sobota, 25 października 2014

Moja recenzja książki "Miłość... i nieprzespane noce"

Witajcie!

Pędzę dziś do Was z recenzją przezabawnej książki Nicka Spaldinga pt. "Miłość... i nieprzespane noce". Czytałam ją w wakacje, a teraz w końcu zebrałam się, aby podzielić się z Wami swoimi wrażeniami i zachęcić Was do sięgnięcia po tą lekturkę. Bo na śmiech zawsze jest odpowiednia pora. ;)



 Ja kupiłam tę książkę po przeczytaniu jej malutkiego fragmentu na fanpage'u wydawnicta "Muza". Fragment ten rozbawił mnie ogromnie, a jako, iż niedawno zostałam mamą nie wahałam się nad jej nabyciem ani chwili. ;)


Czytadełko to jest kontynuacją książki "Miłość... z obu stron", której jeszcze nie miałam okazji czytać, ale całkiem prawdopodobne jest, iż wkrótce po nią sięgnę. Wracając jednak do omawianej lektury. Opowiada ona o małżeństwie trzydziestokilkulatków, Jamiem i Laurze Newmanach. Jamie na co dzień pracuje jako dziennikarz w lokalnej gazecie, w której spierać się musi "o niezwykle prozaiczną kwestię zagospodarowania szpalty mającej siedem i pół centymetra". Laura z powodu recesji zmuszona jest zamknąć swój sklep, a w momencie gdy ją poznajemy, podąża na rozmowę kwalifikacyjną "na dobrze opłacane stanowisko w jednym z największych przedsiębiorstw w branży czekoladowej".

Najważniejszym jednak wydarzeniem w owym czasie w życiu tej dwójki staje się fakt, iż po zastosowaniu "metody improwizowanej antykoncepcji" w chwili, gdy w ich domu nieszczęśliwie zabrakło prezerwatyw – mają zostać rodzicami. Cała książka to opowiadanie o zdarzeniach dotyczących przebiegu ciąży Laury oraz pierwszego roku życia ich dziecka. O swoich uczuciach opowiada nie tylko nasza bohaterka, opisując je w listach do zmarłej mamy, ale również Jimmy, który swe emocje przelewa na prowadzonym blogu. Według mnie pomysł autora, aby mężczyzna opisywał tak dokładnie swoje historie na blogu, który może przeczytać każdy nie jest do końca trafiony, gdyż:
  • żaden mężczyzna tak wylewnie nie otworzyłby się przed publiką,
  • żadna kobieta nie zgodziłaby się na takie jawne opisywanie swego związku przez męża,
  • Laura Newman prędzej strzeliłaby sto razy męża ścierką po łbie, niż pozwoliła na coś takiego.
Jednak sam pomysł na to, aby każde z małżonków w jakiś sposób opisywało swoje przygody jest w tej książce jak najbardziej trafiony. Kobieta i mężczyzna opowiadają o swoich doświadczeniach przez co książkę czytamy z dużym zainteresowaniem, a bohaterowie stają nam się dużo bliżsi, niż gdyby to autor opisywał ich historię, a nie oni sami.
Newmanów lubi się niemal od pierwszych stron książki. Kilkukrotnie przedstawieni są jako "pechowcy", jednak myślę, iż każdy z czytelników ma czasem "trochę takiego pecha" i każdy odnajduje w bohaterach część siebie. Opisane wydarzenia ukazują rzeczywiste problemy młodych par, którym zdarzyło się "zaliczyć wpadkę" oraz trudności dotyczące wszystkich młodych, niedoświadczonych rodziców. Widać, iż autor dokładnie wie, o czym pisze.
Przedstawione opowieści, czasem nieco podkoloryzowane, są tak zabawne, że książkę wręcz pochłania się z wielkim uśmiechem na ustach, a uśmiech ten często przeradza się w gromki śmiech. Prawdopodobnie na palcach jednej, lub ewentualnie dwóch rąk, policzyłabym strony podczas czytania których nie zaśmiewałam się w głos.
W książce opisana jest większość doświadczeń z jakimi przychodzi nam się zmierzyć, gdy kobieta zachodzi w ciążę oraz gdy zostajemy rodzicami. Odczuwanie mdłości w miejscach publicznych, nietypowe zachcianki żywieniowe i ogromna huśtawka nastrojów, które spotkały Laurę w trakcie ciąży, a także lekcje w szkole rodzenia, czy poród – to zaledwie początek góry lodowej. Po narodzinach dziecka życie Newmanów "rozkręciło się" się na dobre. Poznają oni co oznacza: opieka nad maleństwem i związany z tym chroniczny brak snu, a także choroba ukochanego szkraba. Ponad to autor opisuje historie dotyczące: błędnego aktu urodzenia Srary (przepraszam – Sary), pierwszego jej wulgarnego słowa, nieszczęsnej wyprawy na zakupy taty z dzieckiem w wózku, czy wyjazdu na wspólny wypoczynek. Od zabawnych wydarzeń aż się roi.
W rolach drugoplanowych występują m.in. przerażająca położna oraz wredna teściowa, która, jak się okazuje, kryje straszliwą tajemnicę. Wątpliwa przyjemność odkrycia jej sekretu spotyka Laurę. Co to za sekret? Jak Laura poradzi sobie z zatrzymaniem go tylko dla siebie? A może nie wytrzyma i wyjawi go mężowi? Nie powiem. Koniecznie sami musicie przeczytać tę powieść.
Zastanawiałam się, czy to czytadełko rozbawia mnie i "trafia do mnie" ze względu na to, że jestem mamą bobaska, i czytałam jego fragmenty różnym znajomym. Okazało się, że wszyscy rechotali w głos i jednakowo byli zainteresowani kolejnymi przygodami młodego małżeństwa i ich oseska.
Książka upstrzona jest wieloma wulgaryzmami, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Osoby szczególnie wrażliwe 1/3 książki musiałyby pominąć.
Nick Spalding napisał fantastyczną komedię i można by pomyśleć, iż pisać umie wyłącznie "na wesoło". Nic bardziej mylnego. Trzy fragmenty książki bardzo mnie wzruszyły, a jeden z nich sprawił, że z oczu leciały mi łzy jak grochy. Wstyd mi było, gdyż książkę czytałam w miejscu publicznym, ale nagle wielka klucha stanęła mi w gardle i ukradkiem wycierałam lecące po policzkach krople. Fragment o którym mowa czytałam kilkakrotnie i za każdym razem jednakowo rozdzierał mi serce. Musicie to przeżyć sami.
Szczerze polecam tę książkę na każdy czas, nawet na ten najbardziej zaganiany i męczący. Lektura ta pozwoli Wam odpocząć i oderwać się od rzeczywistości. Dziesięć minut przy niej przywróci Wam chęć do życia w każdym, nawet trudniejszym okresie. To doskonały "poprawiacz nastroju".
Macie dzieci? Koniecznie sięgnijcie po tę lekturę. Jeśli ich nie macie, a planujecie w przyszłości – również przeczytajcie i....
"... śpijcie tyle, ile zdołacie. Gdziekolwiek i kiedykolwiek się da. Rozkoszujcie się swoim łóżkiem. Wylegujcie się długo i namiętnie. Jeżeli wam się wydaje, że spaliście za długo, przewróćcie się jeszcze na pół godzinki na drugi bok i naciągnijcie kołdrę na głowę. Wierzcie mi, te przyjemne wspomnienia pomogą wam przetrwać, gdy o trzeciej nad ranem z gołym tyłkiem będziecie sterczeli w salonie z dzieckiem na rękach, kołysząc je łagodnie, by przestało wydzierać się na całe osiedle."


Czytaliście już tę książkę? Planujecie sięgnąć po nią? A może polecicie mi jakąś naprawdę zabawną lekturę? Bardzo lubię takie czytać. :)

Życzę Wam pełnego śmiechu dnia (nocy) - kiedykolwiek czytacie ten post. :)


5 komentarzy: