Dosłownie
przed chwilką skończyłam czytać "Powód by oddychać".
I...?
Pytam... Jak
w ten sposób można zakończyć książkę? Na ostatnich stronach
nagle przyprzeć czytelnika do muru, poddusić, a potem zostawić
samego... bez tchu, bez oddechu. Zostawić go kompletnie
zaskoczonego, w ogromnej niewiedzy i bezsilności. Poszarpać nim
tak, jak psychopatka Carol – niejednokrotnie szarpała główną
bohaterką książki. I odejść... Nie wiem... Z drugiej strony...
takie zakończenie zmusza czytelnika do sięgnięcia po kolejną
część książki, nawet, gdyby ostatecznie miał nie doczytać jej
do końca. No i świetnie, jeśli czytadło naprawdę się spodobało,
ale jeśli kogoś nie zadowoliło i musi czytać dalej? Nie wiem.
Ochłonęłam,
zaprosiłam do siebie koleżankę wenę ;) i pragnę powiedzieć Wam
teraz o wszystkim, co czułam i myślałam – czytając tę książkę,
o wszelakich moich przemyśleniach na jej temat. ;)
Rebecca
Donovan – dotyka ważnego problemu – problemu przemocy. Książka
napisana jest poprawnym językiem, niejednokrotnie porusza wyobraźnię
w niesamowity wręcz sposób, chwyta za serce w takim stopniu, że z
oczu czytelnika ciekną łzy – a jednak nie zachwyciła mnie.
Dlaczego? Myślę, że byłaby doskonała, gdyby miała 100-150 stron
mniej. Spokojnie można by oddać wówczas jej sedno we wspaniałej
literaturze. Przy rzeczywistej objętości książki (493 str.) mam
wrażenie, że chwilami była niepotrzebnie naciągana. Momentami
czytałam ją bez większego zainteresowania i nie miałam
najmniejszego problemu z tym, aby odłożyć ją na półkę, a
powrót do dalszego czytania opasłego tomiska – nie był
wypełniony entuzjazmem i ciekawością, które chciałabym czuć. Za
to w międzyczasie sięgałam po inne książki, których czytanie
sprawiało mi radość.
Postać
głównej bohaterki wydaje mi się bardzo nierzeczywista. Może,
gdyby była to dorosła kobieta, z dużym doświadczeniem życiowym –
uwierzyłabym, że mimo ciężkiej sytuacji życiowej byłaby
doskonała w dziedzinie, w której widziałaby dla siebie "światełko
w tunelu", nadzieję na lepsze jutro. Jednak nastolatka,
mieszkająca u wujostwa, swego rodzaju kopciuszek, do tego
wszystkiego wyzywana i okładana przez ciotkę czym popadło i kiedy
tylko trafiła się okazja, dosłownie nękana fizycznie – wybitna
w sporcie i w nauce, bo w ten sposób uwolni się z łap
ciotki tyranki – to dla mnie postać kompletnie nieprawdziwa.
Rozumiem, że
młoda dziewczyna, nękana fizycznie przez ciotkę nie chce "donieść
na nią" ze względu na to, że żal jej dzieci, które
zostałyby ciotce odebrane, a dla których jest cudowną mamą, ale
że przy tym ta nękana nastolatka jest wybitną
sportsmenką i uczennicą?
Znaliście kiedyś kogoś takiego?
Z
kolei ciotka Emmy – głównej bohaterki. Przecież to osoba chora
psychicznie. Swą siostrzenicę wyzywa i bije, kiedy chce i czym
popadnie, a dla swoich dzieci jest przykładną mamą? Jeśli nawet
była by to prawda, pytam: Jak długo potrwa taki stan rzeczy? Co
zrobi, kiedy nękana przez nią dziewczyna odejdzie ze wspólnego
domu? Zacznie bić któreś ze swych własnych dzieci?
I
kolejne pytania. Wujek Emmy, mąż Carol, nie wie co się dzieje pod
jego własnym dachem? Wydaje się, że nie wie, ale czy na pewno? Nie boi
się o własne dzieci? O ich zdrowie i życie?
Promykami
słońca w ciężkim życiu głównej bohaterki są Sara – jej
przyjaciółka i poznany nieco później Evan. Evan bardzo podoba się
Emmie, jednak ta unika bliskości z nim, ponieważ boi się reakcji
ciotki, gdyby ta dowiedziała się, że jej siostrzenica ma chłopaka.
Za to Evan to prawdziwy "książę z bajki", "rycerz
na białym koniu". Wie, że Emma ukrywa coś przed nim, domyśla
się jej problemów i wspiera jak tylko może, czekając aż ona
pozwoli mu się do siebie zbliżyć. Jedyne, co zgadza mi się w
zachowaniu Sary i Evana to fakt, że znając sytuację Emmy – nie
mówią o niej nikomu, gdyż Emma im tego zabrania. Boją się o
życie dziewczyny, a jednak słuchają jej zakazu poinformowania o
jej sytuacji kogokolwiek, a przecież ktoś mógłby jej pomóc.
Jedynie ich milczenie jest dla mnie potwierdzeniem faktu, że mamy do
czynienia z nastolatkami. Okazuje się jednak, że i niektórzy
dorośli domyślają się prawdy i milczą. Na co czekają?
Pewnie
gdybym sama była nastolatką – zachwycałabym się książką.
Jednak jestem zbyt "duża" żeby pewne rzeczy przyjmować
bezdyskusyjnie, gdy głos w głowie podpowiada, iż niektóre z
opisanych w książce faktów wręcz uderzają swoją
nierzeczystością. Ponad to – chciałabym książkę pochłonąć
jednym tchem. Jeśli porusza ona tak ważki temat, jakim jest problem
przemocy, a ja odkładam ją na półkę bez większych emocji, aby
przeczytać później, bez oczekiwania na moment, kiedy będę mogła
czytać dalej, do tego w międzyczasie pochłaniając inne książki
– to niestety nie mogę powiedzieć, że jest "fenomenalna",
czy godna miana "bestsellera" – a dużo takich opinii
czytałam.
Czy
sięgnę po "Oddychając z trudem", kolejny tom tego
czytadła? Nie wiem. Jeśli będzie okazja – to tak. Zapowiedzi są
bardzo ciekawe, dotykają kolejnego ważkiego problemu, jakim jest
alkoholizm. Nie wyczekuję jednak każdej okazji, aby zdobyć i
przeczytać kolejną książkę z serii, a już na pewno nie wydam na
nią pieniędzy. Wolę kupić inną lekturę.
Oczywiście
ocena moja jest bardzo subiektywna. Musielibyście sami sięgnąć po
książkę, aby ją ocenić. A może mieliście taką okazję? Co o
niej myślicie?