Przybywam
dziś do Was z recenzją przeczytanego przeze mnie na przełomie
lutego i marca, niewielkiego tomiku, doskonałego "do torebki",
a zarazem pierwszej mojej lekturki Agaty Christie. Tak, wiem, to
wstyd i hańba potworna, że dopiero w wieku 30+, czy jak kto woli
40– - sięgnęłam po pierwszą książkę tej pisarki. Ale trudno,
przyznaję się bez bicia i obiecuję solennie przy pierwszej okazji
nadrobić braki w pozostałych książeczkach pochodzących spod
pióra autorki. Obietnicę tę składam tym chętniej, iż "Dom
zbrodni" spodobał mi się ogromnie. ;)
Co nieco na
temat fabuły
Głównym
bohaterem książki jest Charles, który w Egipcie pod koniec wojny
poznaje dwudziestodwuletnią Sophię Leonides. Sophia zajmuje
odpowiedzialne stanowisko w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Tych
dwoje młodych ludzi zaprzyjaźnia się – rozmawiają ze sobą "o
wszystkim", lubią umawiać się na obiady, czasem chodzą na
tańce. Dopiero, gdy Charles otrzymuje rozkaz wyjazdu na Wschód i
przychodzi czas rozstania – młodzieniec zdaje sobie sprawę z
faktu, iż jest w Sophie zakochany. Wyznaje jej to.
"- Może
się zdarzyć, że nie spotkamy się przez następne parę lat. –
powiedziałem – Nie wiem, kiedy wrócę do Anglii. Ale pierwsza
rzecz, jaką zrobię po powrocie, to przyjadę do ciebie i poproszę
cię o rękę."
Mijają dwa
lata... po których nasz bohater powraca do kraju i pragnąc
dotrzymać danego słowa umawia się z Sophią na spotkanie. Sprawa
zaręczyn okazuje się jednak skomplikowana. Zmarł dziadek
dziewczyny. Sophia twierdzi, iż senior rodu najpewniej został
zamordowany i z tego powodu ona nie może przyjąć oświadczyn
Charlesa:
"-
Jesteś w dyplomacji. Żony dyplomatów muszą być bez zarzutu,
bardzo na to zwracają uwagę. Nie, nie mów tego, co chcesz teraz
powiedzieć. To naturalne, że chcesz to powiedzieć, i myślę, że
teoretycznie zgadzam się z tobą. Ale jestem dumna, i to bardzo.
Chcę, żeby nasze małżeństwo było dobre w oczach wszystkich. Nie
życzę sobie być symbolem twojego poświęcenia dla miłości. Poza
tym może okaże się, że wszystko jest w porządku.
-To znaczy,
że doktor... mógł popełnić pomyłkę?
-Nawet jeśli
nie popełnił pomyłki, to i tak wszystko może się dobrze
skończyć... pod warunkiem, że zabiła go właściwa osoba."
Dziewczyna
nie mówi naszemu bohaterowi, co sama myśli na temat śmierci
dziadka i nie chce wskazywać ewentualnych podejrzanych o morderstwo,
ponieważ pragnie, aby Charles wyrobił sobie własną, obiektywną
opinię na ten temat. Postanawiają, iż młodzieniec pójdzie do
swego ojca, który jest zastępcą komisarza Scotland Yardu i z nim
porozmawia o sprawie. W ten sposób Charles, u boku lokalnych
funkcjonariuszy, zaczyna prowadzić własne śledztwo. A żeby było
ciekawiej, ewentualnych podejrzanych (mieszkających w domu z
zamordowanym już Arystydesem Leonidesem) jest co najmniej ośmioro.
;)
Moje wrażenia
z lektury
"Dom
zbrodni" spodobał mi się wielce. Poszukiwanie mordercy wśród
mieszkających w jednym domu członków wieloosobowej rodziny –
było doskonałym pomysłem. Poznajemy bohaterów książki i
praktycznie od pierwszych stron możemy dochodzić, kto z nich
dokonał morderstwa.
Książkę
bez problemu można by pochłonąć przy jednym podejściu i lektura
na chwilę nie znudziłaby odbiorcy. Wręcz przeciwnie, z każdą
kolejną przewróconą kartką, zachęca do przeczytania jeszcze
jednej strony, a potem jeszcze jednej, i kolejnej... Czytelnik może
nie zorientować się, kiedy nagle znajduje się na ostatniej stronie
powieści.
Autorka
powoli odkrywa kolejne karty, dotyczące mieszkańców domu, ich
wzajemnych relacji i sytuacji życiowych. Co krok ukazuje nowe fakty,
które kierują nas ku mordercy, później jednak budzi wątpliwości
"czy to może jednak nie .................... jest mordercą?".
Pisarka lawiruje naszymi emocjami, co krok dodając nowe informacje,
mogące mieć znaczenie dla sprawy, naprowadza czytelnika na kolejne tropy, aby na końcu kompletnie zaskoczyć go wskazaniem
rzeczywistego winnego śmierci starszego pana. Być może osoby
czytające kryminały na co dzień nie miałyby kłopotu ze
wskazaniem winnego zbrodni, ja byłam zaskoczona rozwiązaniem
sprawy. I bardzo dobrze, bo tym ciekawsza okazała się dla mnie ta lektura.
Jako, iż
książkę czytałam w wolnych chwilach podczas podróży autobusem,
spaceru, w urzędowych kolejkach i przerwach w pracy – czasem nie
miałam możliwości dostatecznie skupić się na jej treści.
Prawdopodobnie z tego powodu oraz z powodu dużej liczby
potencjalnych morderców, przez długi czas nie rozróżniałam kto
jest kim w powieści. Dopiero po dłuższym czasie, czytając imię i
nazwisko jakiegoś członka rodziny, od razu wiedziałam o kim jest
mowa. Nie przeszkadzało mi to jednak w pozytywnym odbiorze treści
książki i ciągłego prowadzenia w myślach dochodzenia dotyczącego
zabójcy Arystydesa Leonidesa.
Agata
Christie pisze łatwym, przystępnym językiem, ponad to jej
twórczość nie jest pozbawiona humoru. Z przyjemnością sięgnę
po kolejne książki autorki.
A Wy
czytaliście już dzieła Agaty Christie? Co o nich sądzicie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz