środa, 13 września 2017

Stworzyć trylogię która wciąż będzie zachwycała nowych czytelników? Jak udowadnia Anna Sakowicz "To się da".

W marcu od cudownej autorki Anny Sakowicz otrzymałam kilka książek (Wiem! Szczęściara ze mnie. Dziękuję, Aniu!). Wśród nich znalazł się cykl "Złodziejka marzeń". Od mojej lektury ostatniej części cyklu "Już nie uciekam" minęło prawie pół roku i w końcu znalazłam czas, aby sięgnąć po inną część z serii. Chwyciłam "To się da" z cudowną dedykacją pisarki.



Opis książki (pochodzący z jej okładki)

"Joanna w trakcie rocznego urlopu dla poratowania zdrowia mieszka na Kociewiu i opiekuje się ciocią Zofią, energiczną starszą panią. Nowe miejsce staje się szansą na pozytywne życiowe zmiany. Wraz z córką Lusią wikła się w historię z przeszłości i próbuje odnaleźć tajemniczego Henryka z młodości cioci Zosi.
Nastolatka wierzy, że miłość może przetrwać kilkadziesiąt lat. Czy faktycznie jest to możliwe?
Autorka stawia główną bohaterkę przed ważnymi decyzjami życiowymi. Każe jej wybierać pomiędzy stabilizacją zawodową a namiętnością, utartymi schematami a porywami serca. Ponadto zmusza ją do walki o nadzieję dla chorej na białaczkę Szpilki."

Moje wrażenia

Dziś nie będę kluczyła, stawiała pytań w stylu "Czy książka/trylogia Anny Sakowicz zachwyciła mamuśkę?". Nie będę też stopniowała napięcia przedstawiając moje wrażenia po jej/ich lekturze. Wręcz przeciwnie! Już w tytule posta zdradziłam moje odczucia po przeczytaniu książek "Już nie uciekam" (moje wrażenia) i "To się da". Trylogię czytam od końca. Mało tego! Nie przeczytałam jeszcze "Złodziejki marzeń" (1 tomu serii) a z pełnym przekonaniem stwierdzam, iż jest to wspaniały cykl i zachwyci każdą wielbicielkę książek obyczajowych. Lektura "Złodziejki marzeń" i dodanie jej pochlebnej recenzji będzie już czystą formalnością.
Ania Sakowicz zachwyca lekkim stylem pisania. Bez trudu wyobrażamy sobie stworzone przez nią obrazy, postacie, sytuacje. Od pierwszych stron książki zagłębiamy się w jej treść i trudno nam się od niej oderwać. Miło spędzamy czas poznając kolejne losy bohaterów. Kiedy Ania przedstawia pokręcone przygody bohaterki (np. historię z butami) uśmiechamy się pod nosem, gdy ukazuje nam rozmowy Aśki z Jaromirem, ciocią, czy córką – nieraz wybuchamy głośnym śmiechem, a gdy pisze o dziewczynkach z hospicjum smucimy się i wzruszamy. Joannę (główną bohaterkę) darzymy sympatią i wytrwale kibicujemy jej w realizacji celów.
Trylogii "Złodziejka marzeń" nie musicie czytać w całości. Możecie skoncentrować się wyłącznie na interesujących was częściach. Zaręczam, iż podczas lektury pojedynczych tomów nie będziecie mieli wrażenia, iż coś was ominęło i z tego powodu macie kłopoty ze zrozumieniem treści. Gwarantuję natomiast, że jeśli sięgniecie po dowolną część serii (nie ważne: pierwszą, drugą, czy trzecią) – nabierzecie ochoty na poznanie pozostałych. Mój apetyt na poznanie tej serii rośnie z każdym kolejno przeczytanym tomem i już teraz czuję smutek na myśl o tym, że gdy pochłonę "Złodziejkę marzeń" moja przygoda z tym cyklem się skończy.
Bohaterów książki pokochałam od pierwszych stron. Podoba mi się, iż podczas lektury tej serii możemy poznać przemyślenia Joanny (głównej postaci), co niejednokrotnie czyni publikację jeszcze zabawniejszą. Osiemdziesięciopięcioletnia ciocia Aśki, jej córka Lusia, apodyktyczna mama, która wszelkimi możliwymi sposobami próbuje doprowadzić do udanego zamążpójścia swojej córki, partner Artur, przyjaciel Piotr (zwany Blublusiem), dziewczynki z hospicjum, a nawet niepokorny, 'dogryzający' bohaterce ilustrator książek Jaromir – budzą nasze ciepłe uczucia. Ta książka to pozycja przy której doskonale można oderwać się od trudów codzienności, zrelaksować i dzięki której możemy optymistycznie nastawić się do życia na nowo zyskując wiarę w to, że "To się da".
Nie mogłabym pominąć uroków języka kociewskiego, którym posługuje się ciocia Zosia. Kociewiacy często powtarzają "To się da" i właśnie stąd drugiej części serii "Złodziejka marzeń" przypadł taki tytuł. Blubluś, figolas i galameja to tylko niektóre z określeń, jakie znalazły się w książce i wywołały moc przekomicznych sytuacji. Mnie osobiście do serca najbardziej jednak przypadła miłość cioci Zosi do "arbaty" i język kociewski właśnie z tym słowem najmocniej będzie mi się kojarzył.
Na zakończenie, aby bardziej zachęcić Was do lektury, przytoczę jeszcze kilka fragmentów książki:

"Brałam już drugi łyk kawy, kiedy nagle doznałam oświecenia. Alarm zawył, lampki się włączyły, a odruchem bezwarunkowym był bieg w kierunku pokoju gościnnego. Tobołki przywiezione przez rodziców! Zapomniałam! Dopadłam do niebieskiej torby. Podniosłam ją. Ciężka. Postawiłam na stoliku, by wygodniej było zajrzeć do środka. Odpięłam suwak. Na samym wierzchu kartka: 'To dla ciebie, córciu, od kochającej mamusi'. Co jest? Nie miałam w najbliższym czasie żadnego święta. Książki? Zdziwiłam się. Książki? Moja mama przywiozła tutaj książki? Po cholerę! Wzięłam jedną do ręki i przyjrzałam się okładce. Krzyczał do mnie tytuł: Jak zdobyć mężczyznę?. Chwyciłam drugą: Związek idealny. Trzecia: Ona i on. Poradnik. Potem: Jak uwieść mężczyznę w ciągu trzech dni?, Jak wydobyć z siebie seksapil?, Masaż tajski. Kolejnych już nie musiałam przeglądać. Bezcelowe było też szukanie tabletek ojca, bo – jasna sprawa – tutaj ich nie było. Moja matka oszalała! A ja czułam się, jakbym dostała główną rolę w Cyrku Monty Pythona. Jakaś groteska i absurd wkradły się w moje życie, a reżyser, czyli moja ukochana mamuśka, postradał zmysły (...)"

"-Jaro – zaczął Piotr – zrobi ilustracje do twoich trzech bajek. Mamy już wstępne projekty. Co prawda niewiele, ale zawsze coś na początek. W ogóle jeszcze muszę cię ostrzec, że Jaro jest pospolitym homofobem, więc nie przejmuj się żartami na mój temat.
-Oj tam, oj tam. Zaraz homofob. Bez przesady. Kilku gejów toleruję. Tylko na wszelki wypadek nie chodzę z nimi na siłownię i na basen, nie biorę w ich obecności pryszniców i nie odwracam się do nich tyłem."

"Przekroczyliśmy próg galerii, w której miał się dziś odbyć wernisaż Jaromira. Szłam z niechęcią pomieszaną z ciekawością. Z jednej strony chciałam zobaczyć jego prace, bo niewątpliwie był bardzo zdolnym artystą, a z drugiej, nie miałam ochoty oglądać jego wrednej mordy."


Znacie książki Anny Sakowicz? Które już przeczytaliście i jak Wam się podobały? Jeśli jeszcze nie poznaliście powieści autorki przygodę z nimi proponuję rozpocząć od tej właśnie serii. Miejsca na półkach mam niewiele, ale ten cykl z pewnością u mnie zostanie. Z przyjemnością nieraz wrócę do historii Joanny. Wprawdzie jeszcze nie czytałam "Złodziejki marzeń", ale jak wspomniałam – jestem przekonana, iż pochłaniając ją będę miała ogromną przyjemność i zachwycę się nią nie mniej, niż "Już nie uciekam" i "To się da".  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz