron polubiłam pana Rajmunda, który po śmierci żony pogubił się w życiu i miałam nadzieję, że jego historia jednak zakończy się szczęśliwie.
To piękna historia, do której z przyjemnością będę wracała przed każdymi Świętami. 


środa, 7 grudnia 2016

Dzień drugi na "Cichej 5" - opowiadanie Małgorzaty Kalicińskiej


Małgorzata Kalicińska napisała wiele poczytnych książek obyczajowych, a wśród nich cudowną serię "Dom ...", "Miłość ..." oraz "Powroty nad rozlewiskiem", która została zekranizowana. Opowiadanie autorki pt. "Przypadki senatorowej K." umieszczono jako drugie w świątecznym tomiku "Cicha 5".



Dzięki Małgorzacie Kalicińskiej poznajemy historię senatora Karenina oraz jego młodszej o 20 lat żony Anny. Dziesięcioletnie małżeństwo (przynajmniej w oczach senatora) jest szczęśliwe.

"Między nimi nie ma żadnych niedomówień, udawania, paplania o jakiejś miłości. Doskonale działający układ na jasnych zasadach – od początku! On dał jej dom pod Warszawą i wszelkie swoje dobra i wybudował jej klub fitness z niewielkim spa, żeby miała własne pieniądze i żeby wydawało się jej, że pracuje. Ona dba o dom, ogród, ich syna i JEST. Okazało się, że Ania ma łepek do interesu, bo po kilku latach otworzyła podobny w Podkowie Leśnej. Zatrudniała nawet lekarza, odchudzacza dla zapasionych pań i panów, a teraz otworzyła też kuchnię cateringową z niskokalorycznymi posiłkami. Tym go zaskoczyła. Mądrze inwestując pieniądze!
Żadnych świństw sobie nie robią, nie udają też wielkiej miłości, bo to nie te czasy – jak to sobie powiedzieli przed ślubem. Mają jedno dziecko – Stasia ..."

"W łóżku? No cóż, w końcu nie ożenił się, żeby skakać na boki, albo korzystać z call girl, a ona wywiązywała się znakomicie z tego, co powinno łączyć małżonków.
Uważał się za wyjątkowego szczęściarza, bo właściwie nigdy nie 'bolała jej głowa', a czasem nawet robiła mu loda. Szczególnie chętnie, kiedy wymyślił coś, co jej się podobało – ten klub fitness i spa, podróż do Acapulco, a potem do Stanów i oczywiście ocean zakupów. Bawiła go, lubił ją, a może nawet zaczął po swojemu kochać? Doceniał jej dbałość o dom, ogród, Stasia, i o niego samego."

Poznajemy również szwagierkę Anny – Lalę, która dorobiła sie z mężem gromadki dzieciaków (ich małżeństwo aktualnie przechodzi kryzys) i młodszą siostrę Lalki – "małą wiariatkę szalejącą na dyskotekach, nieodpowiedzialną i już karaną za narkotyki." W dodatku:
"Teraz okazuje się, że wplątała się znów w aferę w nocnym klubie ze znanym aktorem Aleksym W., zwanym Wroną, bez którego ostatnio nie kręci się żadnego serialu, a on sam bryluje na imprezach i szczerzy się do paparatów nowym uzębieniem. (...) Głupia ta Kasia, ale co zrobić, aktor to aktor, wiadomo, że kobieciarz i nie do usidlenia, i niejedną pannę podobno zostawił zaryczaną."

Po zapoznaniu się z bohaterami "Przypadków senatorowej K." poznajemy dalsze losy dotyczące życia codziennego oraz uczuciowego tej gromadki.

Historia nie wciągnęła mnie jakoś szczególnie. Często czytam książki obyczajowe, więc to opowiadanie nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Być może osoby, które zwykle nie mają do czynienia z tego typu książkami, zaskoczą dwa jego fragmenty, jednak ja miałam wrażenie, że wszystkie wydarzenie w nim zawarte są dość przewidywalne.
Z Bożym Narodzeniem to opowiadanie też nie ma nic wspólnego i zupełnie nie wprawiło mnie w świąteczny nastrój. Sama jednak napisałam opowiadanie do tomiku, któremu nazwę nadano dopiero później i jego tytuł nijak ma się do mojej historii, więc rozumiem, że tak mogło być w przypadku opowieści pani Małgorzaty. ;)

Jeśli macie ochotę poczytać krótką opowieść o codziennym życiu kilku interesujących osób. Dowiedzieć się, jak pisarka zagmatwała i zakończyła historię państwa Senatorstwa oraz ich bliskich – możecie sięgnąć po "Przypadki senatorowej K." Jeśli chcecie wprowadzić się w nastrój świąteczny – nie stracicie szczególnie dużo – pomijając tę historię.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Siedem dni z "Cichą 5". Dziś opowiadanie Katarzyny Bondy. :)

W najbliższym czasie zapraszam Was, kochani, na moje wrażenia po przeczytaniu siedmiu historii z tomiku "Cicha 5", który za zadanie miał wprowadzić mnie w świąteczny nastrój. Czy autorom opowiadań to się udało? ;)


Książka "Cicha 5" rozpoczyna się opowiadaniem Katarzyny Bondy pt. "Gałązka jabłoni".



Dzięki Kasi Bondzie mamy przyjemność poznać Stanisława, który wyznaje:

"Kilka dni przed Wigilią, w trakcie ucierania maku moja żona Agnieszka, teraz już moja była żona, zaproponowała, bym po świętach się wyprowadził. Zbaraniałem. Powtórzyła prośbę tonem prawnika, specjalisty od praw autorskich, którym w istocie była."

W ten sposób Stanisław przeprowadza się do mieszkania przy ulicy Cichej 5, pod numer 5. Od bohatera dowiadujemy się jeszcze, że nie zauważył dotąd w zachowaniu Gałązki, swojej żony (przepraszam, teraz już byłej żony ;) ) niczego, co wskazywałoby na to, że w ich małżeństwie działo się źle.

"Nigdy nie złapałem jej na pisaniu listów, telefonach w łazience do kochanka czy wysyłaniu nocą esemesów. Wracała do domu o normalnych porach, gotowała, sprzątała. Tyle, że praktycznie przestaliśmy rozmawiać. To znaczy mówiliśmy o pogodzie, rachunkach do zapłacenia, komentowaliśmy zmiany polityczne, ale nie rozmawialiśmy jak kiedyś – o tym, co ważne. Nie śmialiśmy się, nie przekomarzaliśmy. Właściwie staliśmy się 'wzorowi'."

I tu mała dygresja do czytających ten tekst mężczyzn.

Drodzy Panowie! Tak to się zazwyczaj zaczyna! ;)

Zwracam na ten fakt uwagę, bo "Człowiek nie jest stworzony do życia w pojedynkę, a już zwłaszcza człowiek płci męskiej." ;)

Początkowo, po rozstaniu z żoną, bohater popada w smutek, a następnie w pijaństwo. W kolejnej fazie rzuca się w wir coraz to nowych romansów. Ostatecznie jednak postanawia zostać samotnym wilkiem, oddaje się pracy, dużo ćwiczy. Radzi sobie całkiem dobrze, jedynie gdy zbliżają się święta popada w smutek i melancholię, i aby nie cierpieć wyjeżdża na ten okres wypocząć do ciepłych krajów. W ten sposób omija Święta. Przynajmniej przez pierwsze lata. ;)

To, co wydarzy się w jedne z kolejnych Świąt przerośnie jego oczekiwania, ale zapewne zaskoczy także wielu czytelników. ;)

Właśnie w tym momencie, kilka lat po rozwodzie, podczas zbliżającej się Wigilii, w mieszkaniu przy ulicy Cichej 5 pod numerem 5, gdy myśli naszego bohatera krążą wyłącznie wokół przygotowań do wyjazdu na lotnisko – stajemy się obserwatorami fantastycznej komedii omyłek. W opowiastce pojawiają się kolejni, pełnokrwiści bohaterowie, akcja zdecydowanie przyśpiesza i trudno się powstrzymać przed kolejnymi wybuchami śmiechu. Aż trudno uwierzyć, że mężczyźnie w końcu uda się, jak co roku, opuścić Polskę przed Świętami. ;)

Gdy w końcu "wsiadłam ze Stanisławem" do samolotu i opowiadanie dobiegało końca – czytałam je i myślałam "Nie. Nie. To banał. Tak to się nie może skończyć". A jednak. Tak to się skończyło. Za to chwilę później pochłonęłam kapitalny prolog, którego zacytować niestety nie mogę, aby nie psuć Wam niespodzianki z lektury. Jednak co ważne, prolog ten usatysfakcjonował mnie. I to jak! ;) Mam ochotę czytać go wciąż na nowo. :)

W "Gałązce jabłoni" poznałam całkiem nową Katarzynę Bondę. Opowiadanie to nie jest kryminałem, lecz obyczajem z ogromną dawką humoru. Autorka, pisząc je, doskonale odnalazła się w roli mężczyzny.
Historia przedstawiona przez pisarkę nie jest typową opowieścią świąteczną i emocjonalnie raczej nie przybliżyła mnie do tego okresu. Jeśli jednak chcielibyście odsapnąć chwileczkę od trudów dnia codziennego, zrelaksować się i pośmiać nieco – zdecydowanie polecam ją Waszej lekturze.

A Wy? Czytaliście opowiadania z "Cichej 5"? Jak podobała Wam się ta historia? A może polecicie mi jakąś inną, ciekawą lekturę świąteczną? :)


sobota, 3 grudnia 2016

Czytelnicze i blogowe podsumowanie października i listopada 2016

Przybywam dziś do Was z moim czytelniczym i blogowym podsumowaniem października oraz listopada 2016 r. :)) Jak na pracującą mamę dwóch dziewczynek (w tym 2,5 latki) myślę, że mogę pochwalić się całkiem niezłym wynikiem czytelniczym. Tak, wiem, wynik niezły jak dla kogo. ;) Dla mnie świetny. ;D




Zatem wśród 9 lektur, które pochłonęłam znalazły się:
1."Szatan z siódmej klasy" Kornela Makuszyńskiego – 263 str.
2."Po prostu bądź" Magdaleny Witkiewicz – 336 str.
3."Akademia pana Kleksa" Jana Brzechwy – 127 str.
4."Z twojej winy" Krystyny Śmigielskiej – 367 str.
5."Cicha 5" – opracowanie zbiorowe – 378 str.
6."Immunitet" Remigiusza Mroza – 644 str.
7."Anioł do wynajęcia" Magdaleny Kordel – 381 str.
8."Większy kawałek nieba" Krystyny Mirek – 420 str.
9."Behawiorysta" Remigiusza Mroza – 550 str.

W sumie pochłonęłam w ciągu ostatnich dwóch miesięcy 3466 stron, co daje dzienną liczbę około 56. Podejrzewam, że w okresie pracującym jest to mój życiowy rekord. ;)

Opublikowałam 8 recenzji książkowych, do których możecie teraz przejść klikając w odpowiednie linki:

Odpowiedziałam też na pytania do Liebster Blog Award,  które zadała mi Little Decoy z bloga Znalezione wśród wielu i przedstawiłam Wam moc listopadowych premier książkowych, z których sama zakupiłam 3 (2 czytadełka dla siebie i 1 jako prezent). :)

Moim największym sukcesem była wygrana w konkursie na opowiadanie, zorganizowanym przez wspaniałą pisarkę Magdalenę Kordel. Nie mogę doczekać się, kiedy otrzymam książkę z moim opowiadaniem, znajdującym się wśród wielu innych wspaniałych historii.

Jak widzicie – życie blogowe kwitło. :) "Mamuśkowe różności" odwiedziliście już łącznie 18800 razy, a największa liczba wyświetleń w ciągu jednego dnia wyniosła 200. To mój życiowy rekord. Bardzo Wam dziękuję za to, że tu jesteście. <3

czwartek, 1 grudnia 2016

"Zacisze 13" - moje drugie spotkanie z Olgą Rudnicką

Dziś zapewne uda mi się spełnić jeden z moich planów blogowych. Czytam sporo książek, z których wrażeniami pragnę się z Wami podzielić, jednak recenzjom często poświęcam sporo czasu i nie daję rady na bieżąco informować Was o odczuciach na temat wszystkich przeczytanych tytułów. Pewnego dnia pomyślałam, że może gdyby moje opinie były krótsze, było by ich więcej. I tym razem opinia nie będzie długa. Na tapecie "Zacisze 13" Olgi Rudnickiej.

 
Co w trawie piszczy, czyli opis z okładki

"Marta Żywek jest nauczycielką historii
po przejściach. Uciekła od byłego męża do Śremu
i zamieszkała przy ulicy Zacisze, nomen omen, 13.
Wkrótce wprowadza się do niej przyjaciółka Aneta, która
z powodu zalanego mieszkania i remontu jest na jakiś czas
zmuszona skorzystać z gościny Marty. Przez jakiś czas obie
kobiety wiodą spokojne życie.

Potem jednak Marta i Aneta znajdują kolejno w domu dwa trupy
i z różnych powodów, zamiasta zgłosić sprawę na policję, ukrywają
je w piwnicy. Mają z tym trochę kłopotu – najpierw kupują wielką
zamrażarkę i w niej umieszczają zwłoki, potem jednak zakopują je
w piwnicy. Tymczasem po piętach depczą im przestępcy, którzy
szukają ukrytego przed laty cennego łupu, policja, tajemniczy
przystojny mężczyzna, były mąż Marty oraz szalona staruszka."

Moje wrażenia spisane kilka miesięcy po lekturze

Naumyślnie zaznaczam, iż opisuje moje przeżycia kilka miesięcy po przeczytaniu książki. A to dlatego, iż nasze odczucia często po jakimś czasie od lektury mogą się nieco zmieniać i nabierają bardziej zdecydowanych kształtów. Zdarza się tak, że po odłożeniu czytadełka stwierdzamy, że było ono ciekawe, jednak po jakimś czasie nie zostawia trwałych śladów w naszej pamięci. Czasem dzieło po przeczytaniu podoba nam się i po upływie czasu nadal uważamy je za jedno z lepszych, jakie pochłonęliśmy w danym okresie. Bywa tak, iż fenomen książki zauważamy np. dopiero po upływie kilku tygodni (musimy przemyśleć i przetrawić treść tomu), a bywa i tak, że zarówno po lekturze, jak i w kilka miesięcy od niej mamy ochotę wyrzucić czytadło w płomienie, by strawiły je żywe ognie. :D
Do rzeczy zatem. Jak postrzegam "Zacisze 13"?


Uwielbiam książki i czytam je w wolnych chwilach w wielu różnych miejscach, dlatego zawsze noszę ze sobą jakieś niewielkich rozmiarów dzieło. Posiadane przeze mnie "Zacisze 13" to wersja kieszonkowa, dość cienka, dlatego stała się doskonałym czytadełkiem do torebki.
Oczekiwałam lekkiej i zabawnej lektury, z ciekawą intrygą krymnalną, albowiem takie wrażenia miałam po przeczytaniu poprzedniej książki autorki – "Fartownych pech". Niestety w moim odczuciu "Zacisze 13" nie dorównało fenomenowi poprzedniej książki.
Wątek kryminalny został dobrze przemyślany i cała intryga ostatecznie ułożyła się niczym misterna układanka. Wszystkie sprawy doskonale się zazębiły nie pozostawiając żadnych wątpliwości, czy niedomówień, a zagadki zostały wyjaśnione. Zagadnienia obyczajowe przedstawione w książce również były w porządku.

Mimo, iż intryga kryminalna (a tym bardziej z "trupem", ba, z "trupami", w tle) zazwyczaj wiąże się z czarnymi charakterami, zwyrodnialcami, ludzkie życie mającymi za nic – w tym przypadku w większości mamy do czynienia ze zwykłymi ludźmi (dwiema kobietami, ich sąsiadką i sąsiadem posiadającymi pewną tajemnicę oraz "szaloną staruszką"). Najbardziej negatywną postacią okazuje się były mąż jednej z bohaterek, damski bokser – który gdy przychodzi co do czego okazuje się jednak wcale nie takim cwaniaczkiem. Gdzieś w tle natrafiamy na gangsterów, ale z nimi niewiele mamy do czynienia.
Sama historia nie była zła. Irytowało mnie w pewnym momencie ciągłe przenoszenie nieboszczyków z jednego miejsca w drugie, by w końcu pozbyć się ich niepożądanych ciał. Ileż można czytać o dźwiganiu zwłok z miejsca na miejsce? ;) Poza tym treść była całkiem w porządku.
Humor – niby był, ale nie ten, który poznałam w "Fartownym pechu" i dzięki któremu raz po raz wybuchałam głośnym śmiechem. A szkoda! Właśnie dlatego nie sięgnę po drugą część tej intrygi. I o ile wątek obyczajowy (po latach, jakie upłynęły pomiędzy jedną a drugą częścią powieści) mógłby mnie zainteresować to jest jeszcze jedna pobudka z powodu której po tę książkę nie sięgnę. Dziewczyny tymczasowo pozbyły się ciał, jednak w drugiej części planują dostać się do nich i usunąć je już na dobre. Jak myślę o kolejnym przenoszeniu przez nich tych zwłok. Brrr...


Niezbyt udało mi się to krótkie pisanie. ;)
A Wy czytaliście już powieści tej autorki? Jak je oceniacie? Ja przy kolejnej okazji planuję sięgnąć po wychwalaną przez czytelników serię o Nataliach, która już czeka na swój czas na moich półkach.


czwartek, 24 listopada 2016

Historia pewnego opowiadania - moja wielka wygrana :)

Dziś przybywam do Was, by powiedzieć o radości, która spotkała mnie wczoraj. :)
Pamiętacie dzień, gdy poinformowałam Was o swym cichym marzeniu dotyczącym wydania książki oraz o pomyśle Magdaleny Kordel (jednej z moich ulubionych pisarek) na wydanie tomiku z opowiadaniami osób, które zechcą je napisać? Nie jest to pierwszy tomik, który Magda wyda we współpracy ze swoim mężem. :) Gdy dzieliłam się z Wami tą wiadomością – sama postanowiłam wziąć udział w akcji.


Dodatkowa atrakcja związana z tomikiem jest taka, iż 5 osób (dwie których opowiadania miały zostać wybrane głosami czytelników i 3 wyselekcjonowane przez jury) otrzymają po 2 egzemplarze książki w nagrodę. Oprócz tego dowolną ilość czytadełek można sobie zakupić jedynie po kosztach ich wydruku. :D
W szanownej komisji zasiedli: Krystyna Mirek (kolejna autorka, której książki uwielbiam), Anna Sakowicz i Piotr Milewski – bardzo zacne osoby. I... tak szacowne jury pośród 3 nagród głównych wybrało właśnie moją pracę (przyznano też wyróżnienia). Z wrażenia zabrakło mi słów. :D
Wczorajszy dzień zapisze się w moim życiu jako: Mikołajki, Boże Narodzenie i Dzień Dziecka w jednym. ;)

Szkoda, że tytuł książki czytelnicy wybierali dopiero, gdy moje opowiadanie było już napisane i jako nazwę tomiku wybrano "Duchy przeszłości", co nijak ma się do mojej historii. Nie zrażam się jednak. ;) Mam nadzieję, iż okładka wpisze się przynajmniej w moje klimaty. ;) Jeśli możecie pomóc – głosujcie. Mi najbardziej podobają się: 7 i 15 (ta jest najwspanialsza), ewentualnie 13 i 16 (choć nie zauważam różnicy między nimi).
To jak? Zagłosujecie?


Gdy tomik zostanie już wydany – moje opowiadanie pojawi się na blogu. Tymczasem jeśli macie ochotę przeczytać je ("Droga do domu", opowiadanie 20 z kolei) lub moc innych wspaniałych dzieł inspirowanych zdjęciami, m.in. starą, rozpadającą się chatynką – zapraszam na blog Magdy <3 ).


Bo kochani... żeby spełniały się marzenia nie można siedzieć bezczynnie. :) 
A może podzielicie się ze mną swoją historią dotyczącą spełnionego pragnienia? :)



niedziela, 20 listopada 2016

"Jesienne ciary" - po lekturze "Bestii" Magdy Omilianowicz

Gdy ukazała się książka Magdy Omilianowicz pt. "Bestia. Studium zła." jak przez mgłę przypominałam sobie, że kiedy byłam jeszcze dzieckiem (może nastolatką), a moi rodzice oglądali program "997" mówiono o mężczyźnie, który zabijał i gwałcił kobiety. Już wówczas nazywano go "wampirem z Bytowa". Nie ciągnęło mnie do tego typu programów, ale gdzieś tam zawsze dało się co nieco usłyszeć i jak widać jakieś strzępki informacji zostały w głowie do czasów obecnych. Dawno nie czytałam reportaży i tym bardziej książka mnie zaciekawiła.

 
Opis z okładki

"Bestia. Studium zła to historia Leszka Pękalskiego – zabójcy, który
przyznał się do 67 makabrycznych morderstw. Finalnie skazano
go za jedno. Jest największą tajemnicą powojennej kryminalistyki.
Nikt nie wie, ile ofiar tak naprawdę ma na swoim koncie. Autorka,
Magda Omilianowicz, była pierwszą dziennikarką, która przepro-
wadziła wywiad ze słynnym 'wampirem z Bytowa'. Zapoznała się
z 72 tomami akt, rozmawiała m.in. z jego bliskimi, z kobietą, która
jako jedyna przeżyła atak 'wampira', z rodzinami ofiar, z proku-
ratorem, z psychologami. Specjaliści zgodnie twierdzą, że będzie
zabijał dalej. Pękalski wychodzi na wolność w 2019 roku..."

Nie mogłabym nie zacytować przytoczonych na okładce książki słów Michała Fajbusiewicza, prowadzącego lata temu wspomniany przeze mnie program "997".

"Media nazywały go 'wampirem z Bytowa'. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku był najmroczniejszym zbrodniarzem w Polsce. Podejrzewany o kilkadziesiąt zabójstw stałby się największym seryjnym mordercą w historii polskiej kryminalistyki. Niestety, fatalna praca śledczych zakończyła się ich kompromitacją w sądzie. Badałem tę sprawę przy okazji realizowania filmu dla TVP1. Wówczas też poznałem Magdę Omilianowicz, która nie mogąc pogodzić się z katastrofalną porażką wymiaru sprawiedliwości, zaczęła własne śledztwo. Na ten temat Magda napisała już książkę, ale ta przynosi dużo nowych informacji opartych na żmudnej wieloletniej pracy. Czytając Bestię, wkraczamy w mroczny świat zbrodniarza, który wkrótce może wyjść na wolność..."

Moje wrażenia po przeczytaniu książki

Na początek pragnę podzielić się z Wami cytatem, który rzucił mi się w oczy jako pierwszy, kiedy jeszcze pobieżnie przeglądałam książkę "Bestia" i zdarza się, iż do dnia dzisiejszego dźwięczy mi w głowie.

"Jest! W końcu wyszła, ale nie sama. Jakiś chłopak z nią idzie.
Leszek podniósł się wściekły i już miał ruszyć w stronę dworca, ale obejrzał się przez ramię, uśmiechnął się i zawrócił. Chłopak został przy furtce, pomachał kobiecie ręką i wszedł do domu. Leszek przyspieszył kroku i już po chwili był przy Danucie. Złapał ją za rękę i zapytał:
-Dasz mi dupy?
-Coś ty powiedział?
-Dasz mi dupy?
-Żartów ci się zachciało, gówniarzu jeden?
Danka wyszarpnęła rękę, ale on wciąż szedł tuż przy niej, prawie ocierał się o nią. Czuła jego przyspieszony oddech i ten paskudny zapach.
Pomyślał, że tylko kilkanaście metrów dzieliło ją od domu. Potem może nie zdążyć. Ktoś mógłby ich zobaczyć.
Nie zastanawiał się dłużej. Złapał ją mocno za włosy i podniesionym wcześniej kamieniem uderzył ją w głowę. Raz, drugi, trzeci. Zawlókł bezwładną kobietę na budowę i zadowolony usiadł tuż przy niej. Zmęczył się, musi chwilę odpocząć, ale warto było czekać! Naprawdę warto. Poszczęściło mu się, ładna się trafiła. Nawet w ciemności widać, że chociaż nie najmłodsza, to ładna jest. Kobieta poruszyła się i jęknęła. Wystraszył się. Tylko tego mu brakowało, żeby zaczęła krzyczeć. Kilka razy uderzył jej głową o posadzkę i zacisnął ręce na gardle. Zacharczała, ale już więcej się nie poruszyła. Mógł zacząć zabawę. Mieli dużo czasu. Bardzo dużo czasu."


Reportaż Magdy Omilianowicz oprócz przedstawionych faktów, dotyczących życia oraz zbrodni dokonanych przez Pękalskiego, akt sprawy i wywiadów z osobami znającymi zbrodniarza oraz biorącymi udział w śledztwie – zawiera też szereg krótkich opowiadań (takich, jak to powyżej), które przedstawiają prawdopodobny przebieg wydarzeń podczas dokonywanych przez niego morderstw. Zdajemy sobie sprawę z faktu, że nie opowiada o nich Pękalski i wymyślone zostały przez autorkę książki, jednak w pewien sposób przybliżają nam one sylwetkę zbrodniarza. Z pozoru biednego, skrzywdzonego przez życie człowieka, któremu nie dane było zaznać w życiu miłości, który przeżył dzieciństwo w domu dziecka, bitego i pogardzanego, niepozornego osobnika, w rzeczywistości jednak cwaniaczka, bezwzględnego mordercy i gwałciciela.
Pękalski wielokrotnie podczas przesłuchań twierdził, że jest skrzywdzony przez los, chory psychicznie i dopytywał się, czy tak chorego człowieka będzie można wsadzić do więzienia, jeśli opowie prawdę o swoich czynach. Pozował na niepozorną sierotę i tak wyglądał – dlatego przez wiele lat nikt nie pomyślał, że to on mógł dokonać zbrodni, o których potem opowiadał.

"Leszek Pękalski – 'bestia', 'potwór', 'hurtownik zbrodni', 'rzeźnik', jak nazywano go w mediach – na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie sieroty. Za duża czapa i zbyt wielka kurtka. Wszystko niechlujne i zaniedbane. Powyciągane kieszenie i brak guzików. Spodnie całe w plamach, aż błyszczą od brudu. Okrągła buzia, ziemista, łojotokowa cera, przetłuszczone, krótkie, ciemne włosy. Ślina w kącikach ust. W chłodnych, brązowych oczach lekki zez. Przygarbiona postawa, długie ręce i lekko przygięte nogi ze stopami skierowanymi ku sobie sprawiają, że wygląda jak jedno wielkie nieszczęście."

Leszek pozował na sierotę, a jednocześnie podróżował z miasta do miasta i doskonale znał topografię wielu z nich. Aresztowany został ze względu na jedno zabójstwo, jednak w trakcie postępowania zaczął chwalić się przed śledczymi swymi innymi czynami. W wypowiedziach na temat dokonanych zabójstw podawał mnóstwo informacji dotyczących miejsc, osób, elementów spraw, których policji nie udało się rozwiązać:

"Leszek znał takie szczegóły, o których mógł wiedzieć tylko morderca, jak choćby to, że kobieta była ugryziona w pierś, że miała na sobie różową bieliznę, że zwłoki leżały na boku, a na ścianie nad nimi wisiały święte obrazki.
Kiedy wieźli go na wizje lokalne, opowiadał, że pokój, w którym zabił, zmienił się, że wcześniej był pomalowany na żółto w szlaczki, a teraz jest niebieski. Opisywał dokładne ułożenie ciał i miejsca, gdzie pozostawił zwłoki. Pamiętał, że denat miał przecięty nożem pasek w spodniach.
(...) Policjantów zaskakiwała jego pamięć, kiedy dokładnie opisywał miejsce zbrodni, wygląd i ubranie ofiary sprzed lat czy samochód, który przejeżdżał niedaleko, gdy uciekał. Bywało i tak, że nie poznawał go świadek, którego Leszek doskonale pamiętał."


Ostatecznie Pękalski zaczął wycofywać się ze swoich zeznań i osądzony został tylko za jedno z dokonanych zabójstw. W 2019 r. ma opuścić zakład karny. Co stanie się wówczas?

"-A gdyby pan dzisiaj wyszedł na wolność i spotkał w tym lesie jakąś kobietę, to czy coś mogłoby się jej stać? Tak jak Sylwii...
Pękalski zastanawia się, po dłuższym namyśle pada odpowiedź:
-No nie wiem, to trudno powiedzieć, czy doszłoby do jakiegoś zdarzenia... Bo ze mną jest tak, że nie wiadomo. Niepewny siebie jestem. Z tym moim seksem tak jest. Pilnowałbym się teraz, żeby tego nie zrobić, bo wiem, że wyrok by mi groził za to, ale nie do końca wierzę w siebie, że mogę nie zagrażać."

Dzięki lekturze "Bestii" dowiedziałam się także ciekawych rzeczy dotyczących życia za kratami. Życia, którego niejeden prawy obywatel mógłby skazanemu pozazdrościć. Ponad to okazuje się, że więzień po opuszczeniu kryminału otrzymuje wyprawkę w postaci ubrań, a także zgromadzonych przez lata odsiadki pieniędzy.
Książka wzbudziła we mnie wiele emocji. Nic dziwnego, albowiem "wampir z Bytowa" nie jest wymysłem dziennikarki, ale rzeczywistą postacią, która do niedawna chodziła pomiędzy innymi ludźmi po ulicach i co więcej, lada dzień może na te ulice wrócić.

Istotna jest jeszcze jedna rzecz.

"Sprawa wampira z Bytowa to także znak zapytania o to, co robić z takimi jak on osobnikami, którzy na wolności zawsze będą stanowić zagrożenie. Przywrócić karę śmierci? Na takie rozwiązanie jako społeczeństwo jesteśmy zbyt humanitarni. Na nasz koszt dożywotnio izolować w więzieniach? Internować do końca życia w zamkniętych zakładach psychiatrycznych? Żaden z moich rozmówców, żaden ze specjalistów nie znalazł odpowiedzi na to pytanie."

Czy powinnam coś jeszcze dodać? Książkę szczerze polecam Waszej uwadze.


A Wy? Czytaliście ten reportaż? Co o nim sądzicie? A może polecicie mi jakąś inną wartą uwagi literaturę faktu?