Witajcie!
Pędzę dziś
do Was z recenzją przezabawnej książki Nicka Spaldinga pt.
"Miłość... i nieprzespane noce". Czytałam ją w
wakacje, a teraz w końcu zebrałam się, aby podzielić się z Wami
swoimi wrażeniami i zachęcić Was do sięgnięcia po tą lekturkę.
Bo na śmiech zawsze jest odpowiednia pora. ;)
Ja kupiłam
tę książkę po przeczytaniu jej malutkiego fragmentu na fanpage'u
wydawnicta "Muza". Fragment ten rozbawił mnie ogromnie, a
jako, iż niedawno zostałam mamą nie wahałam się nad jej nabyciem
ani chwili. ;)
Czytadełko
to jest kontynuacją książki "Miłość... z obu stron",
której jeszcze nie miałam okazji czytać, ale całkiem
prawdopodobne jest, iż wkrótce po nią sięgnę. Wracając jednak
do omawianej lektury. Opowiada ona o małżeństwie
trzydziestokilkulatków, Jamiem i Laurze Newmanach. Jamie na co dzień
pracuje jako dziennikarz w lokalnej gazecie, w której spierać się
musi "o niezwykle prozaiczną kwestię zagospodarowania szpalty
mającej siedem i pół centymetra". Laura z powodu recesji
zmuszona jest zamknąć swój sklep, a w momencie gdy ją poznajemy,
podąża na rozmowę kwalifikacyjną "na dobrze opłacane
stanowisko w jednym z największych przedsiębiorstw w branży
czekoladowej".
Najważniejszym
jednak wydarzeniem w owym czasie w życiu tej dwójki staje się
fakt, iż po zastosowaniu "metody improwizowanej antykoncepcji"
w chwili, gdy w ich domu nieszczęśliwie zabrakło prezerwatyw –
mają zostać rodzicami. Cała książka to opowiadanie o
zdarzeniach dotyczących przebiegu ciąży Laury oraz pierwszego roku
życia ich dziecka. O swoich uczuciach opowiada nie tylko nasza
bohaterka, opisując je w listach do zmarłej mamy, ale również
Jimmy, który swe emocje przelewa na prowadzonym blogu. Według mnie
pomysł autora, aby mężczyzna opisywał tak dokładnie swoje
historie na blogu, który może przeczytać każdy nie jest do końca
trafiony, gdyż:
- żaden mężczyzna tak wylewnie nie otworzyłby się przed publiką,
- żadna kobieta nie zgodziłaby się na takie jawne opisywanie swego związku przez męża,
- Laura Newman prędzej strzeliłaby sto razy męża ścierką po łbie, niż pozwoliła na coś takiego.
Jednak sam
pomysł na to, aby każde z małżonków w jakiś sposób opisywało
swoje przygody jest w tej książce jak najbardziej trafiony. Kobieta
i mężczyzna opowiadają o swoich doświadczeniach przez co książkę
czytamy z dużym zainteresowaniem, a bohaterowie stają nam się dużo
bliżsi, niż gdyby to autor opisywał ich historię, a nie oni sami.
Newmanów
lubi się niemal od pierwszych stron książki. Kilkukrotnie
przedstawieni są jako "pechowcy", jednak myślę, iż
każdy z czytelników ma czasem "trochę takiego pecha" i
każdy odnajduje w bohaterach część siebie. Opisane wydarzenia
ukazują rzeczywiste problemy młodych par, którym zdarzyło się
"zaliczyć wpadkę" oraz trudności dotyczące wszystkich
młodych, niedoświadczonych rodziców. Widać, iż autor dokładnie
wie, o czym pisze.
Przedstawione
opowieści, czasem nieco podkoloryzowane, są tak zabawne, że
książkę wręcz pochłania się z wielkim uśmiechem na ustach, a
uśmiech ten często przeradza się w gromki śmiech. Prawdopodobnie
na palcach jednej, lub ewentualnie dwóch rąk, policzyłabym strony
podczas czytania których nie zaśmiewałam się w głos.
W książce
opisana jest większość doświadczeń z jakimi przychodzi nam się
zmierzyć, gdy kobieta zachodzi w ciążę oraz gdy zostajemy
rodzicami. Odczuwanie mdłości w miejscach publicznych, nietypowe
zachcianki żywieniowe i ogromna huśtawka nastrojów, które
spotkały Laurę w trakcie ciąży, a także lekcje w szkole
rodzenia, czy poród – to zaledwie początek góry lodowej. Po
narodzinach dziecka życie Newmanów "rozkręciło się"
się na dobre. Poznają oni co oznacza: opieka nad maleństwem i
związany z tym chroniczny brak snu, a także choroba ukochanego
szkraba. Ponad to autor opisuje historie dotyczące: błędnego aktu
urodzenia Srary (przepraszam – Sary), pierwszego jej wulgarnego
słowa, nieszczęsnej wyprawy na zakupy taty z dzieckiem w wózku,
czy wyjazdu na wspólny wypoczynek. Od zabawnych wydarzeń aż się
roi.
W rolach
drugoplanowych występują m.in. przerażająca położna oraz wredna
teściowa, która, jak się okazuje, kryje straszliwą tajemnicę.
Wątpliwa przyjemność odkrycia jej sekretu spotyka Laurę. Co to za
sekret? Jak Laura poradzi sobie z zatrzymaniem go tylko dla siebie? A
może nie wytrzyma i wyjawi go mężowi? Nie powiem. Koniecznie sami
musicie przeczytać tę powieść.
Zastanawiałam
się, czy to czytadełko rozbawia mnie i "trafia do mnie"
ze względu na to, że jestem mamą bobaska, i czytałam jego
fragmenty różnym znajomym. Okazało się, że wszyscy rechotali w
głos i jednakowo byli zainteresowani kolejnymi przygodami młodego
małżeństwa i ich oseska.
Książka
upstrzona jest wieloma wulgaryzmami, ale kompletnie mi to nie
przeszkadzało. Osoby szczególnie wrażliwe 1/3 książki musiałyby
pominąć.
Nick
Spalding napisał fantastyczną komedię i można by pomyśleć, iż
pisać umie wyłącznie "na wesoło". Nic bardziej mylnego.
Trzy fragmenty książki bardzo mnie wzruszyły, a jeden z nich
sprawił, że z oczu leciały mi łzy jak grochy. Wstyd mi było,
gdyż książkę czytałam w miejscu publicznym, ale nagle wielka
klucha stanęła mi w gardle i ukradkiem wycierałam lecące po
policzkach krople. Fragment o którym mowa czytałam kilkakrotnie i
za każdym razem jednakowo rozdzierał mi serce. Musicie to przeżyć
sami.
Szczerze
polecam tę książkę na każdy czas, nawet na ten najbardziej
zaganiany i męczący. Lektura ta pozwoli Wam odpocząć i oderwać
się od rzeczywistości. Dziesięć minut przy niej przywróci Wam
chęć do życia w każdym, nawet trudniejszym okresie. To doskonały
"poprawiacz nastroju".
Macie
dzieci? Koniecznie sięgnijcie po tę lekturę. Jeśli ich nie macie,
a planujecie w przyszłości – również przeczytajcie i....
"...
śpijcie tyle, ile zdołacie. Gdziekolwiek i kiedykolwiek się da.
Rozkoszujcie się swoim łóżkiem. Wylegujcie się długo i
namiętnie. Jeżeli wam się wydaje, że spaliście za długo,
przewróćcie się jeszcze na pół godzinki na drugi bok i
naciągnijcie kołdrę na głowę. Wierzcie mi, te przyjemne
wspomnienia pomogą wam przetrwać, gdy o trzeciej nad ranem z gołym
tyłkiem będziecie sterczeli w salonie z dzieckiem na rękach,
kołysząc je łagodnie, by przestało wydzierać się na całe
osiedle."
Czytaliście
już tę książkę? Planujecie sięgnąć po nią? A może polecicie
mi jakąś naprawdę zabawną lekturę? Bardzo lubię takie czytać.
:)
Życzę Wam
pełnego śmiechu dnia (nocy) - kiedykolwiek czytacie ten post. :)
Książka na pewno jest ciekawa ale dzidziuś prześliczny. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńRzeczywiście, słodziaczek!
Usuń:)
Usuńmam dziecko i chętnie przeczytałabym tę książkę, myślę, że przypomniałabym sobie wiele chwil :]
OdpowiedzUsuń