niedziela, 6 sierpnia 2017

"Między niebem a Lou" Lorraine Fouchet - to nie jest zwykła obyczajówka.

Kiedy Iwona Banach – wspaniała pisarka, felietonistka udzielająca swego talentu magazynowi "Życie i pasje", tłumaczka, czytelniczka i recenzentka powiedziała "Edyta, przeczytaj Między niebem a Lou" zawahałam się. Miałam już sporo zaległych lektur, goniły mnie terminy, a ja wyjeżdżałam na wakacje do rodzinki, której nie widziałam od roku. Mimo wszystko jednak zdecydowałam się sięgnąć po tę pozycję ze względu na osobę polecającą, jednocześnie będącą tłumaczką książki. Dodatkowe szczęście miałam, gdyż dzięki Pani Elizie z wydawnictwa


powieść trafiła w moje ręce. Co z tego wyniknęło?


Opis książki (pochodzący z okładki)

"Szczęśliwe życie małżonków na francuskiej wyspie Groix przerywa niespodziewana śmierć Lou. Jej pogrążony w rozpaczy mąż, emerytowany lekarz, musi uporać się ze stratą, ale i ze zwykłym życiem. Paradoksalnie pomocą jest list pozostawiony u notariusza, w którym Lou wyznacza mu zadanie dotyczące ich dzieci. Joseph, zwany Jo, stopniowo odkrywa, że nigdy nie jest za późno na zainteresowanie bliskimi, a wszystkie problemy mogą być rozwiązane dzięki sile rodzinnej miłości.

Między niebem a Lou to mocno zanurzona w kulturze celtyckiej, bretońskiej i francuskiej opowieść obyczajowa z miłością w tle, miłością w każdej postaci – od rodzicielskiej po małżeńską, od zdradzonej po odnalezioną, od miłości jako pasji po miłość jako patriotyzm nie tylko lokalny – a do tego przepełniona ogromną wiarą w lojalność, uczciwość i przyjaźń."

Moje wrażenia

Rzadko bywa tak, iż opis swoich wrażeń zaczynam od opisu wydania książki. Tym razem jednak muszę to zrobić. Okładka "Między niebem a Lou" pozornie się nie wyróżnia, jednak po przeczytaniu jej treści stwierdzam, iż oprawa ta nie mogła być piękniejsza. Żadna inna nie mogłaby przedstawić tak trafnie zawartości dzieła, bo w moim odczuciu książka Lorraine Fouchet jest DZIEŁEM. Wróćmy jednak do okładki. Oprócz autora i tytułu napisanych po lewej stronie okładki po jej prawej stronie zobaczyć możemy stolik, a na nim butelkę szampana z urwaną częściowo nazwą, ograniczającą się do liter "Merci" i obrazem nadmorskiej plaży oraz dwóch postaci drepczących po wodzie.
Czcionka zastosowana w książce sprzyja czytaniu, rozdziały (wskazujące kolejne daty od śmierci Lou) są krótkie. Ich treść zaciekawia zachęcając do dalszej lektury i sprawiając, iż powieść czyta się bardzo szybko. Ja pochłonęłam ją w ciągu dwóch dni. Nie liczył się stos zaległych pozycji, ani nic innego. Każdą wolną chwilę spędzałam przy książce. Siedziałam na podwórku, ciesząc się słońcem, pobytem w ogrodzie, chłonąc książkę strona po stronie i przeżywając losy bohaterów.
Za sprawą Lorraine Fouchet znajdujemy się na niewielkiej francuskiej wyspie Groix. Poznajemy rodzinę Josepha i Lou – ich dorosłe już dzieci i dwie wnuczki. Lou po swojej śmierci w testamencie wyznacza mężowi do wykonania niełatwe zadanie.

"Proszę cię, abyś zadbał o szczęście naszych dzieci, którymi nigdy się nie zajmowałeś. Byłeś cudownym kochankiem, wspaniałym mężem i nieobecnym ojcem. Twój dziadek i ojciec wyruszali na dalekomorskie połowy, ty powtórzyłeś ten model. Twoi przodkowie byli na morzu, ty miałeś dyżury w szpitalu. Każde z naszych dzieci odniosło sukces zawodowy, ale nie są szczęśliwe. (...) Cyrian jest mężem i ojcem, Sarah jest wolna, ale skacze z kwiatka na kwiatek. Oboje nie wiedzą nic o miłości. Przywracałeś do życia pacjentów z płaskim elektrokardiogramem. Proszę cię, byś przywrócił uśmiech tym dwojgu młodym, dorosłym ludziom, którzy noszą twoje nazwisko."

Zadanie jest ze wszech miar trudne, zwłaszcza, że dotąd to właśnie Lou dbała o poprawne relacje w rodzinie. Cyrian ma córkę – 10-letnią Pomme, która wraz z mamą mieszka na wyspie, a sam wyjechał z Groix i związał swoje życie z Albane, z którą z kolei ma 9-letnią córke Charlotte. Ojciec nie rozumie postępowania swojego syna. Sarah przechodzi chorobę neurogenną. Po przeżytym zawodzie miłosnym nie związała się z nikim na poważnie. Twierdzi, że żaden mężczyzna niegodny jest, aby obdarzyć go zaufaniem i ma zasadę, aby nie spotykać się z żadnym więcej niż dwa razy. Czy Jo zdoła scalić rodzinę, gdy ta wydaje się zupełnie rozpadać? Czy nie rozumiejąc postępowania swojego syna sprawi, aby ten pozostał z nim w kontakcie, zwłaszcza, gdy Lou zrobi mu dowcip i zechce utrudnić zadanie? Co wymyśli Joseph, aby spełnić ostatnie życzenie małżonki? Czego nowego dowie się o swoich dorosłych dzieciach?
Ogromnie przypadł mi do gustu fakt, iż narracja prowadzona jest naprzemiennie. Poznajemy uczucia i wydarzenia dotyczące niemal wszystkich członków rodziny. Wypowiadają się Jo, Pomme, Cyrian, Charlotte, Albanne, tajemniczy Thierry (który zdobył moje serce), a także nieżyjącą Lou, przemawiająca z miejsca "gdzie idzie się potem". Naprzemienna narracja pokazuje nam, jak różnorodnie postrzegamy te same wydarzenia, te same osoby. Jak łatwo przychodzi oceniać nam innych, podczas gdy tak naprawdę nie powinniśmy tego robić nie znając ich historii, nie przeżywając tego co one.
Duże wrażenie wywarła na mnie sytuacja dwóch dziewczynek, córek jednego ojca. Pomme mieszka z mamą i dziadkami na wyspie Groix, a swego tatę widuje od święta. Charlotte żyje z obojgiem rodziców i pozornie ojca ma na co dzień. Rozbroiła mnie ogromna szczerość tych dziewczynek i ich ocena sytuacji. Koniecznie zwróćcie uwagę na ten wątek, jeśli chcecie poznać uczucia dzieci dotyczące kontaktu z opiekunami. Zwykle kwestie te umykają naszej uwadze, a stanowią przecież istotę naszego (jako rodziców) i ich (dzieci) teraźniejszego i przyszłego życia. Dwie małe kobietki potrafią wskazać na to, co tak naprawdę jest w życiu ważne dużo wyraźniej niż wciąż kamuflujący swe uczucia, zagubieni w życiu dorośli.


"Między niebem a Lou" to przepiękna opowieść, która wzbudziła we mnie moc przeróżnych emocji i dostarczyła mnóstwa niezapomnianych wrażeń. Początkowo książka wywoływała u mnie smutek i melancholię, z czasem zdarzało mi się uśmiechnąć, czy roześmiać w głos, bym ostatecznie mogła poczuć płynącą z niej nadzieję. Pozornie książka toczy się w spokojnym rytmie, a jednak niejednokrotnie zaskakuje nas swą nieprzewidywalnością. W pewnym momencie napięcie sięga zenitu. Dochodziło do tego, iż podczas czytania z oczu leciały mi łzy, brakowało tchu, a ja nie mogłam odłożyć lektury, aby się uspokoić, bo natychmiast pragnęłam dowiedzieć się, co wydarzy się dalej.
Za sprawą Lorraine Fouchet wybieramy się do Paryża i na krótką wyprawę do Rzymu. Spotykamy wielkie osobowości istotne w historii kina, tj. Federico Fellini, Anita Ekberg, Sophia Loren, Claudia Cardinale, Gina Lollobrigida, Giulietta Masina, Anthony Quinn, Marcello Mastoriani, czy Vittorio Gassman. Kino rodzinne na wyspie Groix przypomina "Cinema Paradiso" z filmu Giuseppe Tornatore. "Słuchamy" muzyki mistrzów: Jana Sebastiana Bacha, Wolfganga Amadeusa Mozarta, Serge Reggiani, Davida Bowie i innych wspaniałych artystów. W moim odczuciu są to dodatkowe atuty książki.
Doskonałość tej pozycji wspaniale została ujęta w drugiej części jej opisu z okładki, który zacytowałam powyżej. Zgadzam się z każdym słowem tam zawartym.
Ogromnie ujęły mnie opisy, w których Joe mówił o swej miłości do Lou. Mimo, że "stara" baba ze mnie – czytając je wzruszałam się niesamowicie.

"Na wyspie nie mamy domu pogrzebowego, brakuje klienteli, kondukt obchodzi więc kościół, aby na piechotę przejść na cmentarz. Codziennie tędy chodzę, ale dziś wyjątkowo nie zatrzymuję się na kawę w 'Triskell' i nie mam ze sobą żadnej gazety. Mam za to roztrzaskane serce i rozdartą duszę."

"Zawsze mnie dziwi, kiedy ludzie zapytani w jakimś wywiadzie o najpiękniejszy dzień ich życia, mówią: 'Dzień narodzin moich dzieci'. Mój to ten, kiedy po raz pierwszy się do mnie uśmiechnęłaś."

"Bez niej nikt by mnie nie kochał i nienawidziłbym wszystkich ludzi. Nazwałbym mojego psa Imbecyl i ludzie odwracaliby się na ulicy, kiedy bym go wołał: 'Imbecyl! Nie, nie chodzi o pana, wołałem psa'."

Książka zawiera wiele cudownych przemyśleń i każdy znajdzie w niej dla siebie coś godnego uwagi, zależnie od przeżytych doświadczeń. To jedna z najlepszych powieści jakie przeczytałam w tym roku i z pewnością powrócę do niej jeszcze niejednokrotnie. Mam tylko jedną wątpliwość. Obawiam się, iż w tej opinii mogłam nie przekazać fenomenu tej książki. To jest lektura naprawdę godna uwagi i będę ją polecała z całego serca, kiedy tylko nadarzy się taka okazja.
Iwonko! Miałaś całkowitą rację! :))


Jeśli jeszcze nie czytaliście tej książki – koniecznie po nią sięgnijcie. I napiszcie mi – jaka pozycja spośród przeczytanych przez Was w tym roku pretenduje do tytułu najlepszej książki. :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz