Dziś
przybywam do Was z krótką, ale za to przepyszną informacją. Otóż... Alek
Rogoziński spełnił swoją obietnicę... i przesłał mi w końcu
(myślałam, że czekając z butów wyskoczę) ten oto smakowity
kąsek.
I już
płakać mi się chce, bo usiadłam na chwilę do książki, a tu nagle okazało się, że jestem na 70-tej stronie. Zdarzył się Wam kiedyś
kac książkowy, kiedy zaledwie zaczęliście czytać książkę? A
kiedy jeszcze nie mieliście jej w rękach? Mi już płakać się
chce, że książka Alka za chwilę będzie za mną. I znów nie wiem
ile przyjdzie czekać mi na kolejną część. I znów przebierać
będę nogami wyczekując kolejnego smakołyku spod pióra autora, a
dech w piersiach będzie odbierało to napięte oczekiwanie. Za duży
stres, a w tym wieku to już chyba niewskazane. ;D
W powieści
znalazła się wspaniała dedykacja. Zaserduszkowałabym pisarza za
nią, ale mąż mógłby być zazdrosny. :D
Wyobraźcie
sobie, że to jeszcze nie koniec szczęścia, które mnie spotkało z
okazji wydania "Morderstwa na Korfu". Ten facet (A.! To
wyłącznie w pozytywnym sensie. ;D ) zrobił coś, z czym nigdy
wcześniej się nie spotkałam. Podziękował blogerom. W cudowny
sposób. :))
I tu, wśród
blogów, prawdziwych perełek, znalazł się i mój skromny zakątek.
I co ja
teraz mogę powiedzieć? Chyba. Ogromnie dziękuję, drogi Alku. :)))
I brakuje mi już chyba tylko zakładki do książki z zapowiedzią
Twojego kolejnego dzieła. Ach! I ja wiem, że Natasza Socha to prawdziwy kąsek na okładkowe rekomendacje, ale ja też bym się nadała. :D
Jednak uwaga!
Mimo tych wszystkich cudownych niespodzianek od autora książkę
postanowiłam potraktować na warsztacie krytycznie. Chociaż...
obawiam się, że... pisarz tej krytyki bać się nie musi. On po
prostu wymiata. Ale pamiętajcie... jestem krytyczna.... jestem
krytyczna... tylko jak tu z takim bananem na ustach odnaleźć te
krytyczne momenty. :D
Tymczasem
odsyłam Was do mojej nietypowej recenzji pierwszej książki autora,
a sama wracam już do hotelu na Korfu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz