Społeczeństwo
podzielone na klasy. Rozdzielenie ludu od Jedynek – stojących w
hierarchii najwyżej, po Ósemki – największą w państwie
biedotę. W takim kraju przyszło żyć Americe. Jednej z piątki
rodzeństwa, należących do rodziny artystów, w hierarchii
społecznej kwalifikowanych jako Piątki.
"Nasza
klasa społeczna znajdowała się blisko dna. Byliśmy artystami, a
artyści i muzycy lokowali się tylko trzy szczeble ponad błotem.
Dosłownie. Zarabiane przez nas pieniądze ledwie wystarczały na
bieżące potrzeby i były w ogromnym stopniu uzależnione od pory
roku".
Nadzieją na
polepszenie bytu rodzin ulokowanych w hierarchii niżej były
Eliminacje, podczas których miała zostać wybrana przyszła żona
księcia Maxona. Jako, że America spełniała niezbędne wymogi do
jej domu przyszedł list, w którym zaproszona została do konkursu.
Dziewczyna nie była jednak nim zainteresowana.
"(...)
myśl o tym, że miałabym stanąć do obserwowanego przez cały kraj
konkursu, w którym ten nadęty mięczak wybierze sobie
najefektowniejszą i najpłytszą z oferowanych dziewcząt, żeby
została milczącą ładną buzią w tle jego wystąpień
telewizyjnych, sprawiała, że miałam ochotę krzyczeć. Czy można
było wymyśleć coś bardziej upokarzającego?
Poza tym
byłam w domach wystarczająco wielu Dwójek i Trójek, żeby zyskać
pewność, że nie mam ochoty stawać się jedną z nich, nie mówiąc
już o Jedynce. Jeśli nie liczyć chwil, kiedy bywałam głodna,
całkowicie odpowiadał mi status Piątki."
Ponad to
miłością życia Americi był Aspen.
"Nie
chciałam być księżniczką Illei, tylko Aspena.
Cierpiałam,
kiedy nie byliśmy razem. Często chodziłam jak błędna,
zastanawiając się, co on może zrobić. Gdy nie mogłam już tego
wytrzymać, ćwiczyłam grę na różnych instrumentach – naprawdę
powinnam mu podziękować, bo to dzięki niemu doszłam do obecnej
biegłości. Doprowadzał mnie do szaleństwa.
Aspen był
Szóstką. Szóstki były służącymi stojącymi tylko jeden
szczebel nad Siódemkami i różniącymi się od nich odrobinę
lepszym wykształceniem i przeszkoleniem do prac domowych. Aspen był
mimo to najinteligentniejszym ze znanych mi ludzi, a przy tym był
zabójczo przystojny, ale kobiety niezwykle rzadko wychodziły za mąż
za kogoś z niższej klasy. Taki mężczyzna mógł oczywiście
poprosić o twoją rękę, ale niemal nie zdarzało się, by
oświadczyny zostały przyjęte. Jeśli się wychodziło za kogoś z
innej klasy, trzeba było złożyć mnóstwo dokumentów i odczekać
chyba dziewięćdziesiąt dni, zanim można było załatwić dalsze
wymagane przez prawo formalności. Nieraz słyszałam, że to
dlatego, by dać ludziom czas na ewentualną zmianę decyzji."
Mimo
szczerej niechęci dziewczyny do udziału w rywalizacji – wkońcu
udało się ją namówić mamie oraz Aspenowi do zgłoszenia swej
kandydatury w Eliminacjach.
"-Posłuchaj,
Mer. - Przysunął usta do mojego ucha. To było nieuczciwe,
wiedział, że w ten sposób nie zdołam się na niczym
skoncentrować. Jego głos był niski i gardłowy, jakby mówił coś
romantycznego, chociaż w jego propozycji nie było cienia
romantyzmu. - Gdybyś miała szansę na coś lepszego i nie
skorzystała z niej ze względu na mnie, nigdy bym sobie tego nie
wybaczył. Nie potrafiłbym.
Odetchnęłam
gwałtownie.
-To absurd,
pomyśl o tych tysiącach dziewcząt, które się zgłoszą. Nie
zostanę nawet wylosowana.
-Jeśli nie
zostaniesz wylosowana to jakie to ma znaczenie? - Jego dłonie
pocierały teraz moje ramiona. Nie potrafiłam się z nim kłócić,
kiedy zachowywał się w taki sposób – Chcę tylko, żebyś się
zgłosiła, spróbowała. Jeśli cię wybiorą, pojedziesz tam, a
jeśli nie, to przynajmniej nie będę się zadręczał myślą, że
zrezygnowałaś przeze mnie.
-Ale ja go
nie kocham. Nawet go nie lubię. Nawet go nie znam.
-Nikt go nie
zna, więc może mogłabyś go polubić.
-Aspen,
przestań. Kocham cię.
-A ja kocham
ciebie. - Pocałował mnie, żeby to udowodnić. - A jeśli ty mnie
kochasz, postąpisz tak, żebym nie musiał się torturować myślami
o tym, co mogłoby się stać.
Skoro
chodziło o niego, musiałam się poddać, ponieważ nie potrafiłabym
go zranić. Robiłam, co tylko w mojej mocy, żeby ułatwić mu
życie. Poza tym mówiłam prawdę, nie było cienia szansy, żebym
została wybrana. Powinnam po prostu dopełnić formalności ku
zadowoleniu wszystkich, a kiedy nie zostanę wybrana, temat będzie
zamknięty."
I teraz
każdy się już domyśla, że America, bohaterka książki "Rywalki"
– dostała się do pałacu, by walczyć o względy księcia ;) oraz
polepszenie sytuacji swojej rodziny. Tylko jak tu walczyć o miłość
osoby, z którą nie chcemy być? A może wycofać się z konkursu? W
takiej sytuacji jednak nie pomoże się rodzinie, której sytuacja
mogłaby się znacznie poprawić. Czy w pałacu można zaprzyjaźnić
się z którąś z "Rywalek"? A może naszej bohaterce uda
się zaprzyjaźnić z kimś innym? Jak przetrwać, gdy zamek wciąż
jest atakowany przez rebeliantów? Chcecie poznać odpowiedzi na te
pytania? Zapraszam do lektury książki. :))
Od początku
obawiałam się, że "Rywalki" okażą się romansem dla
nastolatek i niemal od razu moje przypuszczenia potwierdziły się.
Jednak nie do końca. Mimo, iż za romansidłami nie przepadam i nie
jestem już nastolatką ;) książkę czytało mi się lekko i miałam
przy tym ogromną przyjemność. Pierwszy tom trylogii Kiery Cass
wciągnął mnie niemal od pierwszych stron. Z ogromnym
zainteresowaniem i ciekawością obracałam kolejne strony opowieści,
by poznać drogę Americi do pałacu oraz przygody, jakie ją w nim
spotkały. Wraz z bohaterką poznawałam jej rywalki do korony oraz
samego księcia Illei. Ciekawiły mnie przedstawione postacie.
Niektóre z nich bardzo polubiłam i szczerze im kibicowałam, inne
darzylam niechęcią i czekałam z niecierpliwością, kiedy powinie
im się noga.
Ta książka
to bajka. Bajka którą chętnie ujrzałabym w formie ekranizacji.
Czytając ją wyobrażałam sobie przedstawione postacie i
wydarzenia, wygląd pałacu oraz stroje młodych kobiet walczących o
koronę. Choć wokół mnie nieraz był haos (w końcu książkę
czytałam w wakacje, w gościnie u mojej kochanej licznej rodzinki) –
nie miałam najmniejszego problemu ze zrozumieniem jej treści. Za to
doskonale wyłączałam się od zgiełku świata zewnętrznego z
uśmiechem na ustach, a nieraz zdumieniem, chłonąc kolejne strony
historii. Ta opowieść przedstawiona na ekranie spodobałaby się na
pewno nie tylko małym dziewczynkom i nastolatkom, ale także ich
mamom, a może i babciom. ;)
Ostatnie
strony (50, może 100) opowieści przeczytałam w błyskawicznym
tempie. Akcja nabrała zdumiewającego tempa, a przedstawiona
historia zaskakiwała mnie raz za razem. Nie mogę doczekać się
kiedy w moje ręce wpadnie kolejny tom tej uroczej baśni. :))
A Wy?
Mieliście już okazję przeczytać tę książkę? Zgadzacie się z
moją opinią, czy może macie odmienne od moich wrażenia?
Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami w komentarzach. :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz