Dawno, dawno
temu... na przełomie listopada i grudnia 2015 r. ;) ... wzięłam
udział w BookAThonowym tygodniu czytelniczym. Planowałam przeczytać
w ciągu tego czasu 4 książki. Niestety nie udało mi się "pożreć"
ich wszystkich. Zostały "Ostatnie dni Królika".
Przeczytałam jakieś sto stron, i ze względu na inne pilne lektury
(i chyba również sytuację życiową), musiałam chwilowo odłożyć
ją na bok.
Tegoroczne
Święta Wielkanocne spędziłam z książką "Chilli" Poli
Rewako, a gdy ją ukończyłam, chwyciłam w końcu po tak długo
czekające na lekturę "Ostatnie dni Królika". Co mogę
powiedzieć dziś o tej książce?
Mój BookAThonowy stosik
Fabuła w
wielkim skrócie
Tytułowy
Królik (zwana tak przez rodzinę) to czterdziestoletnia Mia Hayes,
która po kilku latach walki z rakiem trafia do hospicjum, aby
przeżyć w nim ostatnie dni. Mia w całym swoim ogromnym
cierpieniu ma to szczęście, iż umiera otoczona bliskimi. Każdego
dnia odwiedzają ją córka (która jeszcze nie wie o poważnym
stanie mamy), rodzice, rodzeństwo, dalsza rodzina oraz jej
najbliższa przyjaciółka.
Historia ta
to powieść o konieczności pogodzenia się z chorobą i
nieuniknioną śmiercią jednej z najbliższych osób. To książka o
rodzinie, miłości i przyjaźni.
Jak oceniam
"Ostatnie dni Królika"?
Nie napiszę
wiele, gdyż w przypadku tej książki nadmierna liczba słów wydaje
mi się zbyteczna.
"Ostatnie
dni Królika" to piękna, wzruszająca, smutna i jednocześnie
ciepła powieść. Wraz z jej bohaterami (Mią, jej rodzicami,
rodzeństwem, córką i przyjaciółką) wspominamy życie Królika,
jej nieżyjącego już przyjaciela Johnny'ego, towarzyszymy rodzinie
Mii w ich zmaganiach związanych z jej chorobą, aż w końcu stajemy
twarzą w twarz z okrutną, nieuniknioną prawdą, jaką jest
zbliżająca się śmierć kobiety. Towarzyszymy Mii w jej bólu,
strachu o dalsze życie córeczki bez jej udziału i pożegnaniach z
bliskimi.
Książka
wzrusza ogromnie, niejednokrotnie do łez.
"- No
mów, Króliku. - Grace nie dawała za wygraną. - Opowiadaj.
-No
normalnie: siedziałam w ubikacji, zobaczyłam krew, zawołałam
mamę.
-Dobra. -
Davey podniósł się z krzesła. - Wystarczy. Idę na stołówkę.
Kiedy
wyszedł, Molly nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu.
-Pamiętam to
– przyznała. - Miałaś dziesięć lat i wrzeszczałaś jak
opętana. Siedziałaś na kiblu i krzyczałaś, że umierasz...
Oczy Królika
momentalnie wypełniły się łzami. W pokoju zapadła cisza.
-Nie... nie
chciałam tego powiedzieć – przeprosiła niepewnie Molly. - Nie
powinnam.
Znów
zamilkły. Wszystkie trzy wbijały wzrok w podłogę. I to właśnie
w tej chwili Królik pogodziła się z prawdą.
-Mamo –
odezwała się z wyraźnym drżeniem w głosie. - Popatrz na mnie.
Proszę, mamo.
Molly nabrała
tchu i spojrzała w oczy swojego najmłodszego dziecka.
-Myślę, że
to już naprawdę koniec, mamo. Umieram.
Pomimo
tytanowych wkrętów w biodrach matka zerwała się na nogi w ułamku
sekundy i wzięła córkę w objęcia.
-Wiem,
kochanie. Wiem – wyszlochała.
-Strasznie
cię przepraszam – szepnęła Królik, a Grace poczuła piekące
łzy płynące po policzkach.
-Nie
przepraszaj, kochanie. - Molly pogładziła ją po głowie. - Wiesz,
że wszyscy cię kochamy."
Powieść
ta, mimo trudnego tematu, nie jest jednak wypełniona wyłącznie
smutkiem i łzami. Często podczas jej czytania uśmiechałam się, a
nieraz nawet zaśmiałam się w głos, słuchając prowadzonych przy
łóżku chorej rozmów lub czytając rodzinne wspomnienia. Jednym z
przykładów takiej historii jest ta, gdy pięcioletnia Mia wpadła
do niezabezpieczonego kanału, z którego trudno było ją wydostać.
Szczęśliwie jednak wciąż było ją widać, dzięki czemu
odnalazła ją siostra - Grace.
"Przywołała
rodziców krzykiem, pojawili się natychmiast, razem z właścicielem
gospodarstwa. (...) Kiedy zajrzała do kanału, siostra sprawiała
wrażenie całkiem spokojnej.
-Wszystko w
porządku? - zapytała.
-Bucik mi się
zepsuł – wyjaśniła Królik.
Gospodarz
zaczął ją uspokajać, mówiąc, że wszystko będzie dobrze.
Dopiero wtedy dziewczynka zrozumiała, że istniała jakaś inna
możliwość i wybuchła płaczem, wciąż powtarzając, że zepsuła
sobie bucik.
-To nic
takiego, kochanie – próbowała ją pocieszyć Molly.
-Ale to moje
ulubione – szlochała najmłodsza córka. - I nie umiem stąd
wyjść.
-Wydostaniemy
cię – obiecała matka.
Gospodarz
poszedł po strażaków, Jack krążył tam i z powrotem, mamrocąc
coś pod nosem, Grace plotła wianki z kwiatków, siedząc na trawie,
a Molly zaczęła opowiadać dzieciom o dziewczynce, która wpadła
do studni. Starsza wsłuchiwała się w jej słowa, pilnując
kolejnych splotów. Dziewczynka z opowieści była bardzo dzielna i w
ogóle nie płakała. Czekała cierpliwie, wiedząc, że trzeba
czasu, by ktoś przyszedł i ją uwolnił. Na dodatek była bardzo
zabawna i potrafiła opowiadać historie, które rozśmieszały
wszystkich zgromadzonych przy studni.
-Jakie
historie? - dopytywała z głębi kanału Królik.
-Ty mi
powiedz, kochanie – zaproponowała Molly.
Córka
zastanawiała się przez minutę.
-Była sobie
dziewczynka, która nazywała się Królik i miała bardzo złe
nawyki, a kiedyś się zagapiła i rozpieprzyła sobie bucik, a potem
dostała karę, bo mówiła brzydkie wyrazy.
Grace jeszcze
nigdy nie słyszała, by siostra używała takich słów, i
wiedziała, że nie powinna tak mówić, tylko mama mogła. Odłożyła
wianek z nadzieją, że za chwilę wybuchnie awantura, nic takiego
się jednak nie stało. Zamiast tego Molly zaniosła się śmiechem."
Urzekła
mnie bliskość całej rodziny. To w jaki sposób krewni, mimo wciąż
towarzyszącego im, okrutnego bólu, wspierali córkę i siostrę.
Starali się nie użalać, choć serca niejednokrotnie
pękały im z żalu. Zamiast tego towarzyszyli jej, pomagali,
rozbawiali. W obliczu tragedii nie uciekli, nie unikali chorej nawet
gdy sami nie radzili sobie z sytuacją, lecz towarzyszyli jej do
końca.
"Ostatnie
dni Królika" to przepiękna powieść o miłości, przyjaźni,
macierzyństwie, chorobie i śmierci. Przypomina nam o tym, co w
życiu jest naprawdę ważne.
Szczerze ją
polecam!