Hej Kochani!
Przyszedł czas na opis pierwszej
książki w nowej odsłonie Mamuśkowych Różności. Czekaliście długo, a na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, iż życie postanowiło mi dokopać. Właściwie nie samo życie... Ale o tym może innym razem... Dziś o wyjątkowej lekturze. Na
tapetę wrzucam "Kirke" Madeline Miller – najlepszy book,
jaki przeczytałam w tym roku i jeden z lepszych, jakie przeczytałam
w swoim życiu.
Jeśli pragniecie dowiedzieć się o
czym jest powieść zapraszam na jej opis tutaj na stronie wydawnictwa
Jednocześnie pięknie dziękuję
wydawnictwu za tę wyjątkową książkę.
O "Kirke" słyszałam wiele
różnych opinii. Jedni nie widzą w niej nic szczególnego.
Postrzegają ją jako zwykłą opowieść o nudnej, tkwiącej na
wyspie Kirke, przeplataną przygodami innych postaci, znanych nam z
mitologii. Nie widzą w niej żadnej akcji, powiewu świeżości.
Inni czytelnicy z kolei, podobnie jak ja, zakochują się w tej
historii. Dlaczego? To proste! ;)
Jeśli oczekujecie po tym booku
przygody, sensacji, akcji, nowego spojrzenia na mitologię, książki
przypominającej przygodówki Ricka Riordana – z pewnością się
zawiedziecie. Jeśli zaś nie przeszkadza Wam wolne tempo toczącej
się opowieści, wspomnienie mitów takimi, jakie je znamy, bez
żadnych unowocześnień, cenicie sobie piękny styl pisania i
zechcecie wniknąć w głębię tego dzieła – zakochacie się w
niej równie mocno jak ja.
Książka zachwyciła mnie przede
wszystkim stylem, językiem, w jakim została napisana. Do setnej
strony uważałam, że jest ona bardzo wartościowa, po sto
sześćdziesiątej – całkowicie w niej zatonęłam i pokochałam
tę historię. Z przyjemnością czytałam zarówno stworzone opisy,
jak i dialogi. Oczyma wyobraźni obserwowałam przedstawione obrazy,
sytuacje. To powieść o samotności, ale i o umiejętności
cieszenia się nią, o miłości matczynej i miłości w związku, w
końcu także o smutku, odchodzeniu, śmierci. Z przyjemnością
chłonęłam każdy akapit, każde zdanie i słowo. Nieraz wzruszenie
ściskało mi gardło. Wielokrotnie, z zachwytem, czytałam niektóre,
zaznaczone przeze mnie fragmenty.
"Weszłam na statek i podniosłam
dłoń. Odpowiedział tym samym. Nie oszukiwałam się fałszywą
nadzieją. Byłam boginią, on śmiertelnikiem i oboje byliśmy
więźniami. Ale odcisnęłam w pamięci wizerunek jego oblicza jak
pieczęć w wosku, żeby unieść go ze sobą."
"...w samotniczym życiu są
rzadkie chwile, w których dusza innej istoty pojawia się blisko
twojej, jak gwiazdy, które tylko raz w roku muskają niebo."
"Śmiertelni umierali, gdy toną
statki, od miecza, kłów dzikich zwierząt i z rąk dzikusów, z
powodu chorób, głodu i starości. Niezależnie od tego, jak
energiczni są za życia, jak genialni, niezależnie od cudowności,
które stworzyli, obracali się w proch i dym."
Myślę,
iż niejednokrotnie powrócę do tej książki, by zachwycać się nią ponownie i odnajdować w niej nowe, wartościowe przemyślenia.
Warto
wspomnieć również o pięknym wydaniu książki (o czym wiedzą
chyba wszyscy) i spisie postaci z mitologii, znajdującym się na jej
końcu. Spis ten zdecydowanie ułatwia połapanie się w temacie
osobom, które (podobnie jak ja) zdążyły już zapomnieć większość
mitów greckich. ;)
Jestem zachwycona tą książką. A Wy? Zapoznaliście się już z tym tytułem? Jeśli tak, napiszcie do której grupy czytelników należycie? Jesteście zwolennikami tej pozycji czy wręcz przeciwnie? Jeśli natomiast dotąd nie sięgnęliście po "Kirke" dajcie znać, czy macie ją w planach?