piątek, 23 października 2015

"Morderstwo na Korfu" - moja recenzja kolejnej książki autora.

"Morderstwo na Korfu" to druga już powieść dziennikarza i "kryminalisty" w jednej osobie – Alka Rogozińskiego.

 
Na tę książkę czekałam z ogromną niecierpliwością, zwłaszcza, że "Ukochany z piekła rodem" (pod tym linkiem znajduje się recenzja) wprawił mnie w doskonały nastrój, a oprócz tego autor postanowił sprezentować książkę niektórym blogerom – w tym mnie. Żaden pisarz mnie dotąd tak nie uszczęśliwił. :D Ale do rzeczy!

Bardzo popularna pisarka romansów po śmierci swojego kochanka i przeprowadzonym dochodzeniu postanawia odpocząć. Oderwać się od stresów, zrelaksować i napisać w końcu powieść, na którą już dość niecierpliwie oczekuje wydawca. A na urlop i relaks najlepiej wybrać się, śladami Alka Rogozińskiego, na Korfu oczywiście. :D
Jak łatwo się domyślić – niedługo udaje się Joannie cieszyć ze spokojnych wakacji. Zamordowany bowiem zostaje właściciel pensjonatu "Villa Zeus", w którym zamieszkała pisarka. Okazuje się też, że większość gości hotelowych zna się z poprzedniego turnusu wakacyjnego i mordercą jest jedno z nich. Nasza bohaterka natychmiast dzwoni do swej najlepszej przyjaciółki i menedżerki, by ta przybyła jej z pomocą. Betty bardzo chętnie pomogłaby Joannie, ale broni się przed podróżą samolotem, gdyż taką drogę traktuje niemal jak wyrok śmierci. Ostatecznie oczywiście zjawia się na Korfu i wraz z pisarką poszukują wśród gości pensjonatu mordercy Stefanosa.
Książka praktycznie "czyta się sama". Odłożyć ją na bok, choćby na krótko, to prawdziwe wyzwanie. Ja postanowiłam dawkować ją sobie niewielkimi partiami, aby jak najdłużej móc się nią cieszyć, ale gdyby nie półtoraroczna córeczka i awaryjne sytuacje (które na szczęście czasem się pojawiały) pochłonęłabym ją w jeden dzień. Dzięki tym niedogodnościom natomiast przedłużyłam sobie obcowanie z lekturą do czterech dni. :D
Obawiałam się, że popadnę w depresję, gdy to cudo się zakończy. ;D Na szczęście myliłam się. Gdy przeczytałam ostatnie słowa powieści do końca dnia uśmiech nie znikał mi z twarzy.
Ta powieść to doskonały antydepresant. Kawa lub herbata, ciepły koc i "Morderstwo na Korfu" to rewelacyjne połączenie na jesienne dni. A jeśli ktoś akurat jest w doskonałym humorze? Dzięki Alkowi Rogozińskiemu pozostanie w nim jeszcze dłużej. Pamiętam, gdy autor napisał, iż "Morderstwo ..." jest mniej śmieszne niż poprzednie jego czytadło. Nie miał racji! Charakteruzuje je ogromne poczucie humoru. Momentami śmiałam się w głos i dłuższy czas mijał nim mogłam skoncentrować się na dalszej leturze. Ale jak tu nie parsknąć śmiechem, gdy czytamy teksty typu: 
"-Ile ona może mieć lat? Pewnie po czterdziestce... Próchno!"
Szczególnie śmieszne, gdy się "powoli" tej czterdziestki dobiega. :D
A co powiedzieć, gdy humor ten nawiązuje do współczesnego świata – świata kultury, sztuki, ciekawych osobowości? To jest dopiero fenomen! :))
Sami oceńcie:
"Ja lubię muzykę, przy której człowiekowi robi się wesoło, można sobie potańczyć albo potupać nóżką. Weekend, Niecik, Masters..."
"Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego wyglądasz jak Majka Jeżowska, której boćki uwiły na głowie gniazdo?"
Do tego dorzucić można wspomniane w książce "wypierdki Merkel" czy sąsiadkę podglądającą karesy Betty i Krzysztofa przez oko wizjera "z taką uwagą jak Sauron wojska Aragorna we Władcy Pierścieni" oraz mnóstwo innych zabawnych tekstów, a dobry humor jest po prostu gwarantowany.

Mój opis wskazywać mógłby na to, iż mamy tu do czynienia wyłącznie z komedią. Otóż... nie dajcie się zwieść – "Morderstwo na Korfu" to też ciekawy kryminał. 


Autor uknuł wspaniałą intrygę. Zabójstwo właściciela hotelu przez jednego z jego gości i aż dwunatu podejrzanych. Wśród nich prawdziwa feria osobowości.
Po raz kolejny składam wielkie pokłony autorowi za spis postaci umieszczony na pierwszych stronach książki. Bez niego, ja nierozgarnięta, kompletnie bym się pogubiła. :D
Fantastycznym pomysłem było ukazywanie fragmentów rozmów oraz myśli potencjalnych sprawców śmierci Stefanosa, bez konkretnego wskazania o kim aktualnie jest mowa. Dzięki niemu czytelnik (ja patrząc w spis postaci) zaczyna główkować i snuć domysły na temat przedstawionych osób oraz potencjalnego mordercy właściciela pensjonatu. Ciężko było mi się połapać, gdy ciągiem były wymieniane postacie oraz ich ewentualne motywy popełnienia zbrodni. Ale dzięki wspomnianemu spisowi oraz przenikliwości babskiego umysłu ;D i z tym sobie poradziłam.
Autor doskonale rozbudzał moją ciekawość, dzięki czemu pragnęłam poznać dalszą część historii, kolejne motywy, rozmowy, wydarzenia, które doprowadzić miały do wykrycia sprawcy. I tu przenikliwość mojego babskiego umysłu nie pomogła. :D
Pewnie bystrzejsza osoba wykryłaby mordercę. Ja byłam zaskoczona, szczególnie gdy rozwiązanie zagadki okazało się niemal oczywiste. Tym większe wrażenie wywarł na mnie wątek kryminalny przedstawiony w opowieści.

Pisarz porusza tak wiele wątków dotyczących świata współczesnego, iż jego książkę należaloby zakopać w "kapsule czasu" (czy jak to tam nazwać ;) ) wraz z innymi pamiątkami z naszego okresu. Dzięki jej wykopaniu po wielu latach (np. w 2222 r.) młode pokolenie lub obcy, którzy wylądują na naszej planecie (ponosi mnie? ;D ) – mogliby dowiedzieć się wiele o obecnych czasach.

 Zasiadając do letury postanowiłam poszukać w niej wątków do których można by się przyczepić (ostatnio mam taką niezdrową pasję :D ) i... znalazłam. Otóż... Joanna nie mogła kiedyś oddać swej powieści wydawcy, ponieważ przechodzący nad jej domem halny zamienił się nagle w trąbę powietrzną "zerwał dach nad jej głową i porwał sto pięćdziesiąt kartek Pokuty Klementyny". Cud, że nasza pisarka obserwując odlatujące kartki "wraz z resztkami dachu i wirującym niczym w pralce poszyciem leśnym" uszła z tego cało. :D
Jest jeszcze jeden drobiażdżek, ale jeśli chcecie go poznać – poszukajcie w książce sami. ;)


Drogi A.!
Dziękuję za kolejną Twoją powieść. Jest wspaniała!
Mam tylko jedno pytanie związane z jej treścią. Jak umalowany jest transwestyta w Haloween? :D No i jeszcze mała uwaga. Pozwolę sobie przytoczyć fragment książki:
"Od kryminałów to jest Puzyńska i Jodełka. I starczy."
Śmiem się nie zgodzić z tym stwierdzeniem. A Bonda? A Mróz? A Rogoziński?
W razie pytań dotyczących Twej kolejnej powieści – służę dobrą radą. :D

Książkę polecam gorąco... wszystkim!

A Wy mieliście już przyjemność przeczytać jakieś dzieło Alka? Jakie są Wasze wrażenia z lektury? Koniecznie podzielcie się swoimi spostrzeżeniami w komentarzach. :))


niedziela, 18 października 2015

Sierpniowe i wrześniowe zdobycze książkowe ;)

Przychodzę dziś do Was, by podzielić się zdobyczami, które wzbogaciły moją biblioteczkę w sierpniu oraz we wrześniu. Solennie przyrzekałam sobie (co zresztą od jakiegoś czasu robię co miesiąc), iż nie będę kupowała więcej książek, ale wobec tych tytułów nie mogłam przejść obojętnie. ;) Zresztą zdobyłam je w niskich cenach, a niektóre pochodzą z wymian, więc ostatecznie i tak jestem z siebie zadowolona.

Tak prezentuje się mój stosik zdobyczy sierpniowych.


"Zakochać się" to zdobycz Biedronkowa. Jestem bardzo ciekawa tej pozycji, gdyż książka Cecelii Ahern, którą miałam przyjemność przeczytać wcześniej, a mianowicie "P.S. Kocham Cię"  (recenzja wkrótce) ogromnie mi się spodobała, a obecnie podczytuję "Love, Rosie". :)
"Dom zbrodni", "Kwiaty na poddaszu" i "Chustka" pochodzą z wymian książkowych i są to pozycje których poszukiwałam. Pamiętajcie.. nie zawsze trzeba wydać fortunę, aby zdobyć naprawdę świetne książki. :))
"Poradnik dla blogerów" i "Perfekcyjny dom" wyszukałam w koszu w Tesco, w ogromnej przecenie książkowej. Za pierwszą zapłaciłam 3 zł, a za drugą 8 zł.

We wrześniu wzbogaciłam się zaś o następujące tytuły. ;)


"Karaibska tajemnica" to kolejna pozycja z facebookowej wymiany książkowej. Jestem ogrooomnie ciekawa twórczości Ahaty Christie. :))
"Lato w Jagódce" Katarzyny Michalak upolowałam w sklepiku prasowym. Co miesiąc kupuję interesujące mnie tytuły z kolekcji. Są niedrogie (kosztują jakoś niespełna 13 zł za sztukę) i lubię tę pisarkę, choć język jej wytworów nie jest jakoś szczególnie górnolotny, a romantyczne sceny czasem przesłodzone są aż do mdłości. Jednak w historie opowiadane przez autorkę wpadam całą sobą i trudno mi się od nich oderwać. Ponad to żaden pisarz dotąd nie wywołał u mnie takiego potoku łez jak pani Kasia opowiadając swoje historie.
Trzy pozostałe pozycje pochodzą z... Biedronki oczywiście. Śmieję się ostatnio, że Biedronka to moja ulubiona księgarnia. :D
Pierwszą część Sherlocka miałam już przyjemmność przeczytać. Jeśli jesteście ciekawi moich wrażeń zapraszam na recenzję


Która pozycja Wam wpadła w oko? Koniecznie napiszcie też, jakie spośród nich czytaliście i jakie są Wasze wrażenia z lektury? :))


środa, 14 października 2015

Arthur Conan Doyle zyskał kolejną fankę - moja recenzja "Studium w szkarłacie" :)

Biedronka zaskakuje nas kolejnymi promocjami książkowymi, gdy więc pojawiła się okazja zakupu trzech, wspaniale wydanych, ciekawych czytadeł za jedyne 26 zł – nie zastanawiałam się długo i pomknęłam do "źródła rozpusty książkoholików". ;D Musiałam zdecydować się jedynie na trzy książki, więc wybranie ich zajęło mi sporo czasu. W końcu podjęłam decyzję o nabyciu dwóch części przygód Sherlocka Holmesa (wiele o nich słyszałam i uważam, że warto czasem sięgnąć po klasykę) oraz "Sześć córek", wydanych przez Świat Książki w ramach serii dla kobiet "Leniwa Niedziela".


Sherlock Holmes wydawał się wspaniałą lekturą "do torebki" i zastanawiałam się, czy warto kupić też trzecią dostępną część jego przygód – więc zaczytanie rozpoczęłam właśnie od niej.

 
Do "Studium w szkarłacie" zaglądałam w każdej wolnej chwili i tak wciągnęłam się w jej treść, iż trudno było mi się od niej oderwać. Z przyjemnością poznawałam dokotora Watsona oraz Sherlocka Holmesa i przypominałam sobie, jak w dzieciństwie oglądałam serial o nich wraz z rodzicami i rodzeństwem. Jako małolata uwielbiałam filmowego Sherlocka, i tego książkowego też pokochałam całym serduchem.
Szczególnie podobała mi się przenikliwość jego umysłu, gdy na podstawie pierwszego wrażenia odgadywał zawód, pochodzenie, czy przeżyte przez daną osobę doświadczenia oraz gdy po dokładnych oględzinach miejsca zbrodni i ciała denata stwierdzał, jak np. w "Studium w szkarłacie":
"-Popełniono tu morderstwo, a mordercą był mężczyzna. Miał ponad jeden metr osiemdziesiąt wzrostu. Był to młody człowiek o wyjątkowo małych stopach jak na swój wzrost, miał na sobie buty nie najlepszej jakości o kwadratowo wykończonych czubkach i palił indyjskie cygaro. Przyjechał tutaj wraz ze swoją ofiarą w dorożce czterokołowej, do której zaprzężony był koń z trzema zużytymi podkowami i jedną nową na przednim zewnętrznym kopycie. Według wszelkiego prawdopodobieństwa morderca miał rumianą twarz i stosunkowo długie paznokci prawej dłoni."
Jeszcze ciekawsze okazywały się poszlaki na podstawie których Holmes wyciągał określone wnioski.
Rozbawił mnie natomiast jego tekst na temat pojemności ludzkiego mózgu.
-"Uważam, iż mózg człowieka to małe, puste pomieszczenie, które powinieneś umeblować przedmiotami wg swojego wyboru. (...) Błędem jest myśleć, że to niewielkie pomieszczenie ma elastyczne ściany, które mogą rozszerzać się do każdego rozmiaru. Pamiętaj, że nadchodzi taki moment, kiedy po to, by wprowadzić jakąś dodatkową wiedzę, musisz zapomnieć coś, co wiedziałeś przedtem. Dlatego sprawą najwyższej wagi jest, aby nie przechowywać w mózgu żadnych zbędnych wiadomości, które wypychają inne przydatne fakty."
Opowieść o Watsonie, Sherlocku i wykrywaniu sprawcy morderstwa wciągnęła mnie bardzo, a tu nagle Arhur Conan Doyle całkowicie zmienił kierunek i styl powieści. Nie bez przyczyny, jak się później okazało. :)
Druga część książki to fascynująca opowieść przygodowa z wątkiem miłosnym. Dech zapierało mi w piersiach, gdy poznawałam historię Johna i Lucy Ferrier, a jeszcze bardziej, gdy dołączył do nich Jefferson Hope. Nagle znalazłam się na pustyni, wśród ludu mormonów. Akcja książki nabrała zawrotnego tempa i pochłonęła mnie jeszcze bardziej, niż jej pierwsza część, która pozbawiona była wartkiego biegu, a jednak charakteryzowała się tak szczególnym stylem, że z bólem odkładałam jej czytanie na później.
Czytanie drugiej części książki skończyłam niedługo po jej rozpoczęciu. Nie mogłam odłożyć jej – dopóty nie poznałam zakończenia opowieści. Arthur Conan Doyle trzyma czytelnika w wielkim napięciu, co rusz zaskakując go i fascynując kolejnymi zwrotami akcji. Autor stworzył wspaniały kryminał, w którym przedstawił barwne postacie i, w moim odczuciu, pokazał niepowtarzalny styl i kunszt pisarski, a najlepszą rekomendacją dla książki niech stanie się fakt, że mimo zarzekania się, iż już nie kupię we wrześniu żadnej lektury – sięgnęłam jednak na półkę po jej trzecią część. :))


A Wy? Spotkaliście się już z twórczością Doyle'a? Co czytaliście i jakie były Wasze wrażenia z lektury? A może, tak jak i ja, pamiętacie i z rozżewnieniem wspominacie wspaniały serial o Sherlocku?


Napiszcie o swoich wrażeniach w komentarzach. Zawsze jest mi bardzo miło, gdy dzielicie się ze mną swoimi przemyśleniami. :))


piątek, 9 października 2015

Prezent od autora (Alka Rogzińskiego)

Dziś przybywam do Was z krótką, ale za to przepyszną informacją. Otóż... Alek Rogoziński spełnił swoją obietnicę... i przesłał mi w końcu (myślałam, że czekając z butów wyskoczę) ten oto smakowity kąsek.

 
I już płakać mi się chce, bo usiadłam na chwilę do książki, a tu nagle okazało się, że jestem na 70-tej stronie. Zdarzył się Wam kiedyś kac książkowy, kiedy zaledwie zaczęliście czytać książkę? A kiedy jeszcze nie mieliście jej w rękach? Mi już płakać się chce, że książka Alka za chwilę będzie za mną. I znów nie wiem ile przyjdzie czekać mi na kolejną część. I znów przebierać będę nogami wyczekując kolejnego smakołyku spod pióra autora, a dech w piersiach będzie odbierało to napięte oczekiwanie. Za duży stres, a w tym wieku to już chyba niewskazane. ;D

W powieści znalazła się wspaniała dedykacja. Zaserduszkowałabym pisarza za nią, ale mąż mógłby być zazdrosny. :D


Wyobraźcie sobie, że to jeszcze nie koniec szczęścia, które mnie spotkało z okazji wydania "Morderstwa na Korfu". Ten facet (A.! To wyłącznie w pozytywnym sensie. ;D ) zrobił coś, z czym nigdy wcześniej się nie spotkałam. Podziękował blogerom. W cudowny sposób. :))


I tu, wśród blogów, prawdziwych perełek, znalazł się i mój skromny zakątek.


I co ja teraz mogę powiedzieć? Chyba. Ogromnie dziękuję, drogi Alku. :))) I brakuje mi już chyba tylko zakładki do książki z zapowiedzią Twojego kolejnego dzieła. Ach! I ja wiem, że Natasza Socha to prawdziwy kąsek na okładkowe rekomendacje, ale ja też bym się nadała. :D

Jednak uwaga! Mimo tych wszystkich cudownych niespodzianek od autora książkę postanowiłam potraktować na warsztacie krytycznie. Chociaż... obawiam się, że... pisarz tej krytyki bać się nie musi. On po prostu wymiata. Ale pamiętajcie... jestem krytyczna.... jestem krytyczna... tylko jak tu z takim bananem na ustach odnaleźć te krytyczne momenty. :D

Tymczasem odsyłam Was do mojej nietypowej recenzji pierwszej książki autora, a sama wracam już do hotelu na Korfu.