"Love,
Rosie" Cecelii Ahern to druga powieść autorki, którą miałam
przyjemność przeczytać. Książka "P.S. Kocham Cię"
zrobiła na mnie ogromne wrażenie i w najbliższym czasie na blogu
pojawi się jej recenzja. Najpierw jednak "Love, Rosie".
Dzięki modnej od jakiegoś czasu tradycji Haloween wiele osób namawia do czytania w obecnym czasie historii potwornych, budzących w czytelniku grozę. Ja nie przepadam za tego typu literaturą. Ponad to święto Wszystkich Świętych i Zaduszki – to dla mnie czas wyciszenia, odpoczynku, wspomnienia bliskich, których już nie ma wśród nas, kontaktu z tymi, których towarzystwem możemy się jeszcze cieszyć, zastanowienia się nad swoim życiem oraz wyznawanymi wartościami – dlatego ja do przeczytania polecam Wam teraz właśnie "Love, Rosie".
Właśnie
skończyłam czytać tę uroczą historię i choć czytałam ją
przez dłuższy czas, w przerwach na zapoznawanie się z innymi
lekturami, i choć początkowo traktowałam ją obojętnie – gdy
przysiadłam przy niej chwilę dłużej – porwała mnie.
"Love,
Rosie" to przepiękna i wzruszająca książka o miłości i
przyjaźni. Powieść o życiu, o tym, jak plotą się jego koleje, o
marzeniach, dojrzewaniu, przemijaniu. Nie wiem, jak mężczyźni, ale
na pewno każda kobieta odnajdzie w tej historii siebie – siebie
dwudziesto-, trzydziesto-, a może czterdziestoletnią. I nie mam tu
na myśli głównego wątku – wielkiej miłości do chłopaka,
mężczyzny. Chodzi o kolejne etapy istnienia, pewną dojrzałość
lub jej brak, spostrzeganie rzeczywistości w różnych momentach
życia.
Sam wątek
Rosie i Alexa zakochanych w sobie, przez lata poszukujących do
siebie drogi – nie przekonuje mnie jakoś szczególnie, podobnie
jak przyjaźń kobiety z mężczyzną, gdy jedno z nich lub oboje
pozostają w innym/innych związku/związkach. Wiadomo, że kiedy w
związku pojawiają się kłopoty, a na wyciągnięcie ręki jest
przyjaciel płci odmiennej, wydaje się on bardziej wyrozumiały,
szczery, opiekuńczy itd., w przeciwieństwie do "oddalającego się od nas"
partnera, który w tym układzie traci "kolejne punkty".
Zazwyczaj też w takim układzie przynajmniej jedno z "przyjaciół"
zaangażowane jest uczuciowo. Tak postrzegam to ja, pozbawiona
złudzeń co do przyjaźni damsko – męskiej "starowinka".
;)
Sam rozwój
wątku dotyczącego historii głównych bohaterów też mógł być
całkiem inny, niż opisany. Może gdyby nasi bohaterowie zostali
parą wcześniej – okazało by się, że zawodzą się wzajemnie i
wcale nie tworzyliby tak cudownej pary, jak im się wcześniej
wydawało. Zakończenie książki także nie przekonało mnie do
końca, choć wzruszyłam się czytając je i nie wykluczam, iż
historia taka mogłaby mieć miejsce.
Ujął mnie
za to wątek przyjaźni dwóch kobiet: Rosie i Ruby. Ogromne wrażenie
zrobiły na mnie opowieści o macierzyństwie, rodzinie, dojrzewaniu
i przemijaniu – naprawdę nakłaniają do przemyśleń. Za istotne
uważam też wątki o marzeniach oraz dążeniu do ich realizacji. W
książce można odnaleźć wiele pięknych przemyśleń.
Denerwowało
mnie, gdy Alex, nie tylko jako dziecko, ale również jako dorosły
już mężczyzna, parający się poważnym zawodem, w różnorakich
wiadomościach pisemnych rzucał swoje "wjem", zamiast
"wiem". Wyrażenie to mogło wydawać się urocze, gdy był
chłopcem, ale nie w wieku lat dwudziestu, trzydziestu... Zdaję
sobie sprawę, że innym osobom może to nie przeszkadzać, ale mnie
szczerze irytowało.
Książka
pisana jest w dość nietypowy sposób, albowiem jest to zbiór:
maili, listów, sms-ów, kartek okolicznościowych, czy artykułów z
gazet, dość łatwo jednak zrozumieć można jej treść. Ja, mimo
takiego stylu książki, po ukończeniu czytania odbieram ją jako
powieść.
"Love,
Rosie" pełna jest emocji. Niby opowiada o codzienności, raczej
pozbawiona jest nagłych zwrotów akcji, nie trzyma w napięciu, a
jednocześnie wyzwala w czytelniku mnóstwo uczuć. Poznając jej
treść uśmiechałam się, czasem śmiałam w głos, wzruszałam, a
nawet uroniłam łzę. Właśnie dlatego, pomimo moich zarzutów do
głównego wątku, a chwilami i samej historii – uważam, iż jest
to cudowna, warta zapoznania się z jej treścią, książka. :))
A Wy już
czytaliście to czytadło? Jak je oceniacie? Może macie je w
planach, albo jest to lektura kompletnie Wam obojętna?
Moje zdanie
na temat przyjaźni damsko – męskiej znacie. A Wy, co sądzicie o
takiej długoletniej przyjaźni podczas gdy pozostaje się w
związkach z innymi osobami? Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. :)