Od jakiegoś
czasu szukam książki, która wprowadziłaby mnie w świat magii,
duchów, czarownic... Mogłaby łączyć świat o którym piszę ze
zwykłym, znanym nam, niemagicznym światem. Zachęcona opiniami na
temat niedawno wydanych przez SQN "Osobliwych i cudownych przypadków Avy
Lavender" Leslye Walton – przy okazji książkowych zakupów
zamówiłam także tę. Od razu, gdy nadeszła paczuszka,
nie zważając na wybraną dwunastkę w wyzwaniu "Kiedyś
przeczytam", sięgnęłam po nią. Minęły zaledwie dwa dni i już jestem po lekturze. A jakie są moje wrażenia? Zapraszam Was do zapoznania się
z recenzją.
Kilka słów
na temat fabuły
Już na
początku książki poznajemy Avę Lavender, dziewczynkę, która
urodziła się ze skrzydłami. Nie jest ona ptakiem, ani aniołem,
jednak przyszła na świat z tym dziwnym dodatkiem – mnóstwem
ptasich piór tworzących skrzydła, których rozpiętość z każdym
dniem się powiększa. Jako odmieniec, chroniona przez matkę przed
niebezpieczeństwami grożącymi jej z zewnątrz, nie opuszcza murów
własnego domu.
"...
moja matka się martwiła. Martwiła się reakcją sąsiadów. Czy
zniszczyliby mnie swoimi pogardliwymi spojrzeniami, okrutną
nietolerancją? Martwiła się, że jestem jak każda inna
nastolatka, z wrażliwym sercem i kruchym ego. Martwiła się, że
jestem bardziej mitem i wymysłem niż ciałem i krwią. Martwiła
się o poziom wapnia i białka w moim organizmie, a nawet o to, ile
książek czytam."
Jednak Ava
nie jest jedynym osobliwym członkiem rodziny. Okazuje się, iż
każdy z rodu posiada nadzwyczajne właściwości, czy umiejętności,
które dla ludzi z zewnątrz tworzą z nich ekscentryków, dziwadła.
Umiejętność przepowiadania przyszłości z kształtu czaszki,
współistnienie ze światem duchów, czytanie w ludzkich myślach,
przechodzenie przez ściany, nadwrażliwość na zapachy pozwalająca
odczytywać emocje i stany ludzkie – to tylko niektóre z
umiejętności, jakimi zostali obdarzeni członkowie rodziny Avy.
Przy tym wydaje się, iż nad rodziną ciąży nietypowa klątwa, jej
krewni nie mogą zaznać szczęścia w miłości. Historie ich
romansów przepełnione są bólem i niespełnieniem. Mama Avy zatem
martwiła się...
"Martwiła
się, że nie będzie mogła uchronić mnie przed wszystkimi tymi
rzeczami, które zraniły ją samą: stratą i lękiem, bólem i
miłością.
Zwłaszcza
przed miłością."
Książka ta
opowiada o życiu Avy, ale także jej prababki, mamy i innych
niedalekich krewnych. Bohaterka opowiada nam historie życia swoich
bliskich, a w końcu i swoją własną.
Moja opinia
"Osobliwe
przypadki Avy Lavender" to książka, która w dużej części
wprawiła mnie w smutek i melancholię. W pierwszych recenzjach
książki przeczytałam i usłyszałam, iż jej początkowych sto
stron może wydawać się czytelnikom nieco dziwne, jednak po ich
przeczytaniu – historia stanie się nam bliska, a pod koniec
będziemy pod jej wielkim wrażeniem. I rzeczywiście – pierwotnie
książka nie wydawała mi się nadzwyczajna. Ot... słuchałam
życiowej historii babki i matki Avy. Dwóch smutnych opowieści o
zawiedzionej miłości i macierzyństwie, zaprawionych szczyptą
magii. Ogarnęły mnie melancholia i przygnębienie. Powieść
rzeczywiście okazała się, jak jej tytuł, bardzo osobliwa. Ponad
to ta szczypta magii to było dla mnie zdecydowanie za mało,
oczekiwałam więcej. Zastanawiałam się, czy nie odłożyć książki
na bok, gdyż wprawiała mnie raczej w nastrój depresyjny, a i akcja
nie rozkręcała się tak, jak bym tego pragnęła. Z drugiej strony
ciekawa byłam co wydarzy się dalej? Może jednak odłożenie jej na
bok nie jest dobrym pomysłem?
Przeczytałam
kilkadziesiąt kolejnych stron i książka rzeczywiście stała mi
się bliska. W końcu trafiłam do świata magii w takiej ilości,
jaka mi zdecydowanie odpowiadała, przeszłam do sedna, gdyż
poznawałam historię głównej bohaterki. Opowieść nie była już
wyłącznie przytłaczająca, a ja ciekawa byłam każdej jej
kolejnej strony. Trudno było mi się oderwać od lektury. Nie
poszłam spać – dopóty nie przeczytałam jej ostatniej kartki.
Mniej więcej
sto stron przed końcem książki czułam się jak bym czytała pełen
napięcia thriller i z całej mocy kibicowałam głównej bohaterce w
jej zmaganiach. To był emocjonalny rollercoaster – i właśnie te
ostatnie strony wprawiły mnie w prawdziwy zachwyt. Te pełne
napięcia, a także kolejne strony, które wprowadziły do historii
moc magii. Zachwyciły mnie wydarzenia opisane w taki sposób, iż
każdy z nas może je dowolnie interpretować oraz nadzieja, jaką w
końcu ujrzałam w książce.
Od początku
ogromną sympatią darzyłam główną bohaterkę książki, jej
brata, mamę i babkę. Kibicowałam im w ich zmaganiach z trudną
rzeczywistością. Było mi przykro – gdy cierpieli, cieszyłam się
– kiedy spotkało ich coś dobrego (bo szczęśliwie i tak się
zdarzało).
Ogromnie
podobały mi się przedstawione w książce postacie. Były
różnorodne i charakterystyczne zarazem. Oprócz rodziny bardzo
ciekawą postacią stała się dla mnie Fatima Ines de Dores, mała
siostra kapitana statku de Doresa. Nawet Nathaniel Sorrows, który w
Avie ujrzał anioła i doznał obsesji na jej punkcie – okazał się
wyrazistą i ciekawą, choć niepokojącą czytelnika postacią.
Kiedy w
końcu świat duchów na dobre wkroczył do zwykłego, śmiertelnego
świata rodziny Roux – książka tylko wzmogła moje
zainteresowanie.
"Przez
te trzydzieści sześć lat, które minęły od śmierci Rene,
przekonała się, że im bardziej ignorowała jego ducha, tym
bardziej on usiłował przemówić. Gdy na niego patrzyła, widziała
miejsce, gdzie miał kiedyś usta. Zdawał się wtedy krzyczeć i
szaleńczo gestykulować.
(...)
Na dole
zastała Henry'ego przy stole w jadalni zlizującego polewę z
łyżeczki. Oni również tu byli. Cała trójka – Rene, który
chodził za nią krok w krok, Margaux i kanarek, Pierette. A także
ktoś, kogo Emilienne nie widziała nigdy wcześniej – małe
dziecko z czarnymi włosami, gęstymi brwiami i spierzchniętymi
ustami. Dziecko dotknęło dłonią zabytkowych czajniczków do
herbaty, stojących na dębowym kredensie. Jego prześwitujące palce
musnęły też skraje porcelanowych dzbanków.
Oni nie tylko
tu byli. Do ich obecności zdążyła się już przyzwyczaić – do
nieustannego świergotu Pierette, okaleczonej twarzy Rene, dziury w
klatce piersiowej Margaux. Nie, najgorsze było to, że Henry z nimi
rozmawiał."
"Osobliwe
i cudowne przypadki Avy Lavender" to książka o rodzinie,
duchach, magii, macierzyństwie, ale przede wszystkim o inności,
odmienności i miłości. I choć mogłabym czepiać się, iż
początkowo książka była zbyt osobliwa (nie wiadomo było, o co w
niej właściwie chodzi), a za chwilę nieco nudna (ot, taka sobie
zwykła, smutna historyjka) – to ostatecznie stwierdzić muszę, że
warto po nią sięgnąć oraz że była to przepiękna, zdecydowanie
warta przeczytania lektura.
Trudno
również pominąć urok jej okładki, nie tylko tej zewnętrznej,
ale również jej (tak zwanych) skrzydełek. Białe piórko na
turkusowym tle – coś przepięknego.
Wszystkim
serdecznie i z całego serca polecam tę lekturę! :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz