"Tydzień z Igrzyskami Śmierci" powoli dobiega końca i wczoraj skończyłam czytać "Kosogłosa",
ostatnią część trylogii. Dziś przybywam, by podzielić się z
Wami wrażeniami na temat przeczytanej lektury. :)
Podobnie,
jak w przypadku "W pierścieniu ognia", także "Kosogłosa"
można podzielić na dwie części. Pierwszą, w której Katniss
stopniowo powraca do zdrowia, dowiaduje się, co wydarzyło się na
arenie i jaki los spotkał jej znajomych, a także próbuje odnaleźć
się w nowym miejscu, w zaskakującej sytuacji, w jakiej została po
raz kolejny postawiona (bo w życiu Katniss od zakończenia
pamiętnych Igrzysk Śmierci nic nie jest już pewne i wygląda na
to, iż spokój nie jest jej pisany). W Panem trwa wojna (tyle chyba
mogę zdradzić), ale nie dotyczy ona jeszcze bezpośrednio naszych
bohaterów. Autorka stopniowo wprowadza nas w akcję. Nie brakuje tu
sytuacji zagrożenia, pewnego niepokoju, ale czyta się ją w miarę
spokojnie.
Mijamy
połowę, a może 2/3 książki i "gra" znowu się
rozpoczyna. Znów w wielkim napięciu śledzimy losy "Kosogłosa",
akcja nabiera zawrotnego wręcz tempa, trudno odłożyć książkę
na półkę, zwłaszcza, że koniec każdego rozdziału zapowiada
następne niesamowite wydarzenia. Trup ściele się gęsto, a my,
zaskakiwani kolejnymi wypadkami, niejednokrotnie ze zdumienia szeroko
otwieramy usta.
Choć
pierwsza część książki podobała mi się to po dłuższym
czasie zaczęła mnie nieco nużyć. Na szczęście wówczas pisarka
postanowiła zafundować czytelnikom moc niesamowitych emocji. Fabuła
stała się tak wartka, że chwilami zapierała dech w piersiach, a
raz (pod koniec), musiałam nawet przerwać czytanie, aby móc uspokoić
emocje.
Suzanne
Collins rozwaliła moje serce na tysiąc kawałków. Tak, jak
pozwoliła mi pokochać swoich bohaterów (im bliżej ich poznawałam,
tym większym afektem darzyłam), tak nagle zaczęła mi niektórych
z nich odbierać. Oj, bolesne to będą wspomnienia, jednak to
właśnie one dodają książce jeszcze większej wartości.
Podczas
lektury "Kosogłosa" zdarzyło mi się kilkakrotnie śmiać
w głos, albowiem mimo przedstawionego w niej okrucieństwa, autorka potrafiła również wprowadzić w jej treść zabawne sytuacje oraz dialogi.
"Przeszywa
mnie zimny dreszcz. Naprawdę jestem taka chłodna i wyrachowana?
Gale nie powiedział: 'Katniss wybierze tego, z którego nie będzie
mogła zrezygnować, bo pęknie jej serce', czy choćby 'tego, bez
którego nie będzie mogła żyć'. To by sugerowało, że powoduje
mną taka czy inna namiętność. Tymczasem mój najlepszy przyjaciel
twierdzi, że po zastanowieniu wybiorę tę osobę, bez której nie
dam sobie rady. W ogóle nie zakłada, że pokieruje mną miłość,
pożądanie, czy choćby myśl o dopasowaniu. Po prostu przeprowadzę
chłodną kalkulację, żeby ustalić, który z moich potencjalnych
partnerów ma więcej do zaoferowania, zupełnie jakby w ostatecznym
rozrachunku chodziło o to, kto mi zapewni dłuższe życie: piekarz
czy myśliwy. Równie okropne jest to, że Peeta im nie zaprzeczył.
Wszystkie emocje zostały mi odebrane i użyte przez Kapitol oraz
rebeliantów, więc w tej chwili mój wybór byłby prosty: doskonale
dałabym sobie radę bez nich obydwu."
Wątek miłosny w książce budzi niemałe emocje. Kogo wybierze Katniss? Gale'a, z którym
zaprzyjaźniła się pięć lat wcześniej podczas polowań na
zwierzęta w dwunastym dystrykcie, czy Peetę, z którym poznała się
na arenie podczas okrutnych, głodowych igrzysk?
Ja od
początku kibicowałam Katniss i Gale'owi, ale nie zdradzę tutaj
zakończenia książki. Aby poznać jej koniec, sami musicie
przeczytać to dzieło lub obejrzeć film.
Podczas czytania "Kosogłosa" zdarzyło mi się również popłakać. I mimo, iż świat stworzony w książce jest fikcyjny, chwilami czułam się, jak by to była prawdziwa wojna i nie potrafiłam przetłumaczyć sobie, iż to tylko science fiction. Mrożące krew w żyłach opisy: ludzie opuszczający w środku nocy swoje zniszczone domy, poszukujący schronienia, strzelaniny, wybuchy bomb, dziewczynka w żółtym płaszczyku, dzieci znajdujące się za metalową siatką, odgrodzone od tłumu, i ich historie. Osobiście nie mogłam przejść nad tym obojętnie. Niby science - fiction, a ja widziałam okrucieństwo prawdziwej, bezwzględnej wojny.
Warto też wspomnieć o bohaterach "Kosogłosa". Niestety książkę czytałam w dość krótkim czasie. Niekiedy nie miałam możliwości wystarczającego skoncentrowania się na jej treści i nie udało mi się dobrze poznać niektórych bohaterów, więc momentami nie wiedziałam o kim akurat jest mowa. Nie przeszkadzało mi to jednak w ogólnym odbiorze lektury. Za to jestem bardzo ciekawa filmu, bo jednak w przypadku obrazu łatwiej będzie mi kojarzyć jego poszczególne postacie.
A Wy
czytaliście "Kosogłosa"? A może oglądaliście już
film? Jak Wasze wrażenia? Koniecznie napiszcie o tym w komentarzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz