sobota, 4 listopada 2017

"Maybe Someday" Colleen Hoover - mamuśka czyta o trójkącie miłosnym...

„Maybe Someday” Colleen Hoover to książka, którą wygrałam w konkursie wydawnictwa Otwartego i sama ją sobie wybrałam jako nagrodę. Mimo to ponad rok leżała na mojej półce, a do jej przeczytania zmotywowało mnie wyzwanie czytelnicze u Eweliny, znanej Wam zapewne jako Ejotek lub Czytelnicza Dusza.


Klikając tutaj przejdziecie do wyzwania, a Ewelinie przy tej okazji bardzo dziękuję za zmotywowanie mnie do sięgnięcia po tę pozycję.


Opis książki (pochodzący z okładki)

„On, Ridge, gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać.
Ona, Sydney, ma poukładane życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin.
Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak łatwo złamać czyjeś serce.
Mabybe Someday to opowieść o ludziach rozdartych między 'może kiedyś' a 'właśnie teraz', o emocjach ukrytych między słowami i muzyce, którą czuje się całym ciałem.”

Moje odczucia po lekturze

"Maybe Someday" to książka łącząca w sobie Young Adult i romans. Zwykle stronię od takich pozycji, jednak na temat tej powieści słyszałam mnóstwo pozytywnych opinii, a lektura "Hopeless" Colleen Hoover (moje wrażenia), choć w swojej recenzji trochę się jej "czepiałam", dodatkowo zachęciła mnie do przeczytania "Maybe Someday".
Książka pochłonęła mnie od pierwszych stron i kiedy musiałam przerywać czytanie z niechęcią odkładałam ją na półkę. Od początku polubiłam bohaterów: Sydney, Ridge'a, Warrena i Bridget, a następnie inne, kolejno wprowadzane do powieści postacie: Maggie i Brennana. Szczęśliwie wśród bohaterów znalazły się również osoby nacechowane negatywnie, a i postaciom pierwszoplanowym zdarzało się popełniać błędy i nie całkiem obce były im nieczyste zagrania.
"Maybe Someday" to opowieść o miłości dwóch osób, ale nie tylko. To również piękna historia o niesłyszącym bohaterze oraz dziewczynie, która zapadła na bardzo poważne schorzenie. O jaką chorobę chodzi nie będę Wam tu zdradzała. Dowiecie się tego w trakcie lektury. Mnie jednak ta wiadomość niemal sparaliżowała, gdyż opisane schorzenie dotyczyło mojego przyjaciela z lat młodzieńczych, którego dzisiaj nie ma już na tej ziemi.
Dzięki pisarce przenikamy do świata uczuć i doznań towarzyszących w życiu codziennym osobie niesłyszącej. Poznajemy sposób odbierania przez nią świata, co ja odczuwałam niemal namacalnie. Kiedy czytałam historię opisywaną z punktu widzenia osoby głuchej, nawet wówczas, gdy sytuacja ta była wypełniona hałasem – bez problemu mogłam ją sobie wyobrazić, a jednocześnie miałam wrażenie, iż żadne dźwięki z nią związane do mnie nie docierają.
„Maybe Someday” to historia miłości, a właściwie trójkąta miłosnego, opisywanego zamiennie przez 22-letnią kobietę oraz 24-letniego mężczyznę. Zastosowanie naprzemienności wypowiedzi ogromnie mi się spodobało i dało możliwość przeniknięcia w myśli i odczucia bohaterów, których cechowała niesamowita wzajemna szczerość, jakiej nam dorosłym często brak we wzajemnych relacjach. Ogromnie przypadła mi do gustu dojrzałość bohaterki, jej podejście do sytuacji, w której się znalazła. Analizowanie sytuacji, jakie ją spotykają godne jest osoby prawdziwie rozsądnej i odpowiedzialnej.
Zwykle, gdy czytam o trójkątach miłosnych – złoszczę się poznając odczucia i przemyślenia bohaterów. Zbyt łatwo, w chwilach uniesienia, zapominają oni o swoich stałych partnerach i ulegają namiętności dopuszczając się zdrady. W „Maybe Someday” bohaterowie nie zapominają o bliskich, których mogliby skrzywdzić, a ich uczucie nie sprowadza się wyłącznie do zaspokojenia popędu seksualnego.
Kiedy poznajemy Sydney i Ridge'a oboje są w stałych związkach. Później sytuacja nieco się zmienia. Sydney zostaje sama, ale Ridge wciąż ma u boku kochającą, cudowną dziewczynę. Z tego powodu trudno było mi kibicować tej dwójce, by stworzyli parę. Jednak z ciekawością i zaangażowaniem śledziłam ich losy i nurtowało mnie, jakie będzie zakończenie tej historii. A uwierzcie mi – Colleen Hoover w mistrzowski sposób żonglowała moimi emocjami w tym zakresie.
Ogromne wrażenie wywarły na mnie opowieści Ridge'a, dotyczące jego dzieciństwa oraz zaskakujące informacje na temat innych bohaterów, które niejednokrotnie wbijały mnie w (przysłowiowy) fotel. Colleen Hoover w moim odczuciu jest mistrzynią w szokowaniu czytelnika niespodziewanymi informacjami, czy zwrotami akcji. Mało tego! Nie są to jakieś banały, czy wprowadzane na siłę wydarzenia, lecz doskonale współgrają one z opisywanymi historiami i znakomicie je dopełniają. Jest to jeden z powodów dla jakich naprawdę cenię książki tej pisarki (mimo, iż przeczytałam dopiero dwie).
Książkę czyta się niesłychanie szybko. Do lektury zachęca nie tylko lekkie pióro autorki, ale również to, w jaki sposób powieść została napisana. Bohaterowie nie zawsze rozmawiają ze sobą w sposób bezpośredni (twarzą w twarz). Wielokrotnie prowadzą rozmowy poprzez smsy, czy wiadomości na facebooku. Lektura wywołała we mnie moc emocji: od radości i śmiechu, poprzez ciekawość, aż po niepewność, wzruszenie i strach o losy bohaterów.
Dodatkowego uroku dodają powieści teksty piosenek komponowanych i pisanych przez bohaterów, zamieszczone na końcu książki. Co więcej! Piosenek tych można posłuchać w trakcie lektury książki na wskazanej stronie w internecie.
„Maybe Someday” to powieść z kategorii Young Adult, za którymi zazwyczaj nie przepadam. Niektórzy mogliby stwierdzić, iż to tylko romans lub zwykła powieść obyczajowa, a jednak ja, świeżo po przeczytaniu tej książki śmiem twierdzić, że jest to jedna z najlepszych pozycji, po jakie w tym roku sięgnęłam i z pełnym przekonaniem Wam ją polecam.


A jakie książki Colleen Hoover Wy czytaliście? Które zrobiły na Was największe wrażenie? Jaką polecacie mi przeczytać w pierwszej kolejności? A może jeszcze nie poznaliście żadnej książki tej autorki? Planujecie to zmienić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz