Kiedy Iwona Banach – wspaniała
pisarka, felietonistka udzielająca swego talentu magazynowi "Życie i pasje", tłumaczka, czytelniczka i recenzentka
powiedziała "Edyta, przeczytaj Między niebem a Lou"
zawahałam się. Miałam już sporo zaległych lektur, goniły mnie
terminy, a ja wyjeżdżałam na wakacje do rodzinki, której nie
widziałam od roku. Mimo wszystko jednak zdecydowałam się sięgnąć
po tę pozycję ze względu na osobę polecającą, jednocześnie
będącą tłumaczką książki. Dodatkowe szczęście miałam, gdyż
dzięki Pani Elizie z wydawnictwa
powieść trafiła w moje ręce. Co z
tego wyniknęło?
Opis książki (pochodzący z okładki)
"Szczęśliwe życie małżonków
na francuskiej wyspie Groix przerywa niespodziewana śmierć Lou. Jej
pogrążony w rozpaczy mąż, emerytowany lekarz, musi uporać się
ze stratą, ale i ze zwykłym życiem. Paradoksalnie pomocą jest
list pozostawiony u notariusza, w którym Lou wyznacza mu zadanie
dotyczące ich dzieci. Joseph, zwany Jo, stopniowo odkrywa, że nigdy
nie jest za późno na zainteresowanie bliskimi, a wszystkie problemy
mogą być rozwiązane dzięki sile rodzinnej miłości.
Między niebem a Lou to
mocno zanurzona w kulturze celtyckiej, bretońskiej i francuskiej
opowieść obyczajowa z miłością w tle, miłością w każdej
postaci – od rodzicielskiej po małżeńską, od zdradzonej po
odnalezioną, od miłości jako pasji po miłość jako patriotyzm
nie tylko lokalny – a do tego przepełniona ogromną wiarą w
lojalność, uczciwość i przyjaźń."
Moje wrażenia
Rzadko bywa tak, iż
opis swoich wrażeń zaczynam od opisu wydania książki. Tym razem
jednak muszę to zrobić. Okładka "Między niebem a Lou"
pozornie się nie wyróżnia, jednak po przeczytaniu jej treści
stwierdzam, iż oprawa ta nie mogła być piękniejsza. Żadna inna
nie mogłaby przedstawić tak trafnie zawartości dzieła, bo w moim
odczuciu książka Lorraine Fouchet jest DZIEŁEM. Wróćmy jednak do
okładki. Oprócz autora i tytułu napisanych po lewej stronie
okładki po jej prawej stronie zobaczyć możemy stolik, a na nim
butelkę szampana z urwaną częściowo nazwą, ograniczającą się
do liter "Merci" i obrazem nadmorskiej plaży oraz dwóch
postaci drepczących po wodzie.
Czcionka
zastosowana w książce sprzyja czytaniu, rozdziały (wskazujące
kolejne daty od śmierci Lou) są krótkie. Ich treść zaciekawia
zachęcając do dalszej lektury i sprawiając, iż powieść czyta
się bardzo szybko. Ja pochłonęłam ją w ciągu dwóch dni. Nie
liczył się stos zaległych pozycji, ani nic innego. Każdą wolną
chwilę spędzałam przy książce. Siedziałam na podwórku, ciesząc
się słońcem, pobytem w ogrodzie, chłonąc książkę strona po
stronie i przeżywając losy bohaterów.
Za sprawą Lorraine
Fouchet znajdujemy się na niewielkiej francuskiej wyspie Groix.
Poznajemy rodzinę Josepha i Lou – ich dorosłe już dzieci i dwie
wnuczki. Lou po swojej śmierci w testamencie wyznacza mężowi do
wykonania niełatwe zadanie.
"Proszę cię,
abyś zadbał o szczęście naszych dzieci, którymi nigdy się nie
zajmowałeś. Byłeś cudownym kochankiem, wspaniałym mężem i
nieobecnym ojcem. Twój dziadek i ojciec wyruszali na dalekomorskie
połowy, ty powtórzyłeś ten model. Twoi przodkowie byli na morzu,
ty miałeś dyżury w szpitalu. Każde z naszych dzieci odniosło
sukces zawodowy, ale nie są szczęśliwe. (...) Cyrian jest mężem
i ojcem, Sarah jest wolna, ale skacze z kwiatka na kwiatek. Oboje nie
wiedzą nic o miłości. Przywracałeś do życia pacjentów z
płaskim elektrokardiogramem. Proszę cię, byś przywrócił uśmiech
tym dwojgu młodym, dorosłym ludziom, którzy noszą twoje
nazwisko."
Zadanie jest ze
wszech miar trudne, zwłaszcza, że dotąd to właśnie Lou dbała o
poprawne relacje w rodzinie. Cyrian ma córkę – 10-letnią Pomme,
która wraz z mamą mieszka na wyspie, a sam wyjechał z Groix i
związał swoje życie z Albane, z którą z kolei ma 9-letnią córke
Charlotte. Ojciec nie rozumie postępowania swojego syna. Sarah
przechodzi chorobę neurogenną. Po przeżytym zawodzie miłosnym nie
związała się z nikim na poważnie. Twierdzi, że żaden mężczyzna
niegodny jest, aby obdarzyć go zaufaniem i ma zasadę, aby nie
spotykać się z żadnym więcej niż dwa razy. Czy Jo zdoła scalić
rodzinę, gdy ta wydaje się zupełnie rozpadać? Czy nie rozumiejąc
postępowania swojego syna sprawi, aby ten pozostał z nim w
kontakcie, zwłaszcza, gdy Lou zrobi mu dowcip i zechce utrudnić
zadanie? Co wymyśli Joseph, aby spełnić ostatnie życzenie
małżonki? Czego nowego dowie się o swoich dorosłych dzieciach?
Ogromnie przypadł
mi do gustu fakt, iż narracja prowadzona jest naprzemiennie.
Poznajemy uczucia i wydarzenia dotyczące niemal wszystkich członków
rodziny. Wypowiadają się Jo, Pomme, Cyrian, Charlotte, Albanne,
tajemniczy Thierry (który zdobył moje serce), a także nieżyjącą
Lou, przemawiająca z miejsca "gdzie idzie się potem".
Naprzemienna narracja pokazuje nam, jak różnorodnie postrzegamy te
same wydarzenia, te same osoby. Jak łatwo przychodzi oceniać nam
innych, podczas gdy tak naprawdę nie powinniśmy tego robić nie
znając ich historii, nie przeżywając tego co one.
Duże wrażenie
wywarła na mnie sytuacja dwóch dziewczynek, córek jednego ojca.
Pomme mieszka z mamą i dziadkami na wyspie Groix, a swego tatę
widuje od święta. Charlotte żyje z obojgiem rodziców i pozornie
ojca ma na co dzień. Rozbroiła mnie ogromna szczerość tych
dziewczynek i ich ocena sytuacji. Koniecznie zwróćcie uwagę na ten
wątek, jeśli chcecie poznać uczucia dzieci dotyczące kontaktu z
opiekunami. Zwykle kwestie te umykają naszej uwadze, a stanowią
przecież istotę naszego (jako rodziców) i ich (dzieci)
teraźniejszego i przyszłego życia. Dwie małe kobietki potrafią
wskazać na to, co tak naprawdę jest w życiu ważne dużo wyraźniej
niż wciąż kamuflujący swe uczucia, zagubieni w życiu dorośli.
"Między
niebem a Lou" to przepiękna opowieść, która wzbudziła we
mnie moc przeróżnych emocji i dostarczyła mnóstwa niezapomnianych
wrażeń. Początkowo książka wywoływała u mnie smutek i
melancholię, z czasem zdarzało mi się uśmiechnąć, czy roześmiać
w głos, bym ostatecznie mogła poczuć płynącą z niej nadzieję.
Pozornie książka toczy się w spokojnym rytmie, a jednak
niejednokrotnie zaskakuje nas swą nieprzewidywalnością. W pewnym
momencie napięcie sięga zenitu. Dochodziło do tego, iż podczas
czytania z oczu leciały mi łzy, brakowało tchu, a ja nie mogłam
odłożyć lektury, aby się uspokoić, bo natychmiast pragnęłam
dowiedzieć się, co wydarzy się dalej.
Za sprawą Lorraine
Fouchet wybieramy się do Paryża i na krótką wyprawę do Rzymu.
Spotykamy wielkie osobowości istotne w historii kina, tj. Federico
Fellini, Anita Ekberg, Sophia Loren, Claudia Cardinale, Gina
Lollobrigida, Giulietta Masina, Anthony Quinn, Marcello Mastoriani,
czy Vittorio Gassman. Kino rodzinne na wyspie Groix przypomina
"Cinema Paradiso" z filmu Giuseppe Tornatore. "Słuchamy"
muzyki mistrzów: Jana Sebastiana Bacha, Wolfganga Amadeusa Mozarta,
Serge Reggiani, Davida Bowie i innych wspaniałych artystów. W moim
odczuciu są to dodatkowe atuty książki.
Doskonałość tej
pozycji wspaniale została ujęta w drugiej części jej opisu z
okładki, który zacytowałam powyżej. Zgadzam się z każdym słowem
tam zawartym.
Ogromnie ujęły
mnie opisy, w których Joe mówił o swej miłości do Lou. Mimo, że
"stara" baba ze mnie – czytając je wzruszałam się
niesamowicie.
"Na wyspie nie
mamy domu pogrzebowego, brakuje klienteli, kondukt obchodzi więc
kościół, aby na piechotę przejść na cmentarz. Codziennie tędy
chodzę, ale dziś wyjątkowo nie zatrzymuję się na kawę w
'Triskell' i nie mam ze sobą żadnej gazety. Mam za to roztrzaskane
serce i rozdartą duszę."
"Zawsze mnie
dziwi, kiedy ludzie zapytani w jakimś wywiadzie o najpiękniejszy
dzień ich życia, mówią: 'Dzień narodzin moich dzieci'. Mój to
ten, kiedy po raz pierwszy się do mnie uśmiechnęłaś."
"Bez niej nikt
by mnie nie kochał i nienawidziłbym wszystkich ludzi. Nazwałbym
mojego psa Imbecyl i ludzie odwracaliby się na ulicy, kiedy bym go
wołał: 'Imbecyl! Nie, nie chodzi o pana, wołałem psa'."
Książka zawiera
wiele cudownych przemyśleń i każdy znajdzie w niej dla siebie coś
godnego uwagi, zależnie od przeżytych doświadczeń. To jedna z
najlepszych powieści jakie przeczytałam w tym roku i z pewnością
powrócę do niej jeszcze niejednokrotnie. Mam tylko jedną
wątpliwość. Obawiam się, iż w tej opinii mogłam nie przekazać
fenomenu tej książki. To jest lektura naprawdę godna uwagi i będę
ją polecała z całego serca, kiedy tylko nadarzy się taka okazja.
Iwonko! Miałaś
całkowitą rację! :))
Jeśli jeszcze nie
czytaliście tej książki – koniecznie po nią sięgnijcie. I
napiszcie mi – jaka pozycja spośród przeczytanych przez Was w tym
roku pretenduje do tytułu najlepszej książki. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz