Jesteście
ciekawi dlaczego w temacie postu użyłam słów "recenzja
sercem pisana"? Odpowiadam "Po prostu. Bo inaczej się nie
da".
Książka
"Nie oddam dzieci" jest trzecią, przeczytaną przeze mnie,
a jednocześnie najnowszą powieścią Katarzyny Michalak. Nie będę
owijała w bawełnę – książka jest niesamowita. Warto po nią
sięgnąć, by przypomnieć sobie jak ulotne jest życie i zacząć w
końcu cieszyć się bliskością rodziny (każdą spędzoną z nimi
chwilą), korzystać z każdej danej nam minuty istnienia bez
odkładania ważnych dla nas spraw na "jutro". Warto
zajrzeć do niej, jeśli mamy ochotę wzruszyć się, popłakać (daj
nam Boże, jedynie przy książce, nie zaś w życiu prywatnym), a w
końcu uwierzyć w sprawiedliwość i obudzić w sobie nadzieję na
lepsze jutro, lub jeśli po prostu pragniemy poświęcić kilka
godzin naprawdę dobrej lekturze.
Ostrzegam od
razu! To nie jest książka dla każdego! Jest naprawdę do głębi
przejmująca. Jej pierwsza część to emocjonalny rollercoaster i
jeśli przebrniecie przez nią bez uronienia choćby jednej łzy –
to jesteście albo niesamowicie odporni, albo szaleni, albo totalnie
popieprzeni, podobnie jak jej dwóch "bohaterów", którzy
za nic mają uczucia innych, ich zdrowie i życie, a liczy się dla
nich jedynie ich chore podniecenie, zadowolenie z wyrządzonych
krzywd i narkotyki. Kiedy myślę o tych "osobach" –
cisną mi się na usta najgorsze przekleństwa, a najbardziej boli
mnie fakt, że tacy popaprańcy naprawdę istnieją we współczesnym
świecie, krzywdzą innych i pozostają bezkarni.
Książkę
pochłonęłam w ciągu kilku godzin. "Nie oddam dzieci"
zaczęłam czytać późnym wieczorem w dniu, w którym ją
otrzymałam, a skończyłam o 2:00 w nocy. Rano zaś obudziłam się
– myśląc o jej treści i zawartym w niej przesłaniu. Kiedy
czytałam jej pierwszą część co rusz musiałam przerywać, gdyż
do oczu napływały mi łzy, oddech stawał się cięższy i z
problemami łapałam powietrze, a w klatce piersiowej czułam
napięcie i ból, jakie czuję w chwilach ogromnego wzburzenia.
Nie wiem (i
nigdy nie chciałabym dowiedzieć się na własnej skórze), co czuje
osoba, która straci dziecko, mogę się tego tylko domyślać, a
Michał Sokołowski (główny bohater książki) traci nagle dwie
najbliższe sercu osoby: żonę i 3-letniego synka. Myślę, że jego
reakcja na tę straszną wiadomość (opisana przez Katarzynę
Michalak) oraz kolejne kroki przedstawiają rzeczywiste zachowania
osoby, która ma już więcej nie ujrzeć swoich najbliższych. Nie
wiem, czy autorka miała możliwość rozmawiać z osobami, które
przeżyły podobną traumę – jednak w doskonały sposób
przedstawiła pierwszą reakcję i kolejne kroki osoby (a właściwie
osób) po tak wielkiej stracie. Najpierw niedowierzanie, potem
ogromny ból, nadzieja, że może jednak to jakaś pomyłka, że
nieprawda, a następnie kolejny cios, i kolejny, gdy z każdą chwilą
informacja się potwierdza. :((
"Powiedział
to. Wreszcie powiedział to dzieciom i rodzinie.
Zacisnął
powieki, słysząc czy niemal czując ciszę – tę jedyną w swoim
rodzaju, nabrzmiewającą niedowierzaniem i przerażeniem ciszę,
która zawsze zapadała po takich słowach. Ile razy przekazywał tę
straszną wiadomość rodzinie zmarłego pacjenta, zawsze zapadała
taka właśnie cisza. W najgorszych koszmarach nie przypuszczał, że
będzie musiał powiedzieć to swoim dzieciom, swojej rodzinie.
Cisza pęka
nagle. Świat wokół rozpada się na kawałki wśród krzyków –
jeszcze niedowierzających, jeszcze brzmiących nadzieją, że te
słowa nie padły, że Michał tak okrutnie zażartował, że za
chwilę przez drzwi wpadnie mały Antoś, za nim wejdzie Marta i
powróci świat sprzed tych słów. Ale nagle niedowierzanie zamienia
się w przerażenie, nadzieja pryska, a jej miejsce zajmuje
bezbrzeżna, bezgraniczna rozpacz."
Gdy do
świadomości osoby, która straciła kogoś bliskiego, szczególnie
tak nagle i w tak dramatycznych okolicznościach jak Michał,
dochodzi w końcu ta okrutna informacja – osoba ta zaczyna zadawać
sobie pytania: Czy mogłam (mogłem) zrobić coś, by do tego nie
doszło, zapobiec tej sytuacji? Później przychodzi czas na
obwinianie siebie za to, iż wcześniej nie mieliśmy czasu dla
kochanej osoby, nie zatrzymaliśmy jej przy sobie kilka minut, dzięki
którym może nadal by żyła.
"To nie
tamten bandyta, ale ty, właśnie ty jesteś temu winien – po raz
pierwszy, ale nie ostatni, o nieee, na pewno nie ostatni, odzywa się
okrutny głos w jego głowie. Gdybyś pamiętał o urodzinach
dziecka, gdybyś odebrał Antosia z przedszkola, teraz siedziałby
bezpieczny za stołem i zdmuchiwał świeczki na torcie. Gdybyś
wrócił do Marty na te kilka sekund... gdybyś nie zostawił jej w
tamtym pokoju, spiesząc do swojej zasranej pracy... Teraz kroiłaby
tort i patrzyła z czułością na Antosia, żywego Antosia, który...
Gdybyś zatrzymał się na chwilę i nakazał przestawić Jakubowi
samochód, żeby Marta z Antosiem mogli wrócić do domu potężnym,
bezpiecznym SUV-em, może ocaliłbyś im życie, ale ty się za
bardzo spieszyłeś."
Osoba
pogrążona w żałobie obwinia siebie i innych. Rozsądek
podpowiada, iż za późno już na szukanie winnych, na obarczanie
siebie lub kogokolwiek innego, a jednak emocje są tak silne, iż
trudno z nimi walczyć. Pojawiają się pytania: Czy Bóg istnieje?
Jeśli tak, to dlaczego pozwolił odejść komuś, kogo tak bardzo
kochaliśmy, w dodatku tak dobrej osobie lub trzyletniemu dziecku
(czym ono zawiniło)? Czy '"wszechmocny i wszechpotężny"
Bóg jest aż tak bezduszny i okrutny?
Autorka
książki w mistrzowski sposób opisała myślową kołomyję
pojawiającą się w głowie osoby, która straciła najbliższych, w
dodatku tak nagle i nieoczekiwanie.
Kiedy
czytałam o facetach (jakoś nie mogę znaleźć innego wyrażenia,
które nie było by okraszone stekiem przekleństw), którzy stali
się sprawcami wypadku – miałam wielką nadzieję na to, że ich
portrety zostały mocno przerysowane, że w rzeczywistości takich
............... nie ma, a jeśli już – to jest ich naprawdę
niewielu i znajdują się na oddziałach zamkniętych. Z drugiej
strony wokół słyszymy tyle okrutnych historii, iż dochodzę do
wniosku, że tak chore typy też chodzą po tym naszym świecie. I to
jest przerażające. Mam nadzieję, że to jednostki, które niedługo
znajdą się tam, gdzie powinni: w zakładach psychiatrycznych lub
więzieniach o zaostrzonym rygorze.
Pisarka
doskonale przedstawiła portrety pscyhologiczne opisanych w książce
postaci. Podoba mi się, że przedstawiła zarówno emocje, uczucia i
myśli okrutnie doświadczonej przez los rodziny zmarłych (Michała
i jego dzieci), jak i zbirów, którzy przyczynili się do śmierci
Marty oraz 3-letniego Antosia.
Katarzyna
Michalak w tej cudownej książce pokazała jeszcze coś ważnego i
smutnego niestety. Przedstawiła niesprawiedliwość niejednokrotnie
mającą miejsce w polskich realiach. Krzywdzące wyroki sądowe,
bezradność policji w stosunku do bandziorów.
"Prokurator
podniósł się powoli, obszedł biurko i stanął przed młodym
człowiekiem, patrząc na sierżanta z mieszaniną podziwu i litości.
On też kiedyś był pełen ideałów. Znaleźć dowody, doprowadzić
do aresztowania i zrobić wszystko, by sprawiedliwości stało się
zadość. Szybko pozbawiono go złudzeń. Nie istniało coś takiego
jak sprawiedliwość, a już na pewno nie, jeśli chodzi o tych na
świeczniku."
Przykre to
bardzo i nie wiem, co mogłabym dodać w temacie, dlatego pominę
milczeniem. :(
Ja opisując
książkę podzieliłam ją sobie na dwie części. Pierwszą, w
której Michał i jego bliscy dowiadują się o śmierci Marty i
Antosia, przeżywają ból po ich stracie. I drugą – w której
Michał powinien wziąć się w garść i zająć pozostałymi
dziećmi.
W tej części
opowieści główny bohater strasznie mnie denerwował. Miałam
ochotę wstrząsnąć nim porządnie, aby wyszedł z marazmu w który
popadł i starał się... dla swoich dzieci, które wciąż przy nim
były, a wszystko wskazywało na to, że za chwilę może również
je stracić. Nasz bohater stał się kompletnie bezradny i dodatkowo
los zsyłał na niego kolejne katastrofy. Czy doktor stanął na
nogi? Czy dzieci zostały przy nim, czy jednak trafiły do domu
dziecka? Aby się tego dowiedzieć, musicie przeżyć tę pełną
emocji książkę. Przeżyć, nie piszę przeczytać – ponieważ
jej nie da się po prostu przeczytać. Ją przeżywa się całym
sobą.
Książka
jest przerażająco smutna, a jednak, gdy doczytacie ją do końca –
zabłyśnie nadzieja, co jest kolejnym, wielkim plusem tej
publikacji. :) Jestem ogromnie zadowolona z zakupu i dziękuję za
każdą minutę, którą mogłam spędzić czytając tę powieść.
:) Dodam, że powinna być to obowiązkowa lektura dla każdego
kierowcy.
Książkę
odstawiam na półkę jako jedną z tych najbardziej cenionych. Na
pewno sięgnę po nią ponownie, a dopóty nie trafi się kolejna
okazja jej przeczytania w głowie mojej pozostaną słowa:
"-
Kiedy... kiedy będzie jutlo?"
Kto je
wypowiedział? W jakiej sytuacji? Dlaczego? Tego też nie powiem.
Musicie dowiedzieć się sami. Przeczytajcie tę książkę – na
pewno nie pożałujecie. I cieszcie się... każdą chwilą.
Spędzajcie jak najwięcej czasu z rodziną i przyjaciółmi, róbcie
to, co lubicie robić. Nie odkładajcie tego co najważniejsze i
dobre dla Was do jutra. Jutra może nie być...