Moc smaczków wpadła ostatnio w moje
ręce, a tymczasem okazało się, iż na poczcie czeka na mnie
jeszcze jedna dodatkowa niespodzianka czytelnicza od wydawnictwa
Okazała się nią książka Beaty
Majewskiej, znanej czytelnikom również jako Augusta Docher, pt.
"Moja twoja wina". Mimo nawału lektur do przeczytania
postanowiłam w wolnych chwilach w pracy sięgać właśnie po ten
tytuł, ponieważ książki Beatki lubię i pochłaniam je z ogromną
przyjemnością. Na blogu pisałam Wam już o pozycjach z serii
"Konkurs na żonę", a mianowicie: "Konkurs na żonę","Bilet do szczęścia" i "Zdążyć z miłością". Jak spodobał mi się najnowszy tytuł
autorki?
Notka o książce (pochodząca z
okładki)
"Urszula przyłapuje męża na
zdradzie. Decyduje się odejść od niego i zamieszkać w zrujnowanym
wiejskim domu odziedziczonym po przyszywanej ciotce. Zdruzgotanej
kobiecie nie jest łatwo w nowej sytuacji, ale wspierają ją
wieloletnia przyjaciółka oraz rezolutna sąsiadka. Niebawem były
mąż zaczyna wykorzystywać Ulę finansowo. Wtedy w życiu Urszuli
pojawia się Michał Żuk – początkowo konkurent biznesowy, potem
opiekuńczy mężczyzna ratujący ją z opresji. Niestety Michał
skrywa tajemnice, które mogą zniszczyć rozkwitający związek."
Moje wrażenia
Mimo, iż "Moja twoja wina"
nie jest pierwszą książką Beaty Majewskiej jaką czytałam i
lubię powieści pisarki, jestem zaskoczona jak niepostrzeżenie
mknęłam przez kolejne strony jej najnowszego dzieła. Niesamowicie
szybko wciągnęłam się w powieść i najchętniej nie odrywałabym
się od niej ani na chwilę. Mimo, iż jest to książka obyczajowa,
a nie thriller lub kryminał, niemal z zapartym tchem śledziłam
rozwój akcji, a pisarka często zaskakiwała mnie przebiegiem
wydarzeń.
"Moja twoja wina" to powieść,
która wywołała we mnie moc emocji. Nie płakałam przy niej, jak
zdarzyło mi się podczas lektury innych książek pisarki, jednak
wielokrotnie powodowała we mnie niesamowitą radość i wesołość,
a często wzbudzała sięgające zenitu napięcie i ciekawość
dotyczące tego, co za chwilę wydarzy się w życiu bohaterów.
Czasem ogromnie poruszona śledziłam jej treść nawet przez
kilkanaście stron, nim odetchnęłam i mogłam lekturę kontynuować
ze względnym spokojem. Gdy akcja dobiegała końca (przeczytałam
ponad 2/3 treści książki) miałam przesyt odnośnie tragedii,
jakie spotykały bohaterów, wydarzenia przesadnie komplikowały się,
a Ula (najważniejsza w książce postać) denerwowała mnie
obwiniając się za życiowe błędy innych osób, tak jakby one nie
miały wpływu na to, co ich spotyka, a odpowiedzialność za nich
spoczywała na niej. Sceny erotyczne (choć było ich niewiele)
chwilami bawiły mnie, ale to nic złego. Wynika to z faktu, iż
osobiście nie przepadam za erotykami i wymyślnymi porównaniami na
temat tego, jak kobieta czuje się podczas zbliżenia. Mimo wszystko
jednak – powieść podobała mi się. Przez cały czas czytałam ją
z niegasnącym zaciekawieniem i pochłonęłam w wolnych chwilach w
ciągu niespełna trzech dni.
Pozytywne wrażenie zrobiła na mnie
również kreacja bohaterów. Główną bohaterkę – Urszulę –
początkowo bardzo polubiłam, później niesamowicie irytowała
mnie, by pod koniec odzyskać moją sympatię. Jej mąż – Marek,
to leń i zapatrzony w siebie, nieodpowiedzialny, niedojrzały
dorosły. Przyjaciółka Uli – Renata, Michał Żuk i jego córka
to również ciekawe osobowościowo postacie. Najbardziej jednak
podobało mi się, iż każda z tych osób jest w jakiś sposób
charakterystyczna, ma za sobą określoną przeszłość i przeżycia,
które uformowały ją w określony sposób. Na podstawie książki
można stworzyć bogatą w szczegóły charakterystykę postaci,
która z powodzeniem służyć może jako wskaźnik wartości
istotnych w życiu każdego z nas.
Przepadam za poczuciem humoru pisarki:
"-Nic się nie stało, przecież
do niczego nie doszło.
-Chryste! Gdyby nie miesiączka,
poszłabym na całość, to się stało! Jestem beznadziejna. Sama
noszę rogi po sufit, a dzisiaj chciałam przyprawić je Bogu ducha
winnej żonie ..." (tu imię męskie).
"-A skąd wiesz, jak między nimi
jest? Może mają to... - zająknęła się Renia – otwarte
małżeństwo?
-Reńka, jak cię kurwa lubię, nie
używaj przy mnie tekstu 'otwarte małżeństwo'. Wykazuję dziwnie
alergiczną reakcję, gdy słyszę to określenie. Ostrą jak noże z
Telezakupów Mango, więc uważaj – warknęła Ula."
"Renata kucała przy ścianie
dzielącej piwnicę na dwie części i badawczo się czemuś
przyglądała.
-I co tam znalazłaś?
-Moim zdaniem tu jest jakaś skrytka! -
Przyjaciółka popatrzyła na nią. - Przytrzymaj latarkę, a ja
sprawdzę.
-Chyba oszalałaś! - Ula miała dość.
- Niczego nie będziemy sprawdzać. Zaraz skończą się baterie, a
wtedy ja tu wykituję ze strachu i ty też będziesz miała się
czego bać, a mianowicie mojego ducha.
-Nie to nie – burknęła Renata.
Wsadziła do ust latarkę i przytrzymała ją zębami, żeby uwolnić
obie ręce. Przez chwilę dłubała w ścianie znalezionym patykiem,
w końcu się poddała i rzuciła go na posadzkę. Wyjęła latarkę
i popatrzyła z nadzieją na Ulę stojącą w progu. - Ta cegła się
rusza, ale ja nie mam tyle siły, żeby ją wyjąć. Masz tu jakiś
łom?
-Łom? Tak, oczywiście. Mam pięć
łomów we wszystkich rozmiarach, dynamit i nawet pas szahida, żeby
się wysadzić w powietrze i przy okazji zdemontować tę cegłę."
Książki pisarki cenię sobie również
za moc cytatów, przepełnionych niesamowitą, życiową mądrością:
"Małżeństwo i związki są jak
złote obrączki. Założone w dniu ślubu, lśnią na palcach
słonecznym blaskiem. Niestety, codziennie na ich błyszczącej
powierzchni powstają rysy. Są delikatne, prawie niewidoczne, ale po
czasie jest ich tak dużo, że gdzieś znika ten blask. I wtedy
trzeba je wypolerować. Wygładzić rysy miękką szmatką,
dopieścić. Zadbać o to, żeby znów lśniły, jak na początku.
Gdy tego nie zrobimy, staną się brzydkie, matowe, pozbawione piękna
i choć nadal tkwią na serdecznych palcach, są jedynie smutną
pamiątką po kimś, kto kiedyś był dla nas słońcem."
"Czasami coś się dzieje, bo tak
po prostu musi być. Nie masz wpływu na przeszłość, ale na
przyszłość już tak. Twoje życie trwa, nie zmarnuj go na
grzebanie w stercie wspomnień i wyrzutów sumienia."
"Każdy sztorm kiedyś się
kończy."
A jaka książka, która ostatnio trafiła w Wasze ręce, wciągnęła Was swą treścią do tego stopnia, że nie mogliście (ba, nie chcieliście) się od niej oderwać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz